autor: Szymon "Hed" Liebert
Recenzja gry Dark Souls II - wielki powrót symulatora umierania
Demon's Souls zyskało miano gry kultowej. Dark Souls było potwierdzeniem umiejętności studia From Software. Dark Souls II to... już prawdziwa legenda. Mroczna, inteligentna i piekielnie satysfakcjonująca.
- to samo, ale jednak inaczej – autorzy nie bali się zmian;
- łatwiej, ale trudniej – udane poszukiwanie nowej równowagi gry;
- najlepszy świat z dotychczasowych – olbrzymi i zróżnicowany;
- w dalszym ciągu dobry system walki i świetni przeciwnicy;
- grafika w służbie rozgrywki – nowy silnik dał nowe funkcje;
- niewiele błędów jak na tę serię.
- wciąż specyficzne wady serii – sztuczna inteligencja, grafika.
Demon’s Souls i Dark Souls to gry, które szczerze uwielbiam. Obie dały mi coś, czego dawno w grach wideo nie czułem – że mogę jeszcze zostać zaskoczony i absolutnie dać się pochłonąć. Na setki godzin, bezgranicznie. Po Dark Souls studio From Software zyskało opinię jednego z najlepszych deweloperów na świecie, nawet mimo kilku mniej wyrazistych produktów na koncie (chociażby z serii Armored Core). Jasne było, że w nadchodzącej kontynuacji Japończycy będą chcieli powtórzyć swój sukces. Pojawiło się jednak parę niepokojących sygnałów – napomknięcia o tym, że gra będzie łatwiejsza lub przystępniejsza, czy chociażby dziwaczny marketing Bandai Namco. Czy obawy były uzasadnione?
Powiem przewrotnie, że część z nich była jak najbardziej na miejscu i patrząc powierzchownie na Dark Souls II, można zarzucić mu parę rzeczy. Z jednej strony gra jest w wielu miejscach podobna do pierwowzoru – to wciąż opowieść o przeklętym nieumarłym, który poluje na dusze przeciwników w nowej krainie. Z drugiej strony From Software zdecydowało się na parę zmian i część z nich sprawia, że gra rzeczywiście jest łatwiejsza do opanowania. Ten zarzut nie ma jednak absolutnie żadnego znaczenia.
Łatwiej…
Gdyby Zygmunt Bauman recenzował Dark Souls II, napisałby pewnie, że widzi w tej grze ambiwalencję: jest łatwiejsza od poprzedniczki, ale jednocześnie trudniejsza. Wiem, że to brzmi jak – z całym szacunkiem dla stylu Baumana – masło maślane, jednak trudno inaczej opisać to, co zrobiło studio From Software. Zacznijmy jednak od przypomnienia założeń gry – wcielamy się w herosa przemierzającego nieprzystępna krainę i walczącego z groźnymi przeciwnikami. Nadrzędnym motywem jest eksploracja i odkrywanie tak zwanych ognisk – możemy przy nich odpocząć kosztem odrodzenia zabitych wcześniej oponentów. Za zebrane dusze rozwijamy postać oraz kupujemy i ulepszamy sprzęt. W to wszystko wpleciono ukrytą fabułę oraz tryb online, pozwalający zostawiać wiadomości dla innych graczy lub łączyć się z nimi, by pomagać sobie lub walczyć. Słowem, fundament Dark Souls II nie uległ zmianom. W dalszym ciągu jesteśmy też poddawani próbom, bo autorzy gry upatrzyli sobie za cel rzucić wyzwanie graczowi.
Na czym polega wspomniana ambiwalencja? Na tym, że w drugą odsłonę gry łatwiej jest się wciągnąć, bo dłużej i częściej funkcjonujemy w sytuacjach nieszczególnie wymagających. Przez długi czas autorzy nasyłają na nas humanoidalne stwory, które, co prawda, biją mocno, ale nie są zbyt trudne do pokonania. Częściej dostajemy też czytelne opisy mechanizmów rozgrywki, oczywiście w toku dialogów z różnymi postaciami. Te ostatnie wciąż wyrażają się w sposób niejasny i zagadkowy, ale przynajmniej wyjaśniają elementarne kwestie bez zbędnych szarad czy niedopowiedzeń. Wzorem wcześniejszego Demon’s Souls mamy „bezpieczną przystań”, mieścinę Majula, stopniowo zapełnianą przez postacie niezależne. Symbolika tego miejsca – położonego nad szumiącym morzem i skąpanego w świetle zachodzącego słońca – nie jest przypadkowa. To świadomy zabieg, który kojąco oddziałuje na psychikę. Minusem nowego rozwiązania jest to, że miasto musimy odwiedzać wielokrotnie, by ulepszać postać.