Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać

Kenshi Recenzja gry

Recenzja gry 12 grudnia 2018, 12:00

autor: Sebastian Purtak

Recenzja gry Kenshi – Mount and Blade dla fanów Gothica

Z jednej strony model rozgrywki, który powinien stanowić wzór i inspirację dla wszystkich, którzy chcą robić prawdziwe erpegowe piaskownice dla pojedynczego gracza. Z drugiej natomiast festiwal gliczy niczym z najgłębszych odmętów steamowego piekła.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Kenshi to produkcja ogromna niczym biblijny Lewiatan. W podstawowych założeniach stanowi połączenie RPG ze strategią czasu rzeczywistego, na dodatek z elementami survivalu. Skojarzenia z Mount and Blade są jak najbardziej na miejscu, choć Kenshi utrzymane jest w odmiennych, dalekowschodnich klimatach.

Dzieło studia Lo-Fi Games różni się jeszcze jednym od swego duchowego ojca– otóż poziomem złożoności i skalą Kenshi przewyższa Mount and Blade w każdym aspekcie. Niestety, niekoniecznie musi być to zaletą. Widać bowiem wyraźnie, że przez 12 lat produkcji twórcy usilnie próbowali sprostać swoim wygórowanym ambicjom. Były one wielkie niczym wspomniany Lewiatan i ostatecznie pożarły deweloperów razem z ich grą.

Otrzymaliśmy tytuł tak ogromny, że trudno się w nim odnaleźć. Jego potencjał i liczbę oferowanych możliwości przebija jedynie ilość gliczy i niedoróbek, które niekiedy niemal uniemożliwiają komfortowe granie. Prawdziwi hardkorowcy pokochają ten świat i wsiąkną w niego na bardzo długie godziny, jednak cała reszta się od niego odbije.

Zaczynamy skromnie – na kapelusz i plecak musiałem zapracować.

Skromne początki wielkiej przygody

PLUSY:
  1. niemal nieograniczone możliwości zabawy;
  2. świat, który chce się zwiedzać;
  3. niezwykły, czasem nieco surrealistyczny klimat;
  4. dobrze zrealizowany system rozwoju postaci;
  5. wciąga na długie godziny;
  6. bez względu na to, jak gramy, zawsze mamy do dyspozycji rozbudowane mechaniki;
  7. poziom trudności potrafi irytować, ale jednocześnie sprawia satysfakcję.
MINUSY:
  1. archaiczna grafika przy współczesnych wymaganiach sprzętowych;
  2. mnóstwo frustrujących gliczy;
  3. interfejs użytkownika wprost z radzieckich samochodów osobowych;
  4. bardzo wysoki próg wejścia;
  5. bywa monotonna, wymagając przy tym mnóstwa czasu.

Zacznijmy od tego, co w Kenshi jest dobre. A dobra mamy tu dużo. Standardowo wita nas ekran kreacji postaci, gdzie decydujemy o wyglądzie i pochodzeniu naszego bohatera. Opcji modyfikacji występuje naprawdę sporo i przy odpowiedniej dozie cierpliwości możemy sobie wyrzeźbić dowolnego awatara. Mnie na przykład udało się stworzyć najbardziej wyprostowanego człowieka świata, co dało dość niepokojący efekt. Nie ukrywam jednak, że nigdy nie miałem specjalnego talentu do obsługi kreatorów postaci. Decydujemy też o rasie (tych do wyboru jest cztery) i pochodzeniu naszego protagonisty, co ma już bezpośrednie przełożenie na to, w jakich warunkach rozpoczniemy rozgrywkę.

W zależności od tego, jakie tło fabularne wybierzemy dla naszej postaci, zaczynamy zabawę w różnych miejscach świata i z różnymi przedmiotami. Możliwe jest nawet rozpoczęcie jej nie w pojedynkę, a z gotową drużyną śmiałków, dzięki czemu od początku mamy szansę skupić się na zakładaniu osady i bardziej strategicznych aspektach gry.

Pośrednio wybór początkowego scenariusza wpływa też na stopień trudności, gdyż w niektórych przypadkach dostajemy na starcie więcej pieniędzy lub mamy lepsze relacje z określoną frakcją. Na tym jednak ustalanie poziomu wyzwania się nie kończy, gdyż w dalszych etapach rozgrywki świat gry okazuje się równie bezlitosny dla każdego – bez względu na to, czy zaczynaliśmy jako bogaty kupiec, czy też biedny wędrowiec. Mimo to warto się dobrze zastanowić nad tożsamością i przeszłością naszego protagonisty, gdyż właśnie ta decyzja przekłada się na początek historii naszej postaci.

Trzeba wiedzieć kiedy pauzować.

CO NOWEGO W WERSJI PREMIEROWEJ

Kenshi miało oficjalną premierę 6 grudnia 2018 roku, po mniej więcej 12 latach produkcji. Wyjściu z wczesnego dostępu nie towarzyszył jednak ogrom zmian. Twórcy dodali kolejne języki (polski wciąż nie jest dostępny), a w wersji 0.99 delikatnie zmodyfikowali ekonomię gry. Ze względu na skalę projektu są to nowinki raczej niemożliwe do zauważenia przez nowego gracza. Studio Lo-Fi obiecuje jednak, że po premierze wsparcie dla Kenshi się nie skończy.

W początkowych etapach gry starcia nawet z losowymi przedstawicielami fauny potrafią być niezwykle wymagające.

Nowy wspaniały świat

Po dokonaniu wszystkich początkowych wyborów, co wbrew pozorom nie zajmuje tak dużo czasu, trafiamy do świata Kenshi. Ten jest naprawdę ogromny i przyznam, że początkowo w ogóle nie zdawałem sobie z tego sprawy. Po wylądowaniu na mapie nikt nam nie mówi, co mamy robić. Rozpoczęcie rozgrywki nie wiąże się z żadnymi dramatycznymi wydarzeniami. Żaden tajemniczy zakon nie próbuje skrzywdzić naszych bliskich, po niebie nie latają zionące ogniem smoki i nikt nawet nie wspomina o starożytnych przepowiedniach czy mającym zbawić glob wybrańcu.

Zamiast tego lądujemy na ulicy jednego z pobliskich miast, najczęściej mając przy sobie ledwie kilka złotych monet, i absolutnie nikogo nie obchodzi, co ze sobą poczniemy. Pierwsze chwile w Kenshi przypominają trochę moment, w którym wysiadamy z pociągu w zupełnie nowym mieście – towarzyszy temu lekkie uczucie dezorientacji i pytanie, co robić dalej.

Pomimo archaicznej grafiki krajobrazy potrafią zachwycić.

Pierwsze wrażenie jest więc dość nietypowe i zakładam, że może nawet odrzucić graczy przyzwyczajonych do jasno określonych celów gry. Mnie jednak ta wolność przypadła do gustu i postanowiłem z niej skorzystać. W położonej niedaleko kopalni miedzi zarobiłem trochę pieniędzy, za które kupiłem podstawową broń, zbroję i plecak, a następnie ruszyłem w świat. Nie miałem żadnego celu ani wytyczonej trasy, po prostu szukałem ciekawych miejsc. Wtedy to właśnie po raz pierwszy uderzył mnie ogrom produkcji studia Lo-Fi Games.

Dystans równy mniej więcej długości całej mapy pokonywałem trzy dni (!), przy czym każdego dnia grałem solidnie przynajmniej cztery godziny. Oczywiście nie był to speedrun, nigdzie mi się nie spieszyło, a po drodze miałem wiele przygód. Parokrotnie straciłem sporo czasu, starając się wydostać z terenów, na które zdecydowanie nie powinna wchodzić postać z moim poziomem, no i zatrzymywałem się w praktycznie każdym większym mieście, by uzupełnić zapasy. Odkrywając nowe tereny i poznając zamieszkujące je frakcje, powoli chłonąłem świat Kenshi. Zanim postanowiłem osiąść gdzieś na stałe, odbyłem naprawdę klimatyczną podróż, pełną ciekawych historii, które w zasadzie pisały się same, gdyż po drodze nie przyjąłem ani jednego questa.

Kenshi ma też najbardziej wykręcone owce jakie w życiu widziałem.

MAMY NADZIEJĘ, ŻE LUBICIE CHODZIĆ

Recenzja gry Kenshi – Mount and Blade dla fanów Gothica - ilustracja #6

Świat Kenshi ma 870 kilometrów kwadratowych. Jest to wyspa, a raczej cały kontynent zapełniony przez szereg różnorodnych biomów. Swoją przygodę rozpocząłem na skalistej pustyni, po przejściu której dotarłem do rozległych bagien. Po kilku nieudanych próbach przeprawy zdałem sobie sprawę, że bagna należy sobie na razie odpuścić, i ruszyłem w drugą stronę, by po jakimś czasie znaleźć się w górach – przedziwnych, psychodelicznych i opanowanych przez krwiożercze żyrafy…

Ogromny i różnorodny świat zamieszkują naprawdę fantastyczne, choć zarazem przerażające stworzenia. Podobno gdzieś na północy leży cały kraj władany przez kanibali – nie wiem tego, ale podczas swoich wędrówek trafiłem za to na ziemie istot przypominających humanoidalne termity, żyjące w ogromnych kopcach.

TWOIM ZDANIEM

Jak sądzisz, Mount & Blade II zadebiutuje w 2019 roku?

Tak
39%
Nie
61%
Zobacz inne ankiety
Recenzja gry The Thaumaturge. Urzeka polskością, nuży gameplayem
Recenzja gry The Thaumaturge. Urzeka polskością, nuży gameplayem

Recenzja gry

The Thaumaturge ma niespecjalnie zajmujący gameplay, a wyglądem momentami przypomina pierwszego Wiedźmina, jednak pod tą warstwą kryje się naprawdę przyjemna gra, oferująca wiele smaczków i wyróżniająca się ciekawą fabułą.

Recenzja gry Final Fantasy VII Rebirth. Wielka, piękna, bezkompromisowa
Recenzja gry Final Fantasy VII Rebirth. Wielka, piękna, bezkompromisowa

Recenzja gry

Reguły zawsze były oczywiste – gry są albo krótkie i intensywne, albo długie i powtarzalne. Prosta zasada. Jednak Final Fantasy VII Rebirth przy całym swoim ogromie potrafi jakimś cudem zaskakiwać, angażować i ani myśli zwalniać przez dziesiątki godzin.

Recenzja gry Banishers: Ghosts of New Eden. Ni śmierć, ni budżet nie powstrzyma zakochanych
Recenzja gry Banishers: Ghosts of New Eden. Ni śmierć, ni budżet nie powstrzyma zakochanych

Recenzja gry

Sześć lat po wydaniu średniego Vampyra twórcy Life Is Strange znów celują w gatunek RPG. Tym razem poszło im znacznie lepiej. Banishers: Ghosts of New Eden udanie łączy rozgrywkę a la God of War z klimatem, jakiego nie powstydziłby się Wiedźmin.