Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 12 września 2004, 14:18

autor: Piotr Bielatowicz

Viewtiful Joe - recenzja gry

Któż z nas nie chciał być w dzieciństwie strażakiem, policjantem lub gwiazdą filmową? A właśnie możliwość spełnienia tego ostatniego z marzeń, w dość nietypowy sposób, daje nam jeden z najciekawszych projektów firmy Capcom.

Recenzja powstała na bazie wersji GCN.

Któż z nas nie chciał być w dzieciństwie strażakiem, policjantem lub gwiazdą filmową? No dobra, Tomek Frankowski chciał być stolarzem, ale jeśli wliczyć go w błąd statystyczny, można by rzec - każdy z nas. A właśnie możliwość spełnienia tego ostatniego z marzeń, w dość nietypowy sposób, daje nam najciekawszy projekt Capcomu ostatniego roku.

Utrzymane w konwencji parodii intro ukazuje nam scenkę, w której dwoje zakochanych ogląda w pustej sali kinowej film. Z zabawnego dialogu szybko dowiadujemy się, że oglądają go już n-ty raz z kolei, przy czym o ile kobieta ma wyraźnie jednoznaczne zamiary wobec partnera, tak ten okazuje się być niereformowalnym kinomaniakiem i woli po raz kolejny oglądać znane na pamięć sceny. W pewnym momencie jednak coś zaczyna iść nie tak, a główny heros w filmie, kapitan Blue, zostaje niespodziewanie powalony przez siły zła. Od tego momentu wypadki zaczynają nabierać tempa: złemu bossowi udaje się 'wydostać' z ekranu i porwać naszą dziewczynę. Jednak kapitan Blue ostatnim wysiłkiem w odpowiedzi na to przenosi również nas w filmowy świat, abyśmy mogli odzyskać wybrankę serca i uratować rzeczywistość przed inwazją ze świata filmu. Od tego momentu zostajemy, używając wojskowego żargonu, 'zaangażowani' i rozpoczynamy naszą drogę ku zemście.

Pierwsze wrażenie z rozgrywki jest mieszane - rzuca się w oczy ultrapłynność (stałe 60fpsów), mocno specyficzny styl graficzny, oparty na technice cell-shading oraz zakłócenia obrazu symulujące starą taśmę filmową. Rozgrywka pomimo grafiki 3D ukazana jest z perspektywy dwuwymiarowej (kamera z boku) i nawiązuje do oldskulowych platformówek. Biegniemy więc przed siebie, skaczemy po platformach, rozwalamy kopniakami i uderzeniami z pięści 'inteligentnych inaczej' przeciwników.

Po chwili gry pokonujemy na "sprawdzianie dzielności" kapitana Blue, który w nagrodę użycza nam pierwszej mocy superbohatera - slow. Polega ona na zwolnieniu czasu (bullet time) po wciśnięciu lewego triggera. Zostajemy również odziani w gustowny, obcisły, czerwony lateks/trykot (stadardowe wyposażenie każdego herosa...) oraz znika nam filtr starego obrazu, dzięki czemu możemy się przekonać, o ile jest ładniej (a klasa grafików jest wysoka, co wychodzi głównie w smaczkach) się prezentuje świat z żywymi kolorami i dużą, kontrastową wręcz ostrością.

Wracając jednak do nowo nabytej mocy - w zwolnieniu dużo łatwiej nam jest zadawać własne i unikać wrogich ciosów, również ich siła jest większa. W trakcie gry dojdą nam jeszcze dwie kolejne umiejętności - mach speed, gdzie poruszamy się kilka razy szybciej od otoczenia, dzięki czemu nasze serie ciosów wyprowadzone są naprawdę z zabójczą prędkością (wskutek tarcia często dosłownie aż zapalamy siebie i przeciwników!), oraz zoom, która pozwoli nam na wyprowadzanie niezwykle karkołomnych i precyzyjnych combosów. Dodając do tego możliwość kombinowania mocy daje nam to naprawdę ogromne możliwości w walce, jak również w licznych, ciekawych (widać wieloletnie nagromadzenie i świeżość pomysłów) zagadkach logiczno-zręcznościowych po drodze. Wszystkie moce są ograniczone wspólnym paskiem FFX - gdy ich używamy wskaźnik ten maleje, zaś po zaprzestaniu zaczyna się z powrotem wypełniać.

Skutkiem wprowadzenia powyższych zdolności jest fenomenalna wprost widowiskowość rozgrywki. Perfekcyjna animacja postaci oraz towarzyszące walkom efekty specjalne, szczególnie widoczne podczas zwolnienia, sprawiają iż rozgrywka nie nudzi się, a ciosy wyprowadzamy z prawdziwą przyjemnością, którą można porównać chyba tylko do satysfakcji płynącej z walk w Devil May Cry (PS2).

Głównym mankamentem zarzucanym grze jest krótkość. Lecz pomimo iż gra jest faktycznie bardzo krótka, to gra się w nią naprawdę długo. Paradosk? Nie - raczej zmuszający do częstych powtórzeń levelu, hardcorowo wyśrubowany poziom trudności, który jest kolejnym - po formule i stylu - ukłonem autorów w stronę oldskulu

Reasumując - gra dość trudna w odbiorze i jeszcze trudniejsza do przejścia, ze specyficznym stylem graficznym, dużą dawką prześmiewczego humoru (wystarczy spojrzeć na scenki poprzedzające bossów i same ich postacie), czerpiąca garściami ze starej szkoły i rozgrywką z ogromnym naciskiem na akcję. Niektórym wydaje się kolejnym dziwacznym tworem z Japonii. Mnie urzekło świeżością.

Recenzja gry Onimusha 2: Samurai’s Destiny. To była świetna gra w czasach PS2 i ćwierć wieku później nic się nie zmieniło
Recenzja gry Onimusha 2: Samurai’s Destiny. To była świetna gra w czasach PS2 i ćwierć wieku później nic się nie zmieniło

Recenzja gry

Możliwe, że mieliście okazję zapoznać się z moimi pierwszymi wrażeniami ze zremasterowanej wersji Onimushy 2: Samurai’s Destiny. Teraz przyszła pora na pełną recenzję i rozwinięcie paru myśli – w końcu to prawdziwa sentymentalna wyprawa w przeszłość.

Recenzja gry Blades of Fire. Jeden kowal powie „tak”, drugi kowal powie „nie”
Recenzja gry Blades of Fire. Jeden kowal powie „tak”, drugi kowal powie „nie”

Recenzja gry

Na początek ogień z kuźni ledwie rozpalał we mnie zapał, ale kolejne ciosy kowalskiego młota sprawiły, że zacząłem się wciągać w Blades of Fire. Tyle że eksploracja oraz walka skutecznie doprowadziły do tego, iż poczułem się... zmęczony tym tytułem.

Recenzja The Precinct - małej gry z duszą, synthwavem w głośnikach i latami 80. w sercu
Recenzja The Precinct - małej gry z duszą, synthwavem w głośnikach i latami 80. w sercu

Recenzja gry

Stać! Policja! Masz prawo pobrać zaledwie 3,5 GB danych i świetnie się bawić! The Precinct to mała gra z duszą o zabawie w policjantów i złodziei, tym razem z perspektywy początkującego gliniarza w latach 80. w fikcyjnej wersji Nowego Jorku.