autor: Michał "Kwiść" Chwistek
Recenzja gry Final Fantasy XV – triumfalny powrót serii kultowych RPG-ów
Część piętnasta to triumfalny powrót serii Final Fantasy do grona najlepszych gier RPG. Rewelacyjne postacie, przepiękny świat, cudowna muzyka oraz szybka i efektowna walka, to tylko najważniejsze z jej licznych zalet.
- rewelacyjnie wykreowana czwórka głównych bohaterów – ich śmieszny wygląd i dziwne imiona szybko przestają mieć znaczenie;
- ciekawa, choć nieco chaotycznie przedstawiona historia;
- dynamiczny i efektowny system walki w stylu Bayonetty czy Devil May Cry;
- zapadające w pamięć polowania na olbrzymie bestie;
- wspaniałe lokacje tworzące wiarygodną wizję współczesnego fantasy;
- konstrukcja świata, która zadowoli zarówno miłośników sandboksów, jak i sympatyków liniowych historii;
- satysfakcjonujący system rozwoju postaci;
- wspaniała ścieżka dźwiękowa – w trakcie zabawy usłyszymy też kawałki z poprzednich 18 odsłon.
- momentami uciążliwa praca kamery;
- słabo przemyślane i irytujące finałowe walki;
- zbyt długi rozdział XIII;
- sporo mało ciekawych zadań pobocznych.
Minęło ponad dziesięć lat od pierwszej publicznej prezentacji Final Fantasy XV na targach E3 w Los Angeles. Gdy gracze z całego świata podziwiali efektowny zwiastun, były iracki dyktator Saddam Husajn wciąż żył, serwis nasza-klasa.pl dopiero szykował się do startu, a do premiery pierwszego Wiedźmina mieliśmy jeszcze ponad rok. W trakcie tej dekady gra studia Square Enix zmieniła nazwę, przeskoczyła jedną generację konsol oraz doczekała się nowego reżysera, który w międzyczasie zdążył przyczynić się do powstania pięciu innych tytułów. Czy warto było tyle czekać? Zdecydowanie tak, ale długi okres produkcji miał również kilka negatywnych skutków.
Nie taki boysband straszny
Najważniejszym i jednocześnie wzbudzającym największe kontrowersje elementem nowego Finala jest czwórka jego głównych bohaterów. Noctis, Gladio, Ignis oraz Prompto wyglądają niczym członkowie kapeli J-popowej i wydaje się, że zupełnie nie pasują do epickiej opowieści fantasy. Nic bardziej mylnego. Protagoniści ci to jedne z najlepiej zrealizowanych postaci w historii serii, które będziemy wspominać jeszcze długo po ukończeniu zabawy. Tak świetny rezultat twórcy gry uzyskali dzięki zastosowaniu kilku prostych, ale bardzo skutecznych patentów.

FF XV ma jedną z najdziwniejszych i jednocześnie najlepszych scen wprowadzających, jaką widziałem w grach. W jej trakcie możemy posłuchać utworu Stand by me w wykonaniu Florence and the Machine.
Przede wszystkim nasi bohaterowie stale ze sobą rozmawiają: wymieniają się uwagami na temat spotykanych postaci, żartują, kłócą się czy przypominają o potrzebie uzupełnienia zapasów lub zatankowaniu samochodu. Nie robią tego jednak tylko podczas spaceru. Dzięki ograniczeniu szybkiej podróży spędzamy z nimi sporo czasu w trakcie jazdy samochodem czy dosiadając kultowych dla serii ptaków chocobo. Aby zwiększyć poziom doświadczenia, zmuszeni jesteśmy również często biwakować bądź odwiedzać hotele, co stwarza kolejne okazje do interakcji między wspomnianą czwórką.
Na osobną uwagę zasługuje rewelacyjny pomysł z automatycznymi zdjęciami trzaskanymi przez Prompto. Chłopak każdego dnia robi kilka lub kilkanaście screenshotów, które możemy obejrzeć przed udaniem się na spoczynek. Czasami są to zwykłe ujęcia z walki, innym razem specjalnie pozowane selfie. Najlepsze fotografie da się potem zapisać, tworząc w ten sposób ilustrowaną kronikę wydarzeń. Oglądanie jej po napisach końcowych stanowi rewelacyjne doświadczenie – chętnie widziałbym coś takiego w innych tytułach.
Wszystkie te pozornie banalne dialogi i zachowania sprawiają, że składające się z polygonów postacie ożywają na naszych oczach, a im dłużej je znamy, tym bardziej nam na nich zależy. Śmieszny wygląd i dziwne imiona szybko przestają być istotne.

Twórcy już zareagowali na część zarzutów stawianych przez graczy i ogłosili plan przyszłych aktualizacji. W najbliższym czasie zmodyfikowany ma zostać rozdział XIII, który jest jednym z najsłabszych fragmentów gry. Dużo bardziej zaskakujące są natomiast późniejsze plany wprowadzenia zupełnie nowych scenek przerywnikowych, mających pomóc w lepszym zrozumieniu opowiadanej historii. Ostatnia, a jednocześnie najbardziej odległa aktualizacja umożliwi wcielanie się w spotykane podczas gry postacie niezależne i – być może – stworzenie własnego bohatera. Jeśli twórcy spełnią te obietnice, to dwa minusy z tej recenzji stracą na znaczeniu.
Final Fantasy: Uncharted
Wzajemne relacje między czwórką bohaterów to zdecydowanie najmocniejsza strona scenariusza Final Fantasy XV, ale reszta również wypada całkiem nieźle. Przez kilka pierwszych godzin akcja rozwija się bardzo powoli, a nasi bohaterowie zachowują się raczej jak na wakacjach niż w trakcie emocjonującej przygody. Jest to też najlepszy czas na poboczne aktywności, np. łowienie ryb, polowanie czy zajmowanie się pomniejszymi zadaniami, które najczęściej są, niestety, bardzo proste i trywialne. W połowie gry zabawa nabiera jednak dużo szybszego tempa. Wtedy Final Fantasy XV zaczyna bardziej przypominać serię Uncharted niż często cechujące się niespiesznym rytmem produkcje RPG. Kolejne misje są tak przepełnione akcją, że oderwanie się od konsoli potrafi być naprawdę wyzwaniem.