Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 14 maja 2008, 17:59

autor: Patryk Rojewski

Commanders: Attack of the Genos - przed premierą

Strategia turowa Commanders: Attack of the Genos reprezentuje gatunek, który de facto jest już na wymarciu. Cieszy więc fakt, że panowie ze SouthEnd Interactive pragną przyczynić się do renesansu rasowych turówek.

Papier, kamień, nożyce. Papier owija kamień, kamień łamie nożyce, nożyce przecinają papier. Prosta i doskonale znana wszystkim zabawa. Nie wymagająca posiadania nowoczesnych komputerów czy wyszukanych urządzeń wskazujących. Jedynym kontrolerem jest sama dłoń. Zasady rządzące niepozornym „marynarzykiem” w pewnym momencie okazały się arbitralną regułą praktycznie każdej elektronicznej gry strategicznej. Kawaleria zmiata łuczników, pikinierzy przekłuwają kawalerię, a łucznicy szatkują pikinierów. Powszechnie wykorzystywany mechanizm. Nie inaczej będzie w przypadku programu firmy SouthEnd Interactive zatytułowanego Commanders: Attack of the Genos. Z tą tylko różnicą, że wspomniane średniowieczne jednostki zastąpią futurystyczne czołgi, humanoidalne roboty i zmechanizowana piechota. Wszystko zaś zostanie podane w formie strategii turowej.

Każdy, któremu takie gry, jak Shattered Union, seria Battle Isle, Massive Assault, Domination czy Galactic Assault przypadły do gustu, dzięki Commanders powinien poczuć się jak w domu. Osobiście zasmakowałem we wszystkich wymienionych tytułach. Kocham „turówki” i wszystko co turowe! Dlatego też postanowiłem przyjrzeć się bliżej Commanders: Attack of the Genos.

I wszystko jasne.

Mamy rok 1924. Naukowcy dokonują odkrycia w dziedzinie genetyki pozwalającego na manipulację genami. Rozpoczyna się masowe tworzenie podrasowanych ludzi: silniejszych, mądrzejszych, szybszych i odporniejszych na przeróżne choroby. Nowa rasa zwie się Genos. Teoretycznie wszystko przebiega bezproblemowo. Do czasu. Pod koniec stulecia genetycznie zmodyfikowani ludzie zaczynają powoli przerażać swych twórców. Genosi dopuszczają się morderstw na bezbronnych ludziach. Niewytłumaczalny incydent staje się przyczynkiem uformowania się zbrojnej opozycji. Rewolta mobilizuje większość narodów przeciwko Genosom. Rozpoczyna się otwarty konflikt między ludźmi a nadludźmi. Ci ostatni w końcu składają broń, podpisują porozumienie i usuwają się w cień. Zło nie śpi jednak długo. Zbliża się druga wojna. Tym razem w obronie rodzaju ludzkiego staje... gracz.

Przed nami 15 zróżnicowanych misji. Będziemy toczyć walki w trzech odmiennych typach środowisk: na terenach skutych lodem i pokrytych śniegiem, na spalonych słońcem pustyniach i zalesionych rozległych równinach. Całość zaserwowana zostanie w pełnym trójwymiarze. Boli tylko brak zmiennych warunków pogodowych, które niewątpliwie urozmaiciłyby rozgrywkę, uzupełniając ją o dodatkowe możliwości taktyczne. Łzy otrą jednak właściwości poszczególnych terenów. Im jesteśmy wyżej, tym więcej widzimy i dalej strzelamy. Gdy chowamy się w krzakach, trudniej nas zlokalizować, a gdy kryjemy się za przeszkodą lub siedzimy w okopach – wzrasta nasza obrona. Korzystając z dróg, poruszamy się szybciej, aniżeli dreptalibyśmy przez pola. Tak wyglądać będzie plansza.

A co z naszymi figurami? Otrzymamy mocarne czołgi, mobilne wyrzutnie rakiet, opancerzone transportery, ciężkie bombowce jak również wyspecjalizowaną piechotę. Czym natomiast dysponować będzie wróg? Potężnymi maszynami kroczącymi, naszpikowanymi działkami mechami, człekokształtnymi robotami i innym futurystycznym sprzętem. Nic dodać, nic ująć. Laser kontra ołów.

Każdy z 15 typów jednostek ma być opisany trzema głównymi statystykami. Wymienione wskaźniki to: wytrzymałość, szybkość oraz pole rażenia. Oprócz tego uzyskamy informacje o mocnych i o słabych stronach danej jednostki. Wszystko to ułatwi zaznajomienie się z kierowanymi armiami i rozpoznanie, czy w zaistniałej sytuacji będą one kamieniem, papierem czy nożycami. Pozwoli to uniknąć ataku papierem na papier czy nożycami na kamień. Proste i klarowne.

Uzupełnieniem naszego zaplecza militarnego będą dowódcy, których cechować ma specjalny zestaw atutów. Dostępne tylko im moce podzielone zostały na aktywne i pasywne. Dla przykładu: Alec Falcon będzie dysponować atakiem obszarowym, wystrzeliwującym w stronę wroga falę pocisków, zaś znajdujące się w pobliżu bohatera sojusznicze jednostki – otrzymają bonus do pancerza. Z kolei Striker Alden przywoływać będzie posiłki piechoty, a pasywna umiejętność zwiększania zasięgu pobliskich czołgów nieraz wspomoże go w bojach. Tajemnicza Pani Raven przyblokuje wrogą jednostkę swą zamrażającą salwą na okres następnej tury, a naukowiec, którego imienia jeszcze nie podano – podniesie wskaźnik życia swych podkomendnych. Wymogiem użycia ataków aktywnych będzie pełny pasek zdrowia głównego bohatera. Gracz ukończywszy całą kampanię, odblokuje opcję korzystania z innych dowódców.

Taktyka, planowanie, strategia. Wszystko podane w nieskomplikowanej i czytelnej formie

Commanders: Attack of the Genos ma posiadać dwa odmienne zakończenia, zaś same potyczki rozegramy na dwu poziomach trudności. Każda z jednostek będzie dysponować swoją własną liczbą punktów akcji na turę. Niektóre będą mogły atakować częściej, za to rzadziej się ruszać. I odwrotnie. Poznanie właściwości oraz wad i zalet danego oddziału okaże się więc kwestią kluczową. To ważne, albowiem nie będzie można cofnąć raz wykonanego ruchu lub akcji. Każdy manewr będziemy musieli więc planować z rozwagą.

W grze nie pojawi się możliwość wznoszenia jakichkolwiek budynków. Jednak będzie można je przejmować. W kapitolu wytrenujemy piechotę, w fabrykach wyprodukujemy sprzęt ciężki, z kolei w kopalniach wytworzymy surowce potrzebne na zakup wymienionych dóbr. Uciążliwe może okazać się tworzenie zaledwie jednego oddziału na turę oraz brak opcji wstrzymania i anulowania budowy wybranej jednostki. Obawiam się, że w niejednej sytuacji elementy te mogą poważnie utrudnić zabawę.

Oprócz kampanii głównej otrzymamy również tryb zwany Battlemaps. Batalie będą toczyć się na dziesięciu specjalnie w tym celu przygotowanych mapkach. Każda kolejna potyczka będzie coraz trudniejsza i bardziej wymagająca. Zmianie ulegnie również liczba naszych oponentów. Na ostatnich planszach zmierzymy się aż z trzema komputerowymi graczami jednocześnie. Jedynym udogodnieniem będzie to, że nasi przeciwnicy będą się także prać między sobą.

Dla sympatyków rozgrywek wieloosobowych przygotowano pełnoprawny multiplayer (od 2 do 4 graczy). W jego skład wejdą dwa tryby. W pierwszym (Versus) gracz będzie mógł uformować z innymi dwuosobowe grupy lub prowadzić walki w pojedynkę. Nazwa drugiego - Team Play - mówi wszystko. Utworzymy drużyny, podzielimy się obowiązkami i wyruszamy siać zagładę na serwerach. Nie zabraknie również klasycznie zrealizowanego trybu Skirmish (gracz kontra komputer).

Gra reprezentuje nowy typ grafiki – tzw. cukierniczy

Pora na najsłabszą stronę programu – oprawę audiowizualną. Grafika, niestety, jest cukierkowo-plastikowa. Niektórym może się podobać stylizacja a’la art deco, czerpiąca z lat 30tych, jednak mnie ona nie rusza. Pojazdy wyglądają jak mobilne karmelki, infrastruktura jak bomboniera, a eksplozje jak fajerwerki-niewypały. Muzyka oraz efekty dźwiękowe również pozostawiają wiele do życzenia. Prezentują co najwyżej średni poziom i nie zachwycają swym wykonaniem. Gra została przygotowana w ramach usługi Xbox Live Arcade, więc pewne niedociągnięcia w oprawie audio-video można w jakimś stopniu wytłumaczyć. Chęć wypuszczenia gry na pecety uważam za pomysł chybiony. Za wysoka poprzeczka. Nie ta liga.

Strategia turowa Commanders: Attack of the Genos reprezentuje gatunek, który de facto jest już na wymarciu. Cieszy więc fakt, że panowie ze SouthEnd Interactive pragną przyczynić się do renesansu rasowych turówek. Pytanie tylko, czy ich najnowsze dzieło zostanie zauważone i gdzieś nam nie umknie jak wiele mu podobnych. Sympatycznie zapowiadająca się rozgrywka, ciekawe jednostki czy porządny multiplayer mogą nie wystarczyć. Program niczego świeżego, innowacyjnego czy też odkrywczego nie wprowadza. Nawet brak mu niektórych standardowych elementów znamiennych dla gatunku. Do tego dochodzi słaba oprawa audiowizualna, co może niezbyt dobrze wróżyć... Choć, jeśli cena za gierkę będzie atrakcyjna, to może skuszę się na tę turóweczkę. Ich nigdy za wiele.

Patryk „ROJO” Rojewski

NADZIEJE:

  1. proste, intuicyjne i czytelne sterowanie oraz rozgrywka;
  • właściwości jednostek, bohaterów i terenów;
  • sympatycznie zapowiadający się multiplayer;
  • prawdopodobnie niewielkie wymagania sprzętowe;
  • tryb Battlemaps i opcja odblokowywania nowych dowódców;
  • gra może się okazać bardzo przyjemnym turowym ciachem.

OBAWY:

  • grafika, mimo że w założeniach nowatorska – może okazać się przesłodzonym bublem;
  • niechwytliwa muzyka i udźwiękowienie;
  • brak jakichkolwiek nowych pomysłów czy rozwiązań;
  • brak standardowych elementów, takich jak: cofnięcie wykonanego ruchu/akcji, zmiennych warunków pogodowych, kalkulacji ewentualnych strat/zysków, opcji wstrzymania i anulowania budowy jednostek;
  • 15 misji, 15 typów jednostek, dwa zakończenia i dwa poziomy trudności – to mimo wszystko trochę mało.
Commanders: Attack of the Genos

Commanders: Attack of the Genos