autor: Paweł Surowiec
Theatre of War 2: Afryka - recenzja gry
Drugowojenne walki w Afryce Północnej są głównym tematem sequela rosyjskiej strategii czasu rzeczywistego. Czy prawdziwi maniacy tego gatunku powinni być usatysfakcjonowani?
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Porządnych gier taktycznych dla rasowych wargamerów jest tyle, co kot napłakał. Kilku z nas grywa w pamiętające czasy Noego Close Combaty, oświecona większość w równie leciwe Combat Mission, a garstka neofobów starej daty pewnie jeszcze bawi się w Steel Panthers. Kiedy więc na horyzoncie pojawia się druga odsłona produkcji, która daje nadzieję to wąskie i zaawansowane wiekowo grono poszerzyć i rozruszać sytuację na rynku w tym deko już skostniałym segmencie gier to... naprawdę ciężko, przyglądając się jej, zdobyć się na obiektywizm. Zbytnia krytyka bowiem i twór Rosjan może skończyć jak G.I. Combat/Squad Assault – nielubiany, niekupowany, zapomniany. Ja spróbuję być obiektywny, ale niczego nie obiecuję.
Kłopotliwy problem z wiosennymi wiatrami
Akcję Theatre of War: Afryka (z polskiego tytułu wyleciała dwójka) osadzono w północnej części Czarnego Lądu w 1943 r. Scenariusz rozwija się wokół jednego z mniej znanych epizodów II wojny światowej, mianowicie bitwy o przełęcz Kasserine. Przez nią biegła droga na Tebessę, w której znajdowały się alianckie zapasy materiałów pędnych, lekarstw, itp. - mieli na nie szczególną chrapkę Niemcy pod dowództwem Rommla. Tego „Lisa Pustyni” wycofującego się wówczas ze swoim Deutsches Afrikakorps w kierunku Tunezji, po klęsce poniesionej pod El-Alamein z rąk Monty’ego. W grze mamy więc okazję spojrzeć na kilka bitew operacji „Wiosenny wiatr”, jak ją nazwało niemieckie dowództwo, oczami Aliantów (Amerykanów i Brytyjczyków) oraz, rzecz jasna, samych Niemców z włoskimi dodatkami. W gruncie rzeczy przyjrzymy się im aż za dobrze, ponieważ prawie wszystkie starcia toczą się na tych samych 6-8 mapach, niezależnie od rozgrywanej kampanii. Ta skromna liczba aren dla jednych będzie więc wadą, innym z kolei może się spodobać prześledzenie jednej bitwy z kilku perspektyw. Tym bardziej, że zadania, siły, którymi dysponujemy i ich rozlokowanie, często nie są tożsame z tymi, które widzieliśmy u komputerowego przeciwnika przed zmianą stron.
Do wad należy zaliczyć okazyjne problemy z kończeniem się niektórych scenariuszy. To wina nie do końca dobrze funkcjonujących skryptów w misjach. Te z kolei kojarzą się – i to raczej źle – z Call of Duty, ale od razu uspokoję Was: w ToW2 nie zawsze oznaczają, że scenariusz za każdym razem przebiega tak samo, ile by razy do niego nie podchodzić. Z kolei nękające grę od czasu do czasu problemy ze stabilnością zdarzają się zwykle podczas kilkakrotnego z rzędu ładowania zapisanych stanów gry. A i to głównie wtedy, gdy z uporem maniaka próbujemy hulać na zbyt „optymistycznych” ustawieniach grafiki, które nasz PieC ledwie znosi – wówczas dochodzi do katastrofalnego w skutkach przeładowania pamięci (i to właściwie tylko na 32-bitowych systemach). Czujcie się ostrzeżeni.