Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Battlefield V Publicystyka

Publicystyka 10 czerwca 2018, 11:30

Graliśmy w Battlefield V – to nadal stary, dobry BF!

„Wojna. Wojna nigdy się nie zmienia” – o ile jest to prawda w przypadku Fallouta, Battlefield V dowodzi jednak czego innego. Na szczęście wprowadzane zmiany oceniamy na plus, bo to wciąż stary, poczciwy Battlefield. Wiemy, bo już graliśmy!

NIEKTÓRE ZMIANY W BATTLEFIELDZIE V:
  1. budowanie prostych fortyfikacji w wyznaczonych miejscach;
  2. bardziej naturalne ruchy postaci i więcej kontekstowych animacji;
  3. możliwość wskrzeszania kolegów z plutonu wszystkimi klasami;
  4. mniejsza początkowa liczba amunicji, wymuszająca bardziej taktyczne granie;
  5. możliwość transportowania po całej mapie niektórych typów broni większego kalibru (np. dział przeciwlotniczych);
  6. nowy model strzelania: gdzie celujesz – tam strzelasz.

Battlefield V zaliczył w oczach graczy solidny falstart swoją pierwszą prezentacją pod koniec maja. Przez społeczność fanów przetoczyła się burza, ponieważ ujawnienie najnowszej, drugowojennej odsłony cyklu pokazało przaśność, która dziełom DICE nie przystoi. W trakcie EA Play w Los Angeles mieliśmy jednak okazję samodzielnie sprawdzić nowego Battlefielda i możemy odetchnąć z ulgą: zapowiada się klasyczna dla serii zabawa, która powinna Was zadowolić.

II wojna światowa to niezwykle chodliwy temat – szczególnie po tak długim wyposzczeniu graczy – co pokazało choćby ciepłe przyjęcie Call of Duty: WWII. Po zaprezentowaniu wielkiej wojny dwa lata temu szwedzki deweloper musiał w końcu sięgnąć do okresu 1939–1945, ale próżno szukać tu dużego realizmu. Seria Battlefield zresztą nigdy nie była oparta na idealnym odwzorowaniu rzeczywistości – no chyba że ktoś chce mi wmówić, iż wyskoczenie z F-35, zdjęcie wrogiego myśliwca z RPG, a następnie powrót za stery własnego pojazdu to prawdziwe zachowanie żołnierzy w trakcie współczesnych konfliktów. Zasada jest jedna: mamy się dobrze bawić.

Battlefield V sięga do historii II wojny światowej, ale przystosowuje ją do swoich potrzeb wynikających z najprostszego z powodów: gameplayu. Nie ma więc co się czepiać, że – przykładowo – na tym froncie nie korzystano z takiej a takiej broni, a na tych mundurach naszywki były na rękawach pięć centymetrów niżej. DICE jest studiem specjalizującym się w serwowaniu satysfakcjonującej rozgrywki i po pierwszym spotkaniu z najnowszą odsłoną militarnej serii stwierdzam, że nic się w tej materii nie zmieniło na gorsze.

Graliśmy w Battlefield V – to nadal stary, dobry BF! - ilustracja #1

W ramach EA Play mieliśmy okazję zagrać w część trybu Grand Operations, a konkretnie przetestować pierwsze dwa dni walk w norweskim Narwiku. Wszystkie wrażenia opisane w dalszej części tekstu dotyczą jedynie tego trybu i tej jednej mapy.

Fundamenty i fortyfikacje

O wielu zmianach, z którymi zetknęliśmy się podczas rozgrywki, słyszeliście już przy okazji zapowiedzi gry, ale teraz w końcu możemy zacząć je oceniać. Na pierwszy ogień idą fortyfikacje, które wywołały niemałe oburzenie w środowisku fanów BF-a – teoretycznie przez budzenie skojarzeń z Fortnite’em. Nie musicie się jednak martwić, bo budowanie to nie ma nic wspólnego z systemem funkcjonującym w dziele Epic Games. W Battlefieldzie V każda z klas ma na wyposażeniu młotek, za pomocą którego da się wejść w interakcję i postawić z góry przewidziane przez grę fortyfikacje. Czasem jest to ściana zrobiona z worków z piaskiem, innym razem stanowisko strzeleckie z ciężkim karabinem stacjonarnym. Nie wybieramy jednak niczego z paska dostępnych budowli, a po prostu wznosimy umocnienia w miejscach zaplanowanych przez deweloperów.

Widzę w takim rozwiązaniu sens taktyczny – podczas pierwszego etapu rozgrywki naszym zadaniem było bronienie dział, które atakująca strona próbowała wysadzić. Cele stały na dość otwartym terenie, przez co wraże siły mogły nas w łatwy sposób ostrzelać. Kilka fortyfikacji wokół działa dało minimalną osłonę i wyrównało szanse strony broniącej. Takie umocnienia wciąż można oczywiście zniszczyć, ale wymaga to już trochę pracy i myślenia.

Sposób, w jaki to robimy, nie przypadł mi jednak do gustu. Podchodzimy po prostu do podświetlonego konturu na mapie, klikamy lewy przycisk myszy i nasza postać „stawia” worki z piaskiem w próżni albo stuka młotkiem w nieistniejącą ścianę, która nagle magicznie pojawia się przed naszymi oczyma. Proces ten zupełnie nie współgra z nastawieniem na realistyczną interakcję z otoczeniem – o której deweloperzy wspominają podczas każdej rozmowy o ich dziele.

Łap apteczkę!

Skoro już o interakcjach mowa, warto zatrzymać się na chwilę przy tym elemencie. Nasi żołnierze nie odzyskują zdrowia czy amunicji dzięki magicznej aurze otaczającej skrzynki oraz apteczki, tylko faktycznie muszą wziąć odpowiednie przedmioty – czy to od swoich kolegów z zespołu z klasą wsparcia lub medyka, czy też ze znajdujących się na mapie skrzynek z zaopatrzeniem. Skończyło się również wskrzeszanie 10 martwych kompanów z drużyny leżących w rzędzie poprzez odprawienie błyskawicznych egzorcyzmów z użyciem strzykawki. Tym razem nasza postać rzeczywiście podchodzi do rannego i przywraca go do jako takiego zdrowia, przez co dłużej narażona jest na nieprzyjacielski ogień. Łatwiej nas wtedy dopaść, ale może to być nareszcie dobry sposób na walkę z wskrzeszaniem towarzyszy pod ostrzałem wroga – punkty już przecież nie wpadną za wskrzeszenie, o ile nie dojdzie ono do skutku, bo zgarniemy w międzyczasie kulkę.

TERAZ KAŻDY JEST MEDYKIEM... TROSZKĘ

Graliśmy w Battlefield V – to nadal stary, dobry BF! - ilustracja #4

Poważną zmianę stanowi możliwość podnoszenia zabitych żołnierzy przez dowolną klasę. Zanim jednak zapytacie: „To po co nam medyk?!”, pamiętajcie, że działa to tylko wewnątrz składu i trwa dłużej niż standardowe wskrzeszanie przez panów ze strzykawkami. Co więcej, nasi koledzy nie odzyskają dzięki temu pełni zdrowia. Jeśli więc chcecie przywracać z zaświatów wszystkich kompanów z drużyny, wciąż musicie pozostać wierni klasie medyka.

Z nowym procesem śmierci i zmartwychwstania wiąże się jednak drobiazg, który już po krótkiej sesji z Battlefieldem V zaczyna irytować. W tej chwili wygląda to tak: biegamy, strzelamy, giniemy, oglądamy, kto nas trafił, a następnie wchodzimy w etap wykrwawiania się. W tym czasie możemy krzyknąć o pomoc (żeby zwrócić uwagę kolegów) albo... czekać, aż wyzioniemy ducha. Oglądanie ekranu wykrwawiania się, szczególnie jeśli w pobliżu nie ma żadnych medyków, zaczyna być denerwujące już w trakcie pierwszego meczu – a wystarczyłoby po prostu dodać możliwość pominięcia albo chociaż przyspieszenia tego elementu. Póki co nie było nic bardziej frustrującego od bezsensownego wpatrywania się w gasnący pasek życia.

Dajcie amunicję!

Drobnych zmian doczekał się również system respawnu. Po śmierci dostajemy do wyboru dwie opcje: automatyczne odrodzenie się na towarzyszu ze składu, co jest szybszym sposobem, ale zmusza do pojawienia się na mapie tą samą klasą co poprzednio, albo tradycyjne wejście do akcji z poziomu mapy taktycznej – wtedy mamy szansę wyboru klasy oraz dostosowania ekwipunku przed powrotem na pole walki.

Na starcie należy przygotować się również na konieczność lepszego zarządzania amunicją. Tym razem zdecydowano się zmniejszyć naszym żołnierzom liczbę magazynków, które noszą przy sobie. Mój szturmowiec miał przy sobie tylko 2 magazynki po 32 naboje, a snajper jedynie 3 z 5 sztukami amunicji w każdym. Oznacza to, że bardzo szybko możemy wyzbyć się „pestek” w głównej broni i częściej musimy sięgać po pistolet.

Oczywiście całość została przygotowania w taki sposób, by wymusić na nas rozważniejszą grę oraz częstsze korzystanie ze skrzynek z zaopatrzeniem – czy to tych stacjonarnych, czy rzucanych przez żołnierzy wsparcia. Na ten moment uważam to za całkiem zgrabne rozwiązanie, ale więcej będzie można powiedzieć dopiero po przetestowaniu większej ilości broni – stosunek szybkostrzelności do liczby dostępnej amunicji musi tu być bardzo dokładnie wyważony.

Pewnie słyszeliście także o nowej opcji, czyli holowaniu niektórych rodzajów dotąd stacjonarnej broni większego kalibru. Wystarczy podjechać odpowiednią maszyną do działa znajdującego się na mobilnej platformie i już możemy przemierzać mapę z dodatkowym uzbrojeniem. Podczas ostatniej rozgrywki przeciwnicy podpięli działo przeciwlotnicze do wozu opancerzonego i podjechali z nim na punkt strategiczny, skutecznie korzystając z dodatkowej siły ognia, by zawalić nam na głowę budynki, w których się broniliśmy. Realizm? Nie. Dobry balans? Niekoniecznie. Ale taki właśnie od lat jest Battlefield – tym razem daje graczom do rąk kolejne zabawki, których wykorzystywanie na polu bitwy sprawia frajdę.

Drobiazgi i nie tylko

Po premierze pierwszego Battlefronta można było zauważyć wpływy tej wizji strzelankowych Gwiezdnych wojen na serię Battlefield również w wyglądzie szeregowych żołnierzy. Uwagę od samego początku zwracały nowe modele postaci, które przemieszczały się w bardziej dynamiczny sposób, jednocześnie sprawiając w ruchu trochę sztuczne wrażenie. W BFV wszystkie postacie zdają się poruszać bardziej naturalnie, a do tego dodano zupełnie nowe elementy, np. reakcję modelu na dobiegnięcie do ściany (bardziej normalne „dobicie” do niej ciałem zamiast dotychczasowego sztucznego zatrzymania się w miejscu) czy sposób układania się nóg naszego awatara przy padaniu na ziemię.

Graliśmy w Battlefield V – to nadal stary, dobry BF! - ilustracja #3

Battlefield 4 był pierwszą grą z serii, która wprowadziła pięcioosobowe składy, a ich obecność twórcy tłumaczyli jako oferującą „więcej możliwości dla gameplayu bazującego na współpracy”. Po kilku odsłonach chyba jednak zmienili zdanie – w Battlefieldzie V ponownie będziemy przydzielani do czteroosobowych drużyn.

Pamiętacie, jak to było dotychczas, prawda? Po kliknięciu przez nas „Z” nasz żołnierz padał na glebę, zawsze brzuchem ku dołowi, i najczęściej jeszcze wystawiał nogi przez teksturę ściany. Tym razem dzielni chłopcy i dziewczęta kładą się zależnie od kierunku ruchu: w jednej z potyczek wycofywałem się po otwarciu ognia do dwóch przeciwników i kiedy udało mi się utłuc jednego, rzuciłem się na ziemię, by przeładować broń, nim oponent podbiegnie bliżej. Jako że wciąż poruszałem się do tyłu, mój żołnierz położył się na plecach i widziałem swoje buty – zupełnie jak w Rainbow Six: Siege. Mała rzecz, a cieszy.

Znacznie bardziej naturalny i logiczny wydaje się również model strzelania. DICE zdecydowało się wyeliminować element losowości, przez który kule czasem nie trafiały tam, gdzie powinny, nawet jeśli dobrze celowaliśmy. Tym razem deweloperzy postanowili trzymać się zasady „gdzie celujesz – tam strzelasz”, więc naszym zadaniem jest po prostu nauczyć się zachowania wybranej przez nas broni przy prowadzeniu ognia, by efektywnie kompensować odrzut. Nawet po dość krótkim kontakcie z grą da się odczuć pozytywną zmianę. Cieszy mnie również powrót celowników z większym przybliżeniem – przy całym moim pozytywnym nastawieniu do Battlefielda 1 brakowało mi możliwości strzelania na większy dystans z konkretnym zoomem.

Stary, dobry Battlefield

EA nie popisało się pierwszym trailerem Battlefielda V, który pokazywał tę grę od dziwnej strony. Prezentacja przygotowana na EA Play, a także możliwość samodzielnego przetestowania trybu Grand Operations spowodowała, że jestem spokojny o nowego BF-a. Pamiętajcie: to nie jest realistyczna II wojna światowa. Tak, reprezentacja kobiet na frontach okazuje się znaczna, nawet jeśli nie jest to zgodne z historią. I mam to w nosie, bo po tej sesji odczuwam przemożne pragnienie zasiąść na długie godziny do Battlefielda. A o to przecież chodzi!

O AUTORZE

Spędziłem z serią setki godzin – z „trójką” ponad 300, z „czwórką” niemal 300. Ostatnio znowu wróciłem do Battlefielda 1, w którym moją ulubioną klasą jest szturmowiec.

ZASTRZEŻENIE

Wyjazd i pobyt autora na targach E3 opłaciliśmy we własnym zakresie. Firma EA pokryła dodatkowe wydatki związane z wcześniejszym przyjazdem do Los Angeles na imprezę EA Play.

Michał Mańka

Michał Mańka

Przygodę z GRYOnline.pl rozpoczął w kwietniu 2015 roku od odpowiadania na maile i przygotowywania raportów w Excelu. Później zajmował się serwisem Gameplay.pl, działem publicystyki na Gamepressure.com i jego kanałem na YouTube, w międzyczasie rozwijając swoje umiejętności w tvgry.pl. Od 2019 roku odpowiadał za stworzenie i rozwijanie kanału tvfilmy, a od 2022 roku jest redaktorem prowadzącym dział wideo, w którego skład w tym momencie wchodzi tvgry, tvgry+, tvfilmy oraz tvtech. Zatrudnienie w GRYOnline.pl po części zawdzięcza filologii angielskiej. Mimo że obecnie pracuje na wielu frontach, najbliższy jego sercu nadal pozostaje gaming. W wolnych chwilach czyta książki, ogląda seriale i gra na kilku instrumentach. Nieprzerwanie od lat marzy o posiadaniu Mustanga.

więcej

Battlefield V

Battlefield V