Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 20 sierpnia 2009, 20:25

autor: Marek Grochowski

FIFA 10 - (gamescom 2009)

Na imprezie w Kolonii główny producent FIFY, David Rutter, pokazał, co będzie różniło tegoroczną edycję sportówki od jej poprzedniczki.

FIFA 10 w wydaniu konsolowym to zupełnie inny produkt niż to, co otrzymują co roku posiadacze PC. Zamiast archaicznej grafiki mamy dopracowane sylwetki i animacje piłkarzy, stadiony od dawna wyglądają jak prawdziwe, a piłka faktycznie przypomina piłkę, nie zaś ołowianą kulę, która ciągnie się za więźniami.

Przez ostatnie miesiące sukcesywnie informowaliśmy o ulepszeniach, jakie autorzy FIFY 10 szykują w next-genowej wersji swojej kopanki. Dotychczas mogliśmy mówić tylko o drobnych poprawkach, natomiast na wzmianki o bardziej istotnych nowościach trzeba było czekać aż do targów gamescom. Właśnie na imprezie w Kolonii główny producent FIFY, David Rutter, pokazał, co będzie różniło tegoroczną edycję sportówki od jej poprzedniczki.

Pierwsze z mocnych uderzeń to zapowiedziany na konferencji EA tryb Virtual Pro Mode, który w jeszcze większym stopniu podkreśli indywidualność gracza. Opcja ta pozwoli zaimportować do gry własne zdjęcie, a następnie przerobić je na trójwymiarowy model twarzy, która będzie zdobić sylwetkę stworzonego przez nas piłkarza. Takiego kopacza będziemy mogli umieścić następnie w dowolnej drużynie i wypróbować jego zdolności w każdym trybie rozgrywki. Sportowiec zostanie opatrzony zestawem cech, spośród których pewne dobierzemy sami (wygląd, pseudonim, ulubioną pozycję, wymowę nazwiska przez komentatora), inne – odnoszące się do boiskowych zdolności – ulegną rozwinięciu na dalszych etapach kariery. Nie trzeba przy tym dodawać, że z postępami gracza wiązać się też będzie awans w międzynarodowym rankingu (Pro Leaderboard).

 

Jak na razie patent z tworzeniem własnej postaci prezentuje się całkiem obiecująco, ale nie zapominajmy, że podobne rzeczy Elektronicy zdążyli już zastosować na początku bieżącej dekady (choćby w serii NHL), dlatego też w przypadku FIFY 10 trudno mówić o wielkim zaskoczeniu. Ciekawie przedstawia się za to sposób nagradzania piłkarza za dobre występy – szczególne osiągnięcia będą odnotowywane na kartach wirtualnego albumu, a w podzięce za dobrą grę uzyskamy dostęp do najrozmaitszych gadżetów: od długich rękawów przy koszulce po wymyślne opaski i rzemyki. W FIFIE 10 pojawi się też kilkadziesiąt „cieszynek”, czyli sposobów celebrowania zdobytej bramki, nie wspominając już o zwodach czekających tylko na to, aż je odblokujemy – tym bardziej, że tym razem podczas wkręcania oponentów w murawę będziemy mogli korzystać naraz z obu triggerów xboksowego kontrolera.

Prawdziwie premierowa opcja to tryb o zachęcającej nazwie Create a Set Piece. Z pozoru wygląda on jak zwykły trening, podczas którego możemy przećwiczyć stałe fragmenty gry albo przetestować zwody. Różnica polega na tym, że teraz mamy całkowity wpływ na to, jak nasi zawodnicy zachowują się w trakcie rzutu wolnego. Decyzje o ich ruchach podejmujemy w prosty, intuicyjny wręcz sposób.

Najpierw wybieramy jedną z ośmiu stref boiska, zlokalizowanych wokół pola karnego, czyli miejsce, skąd wykonamy strzał albo dośrodkowanie. Następnie wskazujemy piłkarza, który podczas wrzutki ma wbiec w szesnastkę i wywołać zamieszanie w defensywie przeciwnika. Gdy mamy już swojego wybrańca, przy użyciu gałki analogowej rysujemy ścieżkę, którą będzie podążał. Możemy zrobić to samo z każdym z pozostałych zawodników, wyznaczając poszczególnym graczom różne kierunki biegu. Kiedy wszystko jest już gotowe i boisko wygląda jak po zetknięciu z flamastrami Jacka Gmocha, zapisujemy szablon pod jednym z przycisków D-Pada.

I voila, możemy już straszyć przeciwników niekonwencjonalnymi zagraniami – zarówno w singlu, jak i w multiplayerowych potyczkach. EA uprzedza jednak, że jeżeli użytkownicy znajdą sposób na nieuczciwe rozwiązywanie rzutów wolnych – choćby poprzez wykorzystywanie błędów w grze, opcja stosowania w sieci własnych wynalazków zostanie definitywnie wyłączona. Mecze online będą w tym roku pod wyjątkowym nadzorem autorów, bo pamiętają oni problemy z FIFY 09, gdzie ponad 2 mln osób spotkało się niekiedy z nadużyciami pokroju przerobionych składów drużyn albo wypróbowanych sposobów na zdobycie bramki. Tym razem w Internecie będzie o wiele przyjaźniej, a niedoświadczeni gracze będą mogli zmierzyć się z równie początkującymi fanami piłki – gra wyszuka przeciwników adekwatnie do naszych umiejętności oraz pozycji, jaką aktualnie zajmujemy w światowym rankingu, nie narażając tym samym nikogo na pojedynki Dawidów z Goliatami. Dla zawodowców przewidziano rozgrywki Pro Club Championship, gdzie będą mogli w pełni wyżyć się na wytrenowanych rywalach.

Programiści postarają się ponadto wyeliminować użytkowników, którzy z premedytacją wychodzą z gry podczas trwającego meczu, by nie zapisać na swoim koncie wysokiej porażki. Ucieczki będą kończyć się walkowerem 3:0.

Wersja gry pokazana na gamescomie jest bardzo bliska tej, która trafi na rynek w październiku. Słynny drybling w dowolnym kierunku (w pełnych 360 stopniach) został już całkowicie doszlifowany i jeżeli dysponujemy tylko zręcznymi palcami, możemy bez problemu wymanewrować każdego obrońcę, stwarzając sobie liczebną przewagę w ataku. Sędzia główny także stara się nie przeszkadzać w rozgrywaniu piłki – puszcza grę, gdy mimo faulu utrzymujemy się przy futbolówce, a kiedy pan z gwizdkiem stoi akurat na linii podania, unosi nogę, by łaciata mogła potoczyć się do naszego partnera z zespołu. Sędziemu zdarza się także przeoczyć niekiedy minimalne spalone, co dodaje FIFIE realizmu, ale jednocześnie może wprawić w zdenerwowanie, jeśli wypuszczaliśmy akurat napastnika do akcji sam na sam.

Odnosząc się do kwestii pozaboiskowych, David Rutter potwierdził, że w FIFIE 10 zobaczymy ten sam zestaw lig, co rok temu. Oznacza to ni mniej, ni więcej, że nasza emocjonująca – zarówno na stadionach, jak i na salach sądowych – Ekstraklasa, ponownie doczeka się wycieczki w cyberprzestrzeń, gdzie zmagania polskich drużyn jak zawsze relacjonować będą rodzimi komentatorzy – Szpakowski i Szaranowicz. A gdy podstawowa zawartość gry w końcu nam się znudzi, będziemy mogli zajrzeć do usługi Xbox Live – tam tuż po premierze kopanki zostaną opublikowane bezpłatne dodatki – m.in. nowe stadiony w rodzaju madryckiego Estadio Santiago Bernabeu.

Nowe podejście do potyczek w sieci oraz opcje tworzenia własnego zawodnika czy stałych fragmentów gry nie uczynią z konsolowej FIFY 10 produkcji kipiącej świeżością, ale z powodzeniem wystarczą, by fani serii mogli po raz kolejny wybrać się do sklepów po swoje pudełko ze sztandarowym produktem EA Sports. Wprowadzone tym razem nowinki to jedna trzecia zawartości gry, co w połączeniu z usprawnieniami gameplaya (głównie z dryblingiem 360), daje efekt, dzięki któremu producenci mogą spokojnie patrzeć w przyszłość – nawet jeśli na horyzoncie majaczy już Pro Evolution Soccer 2010.

Marek „Vercetti” Grochowski

FIFA 10

FIFA 10