Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 22 kwietnia 2010, 12:43

Grand Theft Auto: Episodes from Liberty City - recenzja gry

Po kilku miesiącach oczekiwania jedne z najlepszych dodatków w historii wreszcie pojawiły się na PC. Czy warto było czekać na Grand Theft Auto: Episodes from Liberty City? Oczywiście, że tak!

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Miało być ekskluzywnie na konsoli Xbox 360 i faktycznie było, choć krótko. Oba rozszerzenia do gry Grand Theft Auto IV, oferowane zarówno pojedynczo w formie DLC, jak i w zestawie Episodes from Liberty City, w końcu ujrzały światło dzienne na PC i PlayStation 3. Po dzieło firmy Rockstar Games mogą zatem sięgnąć wreszcie wszyscy posiadacze najmocniejszych na rynku platform sprzętowych i przekonać się, czy powrót do wirtualnego Nowego Jorku, po niezwykle udanej czwartej odsłonie cyklu, jest wart grzechu.

O dodatkach pisaliśmy sporo przy okazji ich debiutu na konsoli Xbox 360 (konkretnie tutaj i tutaj), dlatego tym razem powstrzymamy się od rozkładania epizodów na czynniki pierwsze, zwłaszcza że obie gry od tamtego czasu nie zostały w jakikolwiek sposób zmienione. Z podstawowych informacji warto wspomnieć jedynie, że Episodes from Liberty City to produkt w pełni samodzielny, co oznacza, że obecność czwartej odsłony cyklu Grand Theft Auto na dysku nie jest wymagana. Wyboru właściwego rozszerzenia dokonujemy tuż po uruchomieniu głównej aplikacji – poszczególne gry odpalają się niezależnie od siebie, dzięki czemu użytkownik szybko może przejść do konkretnej przygody.

The Ballad of Gay Tony stawia na widowiskowość,a osiągnięciu tego celu służą nowe środki zagłady.

Oba epizody są solidnie wypełnione treścią. Na spragnionych powrotu do Liberty City graczy czeka ponad dwadzieścia nowych misji (w każdym z dodatków, rzecz jasna), niespotykane w pierwowzorze narzędzia zagłady (z ciekawszych wynalazków warto wymienić ładunki wybuchowe z zapalnikiem czasowym i te przylepiające się do celu oraz niezwykle skuteczny granatnik), kilkanaście nowych środków lokomocji (od motocykli po śmigłowce), przeróżne, urozmaicające zmagania aktywności (dobrym przykładem są tu wojny motocyklowych gangów w The Lost and Damned i nielegalne walki w klatce w The Ballad of Gay Tony), a także kilka niezbyt skomplikowanych minigier, np. siłowanie się na rękę i taniec w dyskotece. Jeśli zbierzemy to wszystko do kupy, okaże się, że jest tego naprawdę sporo – samo wykonanie obowiązkowych scenariuszy powinno zająć około 10 godzin, co dla tradycyjnego rozszerzenia jest znakomitym wynikiem.

Zarówno The Lost and Damned, jak i The Ballad of Gay Tony oferują stosunkowo długie i bardzo interesujące kampanie, które w różnym stopniu łączą się z przygodami Niko Bellica z czwartej odsłony cyklu. Już po kilku godzinach można dojść do słusznego wniosku, że autorzy nie pokpili sprawy i nie potraktowali dodatków ulgowo. Bez względu na to, czy będziemy odkrywać uroki przynależenia do bezwzględnego motocyklowego gangu, czy też zaczniemy poznawać ciemne strony życia w nocnych klubach miasta, nie tylko wcielimy się w budzących sympatię bohaterów, ale też spotkamy na swojej drodze sporo charyzmatycznych postaci. Choć w obu rozszerzeniach nie brakuje ogranych motywów, które obserwowaliśmy w serii na przestrzeni ostatnich lat, fabuła może się podobać, zwłaszcza że autorzy często przeplatają akcję przerywnikami filmowymi, swoją drogą kapitalnie zrealizowanymi. Od premiery Grand Theft Auto: Vice City cut-scenki są jednym z mocniejszych punktów tego cyklu i trzeba być ślepcem, by nie zauważyć, jak wielką wagę przykłada do nich firma Rockstar Games w kolejnych produkcjach.

Jeśli chodzi o ocenę samych dodatków, to zdecydowanie bardziej podobał mi się The Lost and Damned, choć trzeba uczciwie przyznać, że to jednak Ballad of Gay Tony został zrealizowany z większym rozmachem i jest efektowniejszy. Co prawda, wcielając się w rolę Johnny’ego Klebitza, obawiałem się kłopotów z jazdą na motocyklu, ale szybko okazało się, że jednoślad prowadzi się zdecydowanie wygodniej niż wpierwowzorze. Kontrolowany przez nas motocyklista nie ma tendencji do zaliczania gleby przy każdej możliwej okazji, co nagminnie zdarzało się w Grand Theft Auto IV i doprowadzało mnie do szewskiej pasji.

The Lost and Damned przypadł mi do gustu również ze względu na kapitalny klimat. Charyzmatyczni członkowie klubu motocyklowego, z niedającym pluć sobie w gębę głównym bohaterem na czele, na długo zapadają w pamięć, podobnie zresztą jak liczne pościgi ulicami zatłoczonego miasta. Całości dopełnia brutalna, metalowa muzyka, którą wprost ubóstwiam, i odpowiednio szorstki filtr graficzny, który sprawia, że oprawa wizualna tego dodatku staje się mocno przybrudzona.

Jeśli przerażała Cię jazda na motorze w GTA IV, mamy dla Ciebiedobre wieści – w The Lost and Damned jeździ się zdecydowanie łatwiej.

The Ballad of Gay Tony to zupełne przeciwieństwo pierwszego rozszerzenia – przygody Luiza Lopeza zainteresują przede wszystkim wielbicieli Grand Theft Auto: Vice City. Klimat jest tu tak samo luźny, a odpowiednią rozrywkę zapewnia towarzystwo, w którym obraca się nasz podopieczny. Nocne kluby, energetyczne kawałki w odbiorniku radiowym, szybkie kobiety i piękne samochody – to wszystko czeka na Ciebie, jeśli zdecydujesz się pomóc w ocaleniu imperium Anthony’ego Prince’a.

Obu rozszerzeniom wystawiliśmy swego czasu bardzo wysokie noty i dziś mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że nie były to oceny w żaden sposób przesadzone. W kategorii dodatku do gry zarówno The Lost and Damned, jak i The Ballad of Gay Tony prezentują naprawdę wysoki poziom i bez trudu deklasują niewiele warty chłam, który przynajmniej raz w tygodniu serwowany jest posiadaczom konsol i pecetów w postaci DLC. Jeśli jesteś fanem serii Grand Theft Auto i podobała Ci się czwarta odsłona cyklu, wielkiego wyboru nie masz – zestaw Episodes of Liberty City jest zbyt dobry, by ominąć go szerokim łukiem. Jeśli natomiast do tej pory nie miałeś kontaktu z „czwórką” i chciałbyś zacząć nadrabianie zaległości właśnie od tego pakietu, nie będzie to najlepsze rozwiązanie. Należy pamiętać, że rozszerzenia prezentują zdecydowanie wyższy poziom trudności od podstawki, a rozbudowanego samouczka tutaj brak. Dla weterana poprzedniej gry studia Rockstar Games mnóstwo rzeczy będzie oczywiste, dla nowicjusza niekoniecznie. Początkującym miłośnikom produktów spod znaku GTA polecam najpierw zapoznanie się z czwartą odsłoną cyklu, a dopiero potem sięgnięcie po dodatki. Zaręczam, że zarówno w jednym, jak i w drugim przypadku kilkadziesiąt godzin przed monitorem nie będzie czasem straconym.

Krystian „U.V. Impaler” Smoszna

PLUSY:

  • kolejne długie godziny wspaniałej zabawy w jedną z najlepszych gier akcji w historii;
  • kilkadziesiąt nowych, emocjonujących i nieprostych misji;
  • charyzmatyczni bohaterowie, świetne przerywniki filmowe;
  • nawiązania do pierwowzoru, możliwość spojrzenia na niektóre wydarzenia z perspektywy innych bohaterów;
  • sporo premierowych pukawek, nowe śmigłowce, pojazdy i łodzie;
  • różne drobne dodatki w postaci nowych aktywności i minigier;
  • kapitalny klimat, zarówno w jednym, jak i w drugim epizodzie;
  • umiejętne wykorzystanie lokacji, dzięki czemu nawet weterani pierwowzoru nie będą czuć się znudzeni ponowną wizytą w Liberty City.

MINUSY:

  • nic na tyle poważnego, żeby się przyczepić.

Krystian Smoszna

Krystian Smoszna

Gra od 1985 roku i nadal mu się nie znudziło. Zaczynał od automatów i komputerów ośmiobitowych, dziś gra głównie na konsolach i pececie w przypadku gier strategicznych. Do szeroko rozumianej branży pukał już pod koniec 1996 roku, ale zadebiutować udało się dopiero kilka miesięcy później, kilkustronicowym artykułem w CD-Action. Gry ustawiły całą jego karierę zawodową. Miał być informatykiem, skończył jako pismak. W GOL-u od blisko dwudziestu lat. Gra w zasadzie we wszystko, bez podziału na gatunki, dużą estymą darzy indyki. Poza grami interesuje się piłką nożną i Formułą 1, na okrągło słucha też muzyki ekstremalnej.

więcej

Grand Theft Auto: Episodes from Liberty City - recenzja gry
Grand Theft Auto: Episodes from Liberty City - recenzja gry

Recenzja gry

Po kilku miesiącach oczekiwania jedne z najlepszych dodatków w historii wreszcie pojawiły się na PC. Czy warto było czekać na Grand Theft Auto: Episodes from Liberty City? Oczywiście, że tak!

Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y
Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y

Recenzja gry

Alone in the Dark to powrót nieco zapomnianej dziś marki, która 32 lata temu położyła fundamenty pod serie Resident Evil, Silent Hill i cały gatunek survival horrorów. I jest to powrót całkiem udany, przywołujący ducha oryginału we współczesnej formie.

Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności
Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności

Recenzja gry

Outcast: A New Beginning jest produkcją „bezpieczną”. Nie jest wybitny, ale też nie ma w nim nic, co by mnie odpychało. Problemy techniczne rzucają się jednak w oczy, a największą wadą tej gry okazuje się wysoka cena.