
RoboCop: Rogue City - Unfinished Business Recenzja gry
DLC, które nie potrafi wykorzystać własnego potencjału - recenzja RoboCop: Rogue City - Unfinished Business
RoboCop: Rogue City – Unfinished Business jak na dodatek zaskakuje długością i zawartością – spokojnie mógłby być po prostu kolejną grą z tej serii. Tyle że nie oferuje nic wyraźnie nowego lub lepszego od „podstawki”. A potencjał na więcej był...
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Polskie studio Teyon najbardziej kojarzy się chyba z przenoszeniem na ekrany monitorów bohaterów kina akcji z lat 80. Po dużym rozczarowaniu, jakim był Rambo: The Video Game, wyciągnięto wnioski i Terminator: Resistance okazał się już nieporównywalnie lepszym dziełem, a dobrą passę potwierdził RoboCop: Rogue City z 2023 roku. Obie produkcje może nie były jakieś wybitne, ale pokazywały, że twórcy dobrze czują się w tej tematyce i potrafią oddać klimat tamtych filmów, i to nie tylko dzięki licencji na użycie wizerunków aktorów oraz ścieżki dźwiękowej.
Unfinished Business jest niby dodatkiem do RoboCopa: Rogue City, ale w latach 90. spokojnie mógłby uchodzić za sequel, bo nie dość, że jest niemal tak samo długi, to jeszcze nie wymaga posiadania podstawowej gry. To po prostu więcej tego samego, więcej RoboCopa w świeżej historii i z paroma drobnymi nowościami. Jeśli podobała się Wam „podstawka”, Unfinished Business również przypadnie Wam do gustu, ale czy okazuje się zauważalnie lepszy od oryginału? W moim odczuciu nie – choć miewa parę zapadających w pamięć momentów.
Wieżowiec, w którym nie ma się lęku wysokości
Dodatek w postaci samodzielnej gry opowiada zupełnie nową historię o próbie wykradzenia przez nowego antagonistę i jego grupę najemników technologii korporacji OCP, w tym również tej, dzięki której powstał RoboCop. Próbując ich powstrzymać, główny bohater trafia do ogromnego wieżowca OmniTower i to głównie w jego zamkniętych murach ma miejsce większość etapów. Pozbawiony wsparcia z posterunku Robo nie zostanie jednak sam, bo w środku pomagać mu będzie pewna pani naukowiec, a z czasem okaże się, że fabuła mocno związana jest z przeszłością RoboCopa, gdy był jeszcze Alexem Murphym.
Fabuła z motywem wieżowca, zapożyczonym z filmów Dredd czy The Raid, jest w sumie całkiem znośna, taka akurat na poziomie kina akcji klasy B z ery kaset VHS. Miły akcent stanowią interaktywne retrospekcje, gdy wcielamy się w innych bohaterów, w tym samego Murphy’ego z czasów patrolowania ulic. Oczekiwałem jednak większego nacisku na miejsce akcji, na pokonywanie kolejnych pięter wieżowca, jakiegoś narracyjnego odliczania poziomów aż do dachu, a tymczasem OmniTower robi wrażenie zupełnie płaskiej, korytarzowej lokacji. To takie państwo-miasto, w którym jest wszystko: slumsy biednych mieszkańców, tajne laboratoria, luksusowe apartamenty, wystawy – trochę taki groch z kapustą.
W projektach poziomów dominuje beton albo surowe, przemysłowe wnętrza – wszystko jest podobne do siebie, choć twórcy niby robią, co mogą, by dodać temu nieco kolorów. W slumsach znajdziemy trochę neonów przy różnych barach i straganach, jest też luksusowy salon gier arcade, wypożyczalnia kaset, czasem odwiedzamy też odrobinę bardziej wymyślne miejscówki, jak zsyp śmieci z górą worków lub wystawa. W kontekście całości dominuje jednak podobny styl i szarość betonu, dlatego tak miłym dodatkiem jest tych parę retrospekcji, w których nawet widać troszkę słońca. „Podstawka” była jednak nieporównywalnie bardziej różnorodna przy podobnej długości i dzięki temu robiła lepsze wrażenie.
Mandacik czy pouczenie?
Kolejnym urozmaiceniem ciągłego strzelania do nacierających fal wrogów są chwile przerwy, w których opcjonalnie możemy pomóc mieszkańcom OmniTower. Są to znane z poprzedniej gry swego rodzaju questy poboczne, niewymagane do ukończenia rozgrywki, mogące wręcz zakończyć się porażką, jeśli przejdziemy do kolejnego etapu bez ich zaliczenia, i często nie musimy w nich nawet używać broni. Raz sprawdzamy, co się dzieje z członkiem czyjeś rodziny, innym razem szukamy zaginionego komiksu albo pomagamy otworzyć pralkę. Wiele z tych spraw potrafi mieć drugie dno, a Robo, nie zapominając o swoich obowiązkach, nawet w środku wojny z najemnikami wystawia mandaty lub upomnienia. Jako przerwy w strzelaniu takie misje dobrze się sprawdzają, choć osobiście inaczej bym je rozlokował w kontekście tempa narracji.
„Będą kłopoty”
W starciach z najemnikami RoboCop nie sili się już na łagodzenie sporów i próby aresztowania, tylko sieje ołowiem na prawo i lewo. Nie jestem wielkim fanem modelu strzelania w tej produkcji. Nie podszedł mi już w „podstawce”. Szału nie robią animacje odrzutu ani widok z celowników optycznych, a tu dochodzą jeszcze prawie wyłącznie zakuci w pancerze przeciwnicy, na których działa tylko seria w głowę lub w nogi. Pewnie sporo w tym winy tego, że gramy ciężkim, sztywnym cyborgiem – zważywszy na to, część gunplayu nawet pasuje. Twórcy nadal też zniechęcają do używania innej broni niż niż pistolet Beretta Auto 9, bo każda pukawka, niczym blastery w Star Wars: Outlaws, staje się bezużyteczna po wyczerpaniu jednego magazynka.
Są jednak trzy wyjątki, gdy strzelanie okazuje się naprawdę przyjemne. Pierwszy to ulepszenie naszego automatu pod koniec gry, pozwalające strzelać ogniem ciągłym bez żadnego przeładowania. Broń staje się wtedy totalnie „OP” – nic nie jest lepsze od niej, ale frajda jest naprawdę spora. Do tego dochodzi jeszcze znana z „podstawki” mechanika ulepszania w formie minigry, w której trzeba tak kombinować z częściami, by nie zebrać zbyt dużo nerfów osłabiających parametry.
W grze mamy też okazję sterować i strzelać przez chwilę jako droid ED-209, który dysponuje potężnym działkiem i rakietami. Twórcy zadbali do tego o odpowiednie tło i lokację z makietą Detroit wykonaną chyba ze styropianu. Efekty cząsteczkowe i totalne zniszczenie, jakie siejemy, sterując ED-209, wyglądają naprawdę dobrze – uczucie panowania nad ogromną mocą jest wręcz upajające. Ciekawy dodatek stanowi także nowa broń zamrażająca Cryo. Oprócz świetnie dobranych efektów wizualnych może powalić jednocześnie całą grupę przeciwników. Mimo ogólnej niechęci do zbierania innych pukawek właśnie po nią sięgałem najczęściej.
- dużo zawartości i spora długość jak na dodatek;
- nadal bardzo dobre wykorzystanie filmowej licencji z zachowaniem klimatu oryginału;
- ulepszona broń Auto-9 i ED-209 oferująca mnóstwo frajdy ze strzelania;
- misje, w których wcielamy się w innych bohaterów, jako miłe urozmaicenie dominującego wszędzie szarego betonu OmniTower.
- trochę zmarnowany potencjał na lepszą narrację, brak poczucia przemierzania wysokiego wieżowca;
- mechanika strzelania zniechęcająca do używania innych broni niż Auto-9;
- trochę zbyt powtarzalni, zakuci w pancerze przeciwnicy ze słabą SI;
- problemy techniczne, optymalizacja;
- w niczym nie góruje nad „podstawką”, żaden element nie został jakoś zauważalnie ulepszony.
Z nowinek trzeba jeszcze wymienić nowy typ wrogiego droida z kataną, wzorowany na trzeciej części filmu, podświetlane elementy ścian, od których można rykoszetować pociski, i eliminacje wręcz, gdy wróg pojawi się obok przewidzianego obiektu, np. zsypu lub szafki z przewodami elektrycznymi. Tyle że w tym ostatnim przypadku animacja likwidacji odpalana jest w cutscence w kinowym formacie filmu z pasami u góry i u dołu, co mocno nie pasuje do całości i psuje tempo całej strzelaniny. Z kolei duży plus należy się za dobrze pomyślane zakończenie, w którym na szczęście uniknięto sztampowej rozprawy z bossem z długim paskiem zdrowia, jednocześnie zachowując pewne wyzwanie (na wyższych poziomach trudności). Spodobały mi się też fale atakujących dronów, które pojawiają się w stylu przywodzącym na myśl dawne gry z automatów arcade. Ogólnie RoboCop: Rogue City – Unfinished Business to dużo nieco drewnianego czy raczej zakutego (w żelastwo) strzelania z niezłymi efektami cząsteczkowymi i małą destrukcją otoczenia oraz paroma naprawdę upajającymi momentami, zwłaszcza gdy zaczyna rozbrzmiewać główny motyw muzyczny!
Solidny, ale gorszy od „podstawki”
Jako popremierowy dodatek Unfinished Business oferuje solidną porcję zawartości w znanym z „podstawki” stylu. Jeśli ktoś oczekuje właśnie tego, takiego „mission packa” sporych rozmiarów, to się nie zawiedzie. Jeśli natomiast „podstawka” nie wygląda dla Was zachęcająco, obawiam się, że tutaj też nie znajdziecie niczego, co by mogło to nastawienie zmienić. Raczej wręcz przeciwnie. Ja zmagałem się jeszcze z niezbyt dobrą optymalizacją. Mój sprzęt z RTX-em 3070 najpierw się totalnie poddał, gdy gra wskazała dla niego ustawienia „epickie” – w cutscence widziałem np. samą czapkę, a nie całą postać, a gdy już sam wszystko dostosowałem, nie obyło się bez sporadycznych chrupnięć animacji. Dało się nawet zauważyć pewną prawidłowość spadków przy dojściu do jakichś większych drzwi lub po ich minięciu. Ewidentnie były to ukryte loadingi, których nawet 64 GB RAM-u i dysk SSD nie dały rady zakamuflować.
Dla mnie to trochę zmarnowana okazja na lepsze wykorzystanie miejscówki, jaką jest wieżowiec OmniTower. Cały czas miałem wrażenie przedzierania się przez jakąś niezbyt wysoką fabrykę, bardziej rozbudowaną w poziomie niż w pionie. Zabrakło mi narracji podporządkowanej pokonywaniu kolejnych pięter, takiego aż namacalnego odliczania kolejnych etapów wędrówki, a także widoków na miasto z coraz większej wysokości. RoboCop: Rogue City – Unfinished Business ujdzie jako dodatek, ale Rogue City uważam za nieco lepsze. A jeśli trzecia gra miałaby przynieść wymysły z filmowych sequeli i dodać fruwanie w stylu Iron Mana, to chyba już czas przejść do kolejnego bohatera kina akcji lat 80. a może 90.? Czyżby wieżowiec OmniTower coś tu sugerował i będzie to sędzia Dredd?