Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Carmageddon: Reincarnation Publicystyka

Publicystyka 12 kwietnia 2014, 13:00

autor: Luc

Test wersji alfa Carmageddon: Reincarnation - najkrwawsze wyścigi w historii powracają zza grobu

Po kilkunastu latach wyczekiwań, fani totalnej, drogowej demolki, mają powody do nie lada radości. Wszystko za sprawą nadchodzącego Carmageddon: Reincarnation, nad którym właśnie pracuje nie kto inny, jak samo Stainless Games.

Jeżeli komukolwiek wydaje się, że żyjemy w czasach największej nagonki na branżę gier wideo to tkwi w ogromnym błędzie. Społeczeństwo coraz szczelniej przymyka oko na lejącą się z ekranów hektolitrami krew. Jeszcze nie tak dawno temu, bo w połowie lat 90., sytuacja wyglądała jednak zgoła inaczej. I nie chodzi tu bynajmniej o zbiorową panikę obrońców moralności, która wybuchła wraz z dźwiękiem pierwszego „Fatality” w serii Mortal Kombat, lecz o jeszcze bardziej kontrowersyjny Carmageddon, debiutujący w roku 1997.

CARMAGEDDON: REINCARNATION W SKRÓCIE:
  • utrzymany oryginalny koncept rozgrywki
  • poprawiona szata graficzna oraz fizyka
  • powrót kierowców znanych z poprzednich części
  • tryby dla pojedynczego gracza oraz multiplayer
  • doskonale odwzorowany klimat pierwszej odsłony

Na pierwszy rzut oka, gra była zaledwie kolejną ścigałką o nietypowo brzmiącej nazwie. Wystarczyło jednak przejechać kilka metrów, aby dobitnie przekonać się o tym, że w całym tym chaosie dojazd do mety jest najmniej istotnym elementem. Przerabianie przechodniów na krwawą papkę, dziś w niewielu wywołuje jakiekolwiek emocje, ale wówczas przyprawiało o dreszcze zniesmaczenia. A przy okazji wciągało zaskakująco mocno i pomimo upływu czasu, formuła Carmageddon także i dziś ma wielu zwolenników. To właśnie za ich sprawą, ogłoszona w 2012 roku zbiórka na Kickstarterze zakończyła się sporym sukcesem, a studio Stainless Games (odpowiedzialne za pierwsze dwie odsłony) mogło swobodnie rozpocząć produkcję czwartej części kultowej serii. Wszyscy chętni, mogą już za sprawą wczesnego dostępu podziwiać pierwsze efekty ich pracy. My także postanowiliśmy sprawdzić, czy nowy Carmageddon wciąż ma w sobie „to coś”.

To nie najlepszy dzień na bycie pieszym. - 2014-04-11
To nie najlepszy dzień na bycie pieszym.

Krew, pot i … krew

Test wersji alfa Carmageddon: Reincarnation - najkrwawsze wyścigi w historii powracają zza grobu - ilustracja #3

Pierwszy Carmageddon oraz jego nacisk na krwawą rozgrywkę, były w latach 90. tak ogromnym szokiem, iż w wielu krajach, gra do dziś znajduje się na liście zakazanych publikacji. Pośród państw, które zabroniły dystrybucji pierwszego dzieła Stainless Games, znalazły się m.in. Brazylia oraz Wielka Brytania. W tym drugim przypadku, ostatecznie grę dopuszczono do sprzedaży, warunkiem było jednak podmienienie przechodniów na zombie. Jeszcze ciekawszej zmiany doczekała się niemiecka wersja Carmageddona na Nintendo 64 – zamiast ludzi, po ulicach chodziły bowiem … dinozaury.

Twórcy od samego początku wychodzili z założenia, że jedyna rewolucja, której potrzebuje odświeżona wersja Carmageddona, to ta w kwestii grafiki. I słowa dotrzymali, bowiem Reincarnation, poza wspomnianą oprawą, do złudzenia przypomina swój fantastyczny pierwowzór. Tak samo jak w oryginale, ponownie wcielamy się w maniakalnego Maxa Damage’a i za kółkiem naszego samochodu startujemy w zwariowanych zawodach. Sposobów na zwycięstwo jest tradycyjnie kilka – oprócz nudnawego zaliczenia wszystkich checkpointów możemy też przejechać wszystkich obecnych na danej mapie przechodniów albo fizycznie wyeliminować konkurencję. Wszystko to w określonym przedziale czasowym, który w trakcie rozgrywki możemy jednak wydłużyć. Niby nic odkrywczego, ale raz rozpoczętego wyścigu nie sposób już po prostu przerwać. Kręcący się przed maską ludzie (i nie tylko oni zresztą), skutecznie proszą się o efektowne rozjechanie. Zdobywane w ten sposób punkty, wydajemy na naprawy naszego auta (potrzebujemy ich naprawdę często) oraz używanie superumiejętności, które w Carmageddon: Reincarnation ponownie zawitały do serii.

Wybór szalonych power-upów jest naprawdę szeroki – poczynając od trzęsienia ziemi i magnetycznych strumieni, na kontrolerze grawitacji kończąc. Choć wszystkie wyglądają niezwykle interesująco, sposób ich wyboru pozostawia niestety sporo do życzenia – jest toporny, mało praktyczny i niesamowicie spowalnia rozgrywkę. Jakby tego było mało – jednorazowe użycie kosztuje naprawdę nieprzyzwoite kwoty. Szczęśliwie, alternatywą są ich nieco słabsze odpowiedniki, w większości doskonale znane z poprzednich odsłon. Porozrzucane po całej mapie, wpływają na krótki czas na zachowanie przechodniów bądź też znajdujących się na trasie aut.

Tę szarżę niestety okupiliśmy utratą przednich kół. Następnym razem z pewnością będzie lepiej! - 2014-04-11
Tę szarżę niestety okupiliśmy utratą przednich kół. Następnym razem z pewnością będzie lepiej!

Ci, którzy zechcą regularnie korzystać z superumiejętności, potrzebne punkty zyskają oddając się bez opamiętania typowej, samochodowej demolce. Masowe zderzenia oraz masakrowanie pozostałych wozów, nie tylko przynosi najwięcej „korzyści”, ale dzięki zastosowanym usprawnieniom, zyskało w czwartej odsłonie kompletnie nowy wymiar. Całkiem realistyczny - jak na produkcję tego typu - model zniszczeń oraz stosunkowo wierne odwzorowanie praw fizyki, sprawiają, że zbliżająca się właśnie czołówka budzi niespotykane do tej pory emocje. Dla rozjeżdżanych pieszych ma się proporcjonalnie mniej współczucia, choć przyznać trzeba, że fruwające na lewo i prawo wnętrzności, są widokiem w równym stopniu zmuszającym do uśmiechu, co totalnie zmiażdżone auto.

Max widzieć, Max niszczyć

Test wersji alfa Carmageddon: Reincarnation - najkrwawsze wyścigi w historii powracają zza grobu - ilustracja #1

PratCam – jeden z najbardziej charakterystycznych elementów serii – pojawi się także i w Carmageddon: Reincarnation. Całkiem możliwe, że do roli Die Anny ponownie zostanie zatrudniona oryginalna aktorka – Faye Morey, która w czasach sesji na potrzeby pierwszej odsłony miała zaledwie 14 lat!

W testowanej wersji, do naszej dyspozycji trafiły cztery, wciąż nieukończone mapy. Choć to niewiele, mamy dzięki temu ogólne pojęcia na temat tego, co czeka nas w dniu oficjalnej premiery. Wszystkie tory będą podzielone na trzy główne kategorie – klasyczne miejskie, te osadzone w śnieżnej scenerii oraz typowo offroadowe. Wszystkie łączy jedno – są naprawdę spore. Wprawdzie i w oryginalnym Carmageddonie trudno było narzekać na brak otwartej przestrzeni, w Reincarnation twórcy poszli o przynajmniej kilka kroków dalej. Już teraz ilość ukrytych miejsc oraz obszarów do zwiedzenia poza główną trasą jest w stanie zapewnić nam kilka godzin dobrej zabawy. Fakt, iż w te najciekawsze stosunkowo trudno się dostać, dodatkowo mobilizuje do zajrzenia w każdy zakątek ogrywanej mapy. Swoistą ciekawostką jest także umieszczenie na trasie zniszczalnych elementów – choć na efektowne destrukcje mostów i budynków nie mamy co liczyć, nasze auta bez problemu będą przebijały się przez lód czy chociażby szyby.

Sekretny krowi poziom czy po prostu bycze El Dorado? - 2014-04-11
Sekretny krowi poziom czy po prostu bycze El Dorado?

Odrobinę mniej nowości, czeka nas w przypadku dostępnych samochodów – trudno jednak uznać to za jakikolwiek minus. Na obecnym stadium rozwoju gry, możemy zasiąść za sterami modeli, jednak w finalnej wersji znajdziemy łącznie ponad dwadzieścia unikalnych aut. Oprócz charakterystycznego Eagle R (znanego poprzednio jako Red Eagle), przyjdzie nam pokierować m.in. futurystycznym Project X, smukłym Electric Blue czy choćby całkowicie nowym Siamese Dream. Po raz pierwszy w serii, ujrzymy także w całości sylwetki naszych psychopatycznych kierowców – każdy zostanie wyposażony w osobny, trójwymiarowy model, co w niektórych przypadkach da zapewne zaskakujące efekty. Przykładowo, już teraz wiemy, że Screwie Lewie, zasiadający za sterami potężnego Twistera … nie ma nóg. Warto pokrótce wspomnieć także o obecności policji – oprócz tradycyjnego wozu, który już od czasów jedynki skutecznie utrudnia nam życie, w Carmageddon: Reincarnation, pojawią się także jego odrobinę lżej opancerzone odmiany.

Test wersji alfa Carmageddon: Reincarnation - najkrwawsze wyścigi w historii powracają zza grobu - ilustracja #3

Gra dostępna w wersji pre-alpha, nie jest jeszcze ukończona nawet w połowie. Szczątkowe elementy, które udostępniono do publicznych testów, również w najlepszym przypadku zostały dopracowane dopiero w 60-70%.

Demolka niekontrolowana

Elementem, o którym wciąż wiemy najmniej, są same tryby rozgrywki. Póki co, gracze swoich sił mogą próbować jedynie w tzw. „Freeplay”, gdzie bez żadnych limitów przemierzamy wybrane trasy, a jedynym czynnikiem ograniczającym zabawę jest upływający czas. W bliżej nieokreślonej przyszłości, grono to poszerzy się także o multiplayer, w którym najprawdopodobniej ujrzymy doskonale znane z poprzednich odsłon wariacje, takie jak Car Crusher (ten, kto zdobędzie najwięcej punktów za niszczenie samochodów wygrywa), Carnage Accumulator (celem jest rozjechanie maksymalnej liczby przechodniów) czy choćby Fox ‘n’ Hounds (zwycięża osoba, która będąc „lisem”, jako pierwsza przez cztery minuty będzie unikała jakichkolwiek kolizji z innymi autami).

Ten widok zawsze sprawia najwięcej radości. - 2014-04-11
Ten widok zawsze sprawia najwięcej radości.

Zgodnie z zapowiedziami, w Carmageddon: Reincarnation pojawi się także możliwość gry na klasycznym splitscreenie oraz Kariera, o której do tej pory nie słyszeliśmy jeszcze niczego konkretnego. Biorąc jednak pod uwagę dotychczasową praktykę Stainless Games, najprawdopodobniej wcielając się w Maxa, przyjdzie nam pokonywać kolejne wyścigowe wyzwania i piąć się powoli po szczeblach wirtualnego rankingu. Nie lada ciekawostką jest także tzw. „CarMODgeddon”, który zapewne okaże się ukłonem w stronę społeczności modderskiej. Jeśli wierzyć twórcom na słowo, w kwestii dostępnych trybów, szykuje się dla nas jeszcze jedna niespodzianka – póki co, pozostająca ścisłą tajemnicą.

Hamowanie z (dużym) opóźnieniem

Całkiem pozytywne odczucia względem Reincarnation, chwilami skutecznie niweczy naprawdę tragiczna optymalizacja. Choć gra znajduje się dopiero w fazie pre-alpha i jest to w pewien sposób zrozumiałe (podobnie jak niezbyt imponująca grafika), drastyczne spadki w liczbie wyświetlanych klatek na sekundę potrafią niekiedy odebrać całą przyjemność z rozgrywki. Bez względu na to, czy tytuł odpalimy na maksymalnych detalach i w pełnej rozdzielczości czy też zdecydujemy się na wyłączenie wszystkich dostępnych efektów – w chwilach, w których na ekranie dzieje się zbyt wiele, Carmageddon przemienia się w wyjątkowo powolny pokaz slajdów. Szczęśliwie, twórcy są świadomi tego, jak ogromną frustrację rodzi ten problem i zapewnili, iż z każdym kolejnym patchem, gra powinna działać coraz płynniej.

Chwilami krew leje się wyjątkowo gęsto. - 2014-04-11
Chwilami krew leje się wyjątkowo gęsto.

Niczego zarzucić z kolei nie można samej oprawie dźwiękowej – zdecydowana większość odgłosów, oraz dotychczasowo udostępnione utwory, doskonale oddają klimat, za który gracze pokochali pierwsze odsłony serii. W niektórych przypadkach można wręcz mówić o nieomal bliźniaczym podobieństwie. Tyczy się to zwłaszcza głosów, które towarzyszą nam podczas rozjeżdżania przechodniów oraz rozbijaniu samochodu. W teorii to niewiele, ale fani pierwszej Carmy z pewnością uronią niejedną, sentymentalną łezkę.

Niszczyć, palić, demolować

Zdecydowanie najbardziej satysfakcjonujący sposób na zwycięstwo. - 2014-04-11
Zdecydowanie najbardziej satysfakcjonujący sposób na zwycięstwo.

Pomimo swoich oczywistych braków, Carmageddon: Reincarnation już teraz jest szalenie grywalne. Przed Stainless Games jeszcze sporo pracy nad poszczególnymi detalami, trzon całej rozgrywki można już jednak uznać za gotowy. Kilkunastoletnia formuła, wzbogacona o kilka pomniejszych nowinek, najwyraźniej wciąż ma rację bytu i nadal przykuwa do ekranu na długie godziny. Ci, którzy w pierwowzorze, z nieskrywaną satysfakcją demolowali wszystko w zasięgu wzroku, przy „czwórce” będą bawili się równie dobrze. Wprawdzie zdecydowanie zbyt wcześnie, aby wróżyć Reincarnation pełen sukces, wygląda na to, że twórcy są na jak najlepszej drodze do udanego wskrzeszenia kultowego hitu. Tylko czy w przypadku Carmageddonu, jakakolwiek droga ma w ogóle jeszcze znaczenie?

Carmageddon: Reincarnation

Carmageddon: Reincarnation