Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 13 lutego 2007, 16:02

autor: Wojciech Gatys

Death to Spies - zapowiedź

Przygody BJ Blazkowicza, Sama Fishera i numeru 47 w jednym? To na pewno marzenie wielu graczy, które już wkrótce może się ziścić.

Pewnie niektórzy z niedowierzaniem podniosą brew, czytając te herezję, ale wiecie co? Były kiedyś takie czasy, że nikt nie produkował gier umieszczonych w realiach drugiej wojny światowej. Po cudownych chwilach, jakie zafundował nam Wolfenstein 3D, przez wiele lat czekaliśmy na kontynuację albo choćby dobrą strategię, w której moglibyśmy skopać tyłki wrednym nazistom. Na szczęście ktoś się w końcu obudził i dobra passa rozpoczęta przez Return to Castle Wolfenstein trwa do dziś – Call of Duty, Medal of Honor czy Company of Heroes doskonale czerpią z wydarzeń historycznych. Co prawda na każde CoD przypada z tuzin Dirty Dozenów, ale fani drugiej wojny nie mogą narzekać. Wygląda na to, że wkrótce także Ci, którym w grach wojennych brakuje frontu wschodniego lub perspektywy trzecioosobowej, będą w pełni usatysfakcjonowani.

Czapka Hitlera zdobyta przez agentów Smiersz i oryginalne, strzelające pióro z czasów drugiej wojny światowej.

Smiersz – tak nazywa się ta gra w rosyjskim oryginale, a znaczenie tego słowa pochodzi od zwrotu smiert’ szpionam czyli tak jak po angielsku – śmierć szpiegom. Szkoda, że z równą gracją nie udało się przetłumaczyć tytułu, choć Killsp albo Śmiersz mogłyby rzeczywiście brzmieć dość śmiersznie. Śmiesznie znaczy. Producenci gry – studio Haggard Games – nie wymyślili zresztą tego terminu – Smiersz rzeczywiście istniał w czasie Wielkiej Wojny Ojczyźnianej i był specjalną jednostką stworzoną w celu likwidacji agentów wrogich wywiadów.

Początki tej formacji nie są zbyt chwalebne – żołnierze Smierszu, albo inaczej – czwartego departamentu sowieckiego kontrwywiadu – rekrutowali się z najlepszych oddziałów NKWD, które miały za zadanie wyszukiwać zdrajców, dezerterów i kryminalistów w Armii Czerwonej. Jak dobrze wiemy z historii, sowiecka machina terroru często aresztowała i torturowała także Bogu ducha winnych pasterzy z Uralu, którym nie w smak było nacieranie na niemieckie czołgi z magazynkiem w ręku (karabinów nie starczało dla wszystkich).

Smiersz występował nawet w powieściach z Bondem, a sam Ian Fleming bardzo się nim interesował, o czym czytamy w jego biografii.

Tak czy inaczej, najlepsi z najlepszych trafiali do departamentu czwartego, a ich zadaniem było rozpracowywanie niemieckiego wywiadu – często smierszowcy zapuszczali się daleko na wrogie terytorium z zadaniem wykradnięcia ważnych dokumentów czy eliminacji lub porwania wrogich oficerów i ich agentów. Jeśli po drodze zdarzyła się okazja do sabotażu – tym lepiej.

I to właśnie takim Samem Fisherem (lub jak kto woli – Garrettem) drugiej wojny światowej staniemy się w Death to Spies. Jak zwykle w przypadku rosyjskich produkcji możemy liczyć na wierność realiom historycznym – szef projektu Aleksiej Agałamow spędził wiele godzin w archiwach NKWD i Armii Czerwonej, aby poznać zasady działania, szkolenie i misje, w jakich brali udział pracownicy departamentu czwartego. Okazuje się, że metody, jakie stosowali skrytobójcy na usługach wywiadu nie zmieniły się aż tak bardzo od czasów drugiej wojny, wobec czego producenci Death to Spies nie ukrywają, że ich gra będzie czerpać z najlepszych produkcji gatunku stealth – Śmierć Szpiegom ma rzucić wyzwanie takim bestsellerom jak Hitman czy Splinter Cell.

Agenci departamentu czwartego często wykradali tajne informacje o hitlerowskiej wunderwaffe.

Jak mawiał sierżant Czernousow, nigdy nie należy iść w bój z nie naładowaną pepeszą, a więc ambitne zapowiedzi Haggard Games poparte są konkretnymi przykładami. Przede wszystkim Rosjanie zamierzają rzucić na pierwszą linię frontu bardzo zaawansowany silnik graficzny. Poprzednio Agałamow i jego towarzysze pracowali nad pierwszym rosyjskim MMORPG – Sphere – i doświadczenie związane z tworzeniem rozległych i realistycznych lokacji zamierzają wykorzystać w swojej nowej produkcji. Silnik Death to Spies obsługuje wszystkie nowinki związane z odbiciami, cieniowaniem, dymem czy efektami cząsteczkowymi. W trakcie misji odwiedzimy zarówno pomieszczenia zamknięte (świetnie wygląda baza okrętów podwodnych Kriegsmarine) jak i rozległe plenery, a możliwość wykorzystania pojazdów pozwoli nam się szybko ewakuować z miejsca akcji. Zbyt długie przebywanie w towarzystwie oficera Wehrmachtu z dziurą w głowie mogłoby przynieść opłakane skutki.

Headshot gwarantuje, że mundur się nie zaplami.

Kolejnym elementem, który decyduje o powodzeniu „skradanki” jest sztuczna inteligencja przeciwników. I pod tym względem Death to Spies ma w niczym nie ustępować wiodącym produkcjom. Patrolujący żołnierze wyposażeni będą w zmysł słuchu i wzroku, dzięki którym będą mogli nas wypatrzyć albo usłyszeć. Te umiejętności będzie też można obrócić przeciwko nim samym. Podejrzany szmer na pewno zwabi niemieckiego strażnika w ciemny zaułek – teraz wystarczy skoczyć na niego z góry i jednym ruchem skręcić kark. Musimy jednak uważać – pułapki zastawione w wyjątkowo podejrzanych miejscach spowodują, że zanim nasza potencjalna ofiara zacznie sprawdzać, co się dzieje, wezwie na wszelki wypadek swojego towarzysza. Walka z dwoma uzbrojonymi po zęby esesmanami nie musi wcale pójść gładko, a przypadkowy strzał na pewno zaalarmuje cały garnizon. Trzeba też pamiętać, że ślady krwi na mundurze, który postanowiliśmy pożyczyć od niemieckiego żołnierza natychmiast wydadzą się podejrzane. Przeciwnicy są nawet w stanie rozpoznać, że korzystamy z radzieckiej broni, a więc po przebraniu się w faszystowskie ciuchy będziemy zdani na tubylczy arsenał. I własne wyszkolenie w dziedzinie walki wręcz.

Podobnie jak w serii Hitman, również w Death to Spies sami zdecydujemy o tym, w jaki sposób chcemy zrealizować cele misji. Dzięki możliwości ukrywania się, przenoszenia ciał czy zmiany ubrań, możemy wypróbowywać różne taktyki. Ogłuszyć sierżanta, przejąć jego mundur i dzięki temu podejść bliżej do oficera? A może wejść na rusztowanie i skorzystać z wiernego karabinu snajperskiego? Ale czy uda się później uciec? W warunkach wojennych nie ma co liczyć na „pomoc” cywilów i szybkie czmychnięcie w stroju jednego z nich. A niemiecki mundur na pewno nie zagwarantuje nam bezpieczeństwa, jeśli właśnie zamordowano wysokiego rangą wysłannika Abwehry. Co prawda nasz bohater może zaminować wybrane budynki i zastawić wiele pułapek zanim wkroczy do akcji, aby po jej ukończeniu wzniecić chaos i panikę, ale hitlerowcy na pewno nie będą się długo zastanawiać, czy złapanie sowieckiego zabójcy jest w tej chwili sprawą priorytetową.

W takich przypadkach wyjątkowo skuteczna acz perfidna, jest metoda... zaminowania ciała zabitego żołnierza. Strażnik, który zauważy leżącego kompana na pewno szybko podbiegnie, aby sprawdzić, co się stało i zaalarmuje innych wartowników. Teraz wystarczy, że jeden z kilku stojących nad ciałem gapiów przewróci je na plecy w celu identyfikacji i... BLAM. Skutki chyba każdy jest w stanie sam sobie wyobrazić. Okrutne? Tak. Sprytne? Jak najbardziej. Wierne realiom historycznym? Podobno.

Dla niemieckich szpiegów przekaz był jasny.

Prócz tych sprytnych nowinek, nie zapomniano o standardowych opcjach, które widzieliśmy w innych grach. Nasz smierszonośny bohater potrafi więc zaglądać do pomieszczeń przez dziurkę od klucza, łamać zamki, zawisać pod sufitem i dokonywać mrożących krew w żyłach akrobacji w trakcie ucieczek dachami. Jest też w stanie poprowadzić niemal każdy pojazd – od motocykla, przez ciężarówkę aż po samolot, no i umie pływać. Sowiecki zabójca, wynurzający się powoli z rzeki, aby zadać decydujący cios – takie rzeczy musiały śnić się po nocach niemieckim oficerom, przebywającym na froncie wschodnim. Teraz możemy sprawić, że te sny się ziszczą.

Niestety, gra nie będzie wyposażona w tryb gry wieloosobowej, co może zniechęcić do niej wielu fanów Splinter Cella – ostatecznie to właśnie pojedynki multiplayerowe, a szczególnie genialna opcja kooperacji są tak cenione przez miłośników tej serii. Haggard Games koncentrują się jednak na misjach pojedynczych i obiecują, że ich produkcja nieraz nas zaskoczy.

Przygody BJ Blazkowicza, Sama Fishera i numeru 47 w jednym? To na pewno marzenie wielu graczy, które już wkrótce może się ziścić. Trzymamy kciuki za Death to Spies – ciekawe rozwiązania, interesujący temat, atmosfera drugiej wojny i solidne podłoże historyczne powinny zagwarantować tej produkcji sukces. Ostatecznie – któż nie chciałby się wcielić w cichego zabójcę nazistów?

Wojtek „Malacar” Gatys

NADZIEJE:

  • ciekawy temat i podłoże historyczne;
  • wierność realiom II wojny światowej i oryginalnym materiałom;
  • ciekawe rozwiązania – unikatowe w gatunku stealth;
  • solidna grafika.

OBAWY:

  • brak multiplayera;
  • niewielkie doświadczenie studia.
Death to Spies

Death to Spies