Final Fantasy XV - kultowa seria odradza się z popiołów - Strona 4
Przez prawie dziesięć lat od rozpoczęcia produkcji Final Fantasy Versus XIII przeszło długą, wyboistą i pełną zmian koncepcyjnych drogę, nim w końcu zaczęło zyskiwać ostateczny kształt jako Final Fantasy XV.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Final Fantasy XV – triumfalny powrót serii kultowych RPG-ów
O ile pełne głównie scenek przerywnikowych zwiastuny robią olbrzymie wrażenie, tak dwie wydane wersje demonstracyjne borykają się z licznymi kłopotami dotyczącymi grafiki. Pierwsza, o nazwie Episode Duscae, wyglądała całkiem zacnie, ale wprawne oko szybko wyłapywało zbytnie rozmycie odległych obiektów, zaś miłośnicy liczenia pikseli na ekranie donieśli, że gra wcale nie działała w pełnoprawnej rozdzielczości 1080p. Natomiast jeszcze świeże Platinum Demo, mimo korzystania z algorytmu dynamicznie zmieniającego rozdzielczość, nie potrafi utrzymać stałej liczby klatek na sekundę i choć w ogólnym rozrachunku prezentuje się naprawdę nieźle, to bliższy ogląd ujawnia paskudnie rozmyte tekstury oraz miewający problemy system cieni. Po serii, której trzynasta odsłona sześć lat po premierze nadal potrafi oczarować widokami, oczekuje się zdecydowanie czegoś więcej.
Po dziesięciu latach produkcji i dość drastycznych zmianach koncepcyjnych Final Fantasy XV wciąż jawi się jako potencjalnie świetna produkcja, ale ani udostępnione grywalne fragmenty, ani materiały filmowe nie pozwalają jeszcze na ostateczne pozbycie się pewnych wątpliwości narosłych w trakcie wieloletniego wyczekiwania premiery. Decyzja o stworzeniu w pełni zręcznościowego systemu walki wymusza na twórcach wyczucie perfekcyjnego balansu między prostotą prowadzenia starć a godną japońskich gier fabularnych głębią możliwości taktycznych, w przeciwnym razie walka szybko stanie się męczarnią, miast być głównym daniem tytułu. Kilka godzin zabawy z Episode Duscae i kilkadziesiąt minut spędzonych z Platinum Demo wprawdzie nieco rozwiewa wątpliwości związane z tym aspektem i pozwala mieć nadzieję, że będzie dobrze, ale mimo wszystko to za małe fragmenty całości, by odpowiedzieć na pytanie, czy deweloperom się udało. Niepokój budzi też warstwa techniczna gry – i w tym wypadku wersje demonstracyjne raczej go pogłębiają, zamiast zmniejszać. Sporą niewiadomą pozostaje również fabuła, w przypadku której znamy niemal wyłącznie ogólne założenia, a szczegóły po licznych zmianach w trakcie produkcji są niejasne i nawet nie do końca wiadomo, co z widzianych wcześniej elementów znajdzie się w finalnej wersji gry. Mimo tych wszystkich obaw liczę na Japończyków i na to, że seria odzyska dawny blask, a długoletnie oczekiwanie nie skończy się olbrzymim rozczarowaniem. Ponieważ, jeśli się nie uda, gatunek może już całkiem przenieść się do wypełnionej remasterami i budżetówkami niszy.
Michał Grygorcewicz | GRYOnline.pl