autor: Przemysław Zamęcki
Recenzja gry Day of the Tentacle: Remastered - wielki powrót legendy
Przypominanie starych gier w remasterowanych edycjach ma sens przede wszystkim w przypadku przedstawicieli wielkiej klasyki. Day of the Tentacle jest właśnie jednym z nich. Koronkową robotą Tima Schafera i całego LucasArts.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
- bawi równie dobrze jak przed laty;
- świetne zagadki;
- możliwość szybkiego przełączania się pomiędzy wersją zremasterowaną a oryginalną;
- kapitalna robota przywracająca do życia jednego z najważniejszych reprezentantów klasyki gatunku point-and-click.
- Maniac Mansion pozostał w oryginalnej wersji;
- remaster jest nieco łatwiejszy od pierwowzoru z powodu częściowo kontekstowego menu.
Gdyby miał wymienić pięć najważniejszych dla mnie gier wszech czasów, z całą pewnością w tym skromnym zestawieniu znalazłyby się aż cztery przygodówki sygnowane logiem byłej firmy Lucasa. Wśród nich nie mogłoby zabraknąć Day of the Tentacle – tytułu, który swego czasu budził we mnie jako amigowcu zazdrość skierowaną w stronę przejmującego powoli rynek gier blaszkowego imperium. Stare powiedzenie mówi jednak, że kiedy nie możesz z wrogiem wygrać, to się do niego przyłącz, w związku z czym niedługo później również i ja mogłem poznać przygody Bernarda, Hoagiego i Laverne – niesamowitej grupy bohaterów powołanych do życia przez Davida Grossmana i Tima Schafera, przy współudziale nie mniej znakomitych twórców, takich jak Ron Gilbert czy Gary Winnick. Po dwudziestu trzech latach od premiery nowe pokolenie graczy ma szansę jeszcze raz wyrwać świat z macek Purpurowego.
Day of the Tentacle to jak najbardziej klasyczna przygodówka z gatunku point-and-click. Kontynuacja gry Maniac Mansion, podobnie jak ten starszy o kilka lat tytuł używająca interfejsu SCUMM do interakcji w wirtualnym świecie. Oto trójka bohaterów otrzymuje od doktora Freda list, z którego dowiaduje się, że Purpurowy, jedna z macek zamieszkujących domostwo, po spożyciu toksycznych odpadów wylewanych wprost do rzeki zamierza przejąć władzę nad światem. Nasi milusińscy czym prędzej wyruszają więc z akcją ratunkową, a jedynym sposobem na zażegnanie niebezpieczeństwa jest podróż w przeszłość. Niestety, z powodu awarii maszyny czasu bohaterowie zostają rozdzieleni: Hoagie przenosi się dwieście lat wstecz, do epoki kolonialnej, Laverne przeciwnie – dwieście lat w przyszłość, do momentu kiedy macki już niemal całkowicie zdominowały świat, a Bernardowi wyprawa się nie udaje, w rezultacie czego pozostaje on w teraźniejszości. W ten właśnie sposób rozpoczyna się mocno zabawna przygoda. Jednocześnie jest to jedna z najlepiej zaprojektowanych przygodówek, poziom zagadek której pozostał niedościgniony do dziś.
Bernard, Hoagie i Laverne to niesamowicie zabawna trójka bohaterów. Bernard był też jedną z dostępnych do wyboru postaci w grze Maniac Mansion.
Do kultowej klasyki, którą ostatnio masowo się przywraca (i bardzo dobrze) można podejść rzeczowo, bez żadnych sentymentów lub na kolanach. Bardzo chciałem, aby moje spotkanie po latach z tą grą oparło się nostalgii, ale już intro dosłownie wywołało u mnie ciary. Zremasterowana wersja w podwyższonej rozdzielczości full HD, tak wierna pod względem wizualnym oryginałowi, jak to tylko możliwe, dosłownie wyrwała mnie z kapci. Towarzysząca tej sekwencji unowocześniona wersja ścieżki dźwiękowej autorstwa między innymi etatowego kompozytora LucasArts Clinta Bajakiana wywołała taką falę miłości, jaką tylko może poczuć twór w pełni organiczny do zerojedynkowego kodu. Ciepło się na serduchu zrobiło! A może nawet gdzieś w kąciku oka zaplątała się jakaś łezka? Rozumiem, że takie pochlipywanie może wydać się dziwne lub nawet śmieszne komuś, kto wychował się w epoce akceleratorów 3D i rynku gier przesyconego wirtualnymi strzelaninami, ale kiedyś (ho, ho!) to były inne czasy. Może jakby piękniejsze...
Day of the Tentacle to jedna z najlepszych i najzabawniejszych gier LucasArts, a także całego gatunku point-and-click.