Star Wars 1313 na E3 2012 - Gwiezdne Wojny znowu w formie
Zapomnijcie o grach na Kinecta - Star Wars 1313 jest dowodem na to, że Lucasarts poważnie myśli o przywróceniu marki należnego jej poważania wśród graczy.
1313 to jedna z kilku tysięcy metropolii umiejscowionych pod powierzchnią planety Coruscant. Jest to również miejsce, gdzie swoje szemrane interesy załatwiają wszystkie tuzy kryminalnego półświatka. Nic dziwnego, że z chęcią zapuścisz się tu głęboko pod ziemię, by zarobić trochę grosza. Jesteś w końcu łowcą nagród, a czy jest lepszy teren do polowań na bezwzględnych bandziorów oraz innych typów spod ciemnej gwiazdy niż przestępcza enklawa w sercu galaktycznego imperium?
Zapowiedź nowej gry z serii Gwiezdne wojny wywołała kilka dni temu sporo zamieszania i specjalnie mnie to nie dziwi – LucasArts od dawna nie potrafi zrobić niczego sensownego z tą kultową marką, czego najlepszym przykładem jest choćby Star Wars Kinect. Fani filmowej sagi z utęsknieniem wyglądają czegoś spektakularnego, a 1313 daje im nadzieję, że twórcza niemoc obchodzącej w tym roku trzydzieste urodziny firmy wreszcie zostanie przełamana. Na ostateczne efekty przyjdzie nam jednak poczekać i to długo. Dlaczego?
Wyjaśnijmy to sobie od razu – Star Wars: 1313 to projekt, który na dobrą sprawę jest dopiero w powijakach i nikt się z tym specjalnie nie kryje. Dość powiedzieć, że na targi E3 do Los Angeles deweloperzy przywieźli kilkuminutowe tech demo i to mocno podrasowane przez pracowników firmy NVIDIA. Biorąc pod uwagę powyższe, trudno pokusić się o ostateczne wnioski, np. w kwestii oprawy wizualnej. Fakt, grafika w udostępnionym dziennikarzom fragmencie wygląda po prostu obłędnie, ale śmiem wątpić, żeby tak samo prezentował się finalny produkt. No, chyba że wśród docelowych platform sprzętowych znajdzie się wyłącznie pecet oraz istniejące dziś jedynie na papierze konsole nowej generacji.

Kapitalną oprawę audiowizualną zawdzięczamy przedstawicielom kilku firm z imperium George’a Lucasa. W projekt zaangażowani są m.in. ludzie z Industrial Light & Magic (wielokrotnie nagradzani fachowcy od efektów specjalnych), Skywalker Sound (eksperci w temacie udźwiękowienia) oraz Lucasfilm Animation (odpowiedzialni za powstanie serialu animowanego Star Wars: The Clone Wars). Współpracy tych niezależnych zespołów i ich roli w opracowywaniu poszczególnych elementów gry na zamkniętym pokazie 1313 poświęcono całkiem sporo miejsca. Zobaczyliśmy np. parę występujących w demie aktorów, którzy uczestniczyli w profesjonalnej sesji motion capture. Oprócz ruchów ich ciała skanowana była także mimika twarzy, dlatego też przerywniki filmowe prezentują się tak naturalnie. Od momentu premiery L.A. Noire nie widziałem w tej dziedzinie niczego lepszego.

Jeśli chodzi o rozgrywkę, to ta przedstawia się całkiem przyzwoicie. Generalnie mamy do czynienia z typową strzelaniną, w której akcję obserwujemy z perspektywy trzeciej osoby. Główny bohater (widoczna na materiałach filmowych postać nie jest ostatecznym modelem) może chować się za osłonami i stamtąd prowadzić ogień, a także wspinać po rusztowaniach niczym książę Persji. Ta druga umiejętność przydała się zresztą naszemu śmiałkowi niedługo po rozpoczęciu pokazu, gdyż to właśnie dzięki niej cudem uniknął śmierci na pędzącym w głąb planety wraku statku.

I to w zasadzie wszystko, co da się powiedzieć o Star Wars: 1313. Więcej informacji możemy spodziewać się w kolejnych miesiącach, o ile nie w przyszłym roku – biorąc pod uwagę aktualny status projektu, ten drugi wariant jest coraz bardziej prawdopodobny. Gra zapowiada się kapitalnie, ale na ten moment jestem umiarkowanym optymistą. Jeśli producenci utrzymają zbliżony poziom oprawy wizualnej, mocno dopracują sekwencje walki i platformowe, a także zadbają, by faktycznie był to dojrzały produkt dla dorosłego odbiorcy, będę autentycznie zachwycony. Na razie, 1313, mam cię na oku.
