Graliśmy w Pathfinder: Kingmaker – klasyczne RPG dla hardkorowców
Twórcy Pathfinder: Kingmaker doskonale zdają sobie sprawę z tego, że nie tworzą gry, która wpasuje się w każde gusta. To tytuł dla specyficznego odbiorcy, rozkochanego w klasycznych RPG-ach, który niedoświadczonych graczy zrazi swoim skomplikowaniem.

- hardkorowe RPG w rzucie izometrycznym;
- oparte na licencji popularnego systemu RPG, który powstał na bazie Dungeons & Dragons;
- pozwala nie tylko przeżywać przygody jako drużyna, ale też zarządzać królestwem;
- sfinansowane na Kickstarterze;
- pracuje nad nim studio Owlcat Games, któremu pomaga Chris Avellone.
Po latach posuchy klasyczne gry RPG powróciły do łask – i to w jakim stylu! Divinity: Original Sin, Pillars of Eternity, Torment: Tides of Numenera to tylko kilka produkcji z ostatnich lat, które odważyły się sięgnąć do korzeni gatunku i odniosły sukces zarówno w postaci dobrych recenzji, jak i wyników sprzedaży. Na taki sam scenariusz liczą z pewnością deweloperzy z rosyjskiego studia Owlcat, pracującego nad zapowiedzianą w maju tego roku grą Pathfinder: Kingmaker. I choć tytuł ten będzie ich debiutem, na brak doświadczenia narzekać nie mogą: zespół składa się z osób, które w swoim portfolio mają chociażby Heroes of Might & Magic V czy Etherlords, a pomaga im Chris Avellone, legenda branży, projektant drugiego Fallouta oraz Baldur’s Gate.
Rozbudowane RPG
Talentu tej ekipie zdecydowanie więc nie brakuje, ale nie oznacza to, że finalny sukces jest zagwarantowany. Pierwsze zetknięcie z grywalną wersją Pathfinder: Kingmaker podczas tegorocznych targów gamescom też nie dało jednoznacznej odpowiedzi, czy mamy do czynienia z potencjalnym hitem. Bynajmniej nie dlatego, że dostrzegłem w grze jakieś rażące wady – po prostu dzieło studia Owlcat, nawet w bardzo wczesnej wersji, jest tytułem tak skomplikowanym, że 45-minutowa sesja wystarczyła jedynie na pobieżne zapoznanie się z paroma mechanizmami zabawy.
Fani gatunku oczywiście nie mogą mieć tego twórcom za złe: choć nie zdołałem rozpracować systemu rozwoju postaci, już teraz widać, że miłośnicy kreowania bohatera idealnie dopasowanego do ich wymogów, natychmiast się tu odnajdą. Statystyk, umiejętności do rozwoju i ich kombinacji jest cała masa, każdy więc znajdzie coś odpowiadającego swojemu stylowi rozgrywki. Ja wybrałem jednego z trzech dostępnych bohaterów, którego specjalnością była walka w zwarciu.
Na starciach z rozmaitymi przeciwnikami spędziłem zresztą najwięcej czasu. Zgodnie z tym, co zapowiadali twórcy, są one naprawdę niełatwe: choć przygodę rozpocząłem dopiero w drugim rozdziale, zajmując się zabijaniem terroryzujących okolicę trolli, szybko natrafiłem na przeciwników, z którymi moja niedoświadczona drużyna nie miała najmniejszych szans. Deweloperzy nie okazują litości nowicjuszom: jeśli na początku zabawy postanowimy eksplorować okolice poza ubitymi traktami lub porwiemy się na bardziej skomplikowaną misję, kwestią czasu jest wpadnięcie na grupę bandytów czy potworów, którzy mogą błyskawicznie wybić nam z głowy zbytnią brawurę.

Twórcy Pathfinder: Kingmaker, tak jak wielu deweloperów, którzy decydują się na eksperyment z powrotem do klasyki komputerowych gier RPG, postanowili poprosić o wsparcie finansowe fanów. Kampania zakończyła się wielkim sukcesem: zgromadzono ponad 900 tysięcy dolarów, niemal dwukrotnie więcej niż wyznaczony na pół miliona minimalny cel zbiórki. Dzięki zdobytym funduszom deweloperzy mogli zaimplementować nowe elementy, takie jak konieczność rozbijania obozów, oraz klasę maga.
Klasyka gatunku
Same starcia nie odbiegają drastycznie od standardowych rozwiązań gatunku. Kluczem do sukcesu jest więc rozsądne korzystanie z różnorodnych umiejętności poszczególnych członków naszej drużyny i wskazywanie im konkretnych nieprzyjaciół – na przykład ruszanie całą grupą na bandę trolli to idiotyczne posunięcie, jeśli mamy towarzysza potrafiącego ciskać pociskami z zabójczym dla tego typu potworów kwasem. Szczególnie ważne w tym kontekście jest korzystanie z księgi zaklęć. Czary nie tylko potrafią zadać obrażenia lub nałożyć na przeciwnika negatywne efekty, ale również zapewnić leczenie osłabionym towarzyszom.
Rewolucji więc tu nie uświadczymy, co jednak nie powinno szczególnie martwić. Jedyne, co mógłbym deweloperom zarzucić, to fakt, że starcia są dość statyczne. Wiadomo, nie ma się co spodziewać dynamicznych batalii, wymagających niesamowitego refleksu, ale w Pathfinder: Kingmaker potyczki potrafią ciągnąć się bardzo długo. Każdy bohater przymierza się do zadania ciosu przez dobre kilkanaście sekund, co nadaje całości wrażenie oglądania partii szachów, a nie dramatycznej walki o życie.
Rozczarowały mnie też rozmiary i monotonia poszczególnych lokacji. Podróżując przez ziemie regionu Stolen Lands, co rusz napotykamy nowe wyzwania – obozującą w lesie grupę bandytów, siedlisko trolli czy zaatakowany wóz kupiecki – ale żadne z odwiedzanych miejsc nie zapada jakoś mocniej w pamięć. Nawet obszary kluczowe dla głównych misji nie posiadają żadnych wyróżniających się elementów, przez co przemierzanie identycznych polan i dróżek szybko staje się nużące. Można to oczywiście zrzucić na karb bardzo wczesnej wersji gry, ale na ten moment lokacje rażą brakiem jakiegokolwiek pomysłu.
Doskwiera to tym bardziej, że w teorii świat powinien naprawdę się wyróżniać. Wystarczy chwila dialogu z jakąkolwiek postacią, aby otrzymać tonę informacji na temat historii, realiów i charakterystyki nie tylko najważniejszych miast, ale nawet pomniejszych regionów. Pathfinder: Kingmaker będzie na pewno tytułem, który natychmiast rozkocha w sobie osoby tęskniące za czasami, kiedy gry RPG składały się w równej mierze z samej rozgrywki i z czytania mnóstwa stron tekstu. Ten świat funkcjonuje we własny, złożony sposób, a im bardziej poświęcimy się zagłębianiu w jego fundamenty, tym lepiej uzasadnione będą nasze decyzje.
Gra o tron
A od decyzji na pewno nie uciekniemy, bo jednym z filarów rozgrywki w dziele studia Owlcat jest zarządzanie własnym królestwem. W trakcie sesji na gamescomie miałem przedsmak tego, jak ten aspekt ma funkcjonować. Moja bohaterka, która właśnie otrzymała tytuł baronowej, musiała wysłuchać kilku petentów, a następnie wybrać preferowane rozwiązanie problemu. Decydujemy chociażby o tym, gdzie przydzielić mocno uszczuplony garnizon strażników, jak poradzić sobie z atakami trolli czy co począć z poddanym, który został zmuszony do odprowadzania podatków zarówno do kasy naszej, jak i naszych rywali.
W każdej sprawie możemy poprosić o pomoc doradców (lub nawet nakazać im podjąć samodzielną decyzję) i warto z tej opcji korzystać, bo na konsekwencje naszych działań nie czekamy długo. Ja na przykład postanowiłem rozkazać żołnierzom pilnowania miasteczek zamiast szlaków handlowych i niedługo potem natrafiłem na zaatakowanego kupca, który od razu zaczął utyskiwać na to, że drogi są niedostatecznie ochraniane.
RPG dla hardkorowców
Wiele problemów będziemy mogli jednak rozwiązać osobiście lub z pomocą kompanów. Tych ma być dwunastu, każdy wyróżniający się nie tylko specyficznymi umiejętnościami, ale i konkretnym charakterem. Po 45 minutach oczywiście trudno powiedzieć, czy twórcom uda się stworzyć wyraziste postacie, niemniej potencjał na pewno jest. Szczególnie towarzyszący naszemu herosowi krasnolud uzdrowiciel to ciekawa persona: z grobową miną kwituje kolejne przygody, a leczenie kompanów w walce nazywa „przedłużaniem ich doczesnego cierpienia”.
Trzy kwadranse z Pathfinder: Kingmaker nie dały mi klarownego poglądu na to, czy studio Owlcat dostarczy produkcję zdolną do konkurowania z Pillars of Eternity bądź Divinity: Original Sin. Jedno jest jednak absolutnie pewne: to gra przeznaczona niemal wyłącznie dla zagorzałych fanów starych RPG. Ktoś, kto nie zjadł zębów na klasyce z przełomu XX i XXI wieku, szybko pogubi się w gąszczu statystyk, tabelek i opisów. Natomiast miłośnicy gatunku odnajdą się tu bez problemu – ale czy znane rozwiązania zdołają zapewnić grze sukces? Do tego Pathfinder: Kingmaker będzie potrzebować bardziej angażującej walki, przekonujących postaci oraz intrygującego świata, a po tak krótkiej sesji z grą, która ma w założeniach twórców dostarczyć co najmniej 40 godzin zabawy, trudno o tych elementach wyrażać jednoznaczne opinie. Ale fani oldskulowych RPG na pewno powinni mieć ten tytuł na oku – kto wie, może w dalekiej Moskwie właśnie powstaje kolejny reprezentant klasyki.
ZASTRZEŻENIE
Koszt wyjazdu autora na niemieckie targi gamescom 2017 w Kolonii opłaciliśmy we własnym zakresie.