Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 12 sierpnia 2010, 10:46

autor: Radosław Grabowski

Star Wars: The Force Unleashed II - już graliśmy!

Najszybciej sprzedająca się gra ze świata Gwiezdnych Wojen w historii doczeka się wkrótce kontynuacji. Mieliśmy już okazję zagrać w The Force Unleashed II na pokazie z udziałem pracowników firmy LucasArts.

George Lucas na razie nie planuje dać nam nowych filmowych Gwiezdnych Wojen. Animowane Wojny Klonów to zdecydowanie nie to, czego oczekują prawdziwi fani. Właśnie dlatego pocieszenia szukać należy chociażby w grach. Co prawda produkcji spod znaku Star Wars ukazało się jak dotąd całe mnóstwo, ale nie aż tak wiele z nich wniosło coś naprawdę ciekawego do całego uniwersum. Jedną z wartych uwagi pozycji okazał się slasher sprzed dwóch lat, zatytułowany The Force Unleashed. Za niewiele ponad dwa miesiące do sklepów trafi jego kontynuacja. Miałem już okazję zagrać w jej fragment na prezentacji prowadzonej przez pracowników firmy LucasArts.

Pierwsze The Force Unleashed umiejscowiono fabularnie pomiędzy III a IV epizodem Gwiezdnych Wojen i przewidziano dwa zakończenia przedstawionej historii – kanoniczne i alternatywne. Rzecz jasna „dwójka” ma swoje korzenie w tym oficjalnym finale, a jej akcja nadal dzieje się przed wydarzeniami z Nowej nadziei. Głównym bohaterem znowu jest potężny adept Mocy i świetlnego miecza, znany jako Starkiller, który szkolił się pod okiem samego Dartha Vadera. Aby nie psuć Wam przyszłej zabawy, nie zdradzę, w jaki dokładnie sposób scenariusz pierwszej części łączy się z sequelem. Niemniej jednak o fabularną spójność możemy być spokojni, bo całą tę historię napisał jeden utalentowany człowiek – Haden Blackman. Pod koniec lipca odszedł on już co prawda z LucasArts, ale wywiązał się uprzednio ze wszystkich swoich zobowiązań jako scenarzysta The Force Unleashed II. Jego były współpracownik z zespołu deweloperskiego, David Collins, zagadnięty o kwestie kadrowe odpowiedział, że nad kontynuacją czuwa zespół, składający się w blisko 90% z tych samych osób co w przypadku „jedynki”.

Podczas gry w The Force Unleashed II spotkamy sporo kultowych postaci.

Warto jeszcze zwrócić uwagę na jeden bardzo istotny aspekt związany z fabułą. Pierwsza część gry wprowadziła do uniwersum Gwiezdnych Wojen sporo zupełnie nowych postaci, jak np. generał Kota czy Juno Eclipse. Natomiast bohaterów, znanych z kinowego czy telewizyjnego ekranu, była zaledwie garstka. Dopiero w dodatkach DLC pojawił się m.in. Obi-Wan Kenobi, a nawet Luke Skywalker. Zupełnie inaczej będzie w części drugiej. Dużą rolę zagra niesławny Boba Fett oraz pamiętny mistrz Yoda. Z odwiedzinami w siedzibie tego ostatniego wiązać się ma zresztą sporo smaczków dla starwarsowych fanów. Powróci oczywiście Vader, jak również szereg postaci z „jedynki”. Zatem tym razem powinna zostać zachowana równowaga pomiędzy nową a starą gwardią. I dobrze, ponieważ miło dowiedzieć się tego, co działo się z kultowymi bohaterami, a czego nie zobaczyliśmy chociażby w filmach.

W trakcie prezentacji miałem przede wszystkim możliwość rozegrania początkowego etapu The Force Unleashed II, umiejscowionego na planecie Kamino – fani doskonale pamiętają ten deszczowy świat z Ataku klonów. Zaczęło się od sekwencji a'la God of War, podczas której Starkiller spadał z bardzo wysokiej wieży, wyładowując po drodze swoją wściekłość np. na przelatujących TIE fighterach. Rzecz jasna wokół szalała typowa dla tej planety ulewa z obowiązkowymi piorunami, więc na ekranie działo się naprawdę sporo. Sekcję kończyła pokazywana z innej kamery scenka rozniesienia w pył świetlika i wpadnięcia do pomieszczenia z takim impetem, że wszystkie znajdujące się w nim elementy szklane także rozpadły się na drobne kawałki. „No dobra, to akurat musiało być prerenderowane.” – powiedziałem sobie pod nosem, co od razu podchwycił siedzący obok mnie Cameron Suey z LucasArts i szybko rzucił: „Odpalimy to od początku parę razy i zobaczysz, że wszystko jest w czasie rzeczywistym”. Faktycznie. Każdorazowo destrukcja w pomieszczeniu, do którego wbijał się Starkiller, wyglądała nieco inaczej.

Główny bohater The Force Unleashed II ma teraz do dyspozycji dwa miecze świetlne, którymi wywija tak sprawnie jak żadna inna postać z Gwiezdnych Wojen. Tak jak w „jedynce” ciosy wyprowadza się poprzez naciskanie X w odpowiednim tempie, podczas gdy Y odpowiada za strzał błyskawicami, a B za pchnięcie Mocy. Ta ostatnia służy jeszcze m.in. do standardowego ciskania w różne strony wszystkim co popadnie, jak również do paru nowych zagrywek. Pierwszej z nich miałem okazję nauczyć się w przeszklonym korytarzu, a jej działanie najlepiej opisać słynnym cytatem z Obi-Wana Kenobiego: „To nie są roboty, których szukacie”. Owa nieznana dotąd umiejętność Starkillera jest dostępna w każdym momencie zabawy i pozwala mu kontrolować słabe umysły. Potraktowany nią szturmowiec Imperium, patrolujący wspomniane przejście, ochoczo zniszczył więc jedną ze szklanych ścian i wyskoczył przez powstałą wyrwę gdzieś w nicość. Komiczne, ale skuteczne. Ponadto niniejsza zdolność może sprawiać, że przeciwnicy zaczynają wspomagać nas w walce.

W bitewnym szale pokonanie maszyn kroczących AT-ST nie będziestanowić problemu.

Z kolei druga nowa umiejętność naszego awanturnika wymaga mozolnego ładowania – jest to tzw. furia Mocy. Zatem po ubiciu pewnej liczby wrogów, poprzez jednoczesne wciśnięcie obu analogów wprowadziłem Starkillera w stan chwilowego bojowego „natchnienia”. Jego sylwetkę otoczyła jaskrawa aura, z głośników dał się słyszeć odgłos bicia serca, któremu wtórowały delikatne wibracje pada. Gdy spróbowałem wtedy kogokolwiek zaatakować, oba miecze świetlne zaczęły śmigać wokół sterowanej postaci niczym Ostrza Chaosu/Ateny/Wygnania rodem z serii God of War. To jednak nie wszystko. Jeśli myślicie, że to, co główny bohater robił w pierwszym The Force Unleashed z Rancorami i walkerami AT-ST było mocne, to w porównaniu z „dwójką” takie akcje są niczym niedzielny spacerek. Kiedy jesteśmy w stanie furii, nic nie stoi na przeszkodzie, aby pochwycić sporych rozmiarów maszynę kroczącą i zgnieść ją w metalową bryłę. Czuć, że z każdego naszego ataku wylewa się rzeka Mocy.

Ogólnie wszystko, co Starkiller wyczyniał na ekranie, dawało niemałą satysfakcję. Przez oddziały typowych szturmowców Imperium przechodziło się jak przez masło. Główny bohater sprawnie obcinał im ręce, nogi, a nawet głowy. Krwi nie było. Nieco trudniejsi do pokonania okazali się latający jumptrooperzy – jednak w tym wypadku celnie wymierzona błyskawica powodowała, że każdy taki „ptaszek” niekontrolowanie odlatywał, ciągnąc za sobą bardzo estetycznie wyglądający ogon czarnego dymu. Starkiller potrafi też wykonać parę wariantów chwytów ogłuszających oponenta. Przydało się to w konfrontacji ze szturmowcami, uzbrojonymi w naładowane elektrycznością lance, na wzór tych, którymi dysponowały droidy IG-100 z gwardii przybocznej generała Greviousa. Tacy przeciwnicy blokowali uderzenia, dopóki za pomocą chwytu nie powaliło się ich na ziemię i wtedy efektownie dobiło. Najwięcej kłopotu sprawiały pojawiające się okazjonalnie sporych rozmiarów roboty, wyposażone w miotacze płynnego karbonitu i tarcze. Te ostatnie trzeba było im najpierw wyrwać z wykorzystaniem Mocy, co odbywało się w formie quick time eventu. Potem następowało standardowe „zmiękczanie” kolejnymi combosami i wreszcie wykończenie, ponownie przedstawione jako QTE. Generalnie niby nic, czego nie byłoby w innych slasherach, ale podane w tak przyjemny sposób, że aż chce się bez końca klepać w przyciski.

Autorzy The Force Unleashed II postawili sobie za cel zaserwowanie graczom szczególnie atrakcyjnych starć z bossami. W pierwszej części takie walki owszem były, ale nie robiły wrażenia jakoś wyjątkowo monumentalnych. David Collins, jakby chcąc powiedzieć „Hej, mamy teraz naprawdę kopiących tyłek bossów!”, zademonstrował fragment poziomu, na którym walczy się z gigantyczną bestią, pokazaną na pierwszym zwiastunie „dwójki” z gali Video Game Awards 2009. Potwór rozmiarami specjalnie nie ustępował Zbawicielowi z Devil May Cry 4, więc był po prostu ogromny. Starkiller z trudem prześlizgiwał się pomiędzy jego atomowymi ciosami, stopniowo niszczącymi arenę, na której odbywał się pojedynek. Zgodnie ze slasherową tradycją, takiego wroga trzeba pokonać chytrym sposobem. Jakim? Bez wątpienia dowiemy się tego po jesiennej premierze gry.

Ponieważ nie samą walką gracz żyje, w nowym The Force Unleashed znajdą się również sekwencje platformówkowe. Miałem okazję przetestować dwie z nich. Pierwszą była ucieczka przez znajdujący się pod ciężkim ostrzałem korytarz na Kamino – kamera prezentowała wtedy bohatera z przodu, niczym w pamiętnej scenie z Poszukiwaczy zaginionej Arki, kiedy to doktor Jones czmychał przed kamienną kulą. To był jednak tylko krótki epizod. Więcej biegania i skakania czekało mnie po przejściu do opcji wyzwań, stanowiącej uzupełnienie klasycznego trybu fabularnego. Musiałem zwinnie przemieszczać się po zawieszonych w powietrzu i na dodatek stale poruszających się platformach, aby dotrzeć do punktu kontrolnego i potem tą samą drogą wrócić do miejsca startu. Krótko rzecz ujmując – mnóstwo precyzyjnego kombinowania w przestrzeni. Inne kategorie zadań w trybie wyzwań wymagać będą wysilenia szarych komórek, a także perfekcyjnego władania mieczem świetlnym. A będzie w ogóle warto wykonywać te dodatkowe misje? Do odblokowania jest wiele rzeczy: kryształy ulepszające miecz świetlny, dodatkowe kostiumy dla Starkillera itp.” – zapewniał Cameron Suey.

Starkiller pozostawi za sobą tylko śmierć i zniszczenie.

Zaprezentowana mi wersja The Force Unleashed II miała jeszcze pewne problemy z płynnością. Gdy na ekranie robiło się większe zamieszanie, animacja potrafiła solidnie zwolnić. Zapewne deweloperzy poradzą sobie jakoś z tym problemem, ale trzeba im jednocześnie oddać, że poczynili w stosunku do „jedynki” zauważalny postęp w kwestii oprawy wizualnej. Szczegółowość grafiki robi duże wrażenie, a jakość zastosowanych efektów plasuje grę w ścisłej rynkowej czołówce. Na dodatek pracownicy LucasArts wreszcie przygotowali prerenderowane scenki przerywnikowe godne marki Star Wars. Cut-scenki z części pierwszej prezentowały się niewiele lepiej od tego, co był w stanie wygenerować silnik gry. Natomiast w „dwójce” filmiki wyglądają niczym w produkcjach Blizzard Entertainment. Warto będzie grać nawet dla samego zobaczenia ich wszystkich.

Druga część The Force Unleashed zapowiada się jako wzorowy sequel. Uważam, że może nawet okazać się dla swojej poprzedniczki tym, czym drugi Assassin's Creed dla pierwszego. Ekipa deweloperów George’a Lucasa chce nam dać grę głębszą, mroczniejszą i nastawioną na szerzenie jeszcze większej destrukcji przy użyciu Mocy i mieczy świetlnych. Szczególnie, że w „dwójce” potrzebne do rozwoju postaci punkty doświadczenia otrzymuje się także za niszczenie elementów otoczenia.

Radosław „eLKaeR” Grabowski

Star Wars: The Force Unleashed II

Star Wars: The Force Unleashed II