Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 25 lutego 2004, 14:10

autor: Artur Okoń

Władca Pierścieni: Bitwa o Śródziemie - przed premierą

The Lord of the Rings: The Battle for Middle-Earth to kolejna z gier komputerowych bazujących na ogromnie popularnej kinowej trylogii – Władca Pierścieni. To strategia czasu rzeczywistego w klasycznym tego słowa znaczeniu...

Władca Pierścieni powraca! Po premierze ostatniej części filmu i wydaniu trzech gier opartych na prozie Tolkiena, przyszedł czas na ponowne wyciąganie pieniędzy od miłośników fantastyki. Tym razem producent wkłada nam łapę do kieszeni za pomocą strategii RTS, która ukaże się w połowie roku.

O Władcy Pierścieni napisano już dość, nie zamierzam więc powtarzać po raz kolejny, jak znakomite jest to dzieło, pisząc na jego cześć hymny pochwalne. Skupię się wyłącznie na przedstawieniu samej gry, która zapowiada się niezwykle ciekawie. Obiecująco zapowiada się fakt, iż gra zostaje wydana w momencie, gdy szaleństwo związane z Władcą Pierścieni zaczyna opadać. Jest więc nadzieja, że sama w sobie będzie na tyle szczególna i znakomita, iż nie musi na siłę korzystać z popularności filmu. Choć z drugiej strony, gdyby nie człon „The Lord of the Rings” w tytule, byłby to tylko kolejny RTS w klimacie fantasty, którym nikt na razie nie zaprzątałby sobie głowy.

Prace nad The Lord of the Rings: The Battle for Middle-Earth trwają już od roku i ich pierwsze efekty zostały przedstawione opinii publicznej. Najważniejszą wiadomością jest to, iż jak wspomniałem, kolejna gra bazująca na Władcy Pierścieni będzie strategią czasu rzeczywistego. Nie będzie to jednak „klasyczny” RTS, jak chociażby wydana niedawno Wojna o Pierścień, a olbrzymia gra bitewna, w której naprzeciw siebie staną armie liczące kilkaset jednostek! Nie zmienia to jednak faktu, iż wciąż będziemy musieli zadbać o rozbudowę naszej bazy, czy też zdobycie wymaganych do rozwoju surowców (choć na nieco zmodyfikowanych zasadach). Gra pozwoli nam zagrać w dwie długie (po 15 scenariuszy) kampanie, w których będziemy mogli stanąć zarówno na czele sił dobra, jak i dowodzić plugawymi sługami Mordoru. Do tego dojdzie oczywiście tryb pojedynków multiplayer. Łącznie gracz może dowodzić czterema różnymi frakcjami: Jeźdźcami Rohan, rycerzami Gondoru, armią Isengardu i sługami Mordoru. Oczywiście każda z nich dysponować będzie unikalnymi, znanymi nam z filmu jednostkami, a do rozbudowy bazy będzie potrzebować innych surowców. Na placu bitwy pojawią się więc zarówno Uruk Hai, Orkowie, konnica Rodanu, jak i potężne Olifanty, Trolle, czy nawet Enty. Nie zabraknie również jednostek specjalnych- bohaterów należących chociażby do Drużyny Pierścienia. Każdy z nich będzie posiadał specjalne umiejętności i, co ważniejsze przy tak olbrzymich bitwach, będzie znacząco wpływał na morale walczących obok jego boku jednostek. Podobnie jak w innych grach tego rodzaju, armie będą zestawione z kilku uzupełniających się typów jednostek (łucznicy, konnica, piechota, etc.), z których każda będzie posiadać swoje plusy i minusy w walce z innymi oddziałami (jak w grze papier-nożyce-kamień). Co interesujące, na dość szeroką skalę będą stosowane machiny oblężnicze, a także „lotnictwo”, które po stronie Mordoru będzie prezentowane przez Nazgule, natomiast po stronie „dobra” przez olbrzymie Orły. Gra zamierza być w dużej mierze wierna filmowi- siły Mordoru będą mieć miażdżącą przewagę liczebną, jednak ich skuteczność będzie zdecydowanie mniejsza od armii ludzi. Różnice w doborze jednostek będą wymuszać również w dużej mierze zachowanie gracza, przez co, stając na czele armii Saurona głównym celem będzie szybka ofensywa, podczas gdy grając jako np. Gondor, skupimy się głównie na obronie własnych fortec, czekając na odpowiedni moment do kontrataku.

The Battle for Middle-Earth ma być grą szczególną z kilku powodów. Jak już wspomniałem, bitwy będą bardzo spektakularne i w każdej z nich weźmie udział ok. 500 jednostek! Teoretycznie każdą z nich można dowodzić pojedynczo (!), jednak kluczem do sukcesu będzie odpowiednie wykorzystanie systemu szyków i formacji. Kolejnym plusem ma być wykorzystanie, w większym stopniu niż to czyniono dotychczas, elementów otoczenia. Obrońcy murów będą mogli wylewać na wroga gorący olej, troll będzie mógł np. chwycić rosnące nieopodal drzewo i używać go niczym maczugi, a taki Ent będzie w stanie wyrwać z muru kamień i ciskać nim we wrogów. Zwiększeniu realności rozgrywki mają służyć również takie zabiegi, jak np. możliwość deptania jednostek przez olbrzymie Olifanty. Wreszcie ostatnim i chyba największym plusem gry stanie się jej oprawa wizualna. To, iż na placu boju przebywa tak wiele jednostek, nie zmienia tego, iż każda z nich jest niezwykle starannie wykonana. Wystarczy spojrzeć na screeny, by zobaczyć jak znakomitą pracę wykonali graficy! Nawet paskudne Orki na swój sposób wyglądają pięknie! Aż nie chce się wierzyć, iż gra wykorzystuje ulepszony silnik Command & Conquer Generals (i jest robiona przez tych samych ludzi), albowiem wygląda zupełnie inaczej. Genialnie. Twórcy są szczególnie dumni z zastosowanej gry świateł, dzięki czemu pełne kolorów otoczenie wygląda chyba nawet lepiej niż te ukazane w filmie. Jeśli jeszcze wspomnimy, iż każda z jednostek jest bogata w szczegółowe tekstury i liczne polygony, to z jednej strony można się już przygotowywać na wizualny orgazm, a z drugiej odkładać pieniądze na zakup nowego komputera, na którym to „cudo” da się uruchomić.

Podsumowanie jak zwykle nie jest łatwe, bo mimo wszystkich „ochów” i „achów”, ja tradycyjnie mam wątpliwości. Wiadomo nie od dziś, iż Electronic Arts to nie kilku chłopaków tworzących w piwnicy, ale potężne imperium dostarczające rozrywki milionom ludzi na całym świecie. Ich produkcje są realizowane z typowym hollywoodzkim rozmachem i zazwyczaj mają większe budżety niż większość polskich filmów! Jednej rzeczy możemy być więc pewni- The Battle for Middle-Earth pod względem oprawy będzie grą doszlifowaną w każdym, choćby najmniejszym, szczególe, a gracz będzie czuł, iż bierze udział w niezwykłej historii. Czy będzie jednak grywalna i miodna? Tego właśnie się obawiam. Jednoczesne dowodzenie setkami jednostek będzie na pewno zadaniem skomplikowanym i bardzo trudno jest tu znaleźć cienką granicę, by z jednej strony grało się przyjemnie, a z drugiej wciąż była to wystarczająco trudna gra strategiczna. Na razie radziłbym się więc nastawić wobec gry sceptycznie, by później w razie czego zostać mile zaskoczonym. Chociażby tak, jak to było w przypadku Władcy Pierścieni: Powrót Króla.

Artur „MAO” Okoń

Władca Pierścieni: Bitwa o Śródziemie

Władca Pierścieni: Bitwa o Śródziemie