Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Path of Exile Publicystyka

Publicystyka 11 sierpnia 2017, 15:15

Recenzja dodatku The Fall of Oriath do Path of Exile – oto król hack’and’slashy

Wojna pomiędzy Diablo III a Path of Exile dobiega końca. Jeśli Blizzard nas czymś nie zaskoczy, nic już nie uratuje legendy przed atakiem najnowszego dodatku do produkcji studia Grinding Gear Games.

PLUSY:
  1. sześć nowych aktów;
  2. satysfakcjonujące zwieńczenie całej historii;
  3. nowe przedmioty oraz zdolności;
  4. ulepszona oprawa graficzna;
  5. nowa mapa oraz samouczek;
  6. masa drobnych poprawek i usprawnień.
MINUSY:
  1. nowe akty nie do końca są „nowe”;
  2. schemat działania niektórych bossów jest dość przewidywalny;
  3. różne błędy.

Na ten moment czekali wszyscy fani Path of Exile. Najświeższe rozszerzenie, The Fall of Oriath, miało przynieść mnóstwo nowości. Choć dodatek oficjalnie zadebiutował 4 sierpnia, Wasz uniżony sługa miał okazję testować go nieco wcześniej. Z przyjemnością składam więc raport z powrotu na kontynent Wraeclast. Wspomnę na wstępie, że postanowiłem rozpocząć podróż od samego początku, aby móc na własne oczy ujrzeć ogrom zmian. Ich ilość była przyjemnie przytłaczająca, dlatego potwierdzam, że The Fall of Oriath to nie tyle prosty dodatek, co wielka aktualizacja zmieniająca niemal całą grę.

Najnowsze rozszerzenie do Path of Exile wprowadza sześć nowych aktów. Już samo to wystarczyło niektórym, by ogłosić produkcję Grinding Gear Games najlepszym przedstawicielem gatunku. Podczas gdy konkurencja bawi się we wprowadzanie urodzinowej ciemności czy wskrzeszanie nekromantów, dzieło Nowozelandczyków rozrosło się ponad dwukrotnie. Do tej pory mieliśmy bowiem do dyspozycji jedynie cztery rozdziały historii. Po ich pokonaniu odblokowywały się wyższe poziomy trudności (najpierw Cruel, a następnie Merciless), co jednak nie zmieniało faktu, że trzeba było zaczynać całą grę od nowa. Teraz to już przeszłość.

Walka z bogiem

Gatunek hack’n’slash opiera się na grindzie, ale nie każdemu odpowiadało zaliczanie tego samego trzy razy. Deweloperzy posłuchali fanów i pozbyli się niechcianego elementu, dodając do istniejących już czterech aktów sześć nowych. Skasowali również przymus zaczynania wszystkiego od początku, wprowadzając wyższe poziomy trudności do odpowiednich rozdziałów. W efekcie za jednym podejściem możemy cieszyć się pełną zawartością Path of Exile.

Z tej wycieczki wróciłem zadowolony. Piąty akt przenosi nas do tytułowego Oriath, gdzie akurat trwa bunt niewolników. Wykorzystujemy okazję, by rozprawić się z naszymi ciemiężycielami, przez których zostaliśmy wygnani – od czego rozpoczyna się przecież fabuła tego hack’n’slasha. Oriath wzorowane jest na dawnych rzymskich miastach i prezentuje się wyśmienicie. Takiej metropolii brakowało w świecie Path of Exile! Szkoda jedynie, że nasz pobyt w nowej lokacji jest tak krótki.

Wydawać by się mogło, że załatwienie dawnych porachunków oznacza koniec naszej misji. Nic bardziej mylnego – od teraz naszym głównym przeciwnikiem jest Kitava, jeden z bogów Karui. Przez niego wracamy do początku naszej przygody. Tak, po pokonaniu Avariusa udajemy się do Lioneye’s Watch i rozpoczynamy akt szósty oraz drugą część fabuły.

Nowy ekran wyboru postaci.

Wracamy na stare śmieci

Tutaj należą się Wam krótkie wyjaśnienia. Wasz uniżony sługa zapomniał wspomnieć, że twórcy Path of Exile podzielili historię na dwie części: Part One oraz Part Two. Do pierwszej należą wydarzenia z rozdziałów od 1 do 5, do drugiej akty od 6 do 10. Warto wspomnieć, że permanentne obniżenie odporności na chaos oraz żywioły (poziom Cruel) rozpoczyna się wraz z Part Two, czyli od rozdziału szóstego. Po ukończeniu aktu 10 ponownie otrzymujemy osłabienie, ale tym razem jeszcze większe (poziom Merciless).

Można się w tym pogubić, ale w praktyce działa to o wiele lepiej niż do tej pory. Nowe akty sprawiają, że gra się o wiele płynniej. Problem jednak w tym, że nie do końca otrzymujemy tyle nowości, ile się spodziewaliśmy. Od aktu 6 do 9 przemierzamy lokacje, w których byliśmy w aktach 1–4. Deweloperzy postanowili, że gracze ponownie odwiedzą stare miejsca. Spokojnie, podczas naszej nieobecności Lioneye’s Watch uległo ogromnym zmianom.

Studio Grinding Gear Games nie zaserwowało startowej krainy pozbawionej efektów działań bohatera. Dodano nowe miejsca, byśmy nie mieli wrażenia, że – pomijając zmiany graficzne – tak naprawdę przechodzimy ponownie akt pierwszy. Gdyby Wasz uniżony sługa miał wskazać, ile jest nowości, a ile starej zawartości, powiedziałby, że proporcje wynoszą jeden do jednego.

Odniosłem wrażenie, że próby w labiryntach stały się nieco prostsze.

Nie ma co kręcić nosem, gwarantuję, że fajnie będzie ponownie zmierzyć się z Brutusem, zwłaszcza że ten otrzymał spore wsparcie. Ba! Nawet korzysta z pewnej techniki, znanej z serii Dragon Ball, ale to już zobaczycie sami. Dalej jest tylko lepiej, spotykamy starych znajomych, a na końcu ponownie lądujemy w Oriath i mierzymy się z ostatecznym przeciwnikiem, czyli wspomnianym już Kitavą. Tej walki Wasz uniżony sługa nie będzie opisywać, bowiem stanowi ona doskonałe zwieńczeniem całej historii. Szkoda psuć niespodziankę.

Boskie moce w zasięgu ręki

Podczas podróży przez Wraeclast spotykamy różne bóstwa. Konkretnie jedenaście bóstw, bowiem każde z nich jest częścią Panteonu, czyli nowego systemu ulepszeń. Od szóstego aktu można polować na bogów i kraść ich moce. Na każdą z nich znajdzie się miejsce w naszym nowym panelu. Warto jednak zaznaczyć, że całość dzielimy na gniazda typu większe i mniejsze (major oraz minor). Tych pierwszych mamy cztery, drugich zaś siedem. Do tego w danym momencie możemy aktywować tylko jedno gniazdo major oraz minor. Nie ma jednak żadnych ograniczeń wybranych mocy czy dodatkowych kosztów. Będąc w mieście, możemy swobodnie wybrać, z których boskich potęg chcemy korzystać.

Szkopuł tkwi w tym, że te moce są głównie defensywne, ale spokojnie – mają ogromne znaczenie dla rozgrywki. Przykładowo za pokonanie Brine Kinga dostajemy zdolność, która niweluje ogłuszenie. Konkretnie, jeśli otrzymaliśmy efekt „stun” lub zablokowaliśmy taki cios, przez następne dwie sekundy nie możemy zostać ogłuszeni. Wasz uniżony sługa gwarantuje, że ta moc nieraz uratuje Wam życie. Do tego warto wspomnieć, że zdolności bogów również można ulepszać trzykrotnie, ale wymaga to polowania na bossów z danej mapy w Map Device. Najpierw należy wzmocnić naszego przyjemniaczka przy użyciu Divine Vessel, a następnie go ukatrupić. Dodam, że konkretna moc boga wymaga z góry określonej duszy bossa do ulepszenia. Przykładowo Brine King potrzebuje The Eroding One, Champion of Frost oraz Fragment of Winter, by móc w pełni się rozwinąć.

Niby tylko woda, ale jak cieszy!

Jest przystępniej

W zasadzie powyższe nowości to największe atrakcje The Fall of Oriath. Tak przynajmniej mogłoby się wydawać, ale rzeczywistość jest zdecydowanie ciekawsza. Oprócz dostarczenia nowej zawartości deweloperzy zajęli się również starymi elementami Path of Exile. Gruntownej zmianie uległa minimapa, która w końcu stała się przydatnym narzędziem. Wasz uniżony sługa nie ma zamiaru nikogo oszukiwać – do tej pory mapka wprowadzała raczej zamieszanie, zamiast naprowadzać graczy.

Teraz obszar odkrywany jest dynamicznie, szczegóły są bardziej widoczne, a szansa na trafienie w ślepy zaułek mocno zmalała. Do tego, gdy zbliżymy się do ważnych obiektów (teleport czy przejście do następnej lokacji), te zostaną na stałe zaznaczone na minimapce. Nie trzeba zatem błąkać się po omacku, szukając ponownie czegoś, co już wcześniej odkryliśmy. Z drugiej strony, mając wszystko podane na tacy, nie jesteśmy zachęcani do eksploracji. W pewnym sensie jest nawet zbyt łatwo, bowiem poruszamy się tylko od punktu A do punktu B.

Twórcy pokusili się również o wprowadzenie samouczka. Przez początkowy etap zostajemy poprowadzeni za rączkę (nie jak do tej pory), a wszelakie niejasności wyjaśnia panel pomocy. Tłumaczy on wszystkie niuanse związane z Path of Exile, jak np. pasywne drzewko umiejętności czy łączenie efektów gemów za pomocą slotów w ekwipunku. Wasz uniżony sługa przyznaje, że to bardzo dobre rozwiązanie, bowiem sporej liczbie graczy produkcja Grinding Gear Games wydawała się niezbyt czytelna.

Mimo zmian w działaniu Energy Shield, nie byłem w stanie zrezygnować z klasycznego buildu.

Pakiet pełen nowości

The Fall of Oriath wprowadza również 17 nowych gemów. Trzy z nich zawierają umiejętności (Dark Pact, Storm Burst oraz Charged Dash), a pozostałe są kamieniami typu wsparcie (support). Do tego zmodyfikowano działanie efektów typu trucizna oraz krwawienie (poison oraz bleeding), co miało ogromny wpływ na dotychczasowe buildy. Największym ciosem dla społeczności okazało się osłabienie wartości Energy Shield. W efekcie sporo osób zrezygnowało z budowania postaci w oparciu o tę tarczę i redukowanie życia do 1, by otrzymać niewrażliwość na obrażenia od chaosu. Warto do tego doliczyć 24 nowe, unikatowe przedmioty! Tyle wystarczyło, by spowodować prawdziwą lawinę szaleństwa.

Nie samymi nowościami żyją wygnańcy w Path of Exile. Wraz z nadejściem The Fall of Oriath zmieniono działanie zadania „Deal with the Bandits”. Od teraz możemy wybrać, którego zbira oszczędzimy, a ten zapewni nam przypisany do siebie bonus. Ewentualnie pozbędziemy się wszystkich, zgarniając 2 dodatkowe pasywne punkty umiejętności. Zmodyfikowano również kary za umieranie. Podróżując od aktu 6 do 10, za śmierć zostaniemy ukarani 5-procentową utratą punktów doświadczenia. Więcej expa stracimy, ginąc w lokacjach wywołanych przez Map Device. Ścieki również przerobiono, łącząc je w jedną mapę Sewer w akcie 3. Dzięki temu etap ten stał się zdecydowanie przyjemniejszy.

Path of Exile na każdym kroku przypomina, że jest mroczne, a nie cukierkowe.

Zmieniono również działanie lokacji The Lord’s Labyrinth, dostęp do której na stałe został przypisany do Aspirants’ Plaza. Przy pierwszym podejściu konieczne jest ukończenia 6 podstawowych labiryntów. Wyższe poziomy próby (Cruel oraz Merciless) wymagają przejścia poprzednich etapów oraz 3 odpowiadających danemu poziomowi labiryntów. Podczas ostatecznej próby (Endgame) trzeba zaliczyć wszystkie poprzednie oraz 6 testów na specjalnych mapach. Wasz uniżony sługa gwarantuje, że nie będzie łatwo.

Największą atrakcją dla mnie okazała się aktualizacja grafiki. Standardem stało się wreszcie korzystanie z dobrodziejstw DirectX 11. Dodatkowo deweloperzy popracowali trochę nad wodą w grze, co widać już podczas pierwszych kroków na plaży przed Lioneye’s Watch. Grafika w Path of Exile nigdy mi się nie podobała. W moim odczuciu produkcja ta była zwyczajnie brzydka. Niektórzy twierdzą, że to specyficzny, ciężki styl, który nadaje grze klimat. Mnie nie porwał i pod tym względem o wiele lepiej bawiłem się w cukierkowym Diablo III. Niemniej teraz Wasz uniżony sługa zdecydowanie odszczekuje tę ostatnią wypowiedź. The Fall of Oriath sprawiło, że Path of Exile jest po prostu ładne. Do tego nie ma już takich problemów z płynnością, nie odczułem żadnych spadków FPS-ów, a podróż od aktu 1 do 10 mnie nie znudziła. Nawet góry zwłok w Oriath wydały mi się interesujące.

Wszystko pięknie, ale...

Wypadałoby jednak nieco ponarzekać. Tak, Wasz uniżony sługa natrafił na kilka zgrzytów podczas swojej wycieczki. Największym z nich okazała się wspomniana wyżej aktualizacja grafiki. W wielu przypadkach trzeba było wracać do poprzednich ustawień (DirectX 9), bowiem część lokacji w akcie 9 oraz 10 zawieszała grę. Na szczęście problem ten wydaje się już częściowo rozwiązany. O tym, że serwery gry 4 sierpnia po 22:00 eksplodowały, nie muszę wspominać. Po raz kolejny deweloperzy nie byli przygotowani na takie zainteresowanie (jak drogowcy na zimę). W efekcie gracze musieli czekać w ogromnych kolejkach lub na naprawę serwerów. Rzekłbym, że mieliśmy do czynienia z klasyczną premierą dużej gry sieciowej.

System Pantheon spełnia swoje zadanie

Wyżej wspominałem o tym, że tytuł wzbogacił się o trzy nowe umiejętności aktywne, między innymi Dark Pact. Sęk w tym, że zdolność ta pozwala na zabijanie sojuszników z drużyny. O ile w normalnej lidze nie był to aż taki problem, tak w trybie hardcore (śmierć kończy grę) znalazło się sporo żartownisiów, korzystających z tego błędu. Do tego granie z dynamicznie zmieniającą się rozdzielczością potrafiło doprowadzić do przedziwnych, pikselowych sytuacji. Wyżej chwaliłem graficzny rozwój tytułu, a teraz muszę pomarudzić na brak konsekwencji. Przy ustawieniach wypadałoby podać konkretny opis, bowiem zaznaczenie złej opcji sprawia, że Path of Exile przy dużej liczbie przeciwników zmienia się w pierwsze Diablo zmiksowane z Minecraftem.

Takie aktualizacje mogę dostawać regularnie

Powyższe elementy to tak naprawdę jedynie najważniejsze nowości, jakie pojawiły się wraz z The Fall of Oriath. Prawdziwa litania tekstu czeka na odważnych w oficjalnym opisie zmian tego dodatku. Znajdziecie tu informacje na temat wszystkich zmian w umiejętnościach oraz przedmiotach, ale Wasz uniżony sługa lojalnie uprzedza – jest tego dużo. Na tyle, że forum wrze w związku z nowymi buildami dla postaci. Na koniec warto wspomnieć o The Harbinger Challenge League, czyli nowej, tymczasowej lidze. Tytułowi Harbingers będą pojawiać się w Wraeclast oraz Oriath, przywołując hordy swoich sług. Naszym zadaniem ma być ich szybka eliminacja, bowiem to jedyny sposób na uszkodzenie ich pana. W nagrodę otrzymamy odłamki starych oraz nowych walut.

Uroczy ten Brine King, czyż nie?

Jak sami widzicie, całkiem sporo nowości jak na jeden darmowy dodatek. Fani Path of Exile zdecydowanie nie mają na co narzekać, a osoby niezaznajomione z omawianym tytułem mają doskonałą okazję, by go odkryć. To samo dotyczy graczy, którzy do tej pory nie przepadali za dziełem Nowozelandczyków. The Fall of Oriath sprawiło, że Path of Exile w końcu stało się produktem kompletnym. Moim jedynym zastrzeżeniem jest to, że deweloperzy z Grinding Gear Games długo kazali czekać na ten dodatek. Sporo z jego zawartości (nowa mapa czy samouczek) powinno pojawić się w grze już dawno. Z tego powodu nie wszyscy będą w stanie docenić rozmach rozszerzenia. Nie wątpię również, że znajdą się i tacy, którzy ocenią The Fall of Oriath negatywnie. Wszystko za sprawą szeregu uproszczeń i pójścia na rękę początkującym graczom.

Wasz uniżony sługa twierdzi jednak, że wykonano kawał solidnej roboty. Nigdy tak przyjemnie nie grało mi się w Path of Exile i nie miałem żadnego problemu z rozpoczęciem przygody od początku. Zdecydowanie polecam taki start wszystkim, którzy skuszą się na The Fall of Oriath. A co mi tam, śmiem twierdzić, że teraz produkcja Grinding Gear Games jest najlepszym aktualnie dostępnym hack’n’slashem!

Nowa mapa działa bardzo dobrze.

O AUTORZE

Nie zliczę, ile godzin spędziłem z Path of Exile, niemniej becie The Fall of Oriath poświęciłem ponad 20, a po premierze dodatku do czasu przeznaczonego na grę dołożyłem kolejne kilkanaście. W sumie udało mi się przejść wszystkie lokacje od początku, odblokować labirynt oraz zdobyć boskie moce. Nie dałem rady ich ulepszyć, ale powrócę do Wraeclast, by dokończyć dzieła. Moja wiedźma i jej ogniste golemy czekają!

ZASTRZEŻENIE

Dostęp do dodatku The Fall of Oriath w fazie beta otrzymaliśmy od twórców gry, firmy Grinding Gear Games.

Patryk Manelski

Patryk Manelski

Chciał być informatykiem, potem policjantem, a skończyło się na „dziennikarzeniu” na UŚ. Tam odkrył, że można połączyć pasję do grania z pisaniem. Następnie bytował w kilku redakcjach, próbując przekonać wszystkich, że gry MMO są najlepsze na świecie. Tak trafił do działu publicystyki na GOL-u, gdzie niestrudzenie kontynuuje swoją misję – bez większych sukcesów. W przerwach od walenia z axa hoduje cyfrowe pomidory, bawiąc się w wirtualnego farmera. Nie mając własnego ogródka, zadowala się opieką nad drzewkiem bonsai. Kręci go też jazda na rowerze, zaś czytać lubi mangę i fantastykę. A co najważniejsze, pochodzi z Sosnowca, gdzie zresztą mieszka i z czego jest dumny!

więcej

Path of Exile

Path of Exile