UberSoldier - recenzja gry
Wątek fabularny gry w bezpośredni sposób odwołuje się do ekspedycji Ernsta Sheffera, która miała miejsce w 1938 roku. Nazistom udało się wtedy dotrzeć do tybetańskiego miasteczka o nazwie Lhasa...
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Jeszcze kilka lat temu na PeCetowy rynek dość regularnie trafiały niezbyt skomplikowane strzelanki, w których akcję obserwowaliśmy z perspektywy pierwszej osoby. Jednym z podstawowych atutów tego typu pozycji był dynamiczny przebieg rozgrywki, wzbogacony licznymi walkami z siłami wroga. Znikomą rolę odgrywały natomiast pozostałe elementy, włącznie z rozbudowanym wątkiem fabularnym czy chociażby zagadkami, wymagającymi czegoś więcej, aniżeli tylko odnalezienia właściwego klucza czy karty magnetycznej.
W ostatnim czasie sytuacja zaczęła jednak ulegać zmianie. W moim osobistym przekonaniu obecnie największą popularnością cieszą się FPS-y z dwóch różnych grup. Mam tu na myśli produkty nastawione w głównej mierze na wieloosobowe potyczki oraz tytuły z elementami przygodowymi (prowadzenie rozmów z NPC-ami, zbieranie przedmiotów itp.) lub cRPG (rozwój sterowanej postaci). Nie oznacza to na szczęście, iż producenci zdołali już zapomnieć o sympatykach niezbyt wymagających i jednocześnie typowo rozrywkowych produkcji, czego świetnym przykładem może być premiera recenzowanego UberSoldiera. Z całą pewnością gra ta nie zostanie okrzyknięta mianem wielkiego hitu. Sądzę jednak, iż wielu osobom przypadnie do gustu. UberSoldier potrafi bowiem zapewnić kilkanaście godzin solidnej zabawy, nawet pomimo kilku poważniejszych wpadek, o których szerzej opowiem w dalszej części tego artykułu.
Fabuła recenzowanej strzelanki w bezpośredni sposób odwołuje się do zamiłowań okultystycznych III Rzeszy. Pomysł nie jest nowy, również w grach. Wystarczy sobie bowiem przypomnieć kultowego Return to Castle Wolfenstein czy chociażby rodzimego Groma. Tak jak już wspomniałem, UberSoldier z całą pewnością powinien zostać zaliczony do grona produkcji, w których wątek fabularny odgrywa co najwyżej znikomą rolę. Nie powinno Was więc dziwić to, iż zabawa jest niezwykle liniowa (w 90% sytuacji do celu prowadzi wyłącznie jedna ścieżka), ewentualne zwroty akcji są bardzo przewidywalne, toczone przez pojawiające się na ekranie postaci rozmowy nadzwyczaj nudne, a samo zakończenie zbyt oczywiste.
Zaprezentowany przez producentów gry wątek fabularny w bezpośredni sposób odwołuje się do ekspedycji Ernsta Sheffera, która miała miejsce w 1938 roku. Nazistom udało się wtedy dotrzeć do tybetańskiego miasteczka o nazwie Lhasa. W rzeczywistości na nic ciekawego tam nie natrafili. W tym konkretnym miejscu gra proponuje inną wersję wydarzeń. Sheffer wchodzi w posiadanie wiedzy dającej mu możliwość przywracania zmarłych do życia. Co więcej, szaleniec liczy na możliwość uzyskania bezpośredniej kontroli nad swymi „podwładnymi”. Jak można się łatwo domyślić, dąży on do stworzenia armii tytułowych superżołnierzy, a my będziemy musieli mu w tym przeszkodzić.