Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Publicystyka

Publicystyka 14 grudnia 2015, 12:48

autor: Luc

Testujemy grę Van Buren - tak wyglądałby Fallout 3, gdyby nie Bethesda

Gdyby nie zawirowania prawne i problemy finansowe, kolejne odsłony Fallouta zapewne wciąż wychodziłyby spod ręki Black Isle. Studio przed utratą marki zdołało stworzyć technologiczne demo, które pokazuje, jak wyglądałaby gra jego autorstwa.

Spis treści

Drzewko dialogów, o którym marzyliśmy?

Spójrz jak pięknie płonie! - 2015-12-14
Spójrz jak pięknie płonie!

Inaczej funkcjonujący system dialogów to jednak nie koniec zmian. Kolejna z modyfikacji, być może jeszcze istotniejsza, to... kamera. Docelowo wciąż obowiązuje perspektywa izometryczna, jednak kamerę da się obracać łącznie w ośmiu kierunkach, a do tego pojawiła się możliwość jej nachylania pod różnymi kątami oraz przybliżania/oddalania widoku. Co istotne, nie jest to jedynie sztuka dla sztuki – Black Isle najwyraźniej planowało z tego typu manipulacji widokiem uczynić jeden z głównych czynników eksploracji. Wiele przedmiotów czy wejść w Van Burenie w ogóle nie jest możliwe do odkrycia, jeżeli nie zmienimy perspektywy, z jakiej patrzymy na świat gry.

Zamiast wychodzenia z Krypty, w Van Buren do niej wchodzimy. Można i tak! - 2015-12-14
Zamiast wychodzenia z Krypty, w Van Buren do niej wchodzimy. Można i tak!

Ciekawostką w demie jest poszerzona funkcja pip-boya. Wcześniej w archiwum mogliśmy wprawdzie odtwarzać filmy, które już widzieliśmy, ale zazwyczaj ograniczały się one do cutscenek czy czysto tutorialowych materiałów. W Van Burenie nasz naręczny gadżet otrzymał sekcję holodysków, które najprawdopodobniej mieliśmy zbierać podczas eksploracji świata. Biorąc pod uwagę, jak wiele ich wymieniono w technologicznym demie, w finalnej wersji zapewne liczone byłyby w dziesiątkach lub wręcz setkach.

Sama gra jak na dzisiejsze standardy wygląda oczywiście bardzo przeciętnie, ale pomimo względnej brzydoty (która z gier na poziomie pre-alpha prezentuje się olśniewająco?) ma swój urok. Nie do końca rozumiem, jaki mechanizm działa w tym przypadku, ale gdy znajdujemy się na pustkowiach czy po raz pierwszy wchodzimy do schronu, po prostu nie ma żadnych wątpliwości, że to Fallout. Nie potrzeba latających wokół supermutantów, ghuli czy charakterystycznych kombinezonów, by zrozumieć, że to świat postapokalipsy, który wszyscy tak dobrze znamy. Oddane do naszej dyspozycji lokacje nie są przesadnie rozbudowane, ale widać też, że nawet w tak małej próbce przyłożono się do szczegółów – tu i ówdzie walają się porozrzucane części samochodów, w schronowej siłowni na ziemi leżą hantle, postacie pozostawiają za sobą ślady... Nie jest to mistrzostwo w swojej kategorii, ale kilka miłych akcentów z pewnością każdy tu odnajdzie. Jeżeli przełkniemy stosunkowo niewielką stabilność dema oraz niedziałający system zapisu – zdecydowanie warto ich samodzielnie poszukać.

Ustawienia wyglądają w miarę standardowo, choć z boku widnieje także zakładka "multiplayer". - 2015-12-14
Ustawienia wyglądają w miarę standardowo, choć z boku widnieje także zakładka "multiplayer".

Postapokalipsa, która nigdy nie nastąpi

Choć Van Buren nawet w swoim okrojonym stanie jest całkiem miłą i klimatyczną krótką przygodą, to jednak nie pozwala na pełne określenie potencjału gry Black Isle. Dzięki technologicznej próbce widać wprawdzie kierunek, w jakim chcieli podążyć twórcy, łącząc stare z nowym, ale to zdecydowanie zbyt mało, by zyskać pewność co do najważniejszych kwestii. Czy nacisk na elementy RPG i inne, interesujące podejście do eksploracji wystarczyłyby, aby odnieść sukces? Czy taka produkcja sprzedałaby się lepiej niż twór Bethesdy? Czy efekt końcowy zadowoliłby zarówno weteranów marki, jak i tych, którzy dopiero rozpoczynaliby z nią przygodę? Na te pytania niestety można odpowiedzieć tylko w jeden sposób – nigdy się tego nie dowiemy.