Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Wolfenstein: The New Order Publicystyka

Publicystyka 28 maja 2013, 16:00

autor: Szymon Liebert

Graliśmy w Wolfenstein: The New Order - Blazkowicz, naziści i Bękarty wojny w jednym

Nowy Wolfenstein łączy stare z nowym. Z jednej strony wykorzysta wszystkie dobrodziejstwa techniki 2013 roku, z drugiej powróci do apteczek i zabijania 100 nazistów na minutę. Blazkowicz znowu narozrabia!

Na Wolfensteinie 3D wychowało się wielu graczy z mojego pokolenia, nawet mimo faktu, że kiedy ukazała się ta legendarna strzelanka, mieliśmy zaledwie po kilkanaście lat (ja miałem dziesięć!). Można powiedzieć, że strzelanie do nazistów jest pewną tradycją w świecie rozrywki nie tylko elektronicznej. A tradycję trzeba kultywować. Z podobnego założenia wychodzi firma Bethesda, która wraz ze studiem MachineGames szykuje Wolfensteina: The New Order. Pewnie widzieliście już zwiastun gry i być może, tak jak ja, byliście nim rozczarowani lub zdziwieni. Średnio przypadł mi do gustu industrialny klimat, pójście w stronę technologii i muzyka niepasująca do uniwersum Wolfensteina. Nie wierzyłem, że taki kierunek przysłuży się serii i powątpiewałem w jej unikatowy charakter. Czym jest Wolfenstein, skoro tak bardzo może się zmienić?

Wolfenstein wraca, ale czy zachowa swój styl i klimat? - 2013-05-28
Wolfenstein wraca, ale czy zachowa swój styl i klimat?

Trzeba mocnych argumentów, żeby przełamać taki sceptycyzm. Na szczęście Wolfenstein: The New Order uzbrojony jest w potężne karabiny i strzelby, fabułę w stylu Bękartów wojny i rozgrywkę, która przywodzi na myśl najciekawsze trendy w gatunku. Skąd to wiem? Bo na specjalnym pokazie spędziłem z grą kilkadziesiąt minut, przepytałem jej twórców i ponownie stałem się fanem Wolfensteina, puszczając w niepamięć chwilowe rozczarowanie. Naziści wracają, wraca Blazkowicz. Wraca Wolfenstein!

Fabularny fragment gry, od którego zaczęła się część pokazu poświęcona Wolfensteinowi, przedstawili panowie ze studia MachineGames: Jens Matthies i Andreas Öjerfors. Musicie wiedzieć, że ta dwójka była istotna dla stworzenia odpowiedniej atmosfery wokół gry. Spójrzmy na przykład na Jensa. Gość nosi czapeczkę moro, długą brodę i zwyczajne ubrania w kolorystyce khaki, doprawione paroma dziwnymi akcentami (co powiecie na kolorowe skarpetki w autka?). Istotny jest też styl tego producenta, który emanuje postawą kogoś, kto woli robić gry niż uczestniczyć w wydarzeniach marketingowych. Kogoś, kto ma dystans do przełożonych, co w tym przypadku przejawiło się wypunktowaniem Pete’a Hinesa z Bethesdy za nieumiejętność wymówienia szwedzkiego nazwiska. Kiedy Jens tłumaczył po prezentacji komuś z widowni system szybkiej zmiany broni, używał wyrazistych określeń: „Stawiamy na akcję, a nie zabawę karabinami. Chodzi o to, żebyś szybko srał nabojami”. Wiecie, co mi to przypomina? Lata 90., kiedy na jednego dewelopera nie przypadało trzech PR-owców.

Graliśmy w Wolfenstein: The New Order - klasyczny Blazkowicz i Bękarty wojny w jednym - ilustracja #2

Projektując kampanię, twórcy z MachineGames nie myślą w kategoriach geograficznych, ale po prostu szukają ciekawych lokacji. Alternatywna, mroczna wersja Londynu jest jedną z nich. „Pojawią się też poziomy w Polsce” – ujawnił w rozmowie z nami Matthies. Producent nie chciał zdradzać szczegółów, chociaż powiedział, że nie będzie to żadne konkretne miejsce, co zostanie zresztą wyjaśnione fabularnie. Może ma to związek z jedną ze znajdziek, którą są fragmenty kodu Enigmy? Przekonamy się w pełnej wersji.

Zanim przejdziemy do – nazwijmy to eufemistycznie – „zasypywania wrogów pociskami”, pozwólcie, że wprowadzę Was w fabułę The New Order. Jest to o tyle istotne, że scenariusze dotychczasowych Wolfensteinów nie były wybitne, bo – powiedzmy sobie szczerze – mało komu na tym zależało. Gra MachineGames zmienia to podejście, gdyż ma wyrazisty pomysł na siebie. Zacznijmy od tego, że B.J. Blazkowicz, odwieczny bohater serii, przysnął sobie niczym Śpiąca Królewna. A konkretnie przekimał w komorze kriogenicznej do 1960 roku. Ten zabieg ma prosty cel: wraz z bohaterem będziemy poznawać nową rzeczywistość. I nie chodzi tu o doskonale znaną z filmów i opowieści rodziców falę wolności oraz narkotyków, która porwała sporą część ówczesnej młodzieży. Chodzi o alternatywny dla naszego bieg historii, w którym naziści wygrali wojnę za pomocą technologii owianej tajemnicą. Nie na długo, bo – jak ujawnili deweloperzy – kampania odsłoni przynajmniej część sekretów źródła potęgi armii Hitlera. Na marginesie – pytaniem pozostaje, czy spotkamy samego Adolfa. Jens nie chciał tego zdradzić, chociaż zapytany o tę ważką kwestię, łypnął porozumiewawczo spod czapki. Mam wrażenie, że on rozumie, czego chcemy my, gracze. Bo chyba chcecie dokopać typkowi z charakterystycznym wąsikiem?

Kiedy Blazkowicz smacznie drzemał, naziści przejęli kontrolę nad światem. - 2013-05-28
Kiedy Blazkowicz smacznie drzemał, naziści przejęli kontrolę nad światem.

Ktoś tu lubi Tarantino?

Bękarty wojny – to obraz, który momentalnie przychodzi na myśl podczas oglądania scenki fabularnej prezentowanej przez MachineGames. Blazkowicz jedzie pociągiem do Berlina u boku Anyi, kompanki z ruchu oporu. Dzielny B.J. odbiera kawę i ciasteczka z wagonu restauracyjnego, aby umilić sobie podróż. Pech chce, że w tym samym momencie do „Warsa” wkraczają wysokiej rangi nazistowscy mundurowi w eskorcie strażnika oraz... mecha. Tak, przez wagon przetacza się dwumetrowa, wielotonowa machina uzbrojona w potężne działa. Nazistowscy oficerowie rozsiadają się przy jednym ze stolików – to znana z pierwszych screenshotów Frau Engel i jej zniewieściały towarzysz vel kochanek Bubi. Blazkowicz bierze tacę, tu deweloperzy przejmują już pełną kontrolę nad postacią, i rusza pewnie przed siebie. „Stać” – obwieszcza mech. „Połóż tacę na stole, mam dla ciebie test” – dodaje niepokojąca Engel.

Blazkowicz, w tym momencie kampanii będący poza radarem nazistów, siada posłusznie przy stole. Kobieta wyjmuje pistolet i karty ze zdjęciami, aby – jak sama mówi – sprawdzić czystość krwi. W tej scenie autorzy budują napięcie rodem z incydentu w tawernie z Bękartów wojny i chcą pokazać twarze, a nie tylko mundury ludzi, z którymi walczymy. Gracz musi przetrwać prowokację Engel, odpowiednio wybierając właściwą spośród dwóch kart. „Co budzi w tobie większy wstręt” – pyta nazistka, prezentując kartę z pająkiem i drugi obrazek przedstawiający ludzkie czaszki. Blazkowicz popełnia błąd i wskazuje czaszki. Engel momentalnie łapie go za rękę i ostrzega, że odpowiedź może zaważyć na jego życiu. Kiedy bohater reflektuje się i zmienia decyzję, kobieta straszy go pistoletem, ale ostatecznie wybucha śmiechem. „Nie zapomnij kawy dla przyjaciółki” – słyszy Blazkowicz na pożegnanie. Patrol przepuszcza go do przedziału, gdzie czeka Anya.

Frau Engel ma ciekawe metody pracy. Polegające głównie na celowaniu do ludzi z pistoletu. - 2013-05-28
Frau Engel ma ciekawe metody pracy. Polegające głównie na celowaniu do ludzi z pistoletu.

Nagła zmiana nastroju. „Jest tylko jedno łóżko, nie przeszkadza ci, że będziemy je dzielić?” – pyta kobieta z ruchu oporu. Blazkowicz wydaje się skonfundowany. A może to ja jestem zmieszany, bo takich scen po grze z serii Wolfenstein bym się nie spodziewał. Przyznajcie, że Wam także nie śniły się rozbudowane fabularne odloty w tym uniwersum, prawda? „Blazkowicz to nadal twardziel, który kopie tyłki nazistom” – tłumaczy Jens. „Teraz nadajemy mu jednak nieco więcej psychologicznej głębi”. W porównaniu z poprzednimi grami w tej głębi będzie można się utopić!

Głębia psychologiczna nie pozbawi bohatera umiejętności praktycznych. - 2013-05-28
Głębia psychologiczna nie pozbawi bohatera umiejętności praktycznych.

Przygodowa gra akcji

Po tym mocnym wprowadzeniu nadszedł czas, żeby samemu pokierować Blazkowiczem, który oprócz setek tysięcy polygonów wzbogacił się o wielowymiarową osobowość. Spokojnie, straszyć już tym nie będę, bo przechodzimy do części soczystej, czyli rozgrywki. Scena, jaką miałem okazję przejść, zaczęła się gdzieś w centrum Londynu, w samochodzie ruchu oporu, który został zatrzymany przez nazistów. „Papers, please” – rzucił strażnik do kierowcy pojazdu, Bobby’ego. Kilka minut później pędziliśmy już przez futurystyczną stolicę Anglii, aby dotrzeć do gigantycznej fortecy widocznej na horyzoncie. To tajna baza badawcza wroga, w której znajdują się prototypowe helikoptery – dowiedziałem się tego z wypowiedzi Bobby’ego, najeżonej wulgaryzmami pod adresem ludzi obnoszących się z opaską ze swastyką. Chwilę później Bobby wysadził mnie pod budynkiem, po czym... wysadził samego siebie, pędząc na złamanie karku prosto w bramę. Zaangażowanie emocjonalne to kolejny ze stanów, jaki chcą osiągnąć twórcy z MachineGames. Chyba im się udało, gdyż rzuciłem się wściekle na wroga, aby pomścić poświęcenie towarzysza broni. Nie dosłownie, bo zanim trafiłem na większą grupę żołnierzy, minęło trochę czasu. Powód jest prosty: Wolfenstein: The New Order nie będzie tylko i wyłącznie strzelanką. „Przygodowa gra akcji” – nakreślają gatunek deweloperzy. Szykujcie się więc na miks paru elementów.

Graliśmy w Wolfenstein: The New Order - klasyczny Blazkowicz i Bękarty wojny w jednym - ilustracja #3Szwedzkie studio MachineGames zostało założone w 2009 roku przez Jerka Gustafssona, Fredrika Ljungdahla, Jensa Matthiesa i innych byłych pracowników Starbreeze Studios. W Starbreeze ekipa ta zajmowała się dwoma najbardziej cenionymi tytułami dewelopera: adaptacją Kronik Riddicka oraz komiksu The Darkness. W listopadzie 2010 roku MachineGames stało się częścią firmy Bethesda Softworks, do której należy także studio id Software.

Strzelanie to nie wszystko. Czasem trzeba coś pospawać... - 2013-05-28
Strzelanie to nie wszystko. Czasem trzeba coś pospawać...

W pokazanym fragmencie strzelania było sporo, poświęcę mu nawet nieco miejsca, ale najbardziej zaskoczyły mnie sceny właśnie – nazwijmy to – przygodowe. Pomiędzy walkami, najczęściej skoncentrowanymi wokół większych pomieszczeń przypominających areny, trzeba było trochę pokombinować. Jeszcze przed wejściem do budynku nazistów Blazkowicz musiał ominąć robota gończego przypominającego psa. Nie chodziło o ominięcie poprzez nafaszerowanie ołowiem, a dosłowne odszukanie ścieżki, która pozwoli uniknąć pogryzienia. W tym celu wyciąłem na przykład przejście przez metalową siatkę przy pomocy podręcznej... spawarki? To narzędzie przydało się zresztą w wielu innych sytuacjach: do wycinania wejść do szybów wentylacyjnych, uwalniania blokad wind czy „otwierania” skrzynek zawierających dodatki. Spawara działa w dwóch trybach – promienia lub pocisku – i trzeba ją ładować przy specjalnych terminalach. Jej promień tnie tylko określony rodzaj materiałów, więc zapomnijcie o zabawie w szatkowanie poziomów. Jest to jednak na tyle istotne narzędzie, że w kampanii znajdziemy jego kilka coraz mocniejszych wersji. Przy okazji wykorzystamy je też w walce, bo w pobliżu źródeł prądu okazuje się ono nieocenioną pomocą w przypadku problemów z zasobnością amunicji.

Graliśmy w Wolfenstein: The New Order - klasyczny Blazkowicz i Bękarty wojny w jednym - ilustracja #2

Wolfenstein: The New Order powraca do apteczek. Życie bohatera regeneruje się bowiem tylko o 20 punktów, a później musimy radzić sobie, szukając rozsianego po mapie wyposażenia. Fanów gier id Software zainteresuje pewnie także to, że poziom życia może wzrosnąć powyżej stu punktów, ale wtedy stopniowo się zmniejsza (do setki). Słowem, połączenie klasyki z nowszym podejściem do gatunku.

Trudno oszacować, czy te przygodowe aspekty gry będą pasować do całości, ale w pokazanym fragmencie były stosunkowo proste i dawały chwilę wytchnienia od samej walki. Bo ta, i to już informacja, która na pewno Wam się spodoba, okazała się niezwykle intensywna, wciągająca, wymagająca i – co ważniejsze – piekielnie satysfakcjonująca.

Naboje i apteczki

Powiem szczerze, że fabuła i motyw bawienia się spawarką są niezłe, chociaż budzą pewne wątpliwości – wiele zależy od tego, czy autorom uda się wyważyć obydwa aspekty w pełnej wersji gry. Podobnych wątpliwości nie mam za to odnośnie systemu walki, który jest fenomenalnie zwariowany, zręcznościowy i radosny. MachineGames łączy w nim cechy szybkich strzelanek pierwszoosobowych, głęboko zakorzenionych w klasyce, ale jednocześnie mających odwagę pokazać coś nowego. Grając w ten krótki fragment, miałem wiele skojarzeń z legendami z lat 90. oraz późniejszymi hitami: począwszy od Wolfensteina 3D, przez konsolowego Blacka, na polskich tytułach pokroju Bulletstorma skończywszy. Z każdej z tych gier autorzy zapożyczyli jakieś elementy, zestawiając je w nowy, bardzo sympatyczny w odbiorze system, doprawiony spodziewaną porcją przesady oraz świetnym wykonaniem. Dawno nie słyszałem tak miło dudniących strzelb czy karabinów.

Przed jedną z walk można było obejrzeć arenę i zacząć starcie z pomysłem. - 2013-05-28
Przed jedną z walk można było obejrzeć arenę i zacząć starcie z pomysłem.

Porozmawiajmy o konkretach. W nowym Wolfensteinie Blazkowicz może biegać, robić wślizgi, wychylać się zza osłon na różne strony, gromadzić pokaźny arsenał, korzystać z elementów otoczenia, np. z działek, i mordować na parę sposobów. Przeciwnicy – nazistowska piechota, mechy kroczące oraz latające drony – byli za to ruchliwi i skutecznie wywierali presję, ścigając i zachodząc mnie z obu stron. Z tego względu w The New Order trzeba było strategicznie zmieniać pozycję, zbierać dziesiątki apteczek, tarcz, naboi i nowych zabawek. Nie dać się przygwoździć. Sam arsenał skojarzył mi się odrobinę z NecroVision. Co jest lepsze od kałacha albo strzelby? Naturalnie dwie sztuki którejś z tych broni trzymane w obu rękach bohatera. Siła ognia tych „zabawek” była olbrzymia i korzystanie z nich sprawiało mi sporą radochę. W związku z tym często zmieniałem sprzęt, bawiłem się, testowałem różne możliwości – większość z nich dawała co najmniej ciekawe rezultaty. Dodajcie do tego opcję modyfikowania uzbrojenia, czego nie mogłem, niestety, sprawdzić.

Graliśmy w Wolfenstein: The New Order - klasyczny Blazkowicz i Bękarty wojny w jednym - ilustracja #1

Na przestrzeni lat doczekaliśmy się paru odsłon serii Wolfenstein i wariacji cyklu, w tym mobilnego RPG czy strzelanki multiplayerowej. MachineGames konsultowało pomysł na The New Order z id Software i podobno zyskał on pełną aprobatę. „Prosili tylko, aby nie zmieniać przeszłości B.J. Blazkowicza” – powiedział Jens Matthies, producent ze szwedzkiego studia.

Dobrze skrojony system walki świetnie pokazano w kulminacyjnej scenie krótkiego dema. Zaczyna się ona od opcji przyjrzenia się arenie – hangarowi z czterema prototypowymi helikopterami, których broni pluton żołnierzy i kilka mechów. Oczywiście można wparować do tego miejsca bez zastanowienia. Dobry strateg zacznie jednak od skradankowego „startera”, aby wyeliminować pierwszych wrogów po cichu i dostać się w pobliże jednej z maszyn. Zamontowane na nich karabiny znacznie ułatwiają sprawę, szczególnie jeśli chodzi o opancerzone roboty. Kiedy pada pierwsza seria i zostajemy odkryci, trzeba przestawić się na tempo akcji Wolfensteina. Biegać od kąta do kąta, wypluwać z siebie setki pocisków na minutę, szukać miejsc, gdzie można przeładować. I tak w kółko. Było to niezwykle przyjemne doświadczenie, nawet pomimo faktu, że autorzy ustawili wysoki poziom trudności, więc parę razy zginąłem. To jednak świadomy zabieg MachineGames mający pokazać jedno: Wolfenstein to poważna, hardcorowa strzelanka ze zręcznościowym sznytem.

Wolfenstein wymusza zmiany pozycji, zbieranie apteczek i amunicji, zabawę posiadanym sprzętem. - 2013-05-28
Wolfenstein wymusza zmiany pozycji, zbieranie apteczek i amunicji, zabawę posiadanym sprzętem.

Jest klasycznie

Czas spędzony z grą był tak satysfakcjonujący również z tego powodu, że już teraz można pochwalić jej wykonanie. Nie chodzi tylko o aspekt wizualny i muzyczny, chociaż stoją one na wysokim poziomie. MachineGames dysponuje przecież silnikiem id Tech 5 i dobrym kontaktem z jego autorami z id Software. The New Order cieszy zmysły głównie za sprawą obranego kierunku stylistycznego, czyli mrocznej, futurystycznej i chłodnej grafiki zestawionej z mieszanką gitarowych riffów oraz głębokiej jak studnia elektroniki. Ja pochwalę jednak co innego – sterowanie i oddanie wrażenia poruszania się postaci. To rzeczy pozornie oczywiste i trudne do zepsucia, które jednak często wypadają w grach drętwo lub topornie. W tej kategorii nowy Wolfenstein jest naprawdę obiecujący i czuć, że byli pracownicy Starbreeze wiedzą, co robią. Jedyne zastrzeżenia mam do dziwnie działającego sprintu (czasem trudno go odpalić w porę), ale to pewnie można jeszcze podciągnąć. Niemniej już w tej chwili jest to bardzo przyjemna w odbiorze gra.

Graliśmy w Wolfenstein: The New Order - klasyczny Blazkowicz i Bękarty wojny w jednym - ilustracja #3

„Głupi naziści. Dajcie coś większego albo spadajcie” – rzuca na koniec pokazanej w demie walki Blazkowicz. I wtedy na arenę wkracza z hukiem mech dwukrotnie większy od dotychczasowych maszyn. Zapytacie, czy będziemy mieć okazję posterować jedną z nich? Producenci nie chcieli udzielić tu jasnej odpowiedzi, ale nie wykluczyli takiej opcji. „Byłoby dziwne, gdyby w grze zawierającej tyle mechów nie dało się pokierować jednym z nich” – stwierdził Matthies i zamrugał porozumiewawczo.

Patrzę w notatki, jakie sporządziłem podczas prezentacji Wolfensteina: The New Order, żeby upewnić się, że przekazałem Wam wszystko, co chciałem. Nie jest ich wiele, bo pokaz, a szczególnie demo gry były intensywnym doznaniem. Zainteresowały mnie i kupiły, czego nie można powiedzieć o wspomnianym na wstępie zwiastunie. „Jest klasycznie” – to jedno z niewielu określeń, jakie zanotowałem na gorąco. Rzeczywiście gra tworzona przez studio MachineGames sprawia takie wrażenie – autorzy znają klasykę, bo wychowali się na niej. Szwedzi mają jednak świadomość tego, że powtarzanie się nie jest szczególnie rozwojowe, więc szukają nowych pomysłów. Czy trafnych? Okaże się pod koniec roku na PC, Xboksie 360, PlayStation 3 oraz konsolach następnej generacji (na E3 Bethesda doprecyzuje jakich). Ja przekonałem się o jednym: Wolfenstein w rękach tego dewelopera może być ciekawą propozycją, której na pewno warto się przyglądać.

Wolfenstein: The New Order

Wolfenstein: The New Order