Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 28 września 2010, 12:32

autor: Michał Chwistek

Dead Rising 2 - recenzja gry

Pierwsze Dead Rising było tytułem dość specyficznym. Niektórzy pokochali je za absurdalny humor, a inni znienawidzili z powodu wyśrubowanego poziomu trudności. Czy sequel wywoła podobne reakcje?

Recenzja powstała na bazie wersji PS3. Dotyczy również wersji X360

Od jakiegoś czasu gry z zombie przeżywają prawdziwy renesans. Na rynku pojawiają się już nie tylko kolejne odsłony serii Resident Evil, ale również tak znakomite tytuły jak Left 4 Dead czy nie mniej wciągające Plants vs. Zombies. Swoją cegiełkę dorzucił również Capcom, wydając w 2006 roku grę Dead Rising. Czy może być coś fajniejszego od zabijania hord zombiaków przy użyciu dziesiątków najwymyślniejszych rodzajów broni? Wystarczy dodać do tego ostrą muzykę, trochę odjechanego humoru i mamy prosty przepis na murowany hit. Niestety, nie wszystko, co dobrze wygląda na papierze, równie świetnie sprawdza się w praktyce. Wydane w tym roku Dead Rising 2 jest tego dobitnym przykładem.

W grze wcielamy się w postać Chucka Greena, który próbuje zarobić pieniądze, biorąc udział w kontrowersyjnych zawodach motocyklowych Terror is Reality. Ich uczestnicy jeżdżą po przypominającej skatepark arenie i muszą w jak najkrótszym czasie zabić jak największą liczbę zombie. Nie jest to może najbardziej wyszukana forma rozrywki, ale w świecie pełnym nieumarłych cieszy się olbrzymią popularnością. Nasz bohater ma jednak pecha. Po jednym z takich „wyścigów”, miasto, w którym odbywa się show, zostaje opanowane przez armię zombie, a o spowodowanie całej katastrofy media oskarżają właśnie Chucka. Zadaniem gracza jest odnalezienie prawdziwego sprawcy zamieszania, oczyszczenie dobrego imienia naszego bohatera oraz przetrwanie inwazji nieumarłych do czasu pojawienia się ekipy ratunkowej. Przy okazji musimy jeszcze dbać o stałe dostarczanie leków naszej chorej córce i uratować jak najwięcej mieszkańców Fortune City.

Nasi przeciwny nie należą do zbyt wytrzymałych. Do zakończenia ich marnego żywota najczęściej wystarczy tylko jedno celne cięcie.

Model rozgrywki nie uległ większej zmianie od czasów pierwszej części gry. Dead Rising 2 to typowy sandbox, w którym gracz otrzymuje pełną swobodę działania. Tylko od nas zależy, czy będziemy kontynuować główny wątek fabularny, ratować pozostałych przy życiu mieszkańców, czy też po prostu zajmiemy się eksterminacją nieumarłych. Jeśli chodzi o zombie, to w grze jest ich naprawdę mnóstwo. Truposze okupują praktycznie całą powierzchnię miasta i trudno znaleźć choćby jeden budynek nieopanowany przez te bezmyślne worki mięsa. Ich możliwości są na szczęście bardzo ograniczone. Jedyne, co potrafią robić, to chodzić w żółwim tempie oraz „przytulać” się do przechodzących obok ludzi. Gdy jeden z takich zombie obejmie naszego bohatera, tracimy punkt zdrowia, a żeby się oswobodzić, musimy wcisnąć wyświetlany na ekranie przycisk. Wspomniane „przytulanie” działa niestety bardzo losowo. Czasami da się przebiec przez całą grupę żywych trupów bez najmniejszego zadrapania, a innym razem wystarczy jeden nieumarły, któremu akurat uruchomił się odpowiedni skrypt, by nasz bohater został „wyściskany” na śmierć. Najlepszą obroną w takiej sytuacji jest oczywiście atak prewencyjny. Do naszej dyspozycji oddano naprawdę olbrzymi arsenał broni. W walce możemy użyć praktycznie każdego elementu otoczenia: ławki, kosza na śmieci, wieszaka, gaśnicy, obrazu czy nawet stojącego w sklepie dziecięcym pluszowego misia. Są również bardziej typowe narzędzia zbrodni, takie jak kije bejsbolowe, noże do krojenia mięsa, miecze czy różnego rodzaju broń palna. Większość z występujących w grze przedmiotów możemy dodatkowo ze sobą łączyć. Powstałe w ten sposób wynalazki są nie tylko bardziej efektowne, ale również znacznie ułatwiają zabawę. Przepisy na nowe typy broni zdobywamy, wykonując różnego rodzaju zadania oraz wskakując na kolejne poziomy doświadczenia, ale nic nie stoi na przeszkodzie, by eksperymentować samemu.

Zabijanie zastępów nieumarłych przy pomocy wspomnianych wyżej zabawek sprawia na początku niemałą frajdę, ale wszystko to jest zajmujące tylko do pewnego czasu. Po kilku godzinach ciągła walka z tymi samymi przeciwnikami zaczyna być naprawdę nużąca. Co jakiś czas zdarza się wprawdzie silniejszy wróg, ale 90% czasu gry spędzamy na bezmyślnym tłuczeniu powolnych worków mięsa. Na dodatek, poza używaniem wyszukanych broni, możliwości naszego bohatera są bardzo ograniczone. Wystarczy wspomnieć, że dopiero po kilku godzinach nabywamy umiejętność kopania, a zwykłego fikołka uczymy się pod sam koniec gry.

Motocykl to najszybszy środek transportu w Fortune City.

Oprócz bezmyślnej eksterminacji przeciwników możemy również przyjmować różnego rodzaju zadania. Dzielą się one na te związane z historią Chucka oraz na misje poboczne, których wykonanie nie jest konieczne do ukończenia gry. Co ciekawe, zarówno jedne, jak i drugie prezentują całkiem wysoki poziom, jeśli chodzi o scenariusz. Wątek główny, choć przewidywalny, potrafi naprawdę wciągnąć, w czym duża zasługa dobrych dialogów oraz świetnego angielskiego dubbingu. Natomiast misje poboczne nie są może zbyt rozbudowane, ale zdecydowanie nadrabiają oryginalnością i humorem. Podczas ich wykonywania spotykamy m.in. starą striptizerkę, szalonego listonosza, kucharza kanibala czy kobietę, która brała prysznic podczas ataku i teraz chowa się za palmą w samej bieliźnie. Niestety scenariusz to jedno, a mechanika drugie. Prawie wszystkie misje w grze polegają dokładnie na tym samym. Naszym zadaniem jest odnalezienie ocalałego z katastrofy biedaka i odprowadzenie go do bezpiecznego bunkra na drugim końcu miasta. Czasami, zanim możemy zająć się eskortą, musimy odnaleźć określony przedmiot lub pokonać jakiegoś szalonego typa, ale nie zmienia to faktu, że wszystkie misje sprowadzają się praktycznie do tego samego. Również walki ze wspomnianymi bossami nie należą do najoryginalniejszych. Polegają najczęściej na uciekaniu, zadawaniu 2-3 ciosów co kilkanaście sekund i wykorzystywaniu błędów gry. Całość nie sprawia więc zbyt dużej satysfakcji.

Podobnie jak w pierwszej części serii w Dead Rising 2 bardzo istotną rolę odgrywa czas. Wszystkie zadania możemy wykonywać tylko w ściśle określonych godzinach (czasu gry), a po przekroczeniu terminu nie ma możliwości ich powtórzenia. Dotyczy to również głównego wątku fabularnego, który zostaje przerwany wraz z opuszczeniem choćby jednej, kluczowej dla historii misji. Gdy tak się stanie, możemy co prawda kontynuować zabawę, ale nie mamy już szansy poznania dalszych losów bohatera oraz jego przyjaciół. Żeby było jeszcze ciekawiej, twórcy bardzo ograniczyli możliwość zapisu gry. Możemy to robić jedynie w specjalnych punktach (toalety), a do dyspozycji mamy tylko trzy sloty pamięci. O ile sam system uważam za dobre rozwiązanie, zmuszające gracza do większej ostrożności, to sztuczne ograniczanie liczby zapisów pozbawione jest najmniejszego sensu. Wystarczy popełnić jeden drobny błąd, nadpisać save w złym miejscu i może się okazać, że musimy zaczynać wszystko od początku. Nie jest to wcale mało prawdopodobne, biorąc pod uwagę wysoki poziom trudności gry.

Bo Dead Rising 2 to gra naprawdę trudna. Osobiście uwielbiam takie tytuły i wiele godzin spędziłem przy Demon’s Souls czy pozycjach z serii Monster Hunter, ale żadna z nich nie powodowała u mnie takiej irytacji co najnowsze dzieło Capcomu. W odróżnieniu od wspomnianych gier Dead Rising 2 nie wymaga bowiem szczególnej zręczności czy wytężonej pracy szarych komórek, natomiast jest po prostu niedopracowane. Przede wszystkim bardzo frustrująca jest lokalizacja punktów zapisu. Znajdują się one w tak dużej odległości od siebie, że masę czasu tracimy na bezsensowe bieganie po mieście, zamiast wykonywać misje. Drugim elementem, który może doprowadzić do białej gorączki, są wszechobecne zombie. Mimo że posiadają one tylko jeden atak, ze względu na jego losowy charakter trudno się przed nim obronić. Szczególnie na początku gry, gdy nasz bohater ma małą ilość zdrowia, ginie się naprawdę często, po „przytuleniu” przez zwykłego nieumarlaka. Ciężko sobie wyobrazić bardziej denerwującą śmierć.

Jak przystało na dobry sandbox, świat w Dead Rising 2 jest bardzo rozbudowany i samo jego zwiedzanie może sprawić sporo frajdy. Oprócz wspomnianej broni w sklepach znajdziemy wiele śmiesznych ubrań, oryginalnych fryzur czy dziwacznych gadżetów, znacznie zmieniających wygląd naszego bohatera. W czasie wolnym od kolejnych zdań możemy również wziąć udział w ciekawych minigrach. Wśród nich na szczególną uwagę zasługuje rozbierany poker. Choć nasi przeciwnicy nie potrafią zbyt dobrze blefować, to muszę przyznać, że gra w karty sprawiła mi dużo więcej frajdy niż wykonywanie kolejnych misji eskortowych i zabijanie niekończących się zastępów zombie. Zwiedzanie świata utrudnia niestety brak minimapy. Żeby określić swoje położenie, cały czas musimy używać dużej mapy, co zabiera sporo czasu i jest bardzo niewygodne.

220V działa równie zabójczo na żywych, jak i na umarłych...

Na pochwałę zasługuje natomiast oprawa wizualna Dead Rising 2, która jest jedną z mocniejszych stron gry. Zarówno modele postaci, jak i otoczenia zostały bardzo dobrze wykonane i trudno się do czegokolwiek przyczepić. Jedyne, co zwróciło moją uwagę, to cienie, które są czasami zbyt kanciaste, jednak nie psuje to pozytywnego obrazu całości. Równie dobrze jak grafika prezentuje się ścieżka audio. Głosy bohaterów zostały świetnie dobrane, a podczas zabawy towarzyszy nam bardzo różnorodna muzyka. Odwiedzając kowbojską restaurację, słyszymy utwory w stylu country, a w klubie techno uderza nas olbrzymia ilość basów. Nie jest to oczywiście poziom soundtracku z Grand Theft Auto IV, ale każdy powinien natrafić na coś odpowiadającego jego gustom.

W grze znalazło się również miejsce na rozgrywkę multiplayer. Oprócz standardowego trybu kooperacji, umożliwiającego dołączenie drugiego gracza w dowolnym momencie zabawy, twórcy przygotowali również coś ekstra dla osób lubiących rywalizację. Wybierając odpowiednią opcję w menu, możemy powalczyć z innymi graczami w zawodach motocyklowych Terror is Reality. Jak już wcześnie wspomniałem, polegają one na przejeżdżaniu zombie na czas, a kto zabije więcej nieumarlaków, zdobywa nie tylko sławę, ale również nagrodę pieniężną. Zarobione w ten sposób dolary możemy później wydać w trybie dla pojedynczego gracza, ułatwiając sobie ukończenie gry. Całość nie jest może zbyt skomplikowana, ale jako krótki odstresowywacz po frustrującym singlu sprawdza się doskonale.

Do Dead Rising 2 podchodziłem z dużą dozą optymizmu. Cały czas wierzyłem, że pomimo przeciętnego moim zdaniem pierwowzoru „dwójka” nadrobi zaległości i wykorzysta drzemiący w serii potencjał. Wystarczyło wprowadzić bardziej oryginalne zadania, usprawnić nieco system walki i urozmaicić przeciwników, a mielibyśmy do czynienia z bardzo ciekawą produkcją. Capcom wolał jednak trzymać się sprawdzonych rozwiązań. Otrzymaliśmy więc klon „jedynki”, który pewnie zadowoli fanów, ale mnie osobiście nie przekonuje. Całość jest zwyczajnie zbyt prosta i prymitywna. Zadania są do bólu powtarzalne, przeciwnicy ciągle tacy sami, a poziom trudności sztucznie zawyżony. Gra ma oczywiście swoje dobre strony, ale dla ciekawego scenariusza i świetnych dialogów nie warto przeżywać tylu godzin męczarni. Fanów pierwszej części „dwójka” na pewno nie zawiedzie, ale wszyscy pozostali powinni trzymać się od niej z daleka.

Michał „Kwiść” Chwistek

PLUSY:

  • mnóstwo typów broni;
  • ciekawy scenariusz;
  • absurdalny humor;
  • gra w rozbieranego pokera.

MINUSY:

  • powtarzalność zadań;
  • nudny system walki;
  • punkty zapisu gry;
  • brak minimapy;
  • bardzo ograniczone możliwości rozwoju bohatera.

Dead Rising 2 początkowo wzbudza mieszane uczucia. Wyśrubowany poziom trudności, powolne przemierzenie pełnych zombiaków korytarzy, powtarzalne zadania, w tym nieraz wyjątkowo męczące misje eskortowe. Wrażenia z zabawy na Xboksie 360 nie polepszają częste i długie loadingi. Niestety, pomimo poszatkowania świata gry na małe lokacje, twórcom nie udało się uzyskać pełnej płynności animacji. Nie brak scen, w których liczba klatek na sekundę spada poniżej przyzwoitego poziomu.

Gra broni się natomiast angażującym głównym wątkiem (przejawy ojcowskiej miłości Chucka działają na emocje), nieliniową konstrukcją i wysokim poziomem replayability. Elementy RPG, choć uproszczone, są kapitalnie wplecione w rozgrywkę. Rozwój głównego bohatera daje zaś niemałą satysfakcję. Na wczesnym etapie Chuck ledwie sobie radzi nawet z małymi grupkami zombiaków, aby potem stać się istnym pogromcą całych tabunów nieumarłych. A na pokonywanie tychże sposobów jest bez liku. Od tradycyjnej broni palnej po wyszukane mieszanki dziwacznego sprzętu – samo odkrywanie kombinacji jest w stanie przebić wszystkie wady produkcji. A te z czasem stają się coraz mniej zauważalne – Chuck porusza się wyraźnie szybciej, otrzymuje dostęp do skrótów i środków transportu, a i zadania poboczne potrafią pozytywnie zaskoczyć.

Szczególnie trzeba pochwalić spotkania z psychopatami. Capcom przygotował tutaj prawdziwą galerię mocno zakręconych typów. Praktycznie każde starcie z takim bossem jest niezapomniane – czasem groteskowo śmieszne, innym razem niepokojące. To pomieszanie różnych konwencji – od niemalże komediowej po tę rodem z psychologicznego horroru – nie spodoba się każdemu. Mnie jednak klimat Dead Rising 2 przekonał, a i sama rozgrywka sroce spod ogona nie wypadła. Warto spróbować.

Grzegorz „Gambrinus” Bobrek

Michał Chwistek

Michał Chwistek

Lubi gry trudne, ładne lub z dobrą fabułą. Nie kończy ich przez LoL-a i Overwatcha. PS Vita FTW!

więcej

Recenzja gry Silent Hill 2 - w nowym wydaniu znaczna część magii bezpowrotnie uleciała
Recenzja gry Silent Hill 2 - w nowym wydaniu znaczna część magii bezpowrotnie uleciała

Recenzja gry

W niespokojnych snach widzę tę grę, Silent Hill 2. Obiecałeś, że pewnego dnia stworzysz jej remake i pozwolisz poczuć to, co przed laty. Ale nigdy tego nie zrobiłeś, a teraz jestem tu sam i czekam w naszym specjalnym miejscu...

Recenzja Astro Bot - gry, która dała mi czystą frajdę od samego początku aż po napisy końcowe
Recenzja Astro Bot - gry, która dała mi czystą frajdę od samego początku aż po napisy końcowe

Recenzja gry

Gdybym miał określić Astro Bota w trzech słowach, to powiedziałbym, że to szalenie przyjemna gra. Dlaczego? Bo przypomina nam o zręcznościowych korzeniach gier wideo, kiedy liczył się przede wszystkim fajny gameplay.

Recenzja gry Warhammer 40,000: Space Marine 2 - krew leje się jak w rzeźni, a to dopiero początek zalet
Recenzja gry Warhammer 40,000: Space Marine 2 - krew leje się jak w rzeźni, a to dopiero początek zalet

Recenzja gry

Mało które uniwersum tak wspaniale nadaje się na soczystego slashera jak Warhammer 40k. Miałem pewne obawy o Space Marine’a 2 – zwłaszcza że twórcy odwołali otwartą betę - te jednak wkrótce zniknęły jak czaszka heretyka pod butem sługi Imperatora.