Widzieliśmy Assassin's Creed IV - eksploracja Karaibów na E3 2013
Assassin's Creed IV: Black Flag to krok w dobrym kierunku. Piękny, ogromny świat do eksploracji, dynamiczne bitwy morskie, piracki klimat - najnowszy gra o asasynach prezentuje się kapitalnie.
Pierwsze spotkanie z Assassin’s Creed IV w marcu bieżącego roku zaostrzyło mój apetyt, ale nie dało odpowiedzi na zasadnicze pytanie – jak pierwsza w historii prawdziwie otwarta gra z tej serii będzie wyglądać w akcji? Wszelkie wątpliwości rozwiał dopiero drugi pokaz, który odbył się podczas tegorocznej edycji targów E3. Tym razem Ubisoft podarował sobie zwiastuny ze sprytnie zlepionymi fragmentami rozgrywki i ku mojej uciesze w Los Angeles odpalił pełnoprawne demo.
Pokazywany za zamkniętymi drzwiami epizod miał tylko jeden cel – oczarować nas ogromem swobody oferowanej przez „czwórkę” i zaprezentować różne nowości. Nie widzieliśmy żadnej konkretnej misji fabularnej - zamiast tego prowadzący skupił się na zwiedzaniu świata, płynnych przejściach pomiędzy morską żeglugą a tradycyjną dla tego cyklu eksploracją oraz rozmaitych aktywnościach dodatkowych, którymi może zająć się w wolnej chwili Edward Kenway.

Ubisoft sporo inwestuje w aplikacje mobilne ściśle powiązane z ich tytułami – jedna z nich pomoże nam właśnie w Assassin’s Creed IV. Za pomocą dodatkowego programu na komórce lub tablecie będziemy mogli wykonywać część czynności normalnie dostępnych z poziomu gry, np. wysyłać statki z floty na misje. Zintegrowany system pozwoli nam uzyskać w ten sposób fundusze, które następnie staną się dostępne w pełnym produkcie. Oczywiście aplikacja będzie mieć też różne inne zastosowania, możemy na przykład przeglądać mapę i oznaczać cele podróży dla Kenwaya.
Jak już doskonale wiecie, dostępny teren w Assassin’s Creed IV nie zostanie wzorem poprzedników podzielony na mniejsze części, ale będzie stanowić jedną, konkretną całość – w grze nie uświadczymy więc charakterystycznych ekranów ładowania w Animusie, które towarzyszyły zmianie lokacji. Wyświetlona przez pracownika Ubisoftu mapa budziła respekt. Mimo, że zmagania rozpoczynaliśmy na maleńkich Kajmanach, to zaprezentowany obszar działania był piekielnie duży. Na tle największej w tym archipelagu wysepki Kuba jawiła się niczym gigant, a przecież to zaledwie część tego, co faktycznie zwiedzimy w tej grze. Na pokazie ucieszył mnie nie tylko rozmiar świata, ale też jego zagospodarowanie. Podczas rejsu Edward zatrzymał swój statek i dał nura do krystalicznie czystej wody, a już po chwili dopłynął do malutkiego lądu. Okazało się, że w piaskach zagrzebany jest szkielet pozostawionego na pastwę losu pirata, posiadający w kieszeni mapę do ukrytego skarbu. „Chcemy zachęcić graczy do intensywnej eksploracji” – tłumaczył prowadzący – „w wielu niepozornych miejscach będzie kryć się coś ciekawego”.

Ogrom możliwości poraża. Zauważyliście statki ostrzeliwujące się na horyzoncie? Nie ma żadnego problemu, żeby dołączyć do walki i pogodzić armatnimi kulami zwaśnione strony. Dostrzegliście ruiny podczas przepływania obok niepozornej wyspy? Wystarczy zatrzymać łajbę i po krótkiej kąpieli zbadać, co ciekawego kryje się we wnętrzach zrujnowanej budowli. Odkrywacie przypadkiem płynące wieloryby? Nic nie stoi na przeszkodzie, by zapolować z harpunem na te ssaki. A jeśli znudzi Wam się przebywanie na świeżym powietrzu, zawsze możecie zanurzyć się w morskich odmętach i sprawdzić, co kryje się na dnie.
Autorzy gry kompletnie zatarli granicę pomiędzy podróżowaniem okrętem, a przemierzaniem świata na piechotę. Chwytasz za ster, płyniesz, odstępujesz się od niego, otrzymujesz pełną kontrolę nad Edwardem. Można biegać po pokładzie statku, wspinać się na maszty, samodzielnie obsługiwać folgierz i korzystając z wiszących lin, w efektowny sposób przeskakiwać na wrogą łajbę podczas abordażu. Twoi kamraci są cierpliwi i zawsze poczekają na Ciebie, jeśli zdecydujesz się nagle wyskoczyć za burtę, a zdarzać się to będzie bardzo, bardzo często.

Do łask w Assassin’s Creed IV powracają bitwy morskie, czyli bodaj najcieplej przyjęta nowinka z „trójki”. Teraz jednak mają one większe znaczenie i nie ograniczają się wyłącznie do zatapiania wrogich okrętów. Statki przewożą różne przydatne rzeczy – ładunek możemy sprawdzić w prosty sposób, korzystając w dowolnym momencie z lunety. Zatopienie lub zniszczenie jednostki kończy się jednak utratą towaru, dlatego demolkę należy przeprowadzać ostrożnie. Jeśli zdecydujemy się na abordaż, jesteśmy zmuszeni wykończyć większość załogi i kapitana – nie ma znaczenia czy zrobimy to strzałami z folgierza, czy też w bardziej tradycyjny sposób. Ocalałym można zaoferować życie pod piracką banderą, a samą łajbę puścić na dno lub siłą wcielić do floty Kenwaya (pamiętacie Sid Meier’s Pirates!?). Zdobyte statki wysyła się na misje, podobnie jak miało to miejsce w przypadku asasynów w Brotherhood i Revelations. Jeśli wrócą z takiej eskapady cało, dostarczą nowych towarów lub kosztowności.
Okręt Edwarda można ulepszać na różne sposoby, jednak wpierw trzeba zdobyć odpowiednie schematy i materiały. Nie poznaliśmy wszystkich możliwych usprawnień, ale na pewno dotyczyć one będą wzmocnienia poszycia statku oraz instalacji dodatkowego uzbrojenia. Z nowych broni warto wymienić armaty umieszczane na dziobie łajby, które pozwalają atakować jednostki płynące przed nami. Na rufie da się z kolei zamontować wyrzutnie beczek z prochem, które eksplodują po kontakcie ze ścigającym nas okrętem.

Jeśli chodzi o postać Edwarda, to tutaj gra nie dokonuje jakiejkolwiek rewolucji. Kenway posiada wszystkie umiejętności asasynów, dlatego potrafi wspinać się, wykonywać skoki wiary, w efektowny sposób władać bronią białą, swobodnie celować z dwóch pistoletów na raz oraz robić tuzin innych rzeczy, do których przyzwyczaiły nas poprzednie odsłony cyklu, np. płynnie przemieszczać się w dżungli po drzewach. Arsenał wzbogacił się o znaną z Liberation dmuchawkę – oprócz zadających szybką śmierć strzałek, zobaczyliśmy w działaniu pociski oszałamiające. Trafiony nią przeciwnik głupieje i po chwili zaczyna atakować swoich pobratymców, przy okazji skutecznie odciągając uwagę od naszego podopiecznego.
Autorzy położyli też duży nacisk na wzbogacenie zachowań bohaterów niezależnych. Goszcząc w pirackich enklawach zobaczymy pijących na umór morskich rozbójników, tańczące kobiety czy ludzi bawiących się po prostu przy ognisku – to wszystko sprawia, że osady tętnią życiem i wydają się być bardzo kolorowe. Sam Kenway idealnie wpasowuje się w ten klimat. Będąc korsarzem z krwi i kości potrafi wtopić się w tłum zajmując miejsce przy barze i wyeliminować przechodzącego tuż obok żołnierza, szybkim uderzeniem wprasowując jego głowę w kontuar. W ruch idą też widoczne już na pierwszym zwiastunie butelki. Generalnie - jest wesoło.
Graficznie Assassin's Creed na PlayStation 4 utrzymuje się na poziomie wersji PC ostatnich gier z serii, co w zupełności wystarcza, by cieszyć oko przyjemną oprawą wizualną. Na uwagę zasługują zmienne efekty pogodowe, zwłaszcza sztormy na morzu i trąby powietrzne. W skrócie: całość prezentuje się bardzo ładnie.

Prezentacja nowej odsłony serii Assassin’s Creed utwierdziła mnie w przekonaniu, że Ubisoft wykonał ruch w dobrym kierunku. Rozumiem co prawda żale zdruzgotanych fanów, którym takie klimaty wyraźnie nie leżą (piratów lubi się albo nie, nie ma innej opcji), ale muszę też uczciwie przyznać, że francuski koncern odrobił zadanie domowe i w ostatecznym rozrachunku wszystko co napisałem powyżej, prezentuje się nadzwyczaj dobrze. W marcu, po pierwszej prezentacji, zastanawiałem się czy „czwórka” stanie się tym samym dla opowieści o niepokornych korsarzach, czym Red Dead Redemption okazało się być dla westernu. Dziś nie mam najmniejszych wątpliwości, że tak właśnie będzie. Z niecierpliwością oczekuję premiery.
