Siła kobiet na ekranie

Johansson i Pugh przypominały regularnie w wywiadach, że Czarna Wdowa będzie przede wszystkim filmem o przekazie feministycznym – ten rzeczywiście jest widoczny i jak na Marvela naprawdę subtelnie podany. Kino potrzebuje silnych postaci kobiecych i stojącymi za nimi jeszcze mocniejszych historii, dlatego też warto głośno powiedzieć, że Black Widow robi to dobrze. Motywy niezależności, emancypacji i usamowolnienia współgrają tu z fabułą, mając bezpośredni związek z poczynaniami złoczyńców oraz przeszłością głównych bohaterek.
Cate Shortland, reżyserka rzeczonego dzieła, w bardzo naturalny sposób obala płciowe stereotypy, punktując mityczną męską siłę (zarówno fizyczną, jak i sprawczą) i maskulinizację, zarazem wysuwając na pierwszy plan kobiecą determinację i zaangażowanie w dążeniu do wyznaczonego celu. To naprawdę ważne, aby owe zależności filmy pokazywały w sposób nienatrętny, uniwersalny i spójny z fabułą. Może nie jest to jeszcze szczyt twórczej subtelności, ale jeżeli pamiętacie przerysowaną scenę z Końca gry prezentującą solidaryzowanie się kobiet, w przypadku Czarnej Wdowy ani nie odczujecie zakłopotania, ani nie zostaniecie wybici z kinowej immersji.
WIĘCEJ, WIĘCEJ PREQUELI!
Kevin Feige, szef Marvel Studios, wyznał niedawno, że podoba mu się to, co zrobił z innymi twórcami w Czarnej Wdowie, i chciałby, aby w przyszłości pojawiło się więcej prequeli tego typu poruszających nieznane wcześniej wątki czołowych superbohaterów przynależących do MCU. Trochę niepokoi mnie ten komunikat, bo nie chcę więcej filmów pokroju Black Widow, które starają się wytłumaczyć po latach to, co nigdy nie zostało wytłumaczone. Nie ma co roztrząsać kwestii zagubionych w przeszłości. Przyszłość Marvela to przede wszystkim nowi superbohaterowie, autorskie wizje i świeże historie – przynajmniej w mojej opinii.
Jedni zapomną, inni zapamiętają

Być może powinienem nieco wcześniej przyznać się do tego, że z czteroosobowej ekipy, z jaką udałem się do kina, jako jedyny byłem w miarę zadowolony po seansie, ale jestem wręcz przekonany, iż Czarna Wdowa przypadnie do gustu więcej niż jednej czwartej widowni. Jest to bowiem typowy film Marvela – nakręcony tak, aby choć trochę spodobał się wszystkim jego sympatykom, niemniej z pewnością niereprezentujący sobą niczego ekstra, co przyciągnęłoby część widowni sceptycznie nastawioną do tworów MCU.
W Black Widow bolą trzy rzeczy – schematyczność, brak logiki, a przede wszystkim mocno naciągana pozycja filmu na marvelowskiej osi czasu. Utrzymana jakość realizacyjna i ciekawe pomysły na postacie oraz pokazanie relacji między nimi sprawiają jednak, że Czarną Wdowę ogląda się... dobrze. Tak po prostu. Kinomanom powiem, że się nie zawiodą, jeśli wybiorą ją na wieczorny seans, a fanom MCU przekazuję – to produkcja znajdująca się w gdzieś pośrodku stawki, jeżeli chodzi o ranking wszystkich dzieł z serii.
A gdyby jednak gdzieś szukać ważnej roli tego filmu, jeszcze raz wspomnę o jego feministycznym, acz nieinwazyjnym wydźwięku. To kino kobiece przeznaczone dla wszystkich widzów – rzadko spotykana rzecz w dzisiejszych czasach. Nie zdziwiłbym się więc, gdyby nie zapomniano o nim w przyszłości właśnie z tego powodu. Bo jeżeli chodzi o pomysł i oryginalność, Czarnej Wdowie daleko do ideału. No chyba że zrobimy tak, jak wspominałem, i postawimy na powrót do przeszłości. Wehikuł czasu, to byłby cud...
O AUTORZE
Miłośnik MCU, wielki fan Strażników Galaktyki i duchowy kumpel Taiki Waititiego. Uwielbia Zimowego Żołnierza, Wojnę bohaterów i ogólnie wszystko, co wyszło spod ręki braci Russo. Ubolewa nad tym, że netflixowy Daredevil już się skończył. Oczekuje z niecierpliwością na The Eternals, które wygląda jak marvelowski Nomadland. Lubi Czarną Wdowę, ale już zdążył się o niej napisać.
Chcesz przeczytać trochę więcej tekstów mojego autorstwa? Zapraszam na mój fanpage – LudoNarrator.
