autor: Przemysław Zamęcki
Recenzja gry Sacred 3 - pecetowy hack'n'slash zmieniony nie do poznania
Sacred 3 zrywa z tradycjami serii i podąża w zupełnie nowe rejony. Czy to rezygnacja niemieckiego dewelopera z rywalizacji z Diablo III o dusze graczy, czy też świadoma decyzja podążania w kierunku wytyczonym przez kooperacyjne nawalanki?
- Niezobowiązująca rzeźnia w konsolowych klimatach;
- świetne sterowanie na padzie;
- muzyka i oprawa graficzna.
- zerwanie z pecetową tradycją serii;
- dosyć ubogi system rozwoju postaci i ekwipunku;
- niewielkie zróżnicowanie działań adwersarzy, słabe i powtarzające się starcia z bossami;
- znaczne uproszczenie budowy świata gry.
Seria Sacred, chyba jak mało który konkurent Diablo, zaskarbiła sobie przychylność graczy i mimo że przez cały czas pozostawała w cieniu dzieła studia Blizzard, to trudno odmówić tworzącemu ją niemieckiemu Ascaronowi zapału i trafionych pomysłów. Jednak od premiery części drugiej minęło już sześć lat, drogę do serc pecetowców i konsolowców wykuł sobie Diablo III i stawanie w szranki z takim rywalem byłoby prawdopodobnie rzucaniem się z motyką na słońce. Nie wiem, czy właśnie w ten sposób rozumowali deweloperzy z Keen Games, którzy przejęli pałeczkę po poprzednim twórcy, ale rezultat ich pracy skłania właśnie do takich podejrzeń. Sacred 3 jest grą zupełnie inną niż poprzedniczki, inaczej stawiającą akcenty i przede wszystkim skierowaną do innych graczy. Czy to źle? To zależy, z jakiego punktu widzenia spojrzeć.
Fabuła, jak w większości tego typu produkcji, jest jedynie pretekstem do tego, by wytłuc tysiące wrażych pomagierów. W jej centrum mamy artefakt o nazwie Serce Ankarii i przeokrutnego lorda Zane’a, który chce zdobyć i wykorzystać ów przedmiot do niecnych celów. Naprzeciw niemu staje czworo superbohaterów o zróżnicowanych umiejętnościach ofensywnych i pochodzeniu. W ramach równouprawnienia płci są to dwaj mężczyźni i dwie kobiety. Sacred 3 nie ucieka w tym przypadku od serwowanej nam przy takich okazjach sztampy fantasy. Jest mocarny wojownik safiri o śniadej skórze i imieniu Marak, wymachujący wielgachną, dwuręczną bronią niczym suchym patykiem. Jest łucznik, siejący spustoszenie wśród wrogów za pomocą strzał, i są dwie panie: ankariańska włóczniczka Alithea i charakterystyczna dla serii paladynka o anielskich skrzydłach, czyli Claire. Każda z postaci dysponuje odmienną bronią i umiejętnościami specjalnymi, ale po bliższym zapoznaniu się z mechaniką rozgrywki tak naprawdę nie ma znaczenia, którym bohaterem będziemy się bawić. W chaosie bitwy i tak zwykle nie ma czasu na zastanawianie się, czym dowalić hordzie potworów i jeżeli już coś decyduje o wyborze, to są to bardziej względy estetyczne. Tym bardziej że po rozpoczęciu rozgrywki na danej planszy nie mamy możliwości zmiany przypisanych wcześniej umiejętności.
Jednocześnie w ataku na naszego bohatera może uczestniczyć mięso armatnie i wysoce wykwalifikowani wojownicy.
Wspominam o planszy nie bez powodu, bowiem Sacred 3 porzuca otwarty świat i zamienia go na serię mniejszych lub większych pojedynków w całkowicie zamkniętych lokacjach. Gracz widzi mapę świata i, niczym w grze planszowej, przesuwa swój pionek wzdłuż ścieżki zgodnej z opowiadaną fabułą. Przy czym nie jest ona całkowicie liniowa i zdarza się, że możemy wybrać na rozdrożu kierunek marszu. Dłuższym misjom głównym towarzyszą różne poboczne minizadania sprowadzające się do stania na niewielkiej arenie i pozbywania się kilku kolejnych fal przeciwników celem otrzymania nagrody. Ujmując krótko, hack’n’slashowy pomysł na hordę, jednak z racji możliwości wyboru na starcie spośród trzech poziomów trudności, niekoniecznie wymagający. Przy okazji trudno nie wspomnieć, że na mapie znajdują się już teraz zablokowane lokacje odwołujące się do przyszłych DLC. Bardzo brzydko się bawicie, panie i panowie z Deep Silver.
Sama rozwałka na ekranie jest widowiskowa i dosyć szybka. Z racji zdecydowanie zręcznościowego podejścia do walki nie ma tu mowy o staniu w miejscu i rozprawianiu się z wrogiem poprzez rzucanie zaklęć. W trakcie starć trzeba starać się być bardzo mobilnym i pamiętać o stałych unikach lub blokowaniu. Pod względem sposobu przedstawiania walk i zachowania się w ich trakcie Sacred 3 bardzo zbliża się do Dungeon Siege III, w którym również umiejętne wykorzystanie lokacji do ominięcia spadających ciosów miało zasadnicze znaczenie dla odniesienia sukcesu. Dziełu Keen Games znacznie bliżej do wspomnianej wyżej gry niż do Diablo i trzeba mieć to na uwadze, decydując się na jego zakup.
W procesie tworzenia Sacred 3 najważniejszą rolę odgrywały konsole. Nie tak dawno zachwycaliśmy się przeniesieniem sterowania na pada w przypadku Diablo III. Również recenzowana tutaj gra pod tym względem sprawuje się świetnie i zdecydowanie przedkładałem na komputerze korzystanie z pada nad myszkę i klawiaturę. Wszystkie akcje wykonywane przez bohaterów zostały rozłożone na przyciskach dodatkowego kontrolera tak, jakbyśmy rzezali przeciwników w dobrze zaprojektowanym slasherze. Jako że dowolna zmiana kąta kamery nie jest możliwa, do poruszania się służy jedna gałka analogowa, druga zaś pomaga w szybkim wyborze dodatkowej umiejętności lub przedmiotu, na przykład eliksiru zdrowia. Liczba przedmiotów znajdujących się w ekwipunku podlega ścisłemu ograniczeniu. W grze co prawda istnieje sklepik, ale korzystałem z niego dość rzadko. Rozdawanie ciosów, wykonywanie uników i wykorzystywanie dwóch specjalnych umiejętności bojowych przypisanych bumperom sprawdza się wyśmienicie. Rozgrywka przebiega płynnie, czas upływa przyjemnie, a jeżeli coś ulega zmęczeniu, to tylko kciuk. Urozmaiceniem zabawy są trzy specjalne rodzaje ataków: jeden pozwalający przytrzymać wroga lub na przykład bombę, by następnie rzucić nim wywołując w ten sposób obrażenia, atak wyłączający na chwilę osłonę przeciwnika lub porozmieszczane czasem na ścieżkach pułapki i atak ostateczny, dzięki któremu kończymy żywot osłabionego ranami stwora.