Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Assassin's Creed Origins Publicystyka

Publicystyka 13 czerwca 2017, 15:00

Graliśmy w Assassin's Creed: Origins – ostrożna rewolucja Ubisoftu

Oto jest! Nowa odsłona serii Assassin's Creed zabierze nas w podróż w czasie: odwiedzimy starożytny Egipt, wdrapiemy się na piramidy, a na koniec powalczymy w stylu znanym z… Wiedźmina 3. Na targach E3 graliśmy w Assassin’s Creed: Origins.

ASSASSIN’S CREED: ORIGINS W SKRÓCIE:
  1. akcja osadzona w starożytnym Egipcie;
  2. zróżnicowany świat porównywalny z obszarem z Black Flag;
  3. głównym bohaterem będzie Bayek;
  4. wiele akwenów wodnych i możliwość nurkowania;
  5. zmodyfikowany interfejs (brak minimapy);
  6. zmiany w systemie walki na wzór Wiedźmina 3;
  7. mniejszy realizm świata przedstawionego (np. sterowanie lecącą strzałą czy mityczne stwory).

Stało się. Po dwóch latach przerwy Ubisoft powraca z serią Assassin’s Creed, jakby chciał przypomnieć, że w kwestii opowieści o zakapturzonych skrytobójcach nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Francuski koncern pragnie zatrzeć złe wrażenie po Unity i Syndicate, które zdaniem wielu jedynie odcinały kupony od wypracowanego lata temu sukcesu. Zgodnie z podejrzeniami i docierającymi już wcześniej plotkami na wielu frontach Origins serwuje prawdziwą rewolucję. Deweloperzy znacznie podrasowali swoje dzieło, wykorzystując rozwiązania podpatrzone u konkurencji i przywracając lubiane przez miłośników cyklu akcenty. Czy obrana droga okaże się tą właściwą?

Z góry uprzedzam, że ocenienie tego, co pokazano w Los Angeles na targach E3, jest szalenie kłopotliwe. Z jednej strony trudno nie przyklasnąć próbie odświeżenia serii, z drugiej jednak poczynione zmiany nie wszystkim fanom muszą przypaść do gustu. Głównie dlatego, że na kilku płaszczyznach Origins mocno odstaje od tego, do czego zostaliśmy przyzwyczajeni, wcielając się w postacie Altaira, Ezia Auditore i kolejnych rzeźników ukrywających ostrze w rękawie.

Wielki Egipt

Graliśmy w Assassin's Creed: Origins – ostrożna rewolucja Ubisoftu - ilustracja #1

ZMIANY, ZMIANY

W grze przemierzymy sporo akwenów i co ważne, po raz pierwszy w historii serii da się w nich zanurkować. Do tej pory Assassin’s Creed nie oferowało takiej opcji, nie licząc dzwonów z Assassin’s Creed IV: Black Flag, ale tam były to konkretne miejscówki, precyzyjnie ulokowane w świecie gry. W Origins będziemy mogli zanurzyć się wszędzie tam, gdzie przyjdzie nam na to ochota. Niech żyje nowa wersja Animusa!

Origins powraca do koncepcji otwartego świata z obszarami pozamiejskimi, którą ostatni raz Ubisoft bawił się w Assassin’s Creed: Rogue. Będzie to de facto pierwsza odsłona serii powstała na silniku AnvilNext 2.0 oferująca taką możliwość – zarówno w Unity, jak i w Syndicate mieliśmy do dyspozycji jedynie sporych rozmiarów metropolie. Powiększenie obszaru działań zaowocowało powrotem koni, które – podobnie jak w Wiedźminie 3 i Red Dead Redemption – da się przywołać jednym przyciskiem pada.

Zestaw wierzchowców wzbogaci się ponadto o wielbłądy, a z siodła – i to jest nowość – będziemy w stanie strzelać z łuku. Do dyspozycji Bayeka, postaci, w którą się wcielimy, oddane zostaną także rydwany, które kupimy w stajniach – jednym z kilku typów budynków pozwalających wydać ciężko zarobione przez asasyna pieniądze. Pozostałe to kuźnie i warsztaty krawieckie, oferujące oręż i odzienie dla skrytobójcy. W Origins występują ponadto tradycyjni kupcy, u których nabędziemy inne przedmioty użytkowe.

Witajcie w Egipcie...

...który nie tylko z pustyni się składa.

Wykorzystanie wierzchowców i rydwanów okaże się konieczne, bo w ogromnym świecie znajdować ma się stosunkowo niewiele punktów szybkiej podróży. Te zostaną zrealizowane w takiej samej formie jak w Unity i w Syndicate, a więc za pośrednictwem punktów widokowych. Tak, tak – jeśli ktoś miał obawę, że charakterystyczny element cyklu zniknie bezpowrotnie, to uspokajamy, rzeczone punkty się pojawią, ale z pewnością nie będą rozrzucone tak gęsto jak chociażby w Assassin’s Creed II, gdzie na stosunkowo małych obszarach czekało na nas ponad pięćdziesiąt lokacji oferujących synchronizację.

W tym starciu obstawiam... hipopotama!

Sowa czy dron?

Graliśmy w Assassin's Creed: Origins – ostrożna rewolucja Ubisoftu - ilustracja #2

ZMIANY, ZMIANY

Origins to pierwsza duża odsłona serii Assassin’s Creed, w której zabraknie minimapy. Autorzy wykorzystali patent Bethesdy z serii The Elder Scrolls, polegający na umieszczeniu paska nawigacyjnego w górnej części ekranu. Kolejne warte zainteresowania punkty będą się sukcesywnie pojawiać na kompasie, w miarę naszego zbliżania się do nich.

Specyficzne podejście do eksploracji świata wymusi częste korzystanie z usług wytresowanego orła, który działa na identycznej zasadzie jak... sowa w Far Cry Primal. Ubisoft znany jest z tego, że do swoich nowych produkcji lubi wrzucać rozwiązania sprawdzone w innych grach i z takim właśnie przypadkiem mamy tu do czynienia. Jak działa zwiadowca? Bardzo prosto. Po „wystrzeleniu” ptaka możemy latać na nim na dość ograniczonej przestrzeni i oznaczyć markerami wrogów oraz interesujące lokacje. Te ostatnie wystąpią w formie pytajników, zupełnie jak w Wiedźminie 3. Dopiero zbliżenie się do takiego punktu ujawni jego funkcję. Warto od razu dodać, że wbrew obawom fanów w Origins pojawi się również tzw. wzrok orła. Bayek będzie mógł skanować okolicę „pulsacyjnie” – na takiej samej zasadzie, jak robiło się to w Unity, a umiejętność ta pozwoli wskazać położenie cennych przedmiotów, np. skrzyń ze skarbami.

No i tak tu się powoli żyje na tej egipskiej wsi.

Nie ukrywam, że to właśnie warstwa eksploracyjna przedstawia się w Origins najciekawiej. Duży, otwarty świat (porównywalny z tym z Black Flag, co naprawdę robi wrażenie) daje nadzieję na wiele interesujących lokacji, nie tylko miast z prawdziwego zdarzenia, ale również malutkich wiosek i oaz. Trudno jednak w tej chwili powiedzieć, jak wiele różnych aktywności zaoferuje gra i jak prędko się one znudzą. Poprzednie odsłony cyklu Assassin’s Creed szybko stawały się zbyt powtarzalne pod względem zadań pobocznych, a i same gry nie zawsze były ciekawe. Deweloperzy z Ubisoftu będą musieli się naprawdę mocno nagimnastykować w tej materii, jeśli weźmiemy pod uwagę dostępny obszar, a o rodzajach aktywności na razie mówić nie chcą. Nie wiadomo dlaczego.

„Egipt jest darem Nilu” – Herodot, Dzieje.

Widoczek, że mucha nie siada.

Wiedźmin w Egipcie

Przez lata sporo kontrowersji w Assassin’s Creed wzbudzała walka, bo – nie licząc pierwszej odsłony – była ona szalenie łatwa. Deweloperzy konsekwentnie robili ze skrytobójców prawdziwe maszyny do zabijania, a rywale cierpliwie ustawiali się w kolejce, żeby dostać potężne bęcki. Próby naprawienia tej sytuacji w Unity i Syndicate udały się połowicznie – starcia wymagały większego zachodu, ale po dokoksowaniu postaci wracaliśmy do punktu wyjścia.

Remedium przyszło z dość nieoczekiwanej strony – autorzy zapatrzyli się na rozwiązania dostępne w Wiedźminie 3 i opracowali zupełnie nowy mechanizm wymiany ciosów. Teraz nie wystarczy wpaść w grupę wrogów i systematycznie wciskać jeden przycisk, żeby nasz śmiałek sukcesywnie eliminował kolejnych niemilców. System walki wymaga stosowania uników i odskoków, co zmusza do większej uwagi. Problem stanowi jednak to, że same potyczki wyglądają niezbyt realistycznie. Przesuwający się w mgnieniu oka asasyn to nie jest to, do czego przyzwyczaił nas chociażby tańczący z gracją wokół wrogów Ezio Auditore.

Uncharted 5: Pośród asasynów.

Narzekania na mniejszy realizm dotyczą zresztą całego Origins. Po pierwszej prezentacji fanom niespecjalnie przypadł też do gustu wylatujący na żądanie orzeł, sterowanie wypuszczoną z łuku strzałą oraz... wtręty z pogranicza mitologii w postaci walk z fantastycznymi stworami. Owszem, sporo racji będą mieć ci z Was, którzy przypomną wątek Pierwszej Cywilizacji, zeskakiwanie ze stumetrowej wieży w stóg siana czy też inne fantazje rodem z gatunku science fiction. Problem polega jednak na tym, że po wejściu do Animusa gra całkiem zgrabnie trzymała się realiów historycznych i pomijając rozwiązania gameplayowe (wspomniane już skoki wiary), oszczędzała nam scen rodem z God of War. Origins pod tym względem wydaje się na tę chwilę zupełnie inną pozycją, a to z kolei może zniechęcić dotychczasowych fanów cyklu.

Wielbłądy to garbata nowość w serii.

Wróćmy jednak do samej walki. Poczynione zmiany sprawiły, że wrogów tłucze się zupełnie inaczej niż dotychczas. Potyczki są bardzo bezpośrednie i dużo zależy od umiejętności gracza. Część uderzeń da się zablokować tarczą, istnieje też możliwość parowania z opcją zastosowania kontrataku. Mało tego, autorzy opracowali sprawny system tworzenia kombosów, które pozwalają nie tylko wyprowadzać ciosy, ale też włączyć do sekwencji użycie gadżetów, np. petard dymnych. Nowością jest także pasek adrenaliny, napełniający się w trakcie starcia. Kiedy dobije on do maksimum, Bayek będzie mógł wykonać morderczy atak, na ogół posyłający oponenta na tamten świat.

Sprawne tańczenie wokół rywali ułatwi również mechanizm ich oznaczania, który pozwoli skupić się tylko na jednym przeciwniku, a co za tym idzie – uczynić potyczkę bardziej wyrafinowaną i mniej chaotyczną. Warto dodać, że dla osób niebędących w stanie ogarnąć nowego systemu twórcy przygotowali też opcję przełączenia się na klasyczne mechanizmy. Jak to jednak wypada w akcji, nie dane nam było sprawdzić.

Sfinks jeszcze ma nos!

Ostrożny optymizm

Origins zawiera rozbudowany system rozwoju postaci. Jest on o tyle istotny, że wzorem Wiedźmina 3 (znowu!) zadaniom przypisano sugerowany poziom, na którym powinniśmy je wykonać. Zdobywane po awansie punkty zdolności będziemy przekuwać na konkretne umiejętności w dość rozbudowanym drzewku. To ostatnie stanowi jedną całość, ale da się wyróżnić trzy grupy determinujące konkretne style rozgrywki. Nie ma żadnych ograniczeń w planowaniu rozwoju protagonisty, ale nie uzyskaliśmy odpowiedzi na pytanie, czy w trakcie jednej rozgrywki będziemy w stanie rozwinąć wszystkie talenty. Warto od razu dodać, że na wbudowanych ekranach bohatera spędzimy całkiem sporo czasu. Origins ma do zaoferowania pokaźną liczbę środków zagłady i gadżetów (np. strzałki usypiające i wspomniane wcześniej petardy dymne), gra proponuje także prosty system rzemiosła, pozwalający nie tylko tworzyć nowe przedmioty, ale też rozkładać znajdowane po drodze bibeloty.

Z prochu powstałeś, w mumię się zamienisz.

W ostatecznym rozrachunku Assassin’s Creed: Origins prezentuje się intrygująco. Nie potrafię teraz powiedzieć, czy wszystkie zaserwowane przez Ubisoft zmiany przypadną mi do gustu, ale szanuję deweloperów za to, że wyszli poza dotychczasowy schemat i przynajmniej próbują wdrożyć nowe rozwiązania, nawet jeśli są to bezczelne zapożyczenia z innych produkcji, przede wszystkim z Wiedźmina 3. Dużo obaw mam co do aktualnego działania gry – tytuł nie był wolny od bugów i glitchy. Co prawda autorzy zaznaczyli, że mamy do czynienia z wersją alfa, ale w kontekście rychłej premiery obecność błędów źle wróży, zwłaszcza gdy weźmie się pod uwagę kondycję poprzednich dzieł z tej serii w dniu ich ukazania się i dodatkowy czas, który rzekomo miał zostać przeznaczony na doszlifowanie całości.

Zagadką pozostaje też fabuła. Historia Bayeka i jego wpływ na powstanie bractwa asasynów są na razie ściśle strzeżoną tajemnicą i poza ogólnikami deweloperzy nie puszczają pary z ust. Zupełnie nic nie wiadomo o wątku współczesnym, który w kolejnych latach ulegał systematycznej marginalizacji. Origins ma rzekomo stanowić nowe otwarcie w tej kwestii, ale to wiadomo z plotek, a nie od autorów gry, a to z ich chcielibyśmy usłyszeć jakieś konkrety. Tym razem się nie udało, poczekamy do gamescomu.

ZASTRZEŻENIE

Wyjazd autora tekstu na targi E3 opłaciliśmy we własnym zakresie.

Krystian Smoszna

Krystian Smoszna

Gra od 1985 roku i nadal mu się nie znudziło. Zaczynał od automatów i komputerów ośmiobitowych, dziś gra głównie na konsolach i pececie w przypadku gier strategicznych. Do szeroko rozumianej branży pukał już pod koniec 1996 roku, ale zadebiutować udało się dopiero kilka miesięcy później, kilkustronicowym artykułem w CD-Action. Gry ustawiły całą jego karierę zawodową. Miał być informatykiem, skończył jako pismak. W GOL-u od blisko dwudziestu lat, do 2023 pełnił funkcję redaktora naczelnego. Gra w zasadzie we wszystko, bez podziału na gatunki, dużą estymą darzy indyki. Poza grami interesuje się piłką nożną i Formułą 1, na okrągło słucha też muzyki ekstremalnej.

więcej

Assassin's Creed Origins

Assassin's Creed Origins