Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Red Dead Redemption 2 Publicystyka

Publicystyka 20 września 2018, 16:00

Jak GTA 6, tylko na Dzikim Zachodzie – Red Dead Redemption 2 zachwyca

Po ponad dwóch godzinach pokazów, rozmów oraz w końcu grania w Red Dead Redemption II wyłania się obraz szalenie ambitnej produkcji, która stara się przede wszystkim stworzyć prawdziwie wciągający, charakterny wirtualny Dziki Zachód.

Drogie towarzystwo, czas otrzepać z kurzu skórzany kapelusz i zainwestować w buty z ostrogami, osiodłać konia i przytroczyć kaburę do pasa, a następnie – nucąc Ekstazę złota – pojechać kłusem przez prerię w stronę powoli chowającego się za horyzontem słońca. Po pokazie spędzonym na rozmowach z deweloperami ze studia Rockstar i testowaniu ich najnowszego dzieła nie mam wątpliwości, że pod koniec października gracze znowu tłumnie wyruszą na Dziki Zachód, bo zapowiada się na to, że w październiku zadebiutuje dzieło monumentalne.

I nie, określenia „monumentalny” bynajmniej nie używam na wyrost, choć spędziłem z grą zaledwie dwie godziny. Bo nie chodzi tym razem o ogrom świata – choć ten jest wielki i bardzo zróżnicowany – a o szalone ambicje całego przedsięwzięcia. Twórcy sami przyznają, że Red Dead Redemption II to produkcja będąca naturalnym efektem rozwoju studia, czerpiąca rozwiązania i mechaniki z jego wcześniejszych dokonań.

Już poprzednia część doczekała się, zresztą całkiem zasłużenie, łatki „GTA na Dzikim Zachodzie”, ale w kontynuacji znalazły się również zapożyczenia z innych tytułów Rockstara – chociażby możliwość dokładnego studiowania znalezionych przedmiotów w stylu L.A. Noire czy prezentowane w zwolnionym tempie zabójstwa, wyjęte wprost z Maxa Payne’a 3.

Red Dead Redemption II w telegraficznym skrócie:

  1. wyjątkowo ambitny projekt, łączący elementy wszystkich poprzednich gier Rockstara;
  2. piękny świat pełen NPC, interakcje z którymi są zawsze złożone i zależne od kilku uwarunkowań;
  3. kluczowa rola gangu Dutcha van der Linde zarówno w fabule, jak i w samej rozgrywce;
  4. więcej możliwości podchodzenia do konkretnych misji dzięki łukowi oraz nożom do rzucania;
  5. system walki premiujący bardziej agresywne podejście zamiast krycia się za osłonami;
  6. wyjątkowo szczegółowe opcje personalizacji niemal każdego elementu wyposażenia i wyglądu.

W polowaniach liczy się nie tylko to, co zabijesz, ale też jak. Pojedyncza strzała z łuku wyrządza najmniejsze szkody i zapewnia najlepsze ceny za mięso oraz skórę.

Growe gwiazdy rocka powróciły, a Red Dead Redemption II to ich swoista składanka największych przebojów.

Zanim okiełznano Dziki Zachód

Przede wszystkim jednak Rockstar tworzy szalenie złożony i piękny Dziki Zachód. Celowo wstrzymuję się z określaniem tej produkcji mianem piaskownicy – ta zawsze kojarzyła mi się z placem zabaw, w którym w zależności od nastroju możemy robić, co tylko sobie zażyczymy. A w Red Dead Redemption II człowiek od pierwszych chwil wsiąka w ten wirtualny świat jak w bagno i stara się ze wszystkich sił nie zepsuć autentyzmu całego doświadczenia – do tego stopnia, że w pewnym momencie złapałem się na specjalnym celowaniu nie w głowy, tylko w serca przeciwników, bo choć było to mniej skuteczne, lepiej pasowało mi do wizerunku rewolwerowca.

Rockstar osiąga ten efekt, zapełniając swój Dziki Zachód masą postaci, z którymi można wchodzić w najróżniejsze interakcje, i zawierając w tychże interakcjach masę smaczków. I nie mówię tylko o ważnych bohaterach drugoplanowych, ale nawet o niemających żadnego wpływu na fabułę statystach. Zataczający się pod saloonem pijaczek zareaguje kompletnie inaczej na naszego protagonistę w zależności od jego reputacji (powraca system honoru), poprzednich poczynań (nawet nie wiecie, ile razy wypomniano mi jedno niewinne morderstwo!) czy nawet ubioru. Dla przykładu – wjeżdżając do miasteczka z truchłem upolowanego jelenia, zebrałem kilka komplementów na temat mojej zdobyczy, ale gdy już sprzedałem mięso u rzeźnika i przechadzałem się po ulicach w kurtce nadal obficie poplamionej krwią zwierzęcia, wzbudzałem autentyczny postrach i obrzydzenie.

Arthur Morgan o sławę nieustraszonego rewolwerowca martwić się nie musi – pozycji prawej ręki Dutcha van der Linde nie zdobywa się przypadkiem.

RDR ONLINE? BEZ KOMENTARZA

Jak GTA 6, tylko na Dzikim Zachodzie – Red Dead Redemption 2 zachwyca - ilustracja #4

Podczas prezentacji w Warszawie deweloperzy z Rockstara wyraźnie nie chcieli mówić o module sieciowym do Red Dead Redemption II, zapewniając, że na razie skupiają się na stworzeniu jak najbardziej złożonego doświadczenia dla jednego gracza. Już po naszej rozmowie w sieci pojawiły się jednak nowe informacje na temat Red Dead Online. Ma ono zadebiutować w listopadzie w formie otwartej bety.

Do każdej postaci możemy podejść, zagadać, nastraszyć ją, obrabować, wspomóc paroma monetami i wymienić się opiniami, często zyskując przy tym cenne informacje. Jest tu ogromny potencjał do powstawania rozmaitych anegdotek, którymi gracze będą raczyć się miesiącami. Jeśli zechcecie wykąpać się w hotelu, do Waszych drzwi może zapukać pani do towarzystwa, oferująca za drobną opłatą pomoc w myciu, a to z kolei poprowadzi Was w stronę wyjątkowo niezręcznej pogawędki – jak się bowiem okazuje, nasz protagonista radzi sobie w kontaktach z pięknymi nieznajomymi znacznie gorzej niż w siodle.

Panie, panowie – to jest napad!

Ten świat to wspaniałe tło dla niebanalnego, wciągającego scenariusza, z jakich Rockstar słynie i jaki obiecuje też i tym razem. Nie sposób oczywiście stwierdzić po dwóch godzinach zabawy, czy fabuła rzeczywiście nas porwie, ale jedno jest pewne – w pięć lat od wydania Grand Theft Auto V studio nie straciło smykałki do tworzenia barwnych postaci. I to nie tylko protagonistów czy pojawiających się epizodycznie ekscentryków, ale i drugoplanowych bohaterów z prawdziwego zdarzenia.

Choć wcielamy się wyłącznie w Arthura Morgana, równie ważną rolę odgrywa cały gang Dutcha van der Linde i od samego początku trudno nie poczuć sympatii do tej bandy renegatów i awanturników. W grupie od razu da się wyczuć pewne antagonizmy i różnice charakterów, ale też wzajemne przywiązanie, inspirowane przez osobę jej (jeszcze) idealistycznego lidera.

Postaci niezależne reagują nie tylko na nasze zachowanie, ale także na wygląd.

Piękny świat pięknym światem, interakcje interakcjami, ale dobrej oldskulowej zadymy też tu nie zabraknie.

AMERYKA OCZAMI BRYTYJCZYKÓW

Rockstar to potężna firma z setkami pracowników. Szczególnie ważni są jednak dwaj z nich – bracia Sam i Dan Houser z Londynu. Sam jest producentem, a Dan w dużej mierze odpowiada za fabuły gier Rockstara, w tym GTA V, GTA Sand Andreas i Red Dead Redemption. Obaj bracia wychowywali się na amerykańskich filmach (w tym westernach) i po latach Dan powiedział, że seria GTA pokazuje taką Amerykę, jaką znamy z filmów i reklam.

Ci, którzy grali w poprzednią część, będą więc mieć okazję poznać od innej strony antagonistów i poboczne postacie z pierwszego Red Dead Redemption – znacznie bardziej zadziorną Abigail, będącego jeszcze podrostkiem Jacka, narwanego jak zawsze Billa Williamsona czy Javiera Escuellę. Przede wszystkim zaś zobaczymy Johna Marstona, zanim ten zszedł z kryminalnej ścieżki. Protagonista „jedynki” nie zalicza tutaj bowiem jedynie gościnnego występu – to pełnoprawny członek gangu, do którego można zagadać w obozie i który wykona z nami parę zadań.

Warto przyłożyć się do polowań, bo to pewne źródło gotówki. W końcu zawsze znajdzie się chętny na kawałek świeżego mięsa.

Gang Dutcha wydaje się być motorem napędowym fabuły. Po nieudanym skoku, który przetrzebił szeregi grupy, Arthur – jako wiodąca postać – musi do spółki z partnerami przywrócić jej dawny status. Nie obędzie się więc bez awantur, strzelanin i napadów. Miałem zresztą okazję zobaczyć jeden z nich: Morgan wraz z partnerem w zimowej scenerii rodem z Nienawistnej ósemki obrabowuje należący do majętnego przedsiębiorcy pociąg, który w trakcie tej akcji cały czas jedzie dalej. Twórcy nie ukrywają, że po udanych skokach z GTA V nie mają zamiaru stronić od nich także w Red Dead Redemption II, chcą je jednak uczynić jeszcze bardziej filmowymi.

Umieranie to żadne życie, chłopcze

Znajomi z gangu stanowią zresztą sporą pomoc, gdy wyruszamy na akcję. Kompanami steruje wprawdzie sztuczna inteligencja, ale Morgan może wydawać im proste rozkazy – zostać na miejscu, wykończyć z ukrycia jakiegoś nieszczęśnika czy wykonać atak dystansowy. Te dwie ostatnie opcje przydały się szczególnie, gdy infiltrowałem obóz konkurencyjnej grupy wyjętych spod prawa. Znajdą się bowiem w Red Dead Redemption II zadania wymagające delikatniejszego podejścia, w czym pomaga łuk oraz noże do rzucania, równie zabójcze, co bezszelestne. Nowa broń ma zastosowanie także podczas polowań, bo kupcy z miasteczka dają lepszą cenę za mięso, z którego nie trzeba wyjmować kawałków ołowiu.

Kowboj bez konia to kowboj bezużyteczny. O swojego wierzchowca musimy dbać, czyszcząc go, karmiąc i kupując mu nowe wyposażenie.

Jak GTA 6, tylko na Dzikim Zachodzie – Red Dead Redemption 2 zachwyca - ilustracja #2

Obóz Dutcha i spółki nie będzie wyłącznie miejscem startu misji fabularnych. Podczas przemierzania Dzikiego Zachodu możemy się w nim zatrzymać, przespać, zjeść coś ciepłego – co w początkowych fazach zabawy, kiedy nasza kiesa jeszcze świeci pustkami, potrafi okazać się kluczowe dla naszego przetrwania. Członkowie gangu chętnie też porozmawiają z Arthurem, podzielą się ciekawymi informacjami lub zlecą poboczne zadania. Aby się odwdzięczyć, nasz bohater może znosić do obozu upolowane zwierzęta oraz fundusze, a w zależności od tego, jak mocno wspomożemy grupę, będzie w niej panować lepsza atmosfera – na przykład po wyjątkowo szczodrym datku nasi towarzysze mogą urządzić sobie tańce.

Jeśli chodzi o walkę, po dwóch godzinach mam przyjemność stwierdzić, że druga część Red Dead Redemption kładzie mniejszy niż pierwsza nacisk na korzystanie z systemu osłon, który nijak nie pasował mi do wizji walk z westernów. Oczywiście, wciąż można przytulać się do ścian, ale gracze z celnym okiem i szybką ręką równie dobrze mogą nieustraszenie kroczyć przez pole bitwy z wiernym rewolwerem w dłoni, odstrzeliwując kolejnych przeciwników. Pomaga w tym naturalnie powracający system Dead Eye, pozwalający spowolnić czas, zaznaczyć konkretne cele, a następnie w ułamku sekundy opróżnić magazynek.

Napady w GTA V podobały się graczom, więc nie braknie ich także w Red Dead Redemption 2.

COUNTRY AND WESTERN

Jak GTA 6, tylko na Dzikim Zachodzie – Red Dead Redemption 2 zachwyca - ilustracja #4

O skali Red Dead Redemption II świadczy także... ścieżka dźwiękowa. Tę stworzył znany z poprzedniej części kompozytor Woody Jackson, który we współpracy z grupą innych muzyków nagrał soundtrack z (uwaga!) 192 (słownie: stu dziewięćdziesięcioma dwoma, nie pomyliłem się) oryginalnymi utworami. Te, według zapewnień autorów, są interaktywne i działają tak, by idealnie wtapiać się w to, co akurat dzieje się na ekranie.

Rockstar zawarł także w grze wręcz absurdalnie szczegółowe opcje personalizacji... w zasadzie wszystkiego. Możemy zmienić kolor poszczególnych części naszego rewolweru, zafundować koniowi gustowną fryzurę i sprawić mu nowe siodło, przyciąć sobie brodę i wąsy, kupić stylowy kapelusz czy „zainwestować” w nową kurtkę... Oczywiście, spora część tych rzeczy ma znaczenie wyłącznie kosmetyczne, ale na przykład ubiór wpływa już w istotny sposób na rozgrywkę – jeśli nie odziejemy się odpowiednio przed wyprawą w mroźne góry, grożą nam potencjalnie śmiertelne odmrożenia. Podobnie zainstalowana u boku naszego wierzchowca torba sprawi, że praktycznie w każdej chwili będziemy mieć dostęp do znacznie większej ilości broni i ekwipunku. Warto jednak zauważyć, że wszystko utrzymane jest w westernowych klimatach i ciężko zrobić ze swojego protagonisty klauna.

Poszczególne elementy interfejsu kryją się w zależności od sytuacji. Studio Rockstar chce, by całe doświadczenie było jak najbardziej kinowe.

Oczywiście przy projekcie tak złożonym parę nut musiało zabrzmieć fałszywie. Przede wszystkim – nie dam za to głowy, ale wydaje mi się, że na razie Red Dead Redemption II nie utrzymuje stałych 30 klatek na sekundę. To pierwsza gra Rockstara tworzona wyłącznie z myślą o konsolach ósmej generacji, a mimo to wygląda na to, że PlayStation 4 i Xbox One nie potrafią w pełni udźwignąć ogromu i piękna wykreowanego przez deweloperów świata. Pamiętajcie jednak, że mowa oczywiście o przedpremierowej wersji gry.

Nasza postać porusza się też dość niezręcznie, przez co kilkakrotnie zamiast preferowanej akcji wykonałem całkowicie inną – przynajmniej raz z dość tragicznym skutkiem. Twórcy bronią się, twierdząc, że ta swoista ociężałość to po prostu charakterystyczny sposób poruszania się Arthura, ale nie wiem, czy to wyjaśnienie mnie przekonuje. Mam też wątpliwości co do skopiowanych z Maxa Payne’a 3 zabójstw prezentowanych w zwolnionym tempie, które zdecydowanie lepiej pasują do klasycznej gry akcji niż interaktywnego westernu, ale to już wyłącznie moje odczucia.

Jak GTA 6, tylko na Dzikim Zachodzie – Red Dead Redemption 2 zachwyca - ilustracja #6

„DWÓJKA”, CZYLI „TRÓJKA”

W 2004 roku na konsolach PlayStation 2 i Xbox pojawiła się gra Red Dead Revolver. Tytuł zaczął powstawać na zlecenie Capcomu. Ostatecznie jednak produkujące go studio Angel zostało przejęte przez Take-Two i przemianowane na Rockstar San Diego. Przeglądu projektów nowo nabytej firmy dokonywał Dan Houser, któremu spodobała się bardzo wczesna wersja gry. Ostatecznie Revolver został ukończony, wydany i sprzedał się zupełnie przyzwoicie. Dalszą część tej historii już znamy.

Pogaduszki w obozie będą okazją do wytworzenia więzi ze swoimi partnerami z gangu, ale też do zdobycia cennych informacji.

Nie licząc drobnych obaw o optymalizację, Red Dead Redemption II powaliło mnie na łopatki swoją złożonością. Bo nie łudźcie się, bynajmniej nie wypisałem tu wszystkiego, co widziałem – nie chcę nikomu zepsuć odkrywania fabuły i rozmaitych smaczków na własną rękę. I o ile zazwyczaj sceptycznie podchodzę do zapewnień o „autentycznych doświadczeniach”, „prawdziwie żyjącym świecie” i „angażującej, kinowej fabule”, tak Rockstar porządnie zasłużył na ów brak sceptycyzmu.

Kiedy wykonałem ostatnie zadanie i siedzący obok deweloper wyciągnął mi pad z ręki, wydałem z siebie stłumiony jęk zawodu. Byłem w stanie zauważyć skazy na wizerunku Red Dead Redemption II, a mimo to tak cholernie żal było mi opuszczać ten świat. Na szczęście – tylko na chwilę, bo już w październiku do niego wrócę.

O AUTORZE

Z Red Dead Redemption II, działającym na PlayStation 4 Pro, spędziłem w Warszawie ponad dwie godziny, z czego ponad połowę na samodzielnym testowaniu gry. Miałem okazję zwiedzić miasteczko Valentine, upolować jelenia, trochę pohandlować, odwiedzić obóz, wdać się w parę strzelanin, a na koniec wykonać misję fabularną, której celem było pozbycie się szefa konkurencyjnego gangu. Mój wyjątkowo pozytywny odbiór Red Dead Redemption II może być nieco uwarunkowany miłością do westernowego klimatu – „jedynkę” uważam po dziś dzień za jedno z absolutnie największych dokonań Rockstara. Wciągnęła mnie ona bardziej niż chociażby GTAV.

ZASTRZEŻENIE

Koszty wyjazdu autora na warszawski pokaz gry pokryliśmy we własnym zakresie.

Jakub Mirowski

Jakub Mirowski

Z GRYOnline.pl związany od 2012 roku: zahaczył o newsy, publicystykę, felietony, dział technologiczny i tvgry, obecnie specjalizuje się w ambitnych tematach. Napisał zarówno recenzje trzech odsłon serii FIFA, jak i artykuł o afrykańskiej lodówce low-tech. Poza GRYOnline.pl jego materiały na temat uchodźców, migracji oraz zmian klimatycznych publikowane były m.in. w Krytyce Politycznej, OKO.press i Nowej Europie Wschodniej. W kwestii gier jego zakres zainteresowań jest nieco węższy i ogranicza się do wszystkiego, co wyrzuci z siebie FromSoftware, co ciekawszych indyków i tytułów typowo imprezowych.

więcej

TWOIM ZDANIEM

Którą serię Rockstara wolisz?

GTA
49,5%
Red Dead Redemption
50,5%
Zobacz inne ankiety
Red Dead Redemption 2

Red Dead Redemption 2