- Rozgrzewka przed Starfieldem - najciekawsze światy SF z gier wideo
- Prawie jak Gwiezdne wojny: Wing Commander i Privateer
- Ach, te cutscenki: StarCraft
- MasterSzef bez fartucha: Halo
- Znowu to zrobili: Destiny
- Jedyna „prawdziwa” wirtualna rzeczywistość: EVE Online
Znowu to zrobili: Destiny
- Rok powstania: 2014
- Twórcy: Bungie
Ciemność kontra Światło
Tajemniczy kulisty obiekt zwany Podróżnikiem przybywa w pobliże Ziemi gdzieś pod koniec XXI wieku. Dzieli się z ludźmi niezwykłą wiedzą i technologiami, dzięki którym nasza cywilizacja rozkwita ponad wszelką miarę. Ale później przychodzi mistyczna Ciemność – odwieczny wróg Podróżnika, który przy okazji doprowadza do zagłady niemal całej naszej rasy. W ostatnim akcie desperacji tajemniczy Podróżnik poświęca siebie, by odepchnąć Ciemność i ocalić resztki pozostałych przy życiu ludzi, tworząc przy okazji Duchy. Te małe obiekty wypełnione Światłem, czyli mocą Podróżnika, miały za zadanie wskrzeszać poległych wojowników, by ci, jako odrodzeni Strażnicy, mogli kontynuować walkę z Ciemnością.
Osłabione po tak potężnym ciosie przyczółki ludzi na różnych planetach stały się celem ataku innych kosmicznych ras. Najpierw był najazd piratów Fallenów, potem potężnych Cabali, a w końcu wyniszczająca bitwa o Księżyc z prastarym rojem Hive i ich księciem Crotą, od zawsze służącym Ciemności. Jakby tego było mało, ludzie tradycyjnie wikłali się jeszcze w wewnętrzne spory i konflikty, a to wszystko działo się w obliczu kolejnej groźby ataku samej Ciemności.

„Nie mam czasu wyjaśniać, dlaczego nie mam czasu wyjaśniać”
Tak, Bungie znowu to zrobiło! Stworzyło niezwykłą, złożoną i przemyślaną historię obejmującą 800 lat szczegółowych wydarzeń, tylko że... nie dało rady przedstawić jej w atrakcyjny sposób w samej grze. Wykorzystany tu cytat jednej z bohaterek fabuły pierwszej części Destiny to chyba zresztą złośliwy sposób autorów na wyrażenie swojej bezsilności. Produkcja gry była bowiem dość burzliwa i finalna wersja mocno odbiegała od tego, co planowało na początku Bungie.
Jeśli ktoś jednak zadał sobie trud zbadania dostępnych informacji i zebrania tego wszystkiego w całość, Destiny okazywało się fascynującym uniwersum, w którym każda postać, każda słyszana w fabule nazwa, jak Rasputin, Ozyrys, Żelaźni Lordowie, miała niezwykle długą, szczegółową i przede wszystkim wciągającą historię. Zupełnie inaczej podchodziło się wtedy do głównych bohaterów tej opowieści – Zavali, Ikory, Cayde’a-6, Eris i innych, którzy może nie zyskali takiego statusu jak Master Chief, ale od razu kojarzą się z tą marką.
Bungie ponownie rozbiło też bank mechanikami rozgrywki, w których do genialnego systemu sterowania padem w strzelance FPP dodano jeszcze niezwykle wymagającą kooperację. Sześcioosobowe rajdy w Destiny to był co-op na zupełnie innym poziomie. Zamiast banalnych gąbek na pociski dostaliśmy tu bossów, z których każdy był skomplikowaną zagadką środowiskową – a jej rozwiązanie okazywało się możliwe tylko przy idealnym zgraniu i komunikacji wszystkich członków drużyny. Przejście rajdu przypominało dopracowany choreograficznie układ taneczny, w którym każdy musiał co do sekundy idealnie wykonać swoje kroki. Jeśli ktoś znalazł ekipę do grania i dał się wciągnąć w Destiny, zwykle zostawał z tym uniwersum na setki, a nawet i tysiące godzin.
