Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 23 listopada 2006, 12:38

autor: Daniel Sodkiewicz

Sezon na Misia - recenzja gry

Sezon na misia to przyjemna (jeżeli przyzwyczaimy się do sterowania, a to da się przeżyć) i relaksująca zabawa, która większości młodszych graczy powinna przypaść do gustu.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Film animowany pod tytułem Sezon na misia to typowa bajka dla młodszych odbiorców. I nie zmienią tego nawet zgrabnie wplecione przez tłumaczy do wersji PL aluzje polityczne. Nie ma też wątpliwości, iż komputerowa adaptacja przygód Bogusia już z założenia miała żerować na popularności swojej kinowej wersji. Bo choć brzdąc w wieku „od lat 3+” nie należy do grupy społecznej zdolnej do podejmowania decyzji finansowych, to dzięki swoim rodzicom staje się potencjalnym nabywcą gry. Pytania nasuwają się same. Czy będąc rodzicem lub starszym rodzeństwem, warto kupić dla swojego szkraba opisaną tutaj grę? I czy nawet starszy gracz, któremu bliżej do matury/emerytury niż przedszkolnych wojaży, znajdzie w niej coś dla siebie? W poniższym tekście postaram się odpowiedzieć na te pytania. Aby zachęcić wszystkich tatusiów do dalszej lektury zdradzę tylko, iż Sezon na misia to jedyna gra, dająca możliwość własnoręcznego trzęsienia pupą pani Bath ;).

Jak dorosnę, chcę zostać dzieckiem!

Przygodę z grą Sezon na misia będę wspominał jako przyjemną i relaksującą zabawę. Dla odbiorcy mogącego już legalnie kupować w sklepie alkohol, program nie stanowi wyzwania i można go ukończyć w zaledwie 4 godziny. Czas ten wydłuża się wraz z obniżaniem wieku gracza. Niestety, przyczyna tego nie tkwi jedynie w poziomie skomplikowania rozgrywki. Chodzi mianowicie o sterowanie, które nie jest na tyle intuicyjne, aby trzyletnie dziecko, bezproblemowo mogło ukończyć grę. Możliwe, że nie doceniam dopiero rosnącego nam nowego pokolenia graczy, moje obawy są jednak uzasadnione. Frustracja związana ze sterowaniem, która dosięga człowieka w wieku „student” z pewnością nie ominie absolwentów przedszkoli.

O ile podczas zwykłej rozgrywki można przyzwyczaić się do z początku mało intuicyjnego pilotowania naszymi bohaterami, tak misje typowo zręcznościowe potrafią dać w kość największym twardzielom. Zdarza się, że sterowana przez nas postać reaguje ze zbyt dużym opóźnieniem, przydałyby się również pewne ułatwienia, dające większy margines na popełniane błędy. Np. misja, w której kierujemy kulą śnieżną. Spadanie w przepaść i obijanie się o drzewa, wynika z nienajlepiej zaprojektowanych plansz. Co gorsza, program obsługuje tylko niektóre PAD-y, co wymusi na większości graczy zabawę przy użyciu klawiatury.

Feralna misja, w której kierujemy kulą śnieżną. Sterowanie jest tutaj wyjątkowo niewygodne, a poukrywane odznaki trudne do zdobycia. Zadanie zamiast bawić, irytuje.

Prawdziwy problem zaczyna się, gdy postanowimy zebrać wszystkie poukrywane na planszy „odznaki” (czyli bonusowe znaczki, których zebranie daje dostęp do dodatkowych materiałów o filmie Sezon na misia). Porozmieszczanie ich w trudno dostępnych miejscach to już nie tylko nieuprzejmość projektantów plansz, ale ich niekompetencja. W kilku przypadkach plansze trzeba powtarzać nawet kilkanaście razy, aby zdobyć upragnione odznaki. Na szczęście, do każdej misji można wrócić w dowolnej chwili, na planszach porozmieszczano też checkpointy (autosave’y). Nie ma również możliwości, aby nasz miś na dobre pożegnał się z życiem. Zginąć jest bardzo trudno, a jeżeli już nam się to przytrafi, bezstresowo przenoszeni jesteśmy na początek misji (wyeliminowani wcześniej wrogowie nie pojawiają się).

Przeraźliwy ryk Bogusia

Poziom agresji w grze jest niemal zerowy. Na naszym monitorze nie ucierpi dotkliwie żadne żywe stworzenie, nie uświadczymy również niecenzuralnego słownictwa i krwi. Najbardziej brutalne sceny to rzucanie Elliotem (mały jelonek – przyjaciel Bogusia) w drzewa i zabawa w ganianie myśliwych z piłą elektryczną (brzmi przerażająco, w praktyce wygląda łagodnie). Eliminowanie wrogów polega zaś na straszeniu ich rykiem Bogusia. Jedynymi przeciwnikami naszych bohaterów są myśliwi. Z pomocą w dokuczaniu ludziom przychodzą nam zwierzęta, jakie spotykamy podczas podróży. Wiewiórki rzucają w nich orzechami, króliki skaczą na twarz (w stylu Białego Królika z Monty Pythona), a skunksy atakują swoim smrodem. A co ze wspomnianą we wstępie erotyką ;)? Nasz miś kilkakrotnie usiądzie na jeżu (nie mylić z jeżem z utworu TeDe’go). Aby go zrzucić, będziemy musieli rozegrać mini-gierkę, polegającą na trzęsieniu tyłeczkiem. W menu programu znajduje się opcja z mini-grami. Otrzymujemy do nich dostęp wraz z przechodzeniem głównego wątku w grze. Jedną z gier jest właśnie potrząsanie tyłeczkiem, w celu zrzucenia z niego jeża. Jedną z postaci do wyboru jest pani Bath.

Jazda kolejką w kopalni – jedna z bardziej dynamicznych i ciekawszych misji w grze.

MIŚstrzowska zabawa?

Oprócz dania głównego, czyli podstawowej rozgrywki (27 misji), program oferuje wspomniane mini-gierki (zwane „Dzikimi wyzwaniami”). Jest ich siedem, niestety praktycznie tylko cztery z nich trzymają przyzwoity poziom („W górę, w górę!”, „Kaczy chór!”, „Trzęś tyłeczkiem”, ewentualnie „Wyzwanie na kłodach!”). W większości przeszkadza sterowanie, a to przecież podstawa w dynamicznych grach zręcznościowych. Inna sprawa, iż po dłuższych treningach można opanować niedogodności związane z kontrolą naszych postaci. Przeciętnie uzdolnione manualnie dziecko powinno sobie z tym poradzić.

W grze zawarto zresztą wiele elementów, które z powodzeniem przykrywają drugoplanowe braki. Jednym z nich jest muzyka. Dynamiczna i wpadająca w ucho, kto był na filmie, wie czego się spodziewać. Szkoda tylko, że program zawiera praktycznie tylko dwa utwory, które wcześniej czy później muszą się znudzić. Niezgorzej prezentują się odgłosy tła i polski dubbing. Bo mimo że wypowiadane kwestie brzmią miejscami dość sztucznie, jako całość prezentują się przyzwoicie. Zastrzeżenia można mieć natomiast do co najmniej kilkunastu dziwnie przetłumaczonych zwrotów. Nienaturalnie i niezrozumiale prezentują się m.in. nazwy umiejętności naszego misia: świetny ryk, bajeczny ryk, ulepszony ryk itp., miejscami wychodzi z tego masło maślane. Zdarzyło się też kilka miejsc (podczas misji – okienka z opisem zadań), w których tekst nie mieścił się w założonych wcześniej ramkach, powodując przykrycie liter przez przyciski.

Dużo gorzej od oprawy dźwiękowej, prezentuje się grafika. Engine gry jest bardzo prosty i odstaje jakościowo od silników, na jakich powstają dzisiejsze gry. Jak na program dla dzieci, Sezon na misia jest jednak wystarczająco barwny, a świat wystarczająco szczegółowy, aby przeciętny przedszkolak nie narzekał na brak wsparcia DirectX 10 i Shader Model 4.0. Ma to niebagatelne znaczenie przy wymaganiach systemowych. Na procesorze z zegarem 1500 MHz, pamięcią DDR 512 MB i kartą pokroju Radeona 9500, program bezproblemowo działa w najwyższych rozdzielczościach.

Nowe ubranie Bogusia? Nie – błąd grafiki. Gra cierpi na nierozpoznawanie kolizji obiektów, stąd częste nachodzenie na siebie różnych detali.

Kupić czy nie kupić?

Zagraniczne serwisy dość ostro potraktowały opisywaną tutaj grę. Multiplatformowego programu stworzonego na podstawie filmu skierowanego do młodszych odbiorców, nie można jednak porównywać z projektami dla rasowych graczy. Sezon na misia to przyjemna (jeżeli przyzwyczaimy się do sterowania, a to da się przeżyć) i relaksująca zabawa, która większości młodszych graczy powinna przypaść do gustu. Znajdziemy w niej trochę poziomów typowych dla platformówek, odrobinę z gier logicznych i dużo akcji. Misje można powtarzać w nieskończoność, a zdobycie wszystkich bonusów przy spokojnej rozgrywce może zająć nawet cały tydzień. Gdy dodamy do tego mini-gierki i związane z tym możliwości zabawy w kilka osób (niestety tylko grając na zmianę, w wersji PC nie da się rywalizować jednocześnie), „Sezon na misia” okazuje się może nie rewelacyjną, ale porządnie wykończoną produkcją dla dzieci. Jako prezent dla miłośnika filmowych przygód Bogusia, pozycja wręcz obowiązkowa.

Daniel „KULL” Sodkiewicz

PLUSY:

  • przyjemna rozgrywka dla najmłodszych (i tych trochę starszych również);
  • zabawne dialogi;
  • bonusowe materiały do odkrycia – co wydłuża żywotność gry;
  • mini-gierki;
  • małe wymagania systemowe;
  • podkładka pod myszkę dołączona do gry;
  • brak treści demoralizujących młode pokolenie (przemoc, wulgarny język etc.).

MINUSY:

  • z ręką na sercu mogę pochwalić jedynie 4 z 7 dostępnych mini-gierek;
  • dość krótka rozgrywka;
  • problemy ze sterowaniem przy dynamicznych misjach;
  • gra obsługuje tylko niewielką liczbę PAD-ów, przez co zmuszeni jesteśmy do gry na zestawie klawiatura + mysz;
  • grafika nie przeszkadza, ale mogłaby stać na wyższym poziomie;
  • niektóre z „odznak” są bardzo trudne do znalezienia (na szczęście z pomocą przychodzi poradnik dostępny w serwisie Gry-OnLine; :)
  • nienajlepiej zaprojektowane plansze.
Sezon na Misia - recenzja gry
Sezon na Misia - recenzja gry

Recenzja gry

Sezon na misia to przyjemna (jeżeli przyzwyczaimy się do sterowania, a to da się przeżyć) i relaksująca zabawa, która większości młodszych graczy powinna przypaść do gustu.

Recenzja gry The Inquisitor. To nie obroniłoby się nawet w 2005 roku
Recenzja gry The Inquisitor. To nie obroniłoby się nawet w 2005 roku

Recenzja gry

Czy to się mogło udać? Czy mimo wszystkich znaków na niebie i ziemi The Inquisitor na motywach cyklu o Mordimerze Madderdinie Jacka Piekary mógł ostatecznie okazać się porządną grą? Niestety nie mam dobrych wieści.

Recenzja gry Niezwyciężony - godny hołd dla Stanisława Lema
Recenzja gry Niezwyciężony - godny hołd dla Stanisława Lema

Recenzja gry

Stanisław Lem długo – za długo – czekał na swój czas w świecie gier wideo. Myślę, że byłby rad widząc, jak polskie studio Starward Industries przeniosło jego Niezwyciężonego do interaktywnego medium. Co nie musi oznaczać, że to wybitna gra.