Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 14 grudnia 2005, 09:50

autor: Daniel Sodkiewicz

The Matrix: Path of Neo - recenzja gry

Zagrać czy nie zagrać w nowego Matrixa? Wybierasz niebieską czy czerwoną tabletkę? Przed podjęciem decyzji nie zapomnij skonsultować się z lekarzem lub farmaceutą.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Świat Matrixa to arcydzieło, które na niespotykaną skalę zmieniło myślenie wielu szarych obywateli. Zielone cyferki płynące po monitorze stały się częścią naszej kultury, a machina marketingowa do dziś czerpie pomysły z „matrycowej stylistyki”. Ostatnio jednak szum związany z tworem braci Wachowskich jakby ucichł. Z monitorów w biurach, urzędach i domach prywatnych znikły wygaszacze ekranu w postaci jaskrawych znaczków. Dziewczyny przestały też być podatne na podryw sposobem „na Neo” – czarne okulary i długi płaszcz. Nie wiem jak wy, ale ja zatęskniłem za Matrixem. Roniąc kilka wirtualnych łez wiedziałem jednak, że gry komputerowe pozwolą mi ponownie obudzić w sobie wybrańca. Path of Neo – następca Enter The Matrix – czy legenda odżyje?

Na Enter The Matrix gracze narzekali chyba więcej, niż PO na pomysły z becikowym. Jako, że gra była daleka od oczekiwań fanów, stworzenie lepszego sequela wydawało się dziecinnie prostym zadaniem. Usunąć większe błędy, wywalić co niegrywalne, zmodyfikować grafikę i... wypuścić na rynek. Jak rzekłby widz programu „Gotuj z Pascalem” – bardziej, po prostu nie da się już... przesolić. Tak też się stało, Path of Neo nie jest zbyt słoną zupą i jest zdecydowanie lepszą grą od swojej poprzedniczki.

Słynna walka w dojo z Morpheusem.

Wake up, Neo...

Zielone cyferki w idealnej harmonii rozpoczęły swój taniec, przemierzając z godną podziwu gracją każdy piksel ekranu mojego monitora. Jeden z mieszkających gdzieś pod skórą „dreszczy” obudził się, aby przeszyć moje ciało, na plecach uroniłem kropelkę potu. Tak można reagować jedynie przed intensywnymi doznaniami seksualnymi lub podczas obcowania z elementami świata Matrix. Tym razem, był to Matrix.

Już menu główne programu i pierwsze kroki w tutorialu uświadomiły mi, że mam do czynienia z mocno konsolowym produktem. Konwersję z konsoli widać w każdym detalu gry, co zbytnio mnie nie zasmuciło. Rdzenny PeCetowiec potrzebuje od czasu do czasu poczuć tego typu klimaty.

No i zaczęło się. W przeciwieństwie do sytuacji z Enter The Matrix, nie wcielamy się tutaj w Niobe czy Ghosta, ale w samego wybrańca nad wybrańcami – w Neo. Po obejrzeniu serii przerywników filmowych i wstępnej paplaninie, możemy przystąpić do własnoręcznego odgrywania scen z filmowej sagi. Gra jest średnio długa (cztery dni OSTREGO młócenia), niemożliwe więc byłoby zawarcie w niej wszystkich istotnych sekwencji z filmów. Doboru dokonano jednak bardzo trafnie.

Kolejne zadania, jakie stawiają przed nami twórcy gry, to nie tylko znane z dużego ekranu okoliczności (np. walka z Morpheusem w dojo). Duża część (jeżeli nie większość) zadań, jakie przyjdzie nam wykonywać, ukazuje zdarzenia, których nie mieliśmy okazji widzieć w filmach. Odwiedzane lokacje są więc tym bardziej zagadkowe i fascynujące. Na przyklad lokacja złożona z otwartych (bez sufitu i często bez ścian) pokojów, ze zmienną grawitacją, zmieniającą się, gdy wchodzimy w drzwi i wychodzimy w innym pomieszczeniu. Takie miejsca na długo zapadają w pamięć. Co ważne, nawet w najdziwniejszych lokacjach nie zatracono klimatu Matrixa. Na każdym kroku czuć pokrewieństwo odwiedzanego świata z filmowym odpowiednikiem.

What Is The Matrix?

Najciekawszym elementem Path of Neo są sceny walki. To właśnie kolejne starcia są głównym motorem napędzającym grywalność tego tytułu. Strzelanie z broni ujdzie w tłumie, kwintesencją akcji są jednak walki wręcz i bronią białą. Ogromna ilość kombinacji ciosów, możliwość spowolnienia czasu, oraz specjalne menu, w którym możemy obejrzeć odblokowane combosy i nauczyć ich wykonywania. Bijatyki na pięści dają bardzo dużo satysfakcji i po prostu czuć w kościach, że dokopaliśmy kolejnemu agentowi. Już jest pięknie, ale gdy Neo zacznie bawić się bronią białą – szablami, mieczami samurajskimi, kijami itd. – okaże się, że kunszt naszego bohatera w walce z jej użyciem, jest jeszcze bardziej satysfakcjonujący od pojedynków na pięści. Miodzio.

Twórcy Ścieżki Neo zdają sobie sprawę z tego, że to właśnie walka jest głównym atutem ich dzieła. Zabijanie kolejnych przeciwników stanowi więc co najmniej 95 procent czasu rozgrywki. Metod uśmiercania kolejnych wrogów jest bardzo dużo, nie sposób więc popaść w rutynę, w tej trudnej sztuce. Ponadto w grze nie zaznamy też jakichkolwiek „symulacji” prowadzenia pojazdów, które były ewidentną porażką w poprzedniej odsłonie gry.

Znana z filmów lokacja, znani przeciwnicy, swojskie bronie.

Na sam koniec gry, dostaniemy zaś możliwość walki w powietrzu. Starcie z Agentem Smithem w strugach deszczu, latając pomiędzy wieżowcami nie tylko wygląda fajnie, ale jest również niezwykle grywalne. Nie wiem, może przesadzam, ale dawno już tak dobrze i beztrosko nie bawiłem się przy tego typu grze akcji. Bo choć poziom trudności programu nie stoi wysoko, to radość, jakiej uświadczymy podczas zabawy, jest proporcjonalna do ilości zielonych cyferek na Matrixowych monitorach.

Oczywiście zdarzają się misje, w których trzeba więcej pochodzić, skradać się (pierwsza misja – ucieczka Neo z biura) czy pokombinować. Za przykład niestandardowej misji, niech posłuży dość grywalne zadanie z obsługą działka ciężkiego kalibru zamontowanego w helikopterze (misja typu „celowniczek”). Chodzi oczywiście o spektakularne zadanie odbicia Morpheusa, przetrzymywanego w jednym z wieżowców. Trzeba nadmienić, iż sama misja nie miałaby tyle grywalności, gdyby nie fakt, że jest to scena wyjęta prosto z filmu. Patrząc z boku, może to wyglądać mało imponująco. Jednak graczowi miłującemu świat Matrycy, który otrzymał możliwość własnoręcznego odbicia Morpheusa, tego typu zadanie nie może się nie podobać. Możliwe, że w niezauważalny sposób wyobraźnia nadrabia tutaj niedostatki Path of Neo.

The world is empty

I wszystko byłoby niemal idealne, gdyby nie problemy techniczne. Silnik, na jakim powstała gra, to zasłużony już weteran, którego mogliśmy podziwiać w Enter The Matrix. Rzeczywiście, oprawa graficzna nie jest mocnym punktem Path of Neo. Nie ma jednak tego złego. Mimo że program potrzebuje mocnego sprzętu, aby pokazać się w zacnych szatach, do płynnej rozgrywki wystarczy już Athlon 1700+, 512 RAM i co najmniej Radeon 9500. Co jednak najważniejsze, gra ma klimat pierwszego Matrixa i podczas rozgrywki nie powinniśmy zawracać sobie głowy brakiem najnowszych fajerwerków wizualnych. Świat gry jest wystarczająco „ładny” i interaktywny, aby umożliwić totalną, jakże atrakcyjną demolkę. Odpadający ze ścian tynk, burzące się kolumny, wybijane szyby, niszczone elementy dekoracji. Wygląda to bardzo przyzwoicie i współgra z dynamiką akcji.

Największą niedogodnością jest praca kamery. Zbyt często nasz bohater znika z pola widzenia (walcząc przy ścianach), a zlokalizowanie kierunku, w jakim znajduje się wróg, jest często mocno utrudnione. Po pewnym czasie można się jednak do tego przyzwyczaić. Inna sprawa, to sterowanie. W wersji PeCetowej odradzam próbowania obsługi gry za pomocą pada. Jedynie słuszną kombinacją jest tutaj niezastąpiony duet – mysz i klawiatura.

Podczas rozgrywki zdarzają się także błędy utrudniające wykonanie banalnych czynności jak: otwarcie drzwi, wdrapanie się na wyższą półkę, czy wydawałoby się proste manewrowanie biegnącym Neo. Na dodatek, nie najlepiej sprawuje się AI wrogów. Miejmy nadzieję, producent wypuści stosowną łatkę, naprawiającą irytujące niedogodności.

Zapowiedzi nie kłamały. Walka z setkami agentów nie przysporzy większych problemów naszemu PeCetowi.

They are guarding all the doors, they are holding all the keys

Powoli zaczynasz już chyba rozumieć dla kogo została stworzona ta gra. Jedynie prawdziwi miłośnicy świata Matrix (a tych przecież nie brakuje) znajdą w Path of Neo satysfakcję z rozgrywki. Skąd wnioski, że to głownie dla owych wybrańców stworzono ten program? Domysły te potwierdzają się przy sposobie zmontowania przerywników filmowych, jakie oglądamy pomiędzy kolejnymi misjami. Serwowane co jakiś czas fragmenty scen z pełnometrażowych filmów i urywki z Animatrixa, nie składają się w jakąś sensowna całość. Kolejne filmiki zostały na tyle chaotycznie zmontowane, iż stanowią jedynie szybką retrospekcję najciekawszych ujęć z leciwej już przecież sagi braci Wachowskich. Jeżeli ktoś nie widział filmów, nie będzie wiedział, o co chodzi. Kto zaś widział filmy i, co ważne, zrozumiał je (bo to też pewna sztuka), doszuka się w Path of Neo ciekawych rozwinięć głównego wątku. Co więcej, program zaserwuje nam alternatywne zakończenie sagi. Które, niestety mocno rozczarowuje. Podobnie zresztą, jak sama walka z końcowym bossem.

No więc kupić czy nie kupić? Kochasz Matrixa nad życie, bycie nieustraszonym Neo zdominowało twoje życie prywatne i gustujesz w grach akcji – kup. Liczysz na konsolową zabawę z dominacją walki wręcz, a Matrixa kiedyś tam gdzieś widziałeś – hmm... pograsz trochę, ale zachwytu nie będzie.

Jak więc? Wybierasz niebieską czy czerwoną tabletkę? Przed podjęciem decyzji nie zapomnij skonsultować się z lekarzem lub farmaceutą.

Daniel „KULL” Sodkiewicz

PLUSY:

  • gratka dla fanów Matrixa;
  • ciekawe lokacje;
  • niezwykle grywalny model walki wręcz i bronią białą;
  • duża ilość combosów i łatwość ich wykonywania;
  • klimat, niczym z pierwszego Matrixa;
  • ukryte bonusy.

MINUSY:

  • przeciętny jak na dzisiejsze standardy silnik graficzny i nie do końca dopracowany model fizyczny;
  • jedynie przyzwoita oprawa audio;
  • spora ilość utrudniających grę błędów;
  • nieprzyjazna praca kamery;
  • chaotyczne przerywniki filmowe;
  • problemy ze sterowaniem i AI przeciwników;
  • gra wyłącznie dla miłośników Matrixa, potrafiących przymknąć oko na liczne błędy;
  • końcowa walka i mało nowatorskie (jak na Genialnych Braci W.) „alternatywne zakończenie sagi”.
The Matrix: Path of Neo - recenzja gry
The Matrix: Path of Neo - recenzja gry

Recenzja gry

Zagrać czy nie zagrać w nowego Matrixa? Wybierasz niebieską czy czerwoną tabletkę? Przed podjęciem decyzji nie zapomnij skonsultować się z lekarzem lub farmaceutą.

Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y
Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y

Recenzja gry

Alone in the Dark to powrót nieco zapomnianej dziś marki, która 32 lata temu położyła fundamenty pod serie Resident Evil, Silent Hill i cały gatunek survival horrorów. I jest to powrót całkiem udany, przywołujący ducha oryginału we współczesnej formie.

Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności
Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności

Recenzja gry

Outcast: A New Beginning jest produkcją „bezpieczną”. Nie jest wybitny, ale też nie ma w nim nic, co by mnie odpychało. Problemy techniczne rzucają się jednak w oczy, a największą wadą tej gry okazuje się wysoka cena.