Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 7 czerwca 2006, 11:27

autor: Szymon Błaszczyk

Tom Clancy's Splinter Cell Essentials - recenzja gry

Jak przenosiny znakomitej składanki wpłynęły na Sama Fishera? Co nowego oferuje flagowy produkt Ubisoftu? Na te pytania znajdziecie odpowiedzi w recenzji Splinter Cell Essentials.

Recenzja powstała na bazie wersji PSP.

PlayStation Portable pojawiła się na półkach sklepowych w USA oraz Japonii ponad półtora roku temu. Aż trudno uwierzyć, że ten ekskluzywny gadżet o ogromnych możliwościach miał swoją premierę w poprzednim pięcioleciu. Wraz z premierą ukazało się mnóstwo świetnych gier, które jednak były albo podstarzałymi hiciorami sprzed lat, albo produkcjami nowszymi, lecz również skonwertowanymi z innych platform i w dodatku w znacznym stopniu okrojonymi w stosunku do pierwowzorów. Po kilku miesiącach stało się jasne, że prędzej czy później developerom braknie porządnych „kotletów do odgrzania” i przyjdą gorsze czasy dla PSP. Tak też się stało, gracze zaczęli narzekać, że brakuje prawdziwych perełek, a PSP jest traktowane przez producentów jak towar, który bez względu na jakość gierek i tak się sprzeda. I owszem, konsolki nie zalegały na magazynach, wręcz przeciwnie, sprzedaż była cały czas całkiem niezła, lecz nie zapominajmy, że twórcy kieszonkowego gadżetu czerpią zyski głównie ze sprzedaży licencji.

Lekarstwem na powyższą dolegliwość miał być 1 września 2005, czyli dzień, w którym najnowocześniejszy handheld trafił do Europy, a wraz z nim, sporo nowych, choć niczym nie wyróżniających się gier. Tak czy inaczej, chodziło w głównej mierze o powiew świeżości i o kolejne posunięcia producentów, którzy wreszcie mieli wziąć się do roboty, a nie tylko i wyłącznie obserwować salda kont. Drugi kwartał bieżącego roku rozpoczął się bardzo dobrze i trwa w najlepsze, ukazał się rewelacyjny platformer o znajomym tytule Daxter, równie dobry, choć nieco niedopracowany sieciowy shooter SOCOM: U.S. Navy SEALs Fireteam Bravo, a także Splinter Cell Essentials, któremu przyjrzę się bliżej w tej recenzji. Jak przenosiny znakomitej składanki wpłynęły na Sama Fishera? Co nowego oferuje flagowy produkt Ubisoftu? Na powyższe pytania udzielę odpowiedzi w dalszej części tekstu. Oczywiście, możecie również sami się przekonać i bez chwili zawahania udać się do najbliższego sklepu z gierkami konsolowymi, ale czy aby na pewno warto? Mam nadzieję, że tymi słowami nikogo nie zniechęciłem do zakupu Splinter Cell Essentials, lecz tylko zaciekawiłem i nieco zaskoczyłem, nie rozwodząc się od samego początku na fenomenie SC. Zapraszam do lektury!

Korzystanie z „żywych tarcz” to jeden z lepszych sposobów na eliminowanie niewielkich grup wrogów.

Fabuła

Fabuła Splinter Cell Essentials nie jest kontynuacją wydarzeń z poprzednich części. Jak sam tytuł wskazuje, („Essentials”, czyli najciekawsze i najważniejsze motywy serii) Sam Fisher balansuje pomiędzy przeszłością a teraźniejszością, a nieoczekiwanych zwrotów akcji jest mnóstwo. Już na samym początku dowiadujemy się, że główny bohater jest wyraźnie przygnębiony tragiczną śmiercią ukochanej córki, o czym świadczy ponure wprowadzenie w równie posępnym miejscu – na cmentarzu. Kolejne chwile spędzone z grą obfitują w zdarzenia, które mogliśmy poznać grając w Teorię Chosu lub w Pandora Tomorrow. Zaraz po zaliczeniu instruktażowego prologu cofniemy się do roku 1992, kiedy to Sam wykonywał jedną z pierwszych misji dla jednostki specjalnej Navy Seals. Nim jednak to nastąpi, Fisher padnie ofiarą intrygi NSA i zostanie zaaresztowany. Torturowany i maltretowany psychicznie odkryje, że przestaje być sobą, a wiele rzeczy wymyka mu się spod kontroli. Dlatego też, za wszelką cenę będzie chciał powrócić do wydarzeń z przeszłości i dowiedzieć się, kto za tym wszystkim stoi.

Tak w zarysie przedstawia się fabuła Splinter Cell Essentials. Postać głównego bohatera zmienia się diametralnie, staje się on podejrzliwy oraz nieufny. W pewnym momencie przestaje kierować się rozsądkiem i kontrolę nad jego psychiką przejmuje niemożliwa do opanowania żądza zemsty. Poznając kolejne tajniki omawianej pozycji na pewno ani przez minutę nie będziemy się nudzić, zawiera ona w sobie wszystko to, co powinien mieć dobry kryminał.

Zadania

Ubisoft przygotował w sumie 12 zróżnicowanych misji. Pięciu z nich jeszcze nie mieliśmy okazji zobaczyć i stanowią one exclusive dla next-genowego handhelda, natomiast pozostałe zadania wypełnią luki w fabule całej serii. Liczba ponad dziesięciu misji jest, że tak powiem, bardzo optymistyczna, ponieważ kilka z nich nie należy do fabuły, lecz jest ukrytym dodatkiem. Otóż, aby je odblokować, należy od czasu do czasu zerkać na ekranu ekwipunku i sprawdzać, czy nie ma jakiejś informacji niekoniecznie związanej z przebiegiem gry. Nie chcąc zdradzać szczegółów, dodam tylko, że akcja jednego z zadań dzieje się w dżungli, a Pandora Tomorrow jest jej tematem przewodnim...

Teren naszych działań w Essentials obejmuje cały świat. Udamy się do Kolumbii, żeby uwolnić ważną osobistość, wkradniemy się na obszar podzielonej Jugosławii, a nawet przekroczymy próg najlepiej strzeżonego budynku na całym globie, czyli kwatery NSA. Na tym nie koniec dobrych wiadomości. Co powiecie na małą wyprawę do... Warszawy? Tak! Sam Fisher trafi również do fabryki w Warszawie. Niestety, muszę Was rozczarować – Amerykanie również mają swoją „Warsaw” w stanie Indiana. Wielka szkoda, przyznam szczerze, że w pewnym momencie sam uwierzyłem, że zwiedzę zakątki stolicy mojej ojczyzny. Co ciekawe, jedna z misji nawiązuje do wydarzeń Splinter Cell: Double Agent, który zostanie wydany dopiero pod koniec roku!

Takich scen w Splinter Cell Essentials zobaczymy znacznie więcej!

Cele misji są przeróżne. Te związane z przeszłością Sama polegają głównie na ujawnieniu konspiracyjnej działalności terrorystów, partyzantów oraz innych szurniętych wyznawców broni palnej. W pamięci utkwiła mi przede wszystkim ostatnia misja – penetrowanie korytarzy i ciche eliminowanie wrogów w ogromnym i doskonale zabezpieczonym gmachu dostarcza sporo satysfakcji.

Gadżety i ruchy

Przeciwników unieszkodliwimy przy pomocy kilku niezwykle przydatnych gadżetów. Niejednokrotnie użyjemy pocisków obezwładniających, niewielkich, przenośnych kamer wypełnionych śmiercionośnym gazem czy jednego z kilku rodzajów granatów. Główny bohater dysponuje również bronią palną, której jednak nie zawsze będziemy mogli użyć. Każdy z wymienionych przedmiotów w znacznym stopniu ułatwia nam wykonanie zadania, toteż kieruję ogromną pochwałę do twórców za to, że idealnie zrównoważyli ich skuteczność.

Znakiem rozpoznawalnym Fishera stało się urządzenie połyskujące trzema jaskrawymi punkcikami, które służy nam jako noktowizor oraz detektor termalny. Obydwa tryby widzenia są nie dość, że wielce efektywne, to jeszcze efektowne. O ile ten pierwszy po prostu fajnie wygląda i ułatwia nawigację w ciemnych pomieszczeniach, to ten drugi zrobi wrażenie na każdym graczu. Dlaczego? Otóż, ów „wykrywacz” ciepła bardzo ułatwia lokalizowane wrogów i skutecznie ich rozpoznaje, a w dodatku reaguje również na elementy otoczenia! I owszem, coś takiego mieliśmy okazję zobaczyć w innych grach, ale w Splinter Cell Essentials nawet gazociągi i rury kanalizacyjne, na które nie zwrócilibyśmy większej uwagi, stają się w tym trybie dostrzegalne. Być może nie jest to zbyt istotne, ale dbałość twórców o ten drobiazg naprawdę mi zaimponowała.

Sam, jak na agenta przystało, potrafi naprawdę wiele. Nieobca jest mu umiejętność wspinania się po rynnach, schodzenia po linie z wyższych kondygnacji, czy przemieszczenia się z jednego dachu na drugi przy pomocy prostego urządzenia, które każdorazowo zaczepia o kabel wysokiego napięcia. Inną ciekawostką jest miniaturowa kamerka mieszcząca się w szparze pomiędzy drzwiami a podłogą. Gadżet ten jest w wielu sytuacjach niezastąpiony, lecz niejednokrotnie miałem problemy z jego użytkowaniem, ale do tego powrócę w dalszej części recenzji.

Bardzo ciekawie rozwiązano hackowanie, otwieranie zamków oraz rozbrajanie min. Każdą z powyższych czynności wykonujemy analogiem, ale bynajmniej nie jest to proste. Jeżeli w trakcie przesłuchania nie uda nam się wyciągnąć cennych informacji od wroga, naszym jedynym wyjściem będzie złamanie hasła (a właściwie wprowadzenie poprawnego ID). Unieszkodliwianie ładunków wygląda nieco inaczej i wymaga od nas większej precyzji. Niestety chwil, w których będziemy mogli wykazać się umiejętnościami saperskimi bądź ślusarskimi w trakcie rozgrywki jest niedostatecznie dużo.

Wschodnie sztuki walki nie są obce Samowi Fisherowi!

Sterowanie i AI wrogów

Sztuczna inteligencja wrogów w Teorii Chaosu stała na całkiem wysokim poziomie. Przeciwnicy kombinowali i nierzadko zaskakiwali nas niekonwencjonalnymi posunięciami. W Splinter Cell Essentials AI wrogów już nie zawsze działa tak, jak powinna. Zdarzają im się również rozważne ruchy, lecz czasami aż żal patrzeć, jak krzątają się bez pojęcia. Wyobraźcie sobie taką sytuację: zabijamy stojącego nieopodal kumpla terrorysty, ten zaniepokojony odgłosami agonii lub wystrzałów biegnie sprawdzić, co jest grane, tymczasem my błyskawicznie odchodzimy, a mimo to on nas zauważa. Logika podpowiada mu co powinien zrobić, lecz on zaskakuje nawet samego siebie i... wraca na stanowisko patrolowe! To oczywiście nie jest reguła, ale bądźcie przygotowani i na takie kwiatki. W innych sytuacjach nieprzyjaciele robią to, co do nich należy, błyskawicznie otwierają do nas ogień bądź cucą nieprzytomnych towarzyszy.

Sporo kontrowersji wśród graczy wywołało sterowanie. Według mnie jest ono całkiem wygodne, ale niedopracowane. Wspominałem o problemach z kamerą. Analog niewłaściwie reaguje na nasze poczynania, co jest wynikiem tego, że szarpiąc nim to w prawo to w lewo, soczewka ani myśli drgnąć. Nie inaczej jest z poruszaniem się, pomimo że wychylamy go możliwie mocno w daną stronę, bohater tak czy inaczej zmierza dostojnym i ospałym krokiem w wybranym kierunku. Nie ukrywam, że jest to irytujące.

Audio-video

Nie mniej głosów niezadowolenia ze strony prasy oraz serwisów internetowych posypało się na temat kiepskiej płynności grafiki. Nie mam pojęcia, skąd wziął się ten zwyczaj, ale gra, która nie ma 60 FPS jest automatycznie skreślana lub jej nota leci o 1-2 oczka w dół. Być może zaskoczę wiele osób, lecz liczba klatek na sekundę o połowę mniejsza od powyższej jest teoretycznie różnicą niedostrzegalną dla naszego narządu wzroku. W praktyce bywa różnie, chodzą słuchy, że co poniektórzy takową rozbieżność są w stanie zauważyć. Ja nie potrafię, dlatego też nie skarcę Splinter Cell Essentials za niepłynną animację, choć ta, w pewnych momentach, nie wyciąga nawet tych 30 fps. Miejmy na uwadze to, że to nie jest dynamiczny shooter, tylko gra akcji z naciskiem położonym na skradanie się!

Grafika jest bardzo nierówna. Liczne uproszczenia widoczne są na każdym kroku. Fatalnie został wykonany ogień. Woda wygląda jeszcze gorzej, więc Essentials jest kolejnym tytułem, w którym wygląd substancji płynnych pozostawia wiele do życzenia. Sylwetki postaci są zbudowane z wystarczającej liczby polygonów, ale mimika twarzy nie zachwyca. Efektowna gra świateł była zawsze mocnym punktem serii Splinter Cell. Wersja przeznaczona na PSP pod tym względem również prezentuje się bardzo dobrze, a gracz nadal ma wpływ na oświetlenie, gdyż zdecydowaną większość jarzeniówek może zniszczyć. Efekty cząsteczkowe również przedstawiają się nienagannie, opary z wentylacji powinny spodobać się każdemu.

Kilka słów o udźwiękowieniu. Jest niezłe, lecz mało urozmaicone. Muzyczka nie wpada w ucho, ale i nie działa na nerwy. Odgłosów otoczenia jest niewiele, a jeżeli jakieś się pojawią, to w głównej mierze są one wynikiem naszych poczynań. Niezwykle wkurzające są pogwizdywania wrogów, ciarki mnie przechodzą, jak przypominam sobie o tym dźwięku...

Co tam kałasznikow, gdy Sam ma w ręce nóż...!

Podsumowanie

Na premierę Splinter Cell Essentials musieliśmy trochę poczekać, ponieważ UbiSoft zamiast od razu wypalić na UMD-kach którąś z wydanych na inne platformy części, nieco się wysilił i stworzył grę przeznaczoną tylko i wyłącznie na PSP. Efekt może nie jest powalający, lecz SCE powinien spodobać się każdemu miłośnikowi trójwymiarowych skradanek. Tryb dla pojedynczego gracza jest dość krótki i każdy, kto wcześniej wcielał się w Sama Fishera wykona wszystkie misje w mgnieniu oka. Multiplayer jest przeciętny i nie oferuje zabawy w trybie Infrastructure, toteż nie pozostaje nam nic innego, jak cierpliwie czekać na następnego Splinter Cella na PSP – jeszcze lepszego i bardziej dopracowanego.

Szymon „SirGoldi” Błaszczyk

PLUSY:

  • niezgorsza oprawa graficzna;
  • fabuła pełna nieoczekiwanych zwrotów akcji;
  • sporo przydatnych gadżetów;
  • rozbrajanie min, hackowanie oraz otwieranie zamków;
  • dobry system save’owania.

MINUSY:

  • przeciętna AI wrogów;
  • relatywnie długie wczytywanie misji;
  • niektóre elementy graficzne;
  • krótka;
  • problemy ze sterowaniem.
Tom Clancy's Splinter Cell Essentials - recenzja gry
Tom Clancy's Splinter Cell Essentials - recenzja gry

Recenzja gry

Jak przenosiny znakomitej składanki wpłynęły na Sama Fishera? Co nowego oferuje flagowy produkt Ubisoftu? Na te pytania znajdziecie odpowiedzi w recenzji Splinter Cell Essentials.

Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y
Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y

Recenzja gry

Alone in the Dark to powrót nieco zapomnianej dziś marki, która 32 lata temu położyła fundamenty pod serie Resident Evil, Silent Hill i cały gatunek survival horrorów. I jest to powrót całkiem udany, przywołujący ducha oryginału we współczesnej formie.

Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności
Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności

Recenzja gry

Outcast: A New Beginning jest produkcją „bezpieczną”. Nie jest wybitny, ale też nie ma w nim nic, co by mnie odpychało. Problemy techniczne rzucają się jednak w oczy, a największą wadą tej gry okazuje się wysoka cena.