autor: Krzysztof Gonciarz
BioShock 2 - recenzja gry
Drugi BioShock ponownie zabiera nas na wyprawę po podwodnej metropolii. Miejsce akcji pozostało więc takie samo jak poprzednio, ale deweloperzy zawarli w swojej grze szereg nowych i dość ciekawych pomysłów.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Ta gra zaczyna się jak nudny klon pierwszego BioShocka, po czym stopniowo komplikuje się i przewyższa poprzednika, by na końcu porzucić własne schematy oraz przeprowadzić nas za rączkę i mózg przez dwugodzinny spektakl w rozpędzonej kolejce górskiej. Mamy więc kolejny sequel, który jest bardziej dopracowany od pierwowzoru, a stagnacja w „generacjach sprzętu” już któryś raz wychodzi wszystkim na dobre. Tylko tym razem nie jest tak różowo, jak z kontynuacjami Assassin’s Creed i Mass Effect. Bo, o ile w BioShock 2 faktycznie gra się milej niż w pierwszą część, o tyle pozostawione przez niego wrażenie na zawsze pozostanie w cieniu Ryana, Fontaine’a i Sandera Cohena.
Do Rapture powracamy jako Big Daddy. Powracamy my, gracze, bo nasz bohater nigdy miasta nie opuścił – był nieaktywny na skutek wydarzeń, które zostają przedstawione w intrze. Tatusiek budzi się kilka lat po wizycie Jacka w mieście. Wydarzenia z części pierwszej, „kanonicznie” patrząc, doprowadziły do uwolnienia wszystkich Siostrzyczek i pozostawienia dogorywających zgliszczy na pożarcie oceanu – czyli przyjęto happy ending. Jednakże paru latach spokoju na wybrzeżach Atlantyku zaczynają znikać dzieci. Ktoś wznawia produkcję ADAM-a, pakuje morskie ślimaki do żołądków kolejnych partii dziewczynek i rekrutuje przy tym własną armię Genofagów (zniekształconych genetycznie byłych obywateli miasta). A nasz Tatusiek – w głębi ducha na wszystko to obojętny – chce tylko pojednania ze swoją dawną Siostrzyczką. Niestety Eleanor wydaje się być w samym centrum nowego, odrodzonego Rapture.
Historia rusza z kopa, a potem przez całe 8-10 godzin gry pozostawia dokładnie tyle niedomówień, ile trzeba. I najważniejsze – nie eksploatuje ani nie powiela patentów z części pierwszej. Fabuła nie jest więc tak zaskakująca („twist” co prawda jest, ale przyjmujemy go ze spokojem) – skupia się na dość tanim moralizatorstwie na temat przebaczenia, miłości i poświęcenia dla innych. Znany z „jedynki” topos wolnej woli i skakanie po ideologicznych podstawach Rapture przewija się gdzieś tam w tle, ale nie absorbuje. Może to zamysł twórców, może przyzwyczajenie. W końcu już trzy lata temu przeszliśmy ten kurs filozofii dla niewtajemniczonych.
Zakończenie przygody zależy od podjętych decyzji. Znowu stajemy przed dylematem zabicia lub uratowania każdej Siostrzyczki, jaką napotkamy. Ale na tym, co zaskakujące, nie koniec. W trakcie gry dokonamy też wyborów dotyczących pozostawienia przy życiu (lub nie) pewnej osoby – czy to bezbronnej, czy to proszącej o litość, czy wręcz proszącej o spokojną śmierć. Każdy wybór ma mniejszy lub większy wpływ na sytuację, którą napotkamy pod koniec rozgrywki. I wcale nie chodzi o to, czy Siostrzyczki nam na końcu pomogą, czy nas dobiją – całe szczęście, bo obawiałem się taniej powtórki.
Zarówno linia fabularna, jak i otoczenie, w które wkraczamy, ze zrozumiałych względów nie zapadną nam w pamięć tak jak pierwsza podróż do podwodnego miasta. Mamy do czynienia z nowelką osadzoną w świecie, o którym napisano już epopeję. Mimo to wędrówka po nowych lokacjach wzbogaci naszą wiedzę o nim i przysporzy sporo satysfakcji poznawczo-emocjonalnej. Wracają dzienniki audio, czyli główny środek opowiadania prawdziwej historii Rapture – tym razem nie układają się w tak dopracowaną całość jak poprzednio, ale wciąż warto się za nimi rozglądać. Nietuzinkowym rozwiązaniem narracyjnym jest też naszpikowanie większości lokacji całą masą drobnych, niepowtarzalnych tropów. Kiedy trafimy do byłego mieszkania Eleanor, znajdziemy jej dawne zabawki, kołyskę, a nawet narysowaną na ścianie skalę, na której ktoś regularnie odznaczał wzrost dziewczynki. Łatwo to przegapić, a tyle radości do stracenia. Grając w BioShock 2, miejcie otwarte oczy. Punkt docelowy na mapie niekoniecznie musi być pierwszym miejscem, w jakie powinniście skierować swoje przyciężkie kroki.