Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 29 października 2004, 22:14

autor: Krzysztof Godziejewski

Donkey Konga - recenzja gry

Pady wędrują do szuflady. Ba, nawet kamery czy mikrofony - te niech też się schowają! Czas powalić w bębny!

Recenzja powstała na bazie wersji GCN.

Po blisko roku od premiery Donkey Konga w kraju małych ludzi pijących sake, przyszła kolej na nas. Miejsce japońskich przedziwnie brzmiących utworów zajęły znane nam amerykańsko-europejskie przeboje z przekroju ostatnich pięćdziesięciu lat. Donkey Konga to niezwykła gra, w której będziemy wybijać rytmy i klaskać do dźwięków piosenek – nie tylko tych znanych w pop-kulturze, ale także doskonale kojarzących się z grami firmowanymi przez Nintendo. Jak zareagujemy na nowe pomysły wcielone w życie przez panów z Namco, tym razem wydających grę pod szyldem Nintendo? Czytaj dalej, a może zechcesz sprawdzić to samemu...

Kontroler do gry, czyli DK Bongos składa się z dwóch plastikowych, solidnie zbudowanych bębenków złączonych ze sobą mostkiem. Na nim zagrzał miejsce Clap Sensor, czyli czujnik wyłapujący nasze klaskanie. Jego czułość możemy zmienić w opcjach, co umożliwia zabawę, jeżeli chcemy dodać naszym głośnikom parę decybeli – na zwykłych ustawieniach zdarza mu się wariować, wyłapując głośniejsze fragmenty piosenki jako nasze klaśnięcia. Same bębenki są pokryte gumą. Uderzając, wciskamy skryty pod nimi przycisk. Tuż pod mikrofonem, z boku mostka umiejscowiony jest przycisk Start, którym zatwierdzamy nasz wybór w Menu. Ono z kolei jest specjalnie skonstruowane pod bębny. Uderzając to w lewy, to w prawy bęben, przewijamy je w prawo, bądź w lewo – łatwe i szybkie w obsłudze.

Podczas samej zabawy na ekranie ukazuje się taśma, na której od prawej strony wysuwają się nowe polecenia, które musimy wklepać w Bongosy. Programiści napisali grę tak, by w miarę możliwości polecenia trafiały w rytm muzyki. Możliwe, że zdarzało im się tracić czasem słuch, bo bywa, że uderzamy w bębny bądź klaszczemy w zupełnie niedopasowanych do rytmu momentach. Gra jest zawiązana wokół czterech podstawowych poleceń. Klepnięcie w prawy bęben, lewy, oba na raz, bądź klaśnięcie dłońmi w powietrzu. Może się wydawać, że mamy skromne pole do popisu, lecz gdy zdecydujecie się zagrać na poziomie Gorilla, gdzie w ciągu dwóch sekund mamy wykonać 10 poleceń – wierzcie mi – można łatwo się pogubić.

W grze mamy do dyspozycji kilka standardowych trybów dla jednego, jak i dla wielu graczy. Najważniejszym z nich jest Street Performance. Dostajemy tu trzy poziomy trudności. Każdy z nich charakteryzuje się coraz szybciej nadlatującymi komendami, przez co coraz trudniej jest nadążyć z ich wklepywaniem w bębny. Zdobywając w piosence srebrny bądź złoty medal, dostajemy nagrodę pieniężną równą naszemu ilorazowi zaliczonych uderzeń. Za zarobione pieniążki możemy zakupić m.in. nowe zastawy dźwiękowe, dzięki którym uderzając podczas gry w bębny usłyszymy okrzyki Maria, tudzież Linka. Dźwięków jest ponad dwadzieścia i stanowią całkiem śmieszne urozmaicenie, które mi całkiem przypadło do gustu. Ten miły dodatek sprawdza się przednio szczególnie w trybie gry wieloosobowej, gdy każda z osób ma nastawiony inny zestaw i wychodzi nam mieszanka wyjących krów, skaczących Kirbisiów, krzyczących Kongów, a nawet okrzyków wydawanych przy oberwaniu pejczem, a wszystko to przy dźwiękach np. Don’t Stop Me Now. Ścieżka dźwiękowa gry zawiera ponad trzydzieści przebojów. Żeby się nie powtarzać, przypomnę, iż całą listę znajdziecie w zapowiedzi gry.

Mini-gry, czyli Ape Arcade są z kolei osobną opcją nie mającą wiele wspólnego z głównym trybem gry. Mamy tutaj dostęp do paru małych gier, które należy przedtem wykupić. Wśród nich są: podrzucanie bananów, wspinanie się po lianach z unikaniem wrogów i spuszczanie łomotu na wychodzącego z jednej z trzech dziur krokodyla. Ten tryb został dodany jakby na siłę i moim zdaniem nie wnosi do gry nic wartościowego.

Apteczka. Co z naszym zdrowiem fizycznym? Grze wysuwamy w tym miejscu aż trzy „poważne” zarzuty: uszkodzenie wzroku, dłoni, oraz słuchu grającej osoby. Czemu akurat wzroku? Polecenia nadchodzą z prawej strony ekranu; musimy je wklepać, gdy będą w odpowiednim miejscu po lewej stronie. Z czasem się przyzwyczajamy, ale zwykle nasze prawo oko obserwuje prawą część ekranu, gdy lewe jest w pełni skupione na jednym punkcie po lewej stronie. Przez ten niepozorny błąd, po godzince grania na którymś z trudniejszych ustawień można się naprawdę zmęczyć. Patrząc potem gdzieś poza ekran telewizora ciężko jest się na czymkolwiek skupić, jako że obraz ‘ucieka nam na wszystkie strony’ (zez rozbieżny?). Kwestie wytężonej pracy naszych dłoni, oraz ciągłego nadstawiania uszu wydają się być w Donkey Konga czymś oczywistym.

Ważną cechą tej gry jest znikomy, bądź wręcz niezauważalny czas doładowań. Pozwoli to przyciągnąć do niej bardziej niecierpliwych kolegów, gdy podczas wieczornej schadzki w domu zabraknie im weny na rozmowę z jakąś miłą panią.

Swego czasu w zapowiedzi zadałem pewne pytanie, na które pozwolę sobie teraz odpowiedzieć. Otóż – tak, europejska Konga jest „donkey”! Jeżeli Ci to pasuje (bo mi jak najbardziej), to nie zwlekaj – biegnij do sklepu i zaopatrz się w zestaw Konga + bębny. Możesz też dokupić drugą parę tych innowacyjnych kontrolerów, by i rodzice mogli trochę pobongosować. Taki ruch zapewni Wam także doskonałą zabawę w gronie umuzykalnionych przyjaciół.

Krzysztof ‘Kris’ Godziejewski

Donkey Konga - recenzja gry
Donkey Konga - recenzja gry

Recenzja gry

Pady wędrują do szuflady. Ba, nawet kamery czy mikrofony - te niech też się schowają! Czas powalić w bębny!

Recenzja gry Rocksmith 2014 - pogromca Guitar Hero powraca
Recenzja gry Rocksmith 2014 - pogromca Guitar Hero powraca

Recenzja gry

Reklamy Rocksmitha 2014 głoszą, że jest to „najszybszy sposób nauki gry na gitarze”. Tym razem produkcja Ubisoftu jeszcze bardziej odchodzi od schematów znanych z Guitar Hero, kładąc większy nacisk na walory edukacyjne.

Recenzja gry Rocksmith - Guitar Hero bez plastiku
Recenzja gry Rocksmith - Guitar Hero bez plastiku

Recenzja gry

Potencjalnie przełomowa gra muzyczna Ubisoftu zadebiutowała w końcu na naszym rynku. W recenzji sprawdzamy, czy szarpanie za struny prawdziwej gitary dostarcza tyle samo frajdy co zabawa plastikowymi atrapami.