Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 15 października 2009, 13:04

autor: Marek Grochowski

Tony Hawk: RIDE - już graliśmy!

Deweloperzy gry Tony Hawk: RIDE szykują rewolucję w sterowaniu. Czy elektroniczna deskorolka jest w stanie godnie zastąpić wysłużonego pada?

Dwie odsłony świetnego Skate’a pokazały, że autorzy serii Tony Hawk nie mają już monopolu na udane gry o jeździe na deskorolce. Wystarczyła chwila nieuwagi, by amatorzy sportów ekstremalnych zamienili produkcje spod znaku Activision na ofertę Electronic Arts – bo Skate jest ładniejszy, bardziej realistyczny niż TH i całkiem jeszcze świeży, a w Tony’m z kolei od czasów popularnej „dwójki” stosunkowo niewiele się zmieniło. To od lat czysta zręcznościówka, w której jedno pokręcone zadanie goni drugie, a kombinacje z kilkunastu trików sprzecznych z prawami fizyki i nie tylko nie stanowią żadnego problemu w chwilę po odkryciu manuala. Inna sprawa, że właśnie za tę nieskrępowaną zabawę fani wciąż cykl doceniają, jednak tym razem, by nadążyć za trendami, Tony musi się wreszcie zmienić. Przynajmniej trochę.

Tony Hawk: RIDE, czyli dziesiąta notabene odsłona głównego cyklu o przygodach najpopularniejszego skatera świata, w możliwie dużym zakresie zrywa z przeszłością. Jubileuszowa edycja powstaje w nowych studiach – chicagowskim Robomodo (odpowiedzialnym za wersję na PS3 i X360) oraz położonej w Oregonie firmie Buzz Monkey (tworzącej edycję na Wii). Odsunięcie zasłużonego Neversoftu od projektu już na starcie oznacza, że chcąc nie chcąc, nowa gra będzie mieć inny kształt niż poprzednie. Stanie się tak również dlatego, że w RIDE nie wykorzystamy już standardowych, konsolowych gamepadów. Ich miejsce zajmie plastikowa, wyposażona w sensory ruchu atrapa deskorolki, która – choć pozbawiona kół, by nabywcy nie zniszczyli domowych paneli podłogowych i dywanów, będzie dla serii ważną innowacją. Przy okazji podniesie też cenę finalnego produktu o kilkaset złotych.

Pojęcie grawitacji w RIDE będzie raczej względne.

Poza tym namacalnym dowodem nadciągającej rewolucji dziesiąty Tony Hawk przyniesie również atuty, które przesądziły o popularności serii – przede wszystkim blisko setkę widowiskowych trików, z których jak zawsze będzie można układać efektowne sekwencje. Do tego dojdzie sześć porozrzucanych po świecie lokacji, imitujących wielkomiejskie skateparki, a także piętnastu profesjonalnych zawodników. Wśród tych ostatnich przewiną się takie nazwiska jak Rodney Mullen, Stevie Williams czy Mike Mo Capaldi oraz legendarna już postać tytułowego 41-letniego gwiazdora z Kalifornii. Do dyspozycji graczy oddane zostanie ponadto narzędzie Create-A-Skater, pozwalające stworzyć własnego sportowca, na wypadek gdyby Tony Hawk i spółka przestali spełniać pokładane w nich nadzieje. Całość zostanie opakowana w nowoczesną grafikę, poprawioną nieco w stosunku do Project 8 i Proving Ground oraz zaopatrzona w obfitą, złożoną z prawie 60 utworów, ścieżkę dźwiękową. Wystarczy tu nadmienić, że wśród aranżacji, jakie usłyszymy w RIDE, pojawią się kawałki zespołów Queens of the Stone Age, Wolfmother czy Green Day, o nawiązaniach do poprzednich części cyklu – w stylu piosenki Blitzkrieg Bop – już nawet nie wspominając. To jednak tylko niewielka otoczka, która ma umilić obcowanie z prawdziwą atrakcją nowego TH, czyli unikatowym kontrolerem.

Deweloperzy prezentowali już swoją deskorolkę przedstawicielom mediów kilkakrotnie. Niżej podpisany, mimo że fanem śmigania po prawdziwych rampach nigdy specjalnie nie był, wiedziony ciekawością wzrok swój na owym przedmiocie zawiesił i parę chwil później stał już na desce, by hasać sobie na niej gdziekolwiek, byle daleko. A że orła przy tym nieomalże wywinął, wspominać raczej nie będzie, bo i czytelnik wówczas zawiedziony, a i autor markotny się robi.

Pomijając jednakże własną niezgrabność, uczciwie stwierdzam: deska działa bez zarzutu. Wprawdzie w pierwszych chwilach sterowanie nią nie jest jeszcze na tyle intuicyjne, by od razu wykonywać dwuminutowe combosy, ale mimo to plastikową atrapę od początku obsługuje się w sposób prosty i przystępny. Łatwo balansować na niej w celu zmiany kierunku jazdy, zaś najprostsze manewry nie wymagają nawet posiadania trójki z WF-u. Chcąc nabrać prędkości, wystarczy odpychać się nogą od podłoża, ollie jest na tyle proste, że trzeba tylko stanąć na tylnej krawędzi urządzenia i zasymulować skok, odrywając przód deski od podłogi, a do zgrindowania poręczy wymagane jest zaledwie utrzymywanie jako takiej równowagi – nie trzeba przy tym wcale specjalnie się wyginać. Przynajmniej na domyślnym poziomie „casual”, gdzie gracz może jeszcze liczyć na dużą asystę konsoli w trakcie wykonywania ewolucji. Bardziej zaawansowana opcja „confident” niesie ze sobą konieczność dokładniejszego wykonywania manewrów na desce, zaś „hardcore” przeznaczona jest dla tych, którzy z prawdziwych skatingiem od dawien dawna są za pan brat i nie boją się jazdy bez śladowego choćby wspomagania ze strony gry.

Twórcy liczą, że dla tego przedmiotugracze będą skłonni wydać na nowego Tony’ego grubą kasę.

Jakkolwiek moja przygoda z atrapą deskorolki trwała tylko nieco ponad kwadrans, urządzenie sprawowało się bez zarzutu i było bardzo stabilne (w końcu to deska bez kół). Z uwagi na naszpikowanie elektroniką (sensory ruchu, boczne przyciski) imitacja jest zauważalnie cięższa od prawdziwej deskorolki, a to ogranicza nieco zakres ruchów. Tym niemniej nawet krótka jazda po stosunkowo prostej trasie i tak zapewniła mi sporo frajdy. Jasne – to nie to samo, co sklejanie trików w rzeczywistości, ale koniec końców po najrozmaitszych peryferiach w stylu Wiilota, Balance Boarda czy tanecznych matach znów mamy do czynienia z kolejnym kontrolerem, który przeciwstawia się leniwemu leżeniu na kanapie. Fenomen Wii już dawno pokazał, że pomysł ten doskonale sprawdza się w praktyce, toteż o ewentualnym sukcesie RIDE zadecydują pewnie nie ci, którzy w Tony’ego Hawka grają od blisko dekady, ale ci, których bardziej od samej treści zaintryguje nietypowy kontroler. Inna sprawa, że plastikowy gadżet to wciąż zabawka i za jego cenę można już nabyć zwykłą deskę, dostarczającą nie mniejszą dawkę wrażeń. Z końcowym entuzjazmem zaczekajmy więc do listopadowej premiery, bo na razie całość prezentuje się co prawda obiecująco, ale zarazem nieprzyzwoicie drogo.

Marek „Vercetti” Grochowski

Tony Hawk: RIDE

Tony Hawk: RIDE