Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Overwatch Publicystyka

Publicystyka 18 kwietnia 2016, 15:05

Analizujemy Overwatch – 4 powody, dla których FPS Blizzarda zamiecie

Overwatch to organizacja próbująca utrzymać pokój na świecie. Ale Overwatch to także zlepek różnych pomysłów z innych gier. Wybraliśmy cztery dowody świadczące o tym, że Blizzard w maju wyda kolejną hitową produkcję.

OVERWATCH TO:
  • świat niczym z komiksów Marvela;
  • bohaterowie wyraziści jak w League of Legends;
  • strzelanka z naciskiem na współpracę drużyny w stylu Team Fortress;
  • zbieranie skórek (postaci) jak w Counter-Strike’u;
  • efektowne przerywniki filmowe, jakby zrobione przez Disneyowskiego Pixara;
  • dobra zabawa ważniejsza od balansu... czyli jak w grach Blizzarda.

Blizzard od lat działa jak dobrze naoliwiona maszyna – produkuje hit za hitem. Zdarzają się oczywiście potknięcia, jak przy okazji premiery Diablo III, ale nawet najwięksi krytycy firmy z Irvine muszą przyznać, że deweloper ten odkupił swoje winy, stale poprawiając grę i wspierając ją darmowymi aktualizacjami. W przypadku nadchodzącego Overwatcha amerykański gigant po raz pierwszy od dawna wypuszcza się na nieznane sobie wody – drużynowa strzelanka to absolutna nowość w portfolio Blizzarda. Na miesiąc przed premierą bierzemy tego sieciowego FPS-a pod lupę, zastanawiamy się też, skąd twórcy czerpali inspiracje, na kim się wzorowali i co z tego wyszło.

Oto cztery powody, dla których już dziś można mieć pewność, że drużynowa strzelanka Blizzarda nie przejdzie bez echa.

Po pierwsze – wyrazistość

Za sukcesem gier sieciowych stoi wiele czynników, żaden jednak nie może się równać z wyrazistymi postaciami. Bohaterowie kasowego League of Legends rozpoznawani są nawet przez osoby, które tej MOB-y nigdy nie odpaliły – słodkiego (i niebezpiecznego...) Teemo znajdziemy na koszulkach, zdjęciach z setek cosplayów czy tysiącach memów. Deweloperzy z Blizzarda wyciągnęli z tego wnioski, tworząc galerię barwnych postaci i umieszczając je w jednym z najbardziej plastycznych uniwersów gier sieciowych. Historię świata ubarwiają efektowne filmiki, stylem i jakością wykonania przypominające dzieła należącego do Disneya studia filmowego Pixar – a to nie lada komplement.

Analizujemy Overwatch – czy FPS Blizzarda będzie hitem - ilustracja #2

Szast-prast i z Iron Mana powstała... Smuga!

Patrząc na świat i bohaterów Overwatcha, trudno oprzeć się wrażeniu, że Blizzard wzorował się na filmowym uniwersum Marvela. W grze nie mamy do czynienia z całkowicie fikcyjną rzeczywistością, tylko z – lekko ubarwioną i podkręconą – wizją naszego świata w przyszłości, w którym maszyny żyją w społeczeństwie na równi z ludźmi. Nietrudno dostrzec też konkretne nawiązania – oto Smuga nosi pancerz, pośrodku którego znajduje się świecący akcelerator czasowy do złudzenia przypominający reaktor łukowy Iron Mana. Inteligentny małpiszon Winston stanowi natomiast zlepek dwóch marvelowskich postaci – najbliżej mu do Bestii z X-Menów, gdyż podobnie jak Henry McCoy jest naukowcem, choć na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie prymitywnego brutala. Po odpaleniu swojej superzdolności Winston wygląda z kolei jak Hulk, jako że jest prawie nieśmiertelny i wściekle miota się po polu bitwy, zadając ciosy wielkimi pięściami.

Żołnierz-76 ma aimbota – naprawdę ma!

Na potrzeby Overwatcha Blizzard stworzył porywające uniwersum, w którym bohaterowie są czymś więcej niż tylko postaciami z gry. Czegoś jednak w tym wszystkim brakuje – mianowicie równie efektownej ścieżki dźwiękowej. Dostępne obecnie utwory są krótkie i umilają czas oczekiwania na wczytanie misji. Liczę na to, że w wersji premierowej soundtrack zostanie solidnie rozbudowany. Blizzard przyzwyczaił nas przecież do zapadających w pamięć motywów muzycznych – a na razie w Overwatchu jest tylko jeden taki.

Po drugie – drużynowy chaos

Sprawiedliwość prosto z chmur!

Analizujemy Overwatch – czy FPS Blizzarda będzie hitem - ilustracja #2

Zapominalskim przypominamy – w Overwatchu nie będzie kampanii dla jednego gracza.

Nawet najpiękniejsza gra ze wspaniałym uniwersum to za mało, by wciągnąć w zabawę na długie miesiące. Blizzard postawił więc na solidną drużynową rozgrywkę, w której jeden uczestnik nie da rady sam wygrać meczu. Warto zauważyć, że to już pewna prawidłowość – Overwatch jest kolejną pozycją amerykańskiego studia z tak silnym naciskiem na zespołowe zgranie. Poprzednia to oczywiście Heroes of the Storm, czyli MOBA, w której cała drużyna wspólnie zbiera punkty doświadczenia, a każda mapa ma cele, bez realizacji których po prostu się przegrywa.

W Overwatchu podejście to wydaje się jeszcze bardziej widoczne, gdyż w trakcie meczu można (a nawet trzeba) zmieniać postacie. Powoduje to, że próg wejścia do gry jest dość wysoki, gdyż konieczna okazuje się znajomość co najmniej kilku zupełnie różnych bohaterów. Osobiście ów nacisk na zabawę drużynową postrzegam jako potencjalnie największy mankament tytułu. Nie dotyczy to sytuacji, gdy mamy pięciu znajomych i bawimy się wspólnie; gorzej jednak sprawa wygląda przy grze samemu – nieraz zdarzało się, że choć dwoiłem się i troiłem, moi towarzysze przegrywali mecz, źle dobierając swoje postacie lub nie współpracując w kluczowych momentach. Powstaje więc pytanie: czy Overwatch okaże się dobrą propozycją dla jednego gracza? Na ocenę przyjdzie czas po premierze – czy jednak wysoki próg wejścia odstraszył od zabawy w Counter Stike’a?

Może w pełnej wersji będzie się dało zagrać na tych automatach?

Osobną kwestię stanowi balans. Blizzard znany jest z tego, że traktuje go po swojemu – twórcy z tego studia wielokrotnie mówili, iż ważniejsze dla nich jest to, czy gracze dobrze się bawią, a nie to, czy szanse obu stron są idealnie wyrównane. Trudno się nie zgodzić, że taka nieprzewidywalność ma swoje zalety – pięciu Winstonów i leczący ich Lucio, przejmujący z marszu wszystkie punkty na mapie, to scena godna zapamiętania. Gorzej, jeśli akurat jesteśmy po tej drugiej stronie i zaliczamy kolejną porażkę. Podobnie jak w przypadku mocnego nacisku na „drużynowość” balans przyjdzie ocenić dopiero po premierze. Czy jednak szalony balans przeszkodził Hearthstone’owi osiągnąć wielki sukces?

Po trzecie – sport dla mas

Amerykańska mapa, to i harleye muszą być.

Analizujemy Overwatch – czy FPS Blizzarda będzie hitem - ilustracja #2

Wzmacnianie marki za pomocą e-sportu to zjawisko o szerokiej skali. Ciekawym przykładem jest tu World of Tanks. Białoruska firma Wargaming.net od lat wspiera zawodowych graczy w „czołgi”. W ten sposób buduje swoją przewagę nad konkurencją – także w kontekście prestiżu.

Gdyby nie e-sport, to nikt dzisiaj nie pamiętałby o StarCrafcie – a ten nie tylko ma się dobrze (i to nawet „jedynka”), ale wręcz otrzymuje kolejne dodatki (tu mowa o „dwójce”). Blizzard zrozumiał, że zawodowa rywalizacja przysparza grze zarówno popularności, jak i prestiżu. A dzięki doświadczeniu i zapleczu, jakie ma do dyspozycji amerykańska firma, już dzisiaj można powiedzieć, że e-sportowe turnieje w Overwatcha szybko zyskają dużą popularność – także dlatego, że dzieło Blizzarda będzie pierwszą z bohaterskich strzelanek (hero shooter) na rynku. Szczególnie ciekawe w tej sytuacji jest jednak co innego – całkiem możliwe, że za pośrednictwem Overwatcha Blizzard wyciągnie rękę do graczy konsolowych, którzy nie mieli dotąd zbyt wielu okazji posmakować e-sportu. Tutaj dominują bowiem czysto pecetowe produkcje, takie jak CS:GO, karciany Hearthstone czy kilka najpopularniejszych gier MOBA.

Overwatch dla wszystkich

Analizujemy Overwatch – czy FPS Blizzarda będzie hitem - ilustracja #3

24 maja Overwatch zadebiutuje zarówno na pecetach, jak i na konsolach (PlayStation 4 oraz Xboksie One). Decyzja o wydaniu gry na dodatkowych platformach wpisuje się w obecną politykę Blizzarda – od Diablo III kolejne tytuły studia trafiają także na ekrany telewizorów czy telefonów. Mieliśmy okazję przetestować wersję na PS4 i przez tę godzinę grało się całkiem przyjemnie – tytuł niewiele traci ze swej dynamiki, a umiejętnościami postaci można wygodnie żonglować, dzierżąc w ręce pad. Zapowiada się więc dobry port.

Warto podkreślić, że Overwatch na konsolach nie będzie identyczną grą jak na pecetach. Blizzard wprowadza i testuje pewnie zmiany – przykładowo wieżyczki zadają mniejsze obrażenia, co ma dać graczom trochę więcej czasu na reakcję. Uważam też, że twórcy muszą się jeszcze zastanowić nad tym, jak zbalansować postacie, które wymagają sporej precyzji, z tymi, których broń atakuje wroga automatycznie bez celowania. Na razie jednak Blizzard nie podjął decyzji o stworzeniu wspólnych rozgrywek graczy pecetowych i konsolowych (choć ich nie wyklucza), więc nikt nie znajdzie się na z góry przegranej pozycji.

Konsolowa wersja Overwatcha chodzi w 60 klatkach na sekundę. Gra domyślnie działa w Full HD, ale jeśli trzeba, dynamicznie obniża rozdzielczość – priorytetem jest bowiem stała liczba FPS-ów, co w – nomen omen – FPS-ie jest szczególnie ważne.

Po czwarte – gadżeciarstwo

Analizujemy Overwatch – czy FPS Blizzarda będzie hitem - ilustracja #1

W Overwatchu zbieramy sześć rodzajów łupów – skórki, emotki, zwycięskie pozy, (mówione) kwestie, graffiti, a także prezentacje zagrania. Już teraz do odblokowania jest 1000 elementów.

Kiedy dostaniemy przekonujących bohaterów, intrygujący świat, nastawienie na współpracę, mecze i e-sportowe turnieje, zabraknąć może tylko jednego – powodu do grania. W przypadku wielu gier, poza oczywistą przyjemnością z zabawy, graczy trzyma przy nich możliwość odblokowywania kolejnych elementów.

W World of Tanks zbieramy punkty doświadczenia i srebro, aby odkrywać następne czołgi – dlatego twórcy stale dodają do gry nowe maszyny. W Heroes of the Storm czy League of Legends staramy się zdobyć kolejne postacie. W Overwatchu – z racji mechaniki meczów – wszyscy bohaterowie będą od razu dostępni dla każdego gracza. Blizzard postanowił więc skopiować w tym miejscu model z Counter-Strike’a: Global Offensive.

Złapać Smugę na screenie wcale nie jest prosto.

W Overwatchu gromadzimy tylko kosmetyczne gadżety – a to graffiti, którym możemy znakować mapy, a to zwycięską pozę widoczną na ekranie punktacji. Najbardziej efektowne są oczywiście skórki modyfikujące wygląd postaci – choć tutaj, podobnie jak w przypadku Heroes of the Storm, czuję niedosyt, bo wiele z nich tylko zmienia kolory pancerza czy dodaje drobne detale. Daleko tu jeszcze do poziomu skórek z League of Legends. Ktoś może spytać, czy kolekcjonowanie takich drobnostek jak emotki bądź one-linery wystarczy, aby przyciągnąć graczy na dłużej. Jeśli sama gra będzie odpowiednio dobra – odpowiedź jest twierdząca. We wspomnianym Counter-Strike’u zbieranie skórek broni i chwalenie się nimi to ważna część zabawy. Co prawda wolno nimi również handlować, i to wcale nie za małe pieniądze, ale kto wie... może i Blizzard pozwoli na sprzedawanie zdobytych gadżetów? A pierwsze doświadczenia – z domem aukcyjnym w Diablo III – amerykańska firma ma już na koncie.

A może rzucić mecha i pograć w koszykówkę?

Potencjalny hit

Na miesiąc przed premierą wiemy już o Overwatchu bardzo dużo. Masa rozentuzjazmowanych graczy trafiła do beta-testów, a kolejni dołączą do nich 3 maja, gdy ruszy (w teorii) otwarta beta. Ci, którzy się nie załapali (lub nie załapią), mogą bez problemu obejrzeć rozgrywki np. na Twitchu. Nie zmienia to wszystko faktu, że z niecierpliwością czekam na debiut pierwszego FPS-a Blizzarda – ciekaw jestem, czy amerykańscy deweloperzy wstrzymują się z jakimiś niespodziankami do momentu premiery. Pozostają również pytania o to, w jaki sposób wprowadzone zostaną do gry mikropłatności (zakup skrzynek z łupami), a także jak sprawdzi się system meczów rankingowych.

BUM!

Z Blizzardem jest tak, że każda produkcja powstająca pod szyldem tej firmy okazuje się murowanym hitem – a jeśli nawet coś zgrzyta na samym początku, to deweloperzy będą ciężko pracować, by grę połatać i dopieścić. W przypadku Overwatcha Amerykanie przygotowują tytuł, który już na starcie ma mieć wszystkie składowe wróżące wielki sukces. Wspomnieliśmy tylko o czterech elementach, ale jest ich znacznie więcej (choćby świetna polska lokalizacja czy tryb szalonych meczów ze zmieniającymi się co tydzień zasadami). Zbierajcie więc powoli siły na majową premierę. Wszystko wskazuje na to, że Blizzard znowu zamiecie.

Adam Zechenter

Adam Zechenter

W GRYOnline.pl pojawił się w 2014 roku jako specjalista od gier mobilnych i free-to-play. Potem przez wiele lat prowadził publicystykę, a od 2018 do 2025 roku pełni funkcję zastępcy redaktora naczelnego; szefował też działowi wideo i prowadził podcast GRYOnline.pl. Studiował filologię klasyczną i historię (gdzie został szefem Koła Naukowego); wcześniej stworzył fanowską stronę o Tolkienie. Uwielbia gry akcji, RPG-i, strzelanki i strategie. Kiedyś kochał Baldur’s Gate 1 i 2, dziś najczęściej zagrywa się na PS5 i od myszki woli pada. Najwięcej godzin (bo blisko 2000) nabił w World of Tanks. Miłośnik książek i historii, czasami grywa w squasha, stara się też nie jeść mięsa.

więcej

Overwatch

Overwatch