Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Publicystyka

Publicystyka 14 grudnia 2015, 12:48

autor: Luc

Testujemy grę Van Buren - tak wyglądałby Fallout 3, gdyby nie Bethesda

Gdyby nie zawirowania prawne i problemy finansowe, kolejne odsłony Fallouta zapewne wciąż wychodziłyby spod ręki Black Isle. Studio przed utratą marki zdołało stworzyć technologiczne demo, które pokazuje, jak wyglądałaby gra jego autorstwa.

Spis treści

Nowe wita stare

Ekran tworzenia postaci niby prezentuje się znajomo, ale kilka zmian da się zauważyć. - 2015-12-14
Ekran tworzenia postaci niby prezentuje się znajomo, ale kilka zmian da się zauważyć.

W samym demie mamy jednak do czynienia z czymś całkowicie innym. Akcja rozpoczyna się... na początku wojny nuklearnej. Motyw w kontekście niedawno wydanego Fallouta 4 wydaje się dość znajomy, ale Black Isle planowało rozegrać to nieco inaczej. W chwilę po spadnięciu pierwszych bomb na świecie zapanował chaos, a w rejonach, w których przebywa nasza postać, zaczęły dominować komunistyczne bojówki. Naszą jedyną nadzieją na przeżycie tego zamieszania jest dostanie się do najbliższego schronu. Rodzice zginęli z rąk wspomnianych komunistów, jesteśmy więc zdani jedynie na siebie, choć pomoc i eskortę oferuje też jeden ze znajdujących się w pobliżu żołnierzy. Wraz z kapralem Armstrongiem docieramy do schronu, gdzie – jak się okazuje – brakuje nadzorcy. Frank, który go zastępuje, prosi o pomoc w naprawieniu systemu podtrzymywania życia w Krypcie i gdy udaje się nam tego dokonać, prezentowana w demie Van Burena historia się kończy. W finalnej wersji ta sekcja miała stanowić po prostu część prologu – swoisty tutorial zaznajamiający gracza z zawiłościami mechaniki.

No i stało się - w końcu jesteśmy mieszkańcem Krypty w 100%. - 2015-12-14
No i stało się - w końcu jesteśmy mieszkańcem Krypty w 100%.

W gruncie rzeczy nie odbiega to zbyt mocno od tego, co widzieliśmy w dwóch pierwszych Falloutach, choć pewne zmiany oczywiście poczyniono. Pierwsza, bardziej widoczna modyfikacja daje się zauważyć już na ekranie tworzenia postaci. Wciąż decydujemy o punktach umiejętności, perkach oraz zdolnościach, ale te ostatnie opracowano w nieco inny sposób, wręcz odrobinę je uproszczono. Wszystkie dostępne opcje podzielono na cztery główne grupy – walkę, dyplomację, naukę oraz działanie w cieniu. Co ciekawe, umiejętności krasomówcze podpięto w tym przypadku pod dwie kategorie – perswazję oraz zwodzenie, co mogło zwiastować jeszcze większy nacisk na odpowiednie prowadzenie rozmów między postaciami. Z drugiej strony – całkowicie znikł podział na broń ciężką, lekką czy energetyczną i wszystko połączono w jedną kategorię „broń palna”. Demo oferuje również sporo opcji dopasowania wyglądu naszego bohatera, w tym także jego tuszy czy choćby rodzaju brody.

Czyżby trzeba było wyjąć rdzeń zasilający z tego generatora? - 2015-12-14
Czyżby trzeba było wyjąć rdzeń zasilający z tego generatora?

Gdy wreszcie stworzymy idealną postać, możemy ruszać na podbój pustkowi. Rozgrywka w finalnej wersji miała się toczyć albo w czasie rzeczywistym, albo w klasycznych turach – decyzja, z którego modelu skorzystamy, należałaby rzecz jasna do gracza. W samym demie działa jedynie rozgrywka w czasie rzeczywistym, ponadto nie zaimplementowano systemu amunicji ani celowania – choć broń palną trzeba przeładowywać, o kończące się pociski nie musimy się martwić. W końcowym produkcie oba te elementy miały oczywiście ulec zmianie. Tego samego powiedzieć nie można za to o systemie dialogów, który już na poziomie technologicznego dema wyglądał „tak, jak powinien”. Choć możliwe, że klasyczne rozmowy twarzą w twarz wciąż by się pojawiały, dialogi, które prowadzimy w Van Burenie, bazują na „dymkach” oraz kilku zróżnicowanych opcjach, jakie możemy w ich obrębie wybierać. Krótka, choć nieco smutna, uwaga – w porównaniu z tym, co zobaczyliśmy ostatnio w Falloucie 4, nawet na poziomie wersji próbnej gra Black Isle wydaje się w tym zakresie o wiele bardziej rozbudowana.