Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 11 marca 2009, 09:22

autor: Mikołaj Królewski

Yakuza 3 - recenzja gry

Godny następca kultowej serii Shenmue powraca! Yakuza 3 to prawdziwa gratka dla posiadaczy PlayStation 3 i wszystkich fanów Kraju Kwitnącej Wiśni. Sprawdzamy, jakie problemy ściąga na siebie Kazuma tym razem i w jakim stylu je rozwiązuje.

Recenzja powstała na bazie wersji PS3.

Yakuzasłowo to, mimo że obecnie posiada kilka znaczeń, używane jest do określenia japońskiej przestępczości zorganizowanej oraz jej członków. Jej domeną jest hazard, handel narkotykami, łapówkarstwo, przemoc i wymuszenia, kontrola życia nocnego a także poważne operacje finansowe różnego rodzaju. W takim właśnie środowisku toczyła się akcja gry, zatytułowanej Yakuza (w Japonii Ryu Ga Gotoku). Wiązano z nią ogromne nadzieje i wyłożono sporo pieniędzy na akcje marketingowe, w których czynny udział brał znany reżyser Takashi Miike. Gra otrzymała bardzo wysokie noty w prestiżowych japońskich magazynach, takich jak Famitsu czy Dengeki, a ogromna ilość sprzedanych egzemplarzy sprawiła, że musiał powstać sequel. Podobna sytuacja zadecydowała o rozpoczęciu prac nad częścią trzecią.

Istotą gier z serii Ryu Ga Gotoku jest walka.Szybka, efektowna i bardzo brutalna.

Podejmuje ona historię opowiedzianą w dwóch poprzednich grach. Kazuma Kiryu, członek rodziny Dojima i jednocześnie jej najlepszy żołnierz, po opuszczeniu Kamurocho (fikcyjnego odpowiednika tokijskiego Kabukicho) przeniósł się na Okinawę, gdzie wraz ze swoją przybraną córką Haruką zarządza sierocińcem Asagao. Niestety ziemia, na której się on znajduje, należy do Shigeru Nakahary, szefa organizacji zwanej Ryudo Ikka, którego japoński rząd zmusza do sprzedania całej własności. Kazuma postanawia walczyć o swoje „sanktuarium”, wraca do rodzinnego miasta i znów ściąga na siebie kłopoty.

W Yakuzie 3 zaimplementowano znany z poprzednich części erpegowy system rozwoju postaci. Za każde starcie otrzymujemy odpowiednią ilość punktów, za pomocą których możemy powiększyć pasek energii, podnieść siłę i wytrzymałość lub nauczyć się nowych technik. Możemy je sobie przyswoić, obserwując również to, co dzieje się wokół nas. Patent ten bardzo dobrze sprawdzał się w Yakuza Kenzan, a i tutaj funkcjonuje bez zarzutu, uatrakcyjniając rozgrywkę. Wykonując bezbłędnie odpowiedni Quick Time Event, jesteśmy w stanie powtórzyć i zapamiętać przed chwilą obejrzaną sekwencję. Kazuma, kierując sierocińcem, nauczył się też zupełnie nowych technik, które teraz, dzięki systemowi QTE, są jeszcze bardziej efektowne i bardzo przypominają filmy z Donnie Yenem. „Smok Dojimy” potrafi walczyć w parterze i wykorzystuje dużą ilość dźwigni oraz duszeń.

Tradycyjnie i w tej części Yakuzy podwyższono inteligencję przeciwników. Atakują oni wspólnie, nie czekając na swoją kolej, a bossowie nie szczypią się i wykorzystują każdą sytuację, by walnąć nami o ścianę lub wbić w nas kawał żelastwa. Wrażenie totalnej „młócki” znanej z dalekowschodnich filmów klasy B jest świetne, a gdy w ruch idą kije bejsbolowe, łomy, taborety, lampy, miecze czy tasaki, to że mamy do czynienia ze świetną grą akcji, nie pozostawia cienia wątpliwości. Nowością jest wykorzystanie kierunków na padzie, za pomocą których wybieramy broń, jaką ma się w obecnej chwili posługiwać Kazuma. Dzięki takiemu zabiegowi nie musimy za każdym razem wchodzić do menu i wybierać odpowiedniego narzędzia. Wpływa to znacząco na dynamikę walk.

Kolejnym novum i ogromnym plusem nowej Yakuzy jest skrócony do minimum czas loadingów. Największą wadą dwóch poprzednich części, zaprojektowanych na PS2, były właśnie momenty ładowania gry, poprzedzające każdą bójkę. Było to szczególnie męczące przy eksploracji miasta i obijaniu zaczepiających nas bandziorów. Wszystkie te starcia obecne w Ryu Ga Gotoku 3 wgrywają się od razu. Widok staje się znacznie szerszy, przechodnie rozstępują się, a my możemy zacząć okładać oponentów pięściami. Ustawienie kamery podczas zwiedzania miasta również się nieco zmieniło. Jest ona teraz umieszczona za plecami Kazumy, tak jak w typowych grach z gatunku action adventure, a nie w 3/4 odległości, jak w poprzednich częściach. Możemy ją również dowolnie obracać za pomocą prawego analoga. Miłym dodatkiem są również fabularne pościgi podobne do tych znanych z serii Shenmue.

Najszybszym sposobem zarobienia pieniędzy jest w dalszym ciągubranie udziału w turniejach rozgrywanych w koloseum.

W Kamurocho odnajdzie się na pewno każdy wielbiciel serii. Prawie nic się tu nie zmieniło, a co najważniejsze japońska rzeczywistość została w pełni oddana. Brawa należą się twórcy gry – Toshihiro Nagoshiemu za bardzo udany i potęgujący klimat product placement. Wszystkie obecne w grze towary na pewno wywołają radość na twarzy każdego gaijin. Kazuma może napić się Gatorade, promowanej przez Billa Murray’a Suntory, specjalności Okinawy – likieru Awamori, a żołądek napełnić onigiri czy sukiyaki. W pokaźnych rozmiarów kieszeniach, których nie powstydziłby się sam Solid Snake (Kazuma mieści w nich 2 metrowy kij, katanę, wakizashi, nunchako, kastet itp.), może natomiast upchnąć elementy bielizny, „dopalacze” podnoszące staminę i zdrowie, perfumy, prezenty dla kobiet itd. Nadwyżkę przedmiotów można przechowywać w specjalnie przystosowanych do tego miejscach (jak dawniej w grach z serii Resident Evil).

Miasto jest pełne przechodniów, rozmawiających przez komórki, kłócących się, wychodzących na spacer etc. Jest naprawdę tłoczno, co wpływa bardzo pozytywnie na klimat gry i urealnia ją. Japończycy, tworząc ten swoisty odpowiednik engine’u Euforia, dołożyli wszelkich starań, by dorównywał on zachodniemu „systemowi”. Jedyne, co psuje bardzo dobry wizerunek gry, to detekcja kolizji. Kazuma, biegając po ulicach, przenika przez niektóre fragmenty ciał otaczających go mieszkańców Okinawy czy Kamurocho.

Cała seria Ryu Ga Gotoku nie byłaby tak wysoko oceniana, gdyby nie masa minigierek i dodatkowych misji, których wykonywanie nie przeszkadza w poznawaniu wciągającego scenariusza. Dodatkowe jeny możemy zarobić, walcząc w znanym koloseum schowanym w czeluściach Purgatory, a wydawać je, grając w baseball, golfa, w salonach arcade’owych lub hazardowych lub też udając się na karaoke. Misje poboczne bazują na tym samym schemacie co poprzednio. Zdobycie dla kogoś leków czy jedzenia najczęściej wynagradzane jest pieniędzmi lub pożytecznymi przedmiotami. Te możemy również znaleźć w odpowiednich szafkach, do których kluczyki musimy zbierać na ulicy. W rozwijaniu fabuły pomaga niezawodny telefon komórkowy, na który przychodzą różnego rodzaju wskazówki i wiadomości od znajomych z klubu Stardust, pracowników administracyjnych czy oczarowanych nami hostess i kelnerek.

Lubiany przez graczy system randkowania nie zmienił się prawie wcale. W dalszym ciągu najlepsze wrażenie na paniach robią prezenty, perfumy i odpowiednie ciuchy, które w tej części Kazuma zmienia (choć nie na długo). Rozmowa składa się z serii pytań, na które musimy udzielić poprawnej odpowiedzi. O pomoc przy tworzeniu modeli płci pięknej dla gry Sega poprosiła bardzo popularne w Japonii czasopismo Koakuma Ageha, które użyczyło siedmiu ze swoich modelek. Dziewczyny są naprawdę śliczne, a możliwość poderwania ich w grze na pewno wpłynie na jej sprzedaż i otrzymywane oceny, do czego przyznaje się magazyn Dengeki.

Dziwny jest ten świat!

Grafika stoi na bardzo wysokim poziomie. Twarze bohaterów wyglądają bardzo realistycznie i świetnie pokazują emocje – patrząc na Majimę, nie mamy wątpliwości, że to kompletny świr. Środowisko gry jest oddane perfekcyjnie. Bez wychodzenia z domu możemy odczuć klimat japońskich ulic i osiedli, a obklejone reklamami witryny sklepowe, neony czy telebimy tylko go potęgują. Modele postaci wykonane są znakomicie, a dzięki dużej liczbie animacji zachowują się bardzo naturalnie. Teraz już nikt nie może zarzucić, że Kazuma pływa w smole podczas biegu, a jego nogi są nieproporcjonalne w stosunku do tułowia. Wszelkie rany, otarcia na kostkach czy krew na ubraniu również wyglądają bardzo przekonująco.

Oprawa audio trzyma poziom poprzednich części i nadal jest świetna. Nic dziwnego, skoro stoją za nią takie tuzy jak: Hidenori Shoji, Keitaro Hanada czy Hideki Sakamoto. Podczas walki w dalszym ciągu przygrywa lekko zmieniony Intelligence For Violence, eksplorację Okinawy oraz Kamurocho umilają świetne ambientowe utwory. Niestety, mój ulubiony For Who’s Sake, kończący pierwszą część gry, nie pojawił się ponownie i moim zdaniem, brakuje podobnych do niego utworów, ale jest to oczywiście kwestia gustu. Ogólnie, ścieżka dźwiękowa wypada znakomicie, w przeciwieństwie do voice actingu, który mimo iż jest bardzo dobry (w sesjach nagraniowych brali udział znani japońscy aktorzy), to jest niesłyszalny w większej części dialogów. O ile w poprzednich odsłonach serii dedykowanych PS2 można to było przeboleć, tutaj psuje nieco wrażenia płynące z gry.

Podsumowując: Yakuza 3 jest kolejnym dowodem na to, że warto mieć PlayStation 3. Jest to najbardziej dopracowana i najefektowniejsza część serii, w rozsmakowywaniu się w której przeszkadza tylko nieznajomość języka. Bez niego nie da się ukończyć gry, a niezrozumienie fabuły uczyni ją dość płytką. Sama akcja dostarczy na pewno wielu wrażeń, ale epicka wręcz historia jest tutaj najważniejszym elementem. Fani Japonii sięgajcie śmiało po ten tytuł, bo – nie licząc poprzednich części – od czasów serii Shenmue nie ukazał się żaden tak japoński tytuł. Dla Was bariera językowa nie powinna stanowić problemu. Reszcie graczy pozostaje modlenie się o „zachodnią” wersję gry lub zapisanie się na kurs językowy.

Mikołaj „MiKaS” Królewski

PLUSY:

  • świetna fabuła;
  • system walki;
  • klimat Japonii;
  • minigry i misje poboczne.

MINUSY:

  • detekcja kolizji;
  • niewielka ilość mówionych dialogów;
  • brak rewolucyjnych zmian.
Yakuza 3 - recenzja gry
Yakuza 3 - recenzja gry

Recenzja gry

Godny następca kultowej serii Shenmue powraca! Yakuza 3 to prawdziwa gratka dla posiadaczy PlayStation 3 i wszystkich fanów Kraju Kwitnącej Wiśni. Sprawdzamy, jakie problemy ściąga na siebie Kazuma tym razem i w jakim stylu je rozwiązuje.

Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y
Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y

Recenzja gry

Alone in the Dark to powrót nieco zapomnianej dziś marki, która 32 lata temu położyła fundamenty pod serie Resident Evil, Silent Hill i cały gatunek survival horrorów. I jest to powrót całkiem udany, przywołujący ducha oryginału we współczesnej formie.

Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności
Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności

Recenzja gry

Outcast: A New Beginning jest produkcją „bezpieczną”. Nie jest wybitny, ale też nie ma w nim nic, co by mnie odpychało. Problemy techniczne rzucają się jednak w oczy, a największą wadą tej gry okazuje się wysoka cena.