Memiczny miecz ma dwa ostrza. [ZOBACZ MEMY] - internetowa twórczość rządzi grami
- [ZOBACZ MEMY]. Jak internetowa twórczość rządzi branżą gier
- Marketingowców sen
- Memiczny miecz ma dwa ostrza
Memiczny miecz ma dwa ostrza
Problemy zaczynają się wtedy, gdy internauci obiorą za cel grę, która wcale im się nie podoba. Marketing poprzez memy to bowiem potężna broń – rzecz w tym, że obusieczna. Na każdą Lady Dimitrescu, której gracze będą padać do stóp, przypada Assassin’s Creed Unity, sponiewierane do dziś spędzającymi deweloperom sen z oczu kompilacjami błędów. Oczywiście w wielu przypadkach twórcy sami proszą się o tak bezlitosne traktowanie: gdyby BioWare nie chciało, by Andromedę ochrzczono mianem Mess Effecta („efekt burdelu” zamiast Mass Effecta – „efektu masy”), może powinno było spędzić więcej niż pojedynczy długi weekend na programowaniu animacji. Nie będę też krytykował internautów, którzy jechali po Falloucie 76 jak po łysej kobyle – Bethesdzie za tę kolosalną wpadkę należały się wszelkie cięgi.

Niekiedy jednak memy sprawiają, że do jakiejś produkcji przylega łatka, która wraz z upływem czasu traci na aktualności – a zszarganą reputację trudno naprawić. No Man’s Sky do dziś jest synonimem growego rozczarowania, niewielu jednak wzięło pod uwagę, że ten szalenie ambitny tytuł, choć robiony był pod batutą Sony, to jednak przez zespół niezależnych deweloperów. I ci twórcy w ciągu kolejnych kilkunastu miesięcy zmienili swoją produkcję nie do poznania – na tyle, że osoby, które dały jej drugą szansę, są absolutnie zachwycone. Mimo to wielu graczy ma Hello Games za hochsztaplerów, którzy w najlepszym wypadku mocno przecenili swoje umiejętności, a w najgorszym – świadomie okłamywali publikę. Trudno powiedzieć, jaki wpływ będzie mieć ta opinia na dalszą karierę tego studia, ale nie liczyłbym na łatwy powrót na szczyt.

Memy związane z grami to bynajmniej nie wynalazek ostatnich kilku lat. Pewne elementy tytułów mających na karku już dekady stały się nieodłączną częścią internetowej kultury. Mowa tu chociażby o „You have died of dysentery” z Oregon Traila, „All your base are belong to us” z japońskiego Zero Winga czy niemal mitycznym cieście z Portala. Tu jednak trudno dopatrywać się marketingowych korzyści – choć faktem jest, że dzięki memom tytuły te zna praktycznie każdy internauta.
Z drugiej strony – łaska internautów na pstrym koniu jeździ. W końcu istnieją też przypadki, kiedy gra staje się memem za sprawą swojego tragicznie złego wyglądu... i tylko na tym zyskuje. I tutaj docieramy do tytułu, który zainspirował mnie do stworzenia tego tekstu. W branży rządzonej przez merytokrację, nadchodzący spin–off Final Fantasy – Stranger of Paradise – zapewne już wylądowałby w deweloperskim czyśćcu. Zaprezentowany na tegorocznym E3 zwiastun był banalny do przesady – trzeba solidnego kalkulatora, by policzyć, ile razy główny bohater zapowiadał, że ma zamiar zabić Chaos, zawsze tym samym, przesadnie dramatycznym tonem. W dodatku demo, udostępnione graczom od razu po pokazie, nie działało. A jednak... Stranger of Paradise na tym rozgłosie wygrał.
Zwyczajnie kiepski zwiastun przeszedłby w sieci bez echa, ale zwiastun spektakularnie beznadziejny to doskonały sposób na wyrobienie sobie dziwnej, „tak złej, że aż dobrej”, reputacji. Dość powiedzieć, że oprócz trailerów drugiego S.T.A.L.K.E.R.-a i Elden Ringa – tytułów, na które czekam jak na Gwiazdkę – to jedyny materiał z E3, do którego regularnie wracam. Samo Square Enix postanowiło dołączyć do chóru głosów obśmiewających najnowszą produkcję tego studia, publikując na Twitterze post o treści „CHAOS”.
![Seria: obrazki, które możesz usłyszeć. - [ZOBACZ MEMY]. Jak internetowa twórczość rządzi branżą gier - dokument - 2021-06-30](/Galeria/Html/Artykuly/13521281.jpg)
Marketingowcy z wielkich firm na pewno nie zapomną tej lekcji. W świecie interaktywnej rozrywki liczy się przede wszystkim rozgłos, a czy zyskuje się go fantastycznymi, czy spektakularnie złymi materiałami – to już rzecz drugorzędna. To właśnie ta ciemna strona reklamy poprzez memy i media społecznościowe – to, co krzykliwe i dogadzające gustom graczy, często ma większą siłę przebicia niż prawdziwie innowacyjne czy odważne artystycznie produkcje.
Część wydawców na pewno postanowi w najbliższych latach na tym skorzystać. Uważajcie więc na kolejne „tak złe, że aż dobre” zwiastuny, na kolejne wersje gigantycznych wampirzyc, na kolejne głośne hashtagi na Twitterze. Do tej pory marketingiem poprzez memy rządził niejako przypadek, ale branżowi giganci nie pozwolą, by taki stan rzeczy trwał zbyt długo. I być może następnym razem, gdy jakaś gra trafi na salony dzięki twórczości internautów, nie stanie się to już zrządzeniem losu.
