Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 27 maja 2020, 15:00

autor: Przemysław Zamęcki

Recenzja gry Xenoblade Chronicles: Definitive Edition – Epicka przygoda, dobry remaster! - Strona 2

Xenoblade Chronicles to legenda dla fanów jRPG. Słusznie, bo gra zdecydowanie wybija się ponad średnią kapitalną fabułą i postaciami. Wrażenie nie psują nawet archaiczne rozwiązania rozgrywki.

Miód i drobne usprawnienia

Na tym właściwie moje zarzuty się kończą i resztę recenzji utrzymam w optymistycznym tonie. Zakochałem się w tej grze. Zakochałem z powodu fabuły, postaci, klimatu i mechaniki walki oraz systemu rozwoju postaci.

Oczywiście w remasterze żaden z tych elementów nie uległ zmianie i gra się dokładnie tak samo, jak przed laty. Twórcy pokusili się jednak o kilka usprawnień w interfejsie użytkownika, ułatwiając nieco w ten sposób zorientowanie się w tym, co dzieje się w trakcie potyczki z przeciwnikiem.

Choć w sumie w skład naszej drużyny może wchodzić aż siedem postaci, to jednocześnie do boju stają tylko trzy z nich, w tym główny bohater wyposażony w specjalny miecz – najpotężniejszą broń w grze. Pierwszą z decyzji taktycznych jest odpowiedni dobór składu do danej konfrontacji. Postacie różnią się między sobą sposobem walki i umiejętnościami – Sharla wyposażona w snajperkę jest świetnym medykiem, Reyn to typowy tank, Melia para się magią wspomagając grupę potężnymi zaklęciami etc. – ponadto nie każda z nich dostępna jest na każdym etapie gry.

Część towarzyszy poznajemy dopiero w dalszej części przygody, a nowych, specyficznych technik walki uczymy się nawet w trzydziestej godzinie rozgrywki. Przy okazji wspomnę też, że Xenoblade od początku zalewa gracza rozmaitymi samouczkami, co mniej cierpliwych może trochę zniechęcić do zagłębienia się dalej. Zapamiętanie wszystkiego jest długim procesem nauki, co jednak zostaje wynagrodzone wciągającą mechaniką walki.

Drobne usprawnienia poczyniono w trakcie samych starć. W serii Xenoblade przy ataku nie musimy każdorazowo wduszać przycisków na padzie, ponieważ zastosowano w niej system auto-ataku. Każda z postaci wymierza ciosy samodzielnie, my tylko poruszamy nią po polu walki, starając się ustawić w taki sposób, aby zadać możliwie największe obrażenia. W oryginale jeśli jednak chcieliśmy skorzystać z ataków specjalnych, musieliśmy uważnie obserwować sytuację na polu bitwy. Co zresztą nie było proste, ponieważ na ekranie dużo się działo i dokładne zlokalizowanie pozycji względem przeciwnika zabierało sporo uwagi. Skuteczność niektórych ciosów wymagała na przykład zajścia wroga z boku lub z tyłu. W remasterze w sukurs przychodzą nam znaczniki pojawiające się na ikonach umiejętności, sugerujące odpowiedni moment ataku lub skorzystania z innego talentu. Zmiana niby niewielka, ale jakże poprawiająca komfort zabawy.

Poprawy doczekał się system wskazujący kierunek do aktywnego questa. Zamiast strzałki u góry ekranu mamy teraz „prawdziwy” GPS pokazujący wykropkowany szlak na minimapie. Oszczędza to mnóstwo czasu. Twórcy zadbali również o bardziej czytelny system affinity, czyli współzależności pomiędzy naszym bohaterem, członkami drużyny i dziesiątkami NPC-ów zamieszkujących świat gry.

Xenoblade Chronicles posiadało wspaniałą muzykę, która w remasterze poddana została… remasteringowi. Tematy towarzyszące rozgrywce pozostały takie same, ale aranżacje wzbogacono i wydaje mi się, że brzmią teraz lepiej, jeszcze bardziej pompatycznie. A co za tym idzie przyjemnie, bo to jednak gra o epickiej skali.

Werdykt

Monumentalne dzieło Monolith Software pozostało nienaruszone. Co więcej, remaster wzbogacił je o dodatkową zawartość w postaci bonusowej historii zatytułowanej Future Connected, w której pierwsze skrzypce grają Shulk oraz Melia, wraz z grupą nowych towarzyszy. Nowa opowieść rozgrywa się w rok po zakończeniu głównego wątku fabularnego, stanowiąc jego zwieńczenie i zapewniając ładnych kilka godzin kolejnych ekscytacji, jednak z nieco zmienionym systemem walki, w którym zabrakło na przykład łańcuchowych ataków drużynowych. Być może również jego fabuła nie jest aż tak wciągająca jak główny wątek, ale to wciąż bardzo solidna porcja przepysznego dania. Co więcej, dodatek można uruchomić całkowicie oddzielnie, bez konieczności kończenia głównej opowieści, co zapewne docenią weterani tego tytułu.

Xenoblade Chronicles jest grą wyjątkową, miejscami wybitną, wartą zainteresowania nie tylko fanów jRPG. Przy okazji remastera na Nintendo Switch ma wielkie szanse na to, aby nie zniknąć w odmętach historii i szerzej zapisać się złotymi zgłoskami w sercach nabywców. Jeżeli jeszcze nie mieliście okazji zagrać, należycie do grona tych szczęśliwców, których wkrótce czeka wspaniała zabawa. Już Wam zazdroszczę.

O AUTORZE:

Xenoblade Chronicles Definitive Edition nie jest moim pierwszym kontaktem z tą grą. Kilka lat temu starałem się ukończyć port przeznaczony na konsolę Nintendo 3DS, ale przyznam szczerze, że zostałem pokonany wówczas po zaledwie kilku godzinach. Trochę żartobliwie dodam, że epicka skala gry dalece wykraczała poza mały ekran, na którym rozgrywała się przygoda Shulka. Tymczasem na Switchu, do chwili napisania tego tekstu, przy dziele Monolith Software spędziłem ponad sześćdziesiąt godzin i wciąż mam tam sporo do zrobienia.

Przemysław Zamęcki | GRYOnline.pl

Przemysław Zamęcki

Przemysław Zamęcki

Grał we wszystko na wszystkim. Fan retro gratów i gier w pudełkach, które namiętnie kolekcjonował. Spoczywaj w pokoju przyjacielu - 1978-2021

więcej