Recenzja Xenoblade Chronicles 3 - gry, która przypomniała mi, za co kocham jRPG
Byłem nieświadomy powagi oraz ciężaru premiery, jaką jest Xenoblade Chronicles 3. Nie oczekiwałem wiele, a dostałem jedną z dotychczasowo najlepszych gier tego roku.
Recenzja powstała na bazie wersji Switch.
- świetnie poprowadzona i emocjonalna historia;
- pięknie brzmiąca ścieżka dźwiękowa;
- system walki dobrze balansujący pomiędzy taktyką a widowiskowością;
- masa zawartości;
- egzotyczny świat do zwiedzania.
- płytcy i stereotypowi antagoniści;
- nudne fetch questy stanowiące sporą część pobocznej zawartości;
- miejscami konsola technicznie nie wyrabia.
Uwielbiam gry, które biorą mnie z zaskoczenia, oferując doznania znacznie wykraczające poza oczekiwania. Xenoblade Chronicles 3 to doskonały przykład takiej produkcji. Przyznaję, że dotychczas z tą serią nie było mi do końca po drodze. Teraz jednak uległo to zmianie i jej najnowsza odsłona stała się ostatecznie moją małą obsesją.
Xenoblade Chronicles 3 opowiada o wiecznym konflikcie dwóch skłóconych frakcji. Obie społeczności składają się ze sztucznie hodowanych ludzi, którzy przychodzą na świat w rozwiniętych ciałach i żyją następnie tylko 10 lat. Ich egzystencja to niekończące się pasmo walki i wojny, nad zasadnością której nikt się nie zastanawia. Hodowani do zabijania nie posiadają żadnego celu poza odbieraniem życia swoim wrogom. To świat, w którym największym zaszczytem dla jednostki jest wypełnienie dziesięcioletniej służby i śmierć w specjalnym rytuale przeprowadzanym przez majestatyczną królową danej frakcji.
Militarna i zaskakująco poważna przygoda przedstawia perypetie grupy, która na skutek pewnego wydarzenia wyłamuje się z tego błędnego koła i jako Ouroboros nastawia przeciwko sobie niemal cały świat. W tym momencie – przyznaję się bez bicia – fabuła Xenoblade Chronicles 3 pochłonęła mnie bez reszty. Szybko stała się dla mnie najważniejszym elementem tej produkcji i to właśnie z uwagi na nią siadałem do konsoli.
Piękna i romantyczna
To naprawdę urzekająca historia – w wielu miejscach szczerze wzruszająca i autentycznie romantyczna. Podczas gry doświadczyłem istnej sinusoidy najróżniejszych emocji, a to pogłębiało tylko coraz większe zaangażowanie w opowieść. W trakcie kluczowych momentów nie byłem w stanie oderwać się od ekranu, a gdy nie grałem, godzinami rozmyślałem o wydarzeniach, jakich byłem świadkiem. Scenariusz w świetny sposób porusza najróżniejszą problematykę, nie darując sobie złożonych komentarzy społecznych i filozoficznych rozważań (choć nieprzesadnie skomplikowanych). Mowa tu o takich zagadnieniach jak rola jednostki w świecie, odnajdywanie własnego celu i walka z oczekiwaniami czy przeznaczeniem. Jasne, brzmi to może sztampowo, ale w trakcie gry dochodzi do kilkakrotnego przewartościowania danych kwestii.
Pomimo zastosowania pewnych schematów nie byłem wstanie przyczepić się do fenomenalnego przedstawienia motywów fabularnych. Może z wyjątkiem antagonistów, za którymi nie stoi dosłownie nic ciekawego i są po prostu stereotypowo źli, mroczni i sadystyczni. To komiczne wręcz karykatury, których nie da się postrzegać w poważny sposób. Kilka kwestii światotwórczych również potraktowano po macoszemu, ale wynika to już z tego, że mamy do czynienia z grą spajającą lore pierwszej i drugiej odsłony. Przynależna tej części historia jest samodzielna i nie wymaga znajomości poprzednich wydarzeń. Całość jednak najlepiej odbiera się, gdy znamy pełny obraz uniwersum zarysowany w dwóch wcześniejszych grach – nie będę zdradzał szczegółów, te najlepiej poznać samemu!
Gra jRPG niczym najlepsze sezonowe anime
To, co najbardziej spodobało mi się w Xenoblade Chronicles 3, to niesamowite wręcz uczucie brania udziału w ogromnej i prawdziwie „epickiej” przygodzie. Całość oparta jest w zasadzie na motywie drogi. Byłem więc świadkiem, jak postacie początkowo źle do siebie nastawione, zaczynają darzyć się sympatią, a nawet uczuciem wykraczającym ponad przyjaźń. Kapitalnie poprowadzono tutaj rozwój relacji – obserwujemy zagubionych bohaterów odnajdujących z czasem własny życiowy cel.
Dodajcie do tego totalnie widowiskowe sceny walki, które właśnie ze względu na ich efektowność oglądałem z rozdziawioną gębą. Całość jest przy tym naprawdę mocno fabularyzowana i w głównym wątku zdarzają się sytuacje, że przerywniki filmowe następują po sobie dosłownie co kilka kroków. Mało tego, najważniejsze z nich, niczym u Hideo Kojimy, trwają nawet po kilkanaście minut. Osoby narzekające na nadmierną filmowość w grach mogą w tym momencie uznać, że cutscenki zbyt często przerywają rozgrywkę. Do mnie jednak taki styl narracyjny akurat trafił. Xenoblade Chronicles 3 w wielu momentach przypomina oglądanie wciągającego sezonu anime. Takiego, po którym jesteśmy pewni, że mamy do czynienia z twórczością aspirującą do kanonu najlepszych pozycji.