Analizujemy Overwatch – 4 powody, dla których FPS Blizzarda zamiecie - Strona 3
Overwatch to organizacja próbująca utrzymać pokój na świecie. Ale Overwatch to także zlepek różnych pomysłów z innych gier. Wybraliśmy cztery dowody świadczące o tym, że Blizzard w maju wyda kolejną hitową produkcję.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Overwatch – Blizzard pozamiatał
Po drugie – drużynowy chaos

Zapominalskim przypominamy – w Overwatchu nie będzie kampanii dla jednego gracza.
Nawet najpiękniejsza gra ze wspaniałym uniwersum to za mało, by wciągnąć w zabawę na długie miesiące. Blizzard postawił więc na solidną drużynową rozgrywkę, w której jeden uczestnik nie da rady sam wygrać meczu. Warto zauważyć, że to już pewna prawidłowość – Overwatch jest kolejną pozycją amerykańskiego studia z tak silnym naciskiem na zespołowe zgranie. Poprzednia to oczywiście Heroes of the Storm, czyli MOBA, w której cała drużyna wspólnie zbiera punkty doświadczenia, a każda mapa ma cele, bez realizacji których po prostu się przegrywa.
W Overwatchu podejście to wydaje się jeszcze bardziej widoczne, gdyż w trakcie meczu można (a nawet trzeba) zmieniać postacie. Powoduje to, że próg wejścia do gry jest dość wysoki, gdyż konieczna okazuje się znajomość co najmniej kilku zupełnie różnych bohaterów. Osobiście ów nacisk na zabawę drużynową postrzegam jako potencjalnie największy mankament tytułu. Nie dotyczy to sytuacji, gdy mamy pięciu znajomych i bawimy się wspólnie; gorzej jednak sprawa wygląda przy grze samemu – nieraz zdarzało się, że choć dwoiłem się i troiłem, moi towarzysze przegrywali mecz, źle dobierając swoje postacie lub nie współpracując w kluczowych momentach. Powstaje więc pytanie: czy Overwatch okaże się dobrą propozycją dla jednego gracza? Na ocenę przyjdzie czas po premierze – czy jednak wysoki próg wejścia odstraszył od zabawy w Counter Stike’a?
Osobną kwestię stanowi balans. Blizzard znany jest z tego, że traktuje go po swojemu – twórcy z tego studia wielokrotnie mówili, iż ważniejsze dla nich jest to, czy gracze dobrze się bawią, a nie to, czy szanse obu stron są idealnie wyrównane. Trudno się nie zgodzić, że taka nieprzewidywalność ma swoje zalety – pięciu Winstonów i leczący ich Lucio, przejmujący z marszu wszystkie punkty na mapie, to scena godna zapamiętania. Gorzej, jeśli akurat jesteśmy po tej drugiej stronie i zaliczamy kolejną porażkę. Podobnie jak w przypadku mocnego nacisku na „drużynowość” balans przyjdzie ocenić dopiero po premierze. Czy jednak szalony balans przeszkodził Hearthstone’owi osiągnąć wielki sukces?