Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 3 września 2004, 12:42

Sid Meier's Pirates! (2004) - przedpremierowy test

W przeddzień targów mieliśmy sposobność zagrać w nową odsłonę kultowych Sid Meier’s Pirates!. Spotkaliśmy się również z samym Jeffem Briggsem, prezesem Firaxis, przyjacielem i wieloletnim współpracownikiem Sida Meiera, który wprowadził nas w tajniki gry.

Czekamy na tę grę od lat.

Piraci autorstwa Sida Meiera z końca lat 80 to tytuł niewątpliwie zaliczany dziś do klasyki gier komputerowych, a dla wielu z miłośników wirtualnej rozrywki prawdziwa legenda, powód do ciągłego cofania się myślami w przeszłość i przypominania sobie ekscytujących morskich batalii. Pragnienia miłośników gry, związane z kontynuacją oryginalnych Piratów zostały zaspokojone na początku lat 90 wersją GOLD, różniącą się od pierwowzoru jedynie nową oprawą audiowizualną, po czym na ponad 10 lat autorzy zapomnieli o swym cudeńku. Czas leciał, latka mijały, fani starzeli się (wśród nich i ja), pojawiały się nowe dzieła autorstwa Sida Meiera pod szyldem Firaxis – studia założonego przez byłych pracowników firmy Microprose, pod którego banderą wydano Piratów i Piratów GOLD. Mimo to gracze nieustannie, przy każdej możliwej okazji, zadawali Meierowi i jego współpracownikom pytanie, kiedy zdecydują się w końcu stworzyć kontynuację Piratów. Pytania te, a nawet błagania, stały się jedną głównych przyczyn, dla których pod koniec tego roku na kilka miesięcy zamienimy się w wyjętych spod prawa obywateli legitymujących się znakiem trupiej czachy, ostrą szabelką i... galeonikiem z bagatela setką naładowanych dział. A skąd o tym wiemy? No cóż, nie chwaląc się, 31 sierpnia mieliśmy okazję uczestniczyć w zamkniętej imprezie zorganizowanej przez koncern Atari, gdzie wysłuchaliśmy i obejrzeliśmy prezentację nowych Piratów, pograliśmy w niemal finalną wersję gry, a także przeprowadziliśmy wywiad z Jeffem Briggsem, odwiecznym współpracownikiem Sida Meiera, współzałożycielem Firaxis, i jego obecnym prezesem.

Od lewej: Łosiu, Jeff Briggs i Shuck.

Nie owijając w bawełnę powiem, iż to, co zobaczyłem było rewelacyjne i w mym skromnym mniemaniu o nowej grze możemy mówić jak o hicie, legendzie, jak o... Piratach GOLD Deluxe 3D... Dlaczego? No cóż, albowiem to, co za niedługo otrzymamy do rąk, to wyśmienita gra sprzed ponad 15 lat przeniesiona w trójwymiarowy świat i nieco rozszerzona, a także zaopatrzona w ogromną dawkę czegoś, co zwykło się nazywać grywalnością. Jak powiedział Briggs, zasada jego firmy dotycząca sequeli słynnych gier to: 1/3 starych pomysłów, 1/3 nowych oraz 1/3 wszelakiego rodzaju ulepszeń. O tym, jak wizualnie prezentuje się opisywany tytuł, najlepiej możecie przekonać się oglądając naszą galerię, gdzie znajdują się screeny z pokazu, niemniej jednak nie omieszkam dopowiedzieć, iż grafika jest piękna. Nie jest to najwyższy szczyt obecnych możliwości technologicznych, aczkolwiek wygląda znakomicie, a co ważniejsze idealnie pasuje do ogólnego klimatu gry. Zarówno morze, warunki atmosferyczne, jak i okręty czy wyspy wyglądają bardzo ładnie. Podczas morskich batalii na pokładach statków widzimy uwijających przy swoich obowiązkach się marynarzy, w chwili trafienia okrętu kulami armatnimi efektowne wybuchy, uszkodzenia kadłuba, masztów czy takielunku, jak również wyrzucanych za burtę marynarzy. Gdy walczymy na szpady z wrogim kapitanem, wokół toczy się zacięta walka załóg obu okrętów, a animacja poszczególnych postaci jest płynna i szczegółowa. Reasumując – miodzio. Warto przy okazji zauważyć, iż w wersji, którą testowaliśmy, wykorzystano niektóre grafiki (w charakterze informacji o wydarzeniach) z wersji GOLD z początku lat 90. Dlaczego? Jak powiedział nam Briggs, to tylko tymczasowe rozwiązanie, aczkolwiek nie można tu wykluczyć jakichś niespodzianek dla starszych graczy kojarzących te tła, na przykład w postaci ukrytych okrętów, itp. Co się tyczy oprawy audio to również jest dobrze – tam, gdzie mamy usłyszeć BOOM słyszymy BOOM, tam gdzie skrzypienie masztu, tam słyszymy skrzypienie, zaś tam gdzie odgłosy walki wręcz... itd. Wszystko na dobrym poziomie.

A jakie mamy zmiany w samej budowie gry. Takie jakie być powinny, czyli niewielkie względem oryginału, ale jednocześnie znakomicie uzupełniające jego braki. Gra, tak jak pierwowzór, składa się z kilku części (mini-gier). Mamy więc coś, co nazwałbym mapą główną, na której widzimy pewną, dość sporą część dostępnego świata (m.in. wyspy, porty i miasta, poruszające się w pobliżu okręty) i sterujemy swoją flotyllą, decydujemy do jakiego portu dopłynąć, jaki statek zaatakować, itp. Szczerze mówiąc wygląda to bardzo podobnie do tego, co widzieliśmy niedawno w Sea Dogs czy w Piratach z Karaibów. Następny w kolejce jest ekran bitwy morskiej, gdzie w sporym zbliżeniu obserwujemy mały wycinek morza, na którym usiłujemy tak sterować okrętem, by zatopił on przeciwne jednostki, bądź też doprowadzamy do abordażu, gdzie o wygranej decydują nasze umiejętności pojedynkowe oraz liczebność załóg. Co ciekawe, niezależnie od tego, ile okrętów mamy we własnej flotylli podczas bitwy możemy wykorzystać tylko jeden, ale już przeciwnik skłonny jest wystawić kilka. Sterowanie okrętem jest bardzo uproszczone (nie ma mowy o realizmie) i de facto sprowadza się do naciskania klawiszy czterech strzałek i spacji odpowiedzialnej za strzał z dział. Istotnym elementem potyczki jest wiatr, a ponadto, co jest nowością, trzy rodzaje amunicji jaką możemy razić wroga, tj. kule pełne (po trosze zniszczenia kadłuba, ożaglowania i straty w ludziach), kartacze (przede wszystkim potworne straty w ludziach) oraz łańcuchy (niszczenie żagli).

Bitwa morska oglądana z bezpiecznej perspektywy sali projekcyjnej...

Kolejna mini-gra to pojedynki szermiercze. Czy odbywają się one na pokładach okrętów (abordaż), czy też na lądzie (atakowanie miast), wyglądają w sposób następujący: w głównej części ekranu znajduje się nasz bohater oraz stawiający mu czoła kapitan, a wokoło nich panuje ogólny bitewny zgiełk. Możliwości ruchu sprowadzają się do podskoku, przykucnięcia, pchnięcia, cięcia, sparowania ciosu przeciwnika, wykonania tzw. „ścięcia” i prowokowania przeciwnika jakimś gestem lub wypowiedzią. Walka może zakończyć się naszym triumfem (kilka zabawnych animacji, gdzie widzimy, jak przeciwnik opuszcza pokład) bądź też przegraną. W pierwszym przypadku zdobywamy okręt i jego ładunek, w tym drugim zaś trafiamy do więzienia i z opuszczeniem tego przybytku związana jest pierwsza z całkowicie nowych części składowych Piratów. Polega ona na przekradnięciu się pod ochroną nocy przez miasto. To taki mały ukłon autorów w stronę miłośników elementów typu „stealth” – ot, unikamy wzroku strażników i chowamy się w cieniu tudzież mroku. Naturalnie niejednokrotnie w ten sam sposób dostaniemy się do miasta. Zanim przejdę do następnych mini-gier, muszę wspomnieć o portach, będących kluczowymi miejscami w grze. To tu w dokach dokonamy napraw uszkodzonych jednostek, a także (nowość) dokonamy ulepszeń, które podniosą ich określone walory eksploatacyjne (np. manewrowość lub siłę ognia), u kupca sprzedamy zrabowane dobra (lub kupimy nowe, jeżeli lubimy handlować – tylko dla mięczaków :-) ), w tawernie zwerbujemy do załogi nowych zawadiaków, posłuchamy lokalnych plotek, dowiemy się o obecnym położeniu ważnych postaci pobocznych, zdobędziemy część mapy legendarnego skarbu, czy przyjmiemy zadanie do wykonania.

Ślicznie dopracowane pojedynki cieszą oko.

Ponadto mamy możliwość splądrowania miasta (gdy już je podbijemy), czy też odwiedzenia gubernatora, który niejednokrotnie zaproponuje nam wykonanie jakiejś ważnej misji, posadę korsarza na usługach jej królewskiej mości, a nawet przedstawi swą urodziwą córkę, do której oczywiście nie omieszkamy się zalecać i zaprosić do tańca na balu. To XVII wieczne disco to druga całkowita nowość z jaką mamy do czynienia w grze. Nasze zadanie w tej konkurencji polega na wciskaniu właściwych klawiszy, odpowiedzialnych za następny krok w tańcu, w odpowiednim czasie. Nie muszę chyba mówić, iż im mniej pomyłek gracze popełnią, tym piękne niewiasty chyżej skłaniają się ku wizji nas jako przyszłych kochanków i mężów. Na nastawienie wybranki serca (bądź rozumu) wpływ mają także nasz wdzięk, heroiczne czyny czy reputacja. Ostatnia już cząstka składowa tej produkcji to wymienione w powyższym tekście bitwy lądowe. Dochodzi do nich na przykład w sytuacji, gdy zdecydujemy, że lepiej będzie rozgromić garnizon broniący miasta w bitwie z udziałem oddziałów lądowych, aniżeli atakować go z morza (bo fort dysponuje zbyt dużą siłą ognia artyleryjskiego). Wówczas to oczom naszym ukazuje się teren w pobliżu miasta, na którym odbędzie się walka, a na nim nasze oraz wrogie oddziały (piraci, Indianie, regularna piechota i artyleria to kilka rodzajów wojsk, jakie spotkamy). Każdą z własnych formacji możemy ruszać w czterech kierunkach i w ten sposób doprowadzać do taktycznej przewagi nad przeciwnikiem, a w efekcie unicestwienia go.

To już wszystkie najistotniejszy elementy składowe Piratów, aczkolwiek należy dołożyć do tego takie smaczki jak przedmioty, które może zdobywać bohater i dzięki nim stawać się lepszym w danych dziedzinach (nowe szable, lunety, różnego rodzaje pancerze, itd.), system reputacji, przeróżne zdarzenia losowe, 27 różnych okrętów czy niespotykany klimat. Nie można też pominąć możliwości przejęcia skarbów transportowanych przez legendarną hiszpańską flotyllę (Spanish treasure fleet), a także czegoś, co nazywa się „pirackim rajem”. Są to miejsca, które możemy odnaleźć wyłącznie wtedy, gdy jesteśmy już legendarnym piratem, dzięki wskazówkom przypadkowo napotkanych postaci niezależnych. Gdy dotrzemy do tego miejsca, prawdopodobnym jest, iż do naszej kompanii dołączy doświadczony pirat z własnym statkiem. Nie muszę chyba mówić, iż jego wkład znacznie zwiększy możliwości bojowe prowadzonego bohatera. No i jeszcze na sam koniec, znany z oryginalnej gry, wątek fabularny związany z poszukiwaniem własnej, zaginionej rodziny... Cóż chcieć więcej...?

Wersji demonstracyjnej gry dostępnej dla wszystkich jeszcze nie ma. Co więcej, ani szefostwo Firaxis, ani Atari nie ma na dzień dzisiejszy jasno sprecyzowanych planów względem niej. Jeff Briggs podejrzewa, że ukaże się ono równolegle z premierą samej gry.

Przemysław „Łosiu” Bartula

Przemysław Bartula

Przemysław Bartula

W 2000 roku dołączył do ekipy tworzącej serwis GRYOnline.pl i realizuje się w nim po dziś dzień. Zaczął od napisania kilku recenzji, a potem płynnie poszły newsy, wpisy encyklopedyczne i cała masa innych aktywności. Na przestrzeni 20 lat uczestniczył w tworzeniu niemal wszystkich działów i projektów firmy; przez lata piastował stanowisko szefa encyklopedii gier i szefa newsroomu, a ostatecznie trafił do zarządu firmy GRY-OnLine S.A. Obecnie jest dużo bardziej zaangażowany w aktywności zarządcze aniżeli redaktorskie. Posiada dyplom technika elektrotechnika i inżyniera budownictwa wodnego.

więcej

Sid Meier's Pirates!

Sid Meier's Pirates!