Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Warhammer Online: Wrath of Heroes Publicystyka

Publicystyka 13 lutego 2012, 15:31

autor: Maciej Kozłowski

Testujemy wersję beta Wrath of Heroes - darmowej spuścizny Warhammera Online

Bioware Mythic odchodzi od konkurowania z World of Warcraft. Teraz fani "młotka" stoczą walki przypominające raczej te z DOT-y. Jakie są nasze wrażenia po ostatnich testach wersji beta?

Czy ktoś jeszcze pamięta o Warhammerze Online: Age of Reckoning? Tytuł miał swego czasu zagrozić pozycji World of Warcraft na rynku abonamentowych gier MMO. Niestety, ambitne plany twórców spotkały się z brutalną rzeczywistością rynku, z biegiem lat projekt przeszedł do stanu wegetacji, w którym trwa do dzisiaj.

Po klęsce swojej „dużej” gry deweloperzy ze studia BioWare Mythic postanowili zmienić formułę i stworzyć znacznie prostszą, a przy tym darmową produkcję. W rezultacie Warhammer Online: Wrath of Heroes (bo taki jest jej tytuł) tylko w niewielkim stopniu nawiązuje do swojego starszego brata, zapożyczając od niego niemal wyłącznie arenowy tryb PvP. W ten sposób z rozbudowanej gry MMO pozostało kilka niewielkich plansz, na których trzy sześcioosobowe (3 x 6 = 666!) drużyny walczą o palmę pierwszeństwa. Inspiracja grami z gatunku MOBA, jak League of Legends czy DOTA, jest widoczna gołym okiem, jednak – jak mogliśmy przekonać się podczas zamkniętego testu wersji beta – jest to dość siermiężne odtwórstwo, stawiające przede wszystkim na prostotę zabawy.

League of Warhammer

Pomysł na rozgrywkę jest banalny – pozwolono graczom wcielić się w bohaterów znanych z uniwersum Warhammera i walczyć z konkurencyjnymi herosami. Całość starcia przybrała formę drużynowej potyczki na jednej z trzech dostępnych w tej chwili aren (każda z nich oferuje nieco inne zasady rozgrywki: zespołowy deathmatch, zdobycie flagi i pewną wariację na temat kontroli terenu). Klasycznie już dla gier typu MOBA każdy ze śmiałków dysponuje właściwym wyłącznie sobie zestawem umiejętności, dzięki któremu może w różnorodny sposób wpływać na losy batalii. Poza samą rozgrywką w przerwie między poszczególnymi meczami istnieje możliwość wykupienia ze sklepiku nowych herosów, skórek czy przedmiotów (tych ostatnich w becie jeszcze nie było).

Typowy chaos pola bitwy (nie mylić z Chaosem).

Chociaż wydawać by się mogło, że jest to proste przeniesienie zasad znanych chociażby z League of Legends, to wielkim błędem byłoby stwierdzenie, że Wrath of Heroes nie wnosi do gatunku żadnych innowacji. Znalazło się tu kilka pomysłów, których próżno szukać u konkurencji – niestety, większość z nich polega na uproszczeniu zabawy do absolutnego minimum. W praktyce oznacza to całkowitą rezygnację z rozwoju bohaterów (nie awansują oni na kolejne poziomy) oraz doboru czy też ulepszania ich umiejętności. Chociaż zdolności można modyfikować na ekranie herosa przed samą rozgrywką, nie kompensuje to straty – gracz w żadnym stopniu nie odczuwa swojego postępu. Z drugiej strony jednak – rozwiązanie to ma tę zaletę, że przez cały czas trwania zabawy wszyscy jej uczestnicy mają równe szanse oraz mogą dowolnie żonglować swoimi herosami, nic na tym nie tracąc. Niemniej nie da się ukryć, że piętnastominutowe batalie pozbawione poczucia realnego progresu to chyba nie jest to, czego można by oczekiwać po tego typu grze.

Warhammer to bardzo bogate i różnorodne uniwersum. Jego historia sięga roku 1983, kiedy to została wydana gra bitewna o tytule Warhammer Fantasy Battle. Zawarte w niej pomysły rozwinięto następnie w papierowym systemie RPG (Warhammer Fantasy Roleplay – doczekał się już trzech edycji) oraz w całej masie książek, gier planszowych, komputerowych i karcianych. Niestety, przygoda „Młotka” z elektroniczną rozrywką dotychczas nie przebiegała zbyt dobrze, w przeciwieństwie do Warhammera 40,000, który może pochwalić się kilkoma ciekawymi adaptacjami, ze słynnym Dawn of War na czele.

Mile zaskakują natomiast zasady dotyczące samej rozgrywki. Zdarza się, że bitwę wygrywa nie ta drużyna, która zabiła najwięcej przeciwników, a ta, która najwytrwalej walczyła o runy (tutejszy odpowiednik chorągwi) czy też dobrze zabezpieczyła swoje punkty kontrolne. Motywuje to do dość daleko idącej specjalizacji i różnorodności w zespole – to duży plus. Warto w tym miejscu zaznaczyć, że mapy zostały skonstruowane w całkiem ciekawy sposób, zmuszając uczestników zabawy do nieustannego przemieszczania się i walki na kilku frontach. Co prawda powoduje to też, że rozgrywka bywa dość chaotyczna, jednak da się to przecierpieć.

Dość ciekawy jest również dobór dostępnych bohaterów, których w tej chwili jest szesnastu (w dniu premiery będzie zapewne więcej). Poza klasycznymi tankami, healerami i DPS-ami znalazło się również miejsce dla postaci nieco odbiegających od kanonu – chociażby dla bardzo zwinnych skavenów (świetnie sprawdzają się jako złodzieje run oraz punktów kontrolnych) czy krasnoludzkich inżynierów (dzięki wieżyczkom doskonale radzą sobie w defensywie). Balans poszczególnych herosów stoi na całkiem niezgorszym poziomie, chociaż da się zauważyć pewną dominację orkowych wojowników i wampirzyc. Można jednak przypuszczać, że zostanie to naprawione do czasu premiery.

Herosi, chociaż nieliczni, są bardzo zróżnicowani.

Snotling tkwi w szczegółach

To, co bardzo rzuca się w oczy, to naprawdę poważne niedopracowanie gry. Poza ohydnymi menusami i niezbyt wygodnym interfejsem pewien niesmak budzi również oprawa graficzna. Wrath of Heroes korzysta z uproszczonego (!) silnika Age of Reckoning, dodając do niego efekt pogrubionych krawędzi – nadaje to obrazowi nieco komiksowy styl. Kontrowersyjną sprawą jest to, na ile tego typu konwencja pasuje do ogólnego klimatu Warhammera, jednak zasadnicza kwestia nie podlega dyskusji – tak, ta gra wygląda naprawdę kiepsko. Dodatkowym problemem jest perspektywa TPP (widok zza pleców bohatera), która znacząco utrudnia wybieranie przeciwników, jakich chcielibyśmy zaatakować. Szczególnie razi to w sytuacjach, w których znajdujemy się w centrum większego starcia – konia z rzędem temu, kto pośród ogromnej feerii barw i eksplozji zdoła cokolwiek zobaczyć. Na szczęście wrogowie zaznaczani są na wpół automatycznie, przez co nie musimy samodzielnie w nich celować – w takim wypadku gra stałaby się całkowicie bezsensowna.

Kogo ja atakuję?

Sam system namierzania przeciwników również pozostawia nieco do życzenia – wciskając klawisz F, wybieramy tego niemilca, który znajduje się najbliżej, a klepiąc TAB, celujemy do następnych. Co prawda istnieje możliwość ręcznego doboru celów za pomocą myszki, jednak w ogniu walki zwykle nie ma na to czasu. W rezultacie oznacza to, że gracze bez kociego refleksu będą atakować postacie losowe, a nie te, które by akurat w tym momencie należało.

Znajdziemy tu też cały wachlarz typowych dla bety błędów. Nagminnie zdarza się, że herosi namierzani są przez wrogów znajdujących się za ścianami i otrzymują przez nie obrażenia, bohaterowie-strzelcy mogą natomiast dostawać się w trudno dostępne rejony mapy i stamtąd prowadzić ogień do bezradnych przeciwników. Okresowe konserwacje serwerów oraz wysypy do Windowsa można by przemilczeć, chociaż ich obecność na tym etapie prac jest już nieco zastanawiająca (aktualna wersja beta jest już piątą z kolei, a premiera gry przecież tuż, tuż!).

Popioły Middenheim

Wrath of Heroes ma wyraźny problem ze swoją tożsamością – z jednej strony widać w nim dziedzictwo gry MMO, a z drugiej – próbuje nawiązać równą walkę z klonami DOT-y. Ten swoisty rozkrok i brak konsekwencji w połączeniu z maksymalnym uproszczeniem rozgrywki nie pozwalają żywić zbyt wielkich nadziei względem tego projektu. Mimo to trzeba przyznać, że krótka i niezbyt wymagająca zabawa może sprawić całkiem sporo frajdy, o ile natrafi się na zgranych i kompetentnych graczy. Ponieważ tytuł został zapowiedziany jako produkcja całkowicie darmowa (chociaż zawierająca mikropłatności), warto dać mu szansę. O tym, jak sprawdzi się nowa koncepcja BioWare Mythic, przekonamy się na przełomie pierwszego i drugiego kwartału 2012 roku.

Warhammer Online: Wrath of Heroes

Warhammer Online: Wrath of Heroes