Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Among Us Publicystyka

Publicystyka 8 października 2020, 16:45

Among Us to symulator bycia kanalią. Oto 5 lekcji życia, które dała mi gra

Są gry, które próbują zmusić nas do myślenia o innych, wzbudzić empatię lub potępić bezmyślną nienawiść. Jest też Among Us, które mówi: „Stawiam 18 złotych, że w dwie rundy zrobię z Ciebie dwulicową świnię”. I uwierzcie mi, ma rację.

„Człowiek to najokrutniejsze zwierzę” pisał Fryderyk Nietzsche, a ludzkość, biorąc pod uwagę tylko wydarzenia z ostatniego stulecia, udowodniła, że na pewno się nie mylił. Czy jednak w każdym z nas drzemie pierwiastek skrajnego zła, chorej przebiegłości, skłonności do manipulowania nawet tymi, którzy są nam bliscy? Czy wszyscy bylibyśmy w stanie z zimną krwią porzucić naszych przyjaciół, byle tylko przez chwilę cieszyć się ulotnym sukcesem? Czy knucie, spiskowanie i łganie na potęgę to rzeczywiście nasza druga natura?

Po ponad tygodniu nieustającego grania w Among Us jestem przekonany, że odpowiedź brzmi: „No raczej XD”.

Święta przyszły w tym roku wyjątkowo wcześnie.

Jeśli w ciągu ostatniego miesiąca nie usłyszeliście o tej produkcji, mamy nadzieję, że Wasza przygoda z pustelnictwem przyniosła oczekiwane doznania duchowe. Ta prosta – zarówno pod względem rozgrywki, jak i grafiki – pozycja wzięła szturmem społeczność graczy, która w mgnieniu oka porzuciła inny niezwykle popularny multiplayerowy tytuł, Fall Guys, na rzecz dzieła polegającego na byciu jak najgorszą wersją samego siebie.

ZASADY

Among Us to symulatora bycia kanalią. Oto 5 lekcji o ludzkiej naturze - ilustracja #2

Graliście kiedyś w Mafię? Jeśli tak – wiecie mniej więcej, o co chodzi w Among Us. Na statku kosmicznym (umówmy się, to na tej mapie zaczynają – i często kończą – wszyscy gracze) ląduje maksymalnie dziesięć osób, wśród których znajduje się jeden, dwóch lub trzech przebierańców. Zwyczajni członkowie załogi chodzą po pokładzie, wykonując zadania, których stopień trudności plasuje je w przedziale od łatwych (zapamiętywanie wzorków) po urągające inteligencji (przekładanie wajch). Dywersanci mogą udawać, że pracują z całą resztą, ale ich celem jest stopniowe zabijanie kolejnych graczy lub sabotowanie funkcjonowania statku. Jak dotąd – banalnie proste. Cała zabawa zaczyna się jednak w trakcie zebrań. Kiedy ktoś odkryje martwe ciało lub zobaczy coś podejrzanego, może zwołać spotkanie, na którym załoga debatuje na temat tożsamości ukrytego przeciwnika i głosuje, kogo wyrzucić za burtę. Nietrudno się domyślić, że aby wygrać jako zwyczajny członek ekipy, trzeba posiadać umiejętność dedukcji i detektywistyczny zmysł, oszuści zaś muszą wykazać się sprytem i przede wszystkim – wyśmienitymi zdolnościami manipulacyjnymi. Bez dobrego alibi nic się tutaj nie ugra!

Przez jakiś czas broniłem się przed tym fenomenem, ale gdy straciłem swoją kartę graficzną i została mi wyłącznie zintegrowana, Among Us okazało się naturalnym wyborem. Praktycznie żadnych wymagań sprzętowych, możliwość wirtualnego spędzania czasu ze znajomymi, zasady oparte częściowo na Mafii, którą uwielbiałem na imprezach – produkcja studia InnerSloth nie musiała mnie długo do siebie przekonywać. Ale to, co rozpoczęło się jako niewinna rozrywka ze znajomymi, szybko przerodziło się w mroczny festiwal manipulacji, wzajemnego wywodzenia się w pole, bezpodstawnych oskarżeń i linczowania niewinnych. Słowem: było super. Żeby zatem ułatwić Wam wejście w ten brutalny świat spisków i zdrad, zapraszam do zapoznania się z moimi przemyśleniami. Oto pięć rzeczy o ludzkiej naturze, jakich nauczyło mnie Among Us.

Nie ma lepszej rozrywki niż podkładanie sobie świni

Grałem w wiele gier w trakcie tej pandemii i większość z nich była dobra. Naprawdę dobra. Mówię o Doomie Eternal, Dark Souls 3, Deus Ex: Mankind Divided czy moim ukochanym The Long Dark. W Among Us chodzi się ludzikami sklejonymi naprędce w GIMP-ie, a największym wyzwaniem jest przeciągnięcie karty przez czytnik z odpowiednią prędkością. A jednak tylko przy produkcji studia InnerSloth nagle orientowałem się, że niech to szlag, „późny wieczór” dawno temu już minął i wchodzimy powoli we „wczesny poranek”, a ja dalej mam ochotę na jeszcze jedną rundkę.

Cisza przed burzą. Za chwilę wszyscy się tu znienawidzą.

Łatwo odkryć, co tak naprawę uzależnia w tej produkcji. Czy wszystkich tak rajcuje bycie rzetelnym członkiem załogi: łączenie różnokolorowych kabelków, wpisywanie kodów lub przekładanie wajch? Raczej nie. Among Us to domena nie aniołka, tylko diabełka na naszym ramieniu. Możliwość wyprowadzenia w pole kilku osób naraz poprzez wymyślanie na bieżąco iście szatańskich manipulacji, przyśpieszone bicie serca po każdym zabójstwie i udanej ucieczce, słuchanie, jak inni przerzucają się wzajemnie oskarżeniami i wyrzucają niewinne osoby za burtę... Ta produkcja naprawdę wspaniale współgra z brzydszą stroną naszej natury.

Nic więc dziwnego, że Among Us ma własny „syndrom jeszcze jednej tury”. W tym przypadku to „ostatnia gra impostorem i kończę” (oczywiście najpierw trzeba go wylosować). Mozolne wykonywanie zadań jako członek załogi i bycie przydatną częścią zespołu to tutaj nieprzyjemny obowiązek. Możliwość zabijania i obarczania winą innych – to nagroda. Nie wiem, dlaczego tak wielką przyjemność czerpiemy z psucia zabawy innym – ale deweloperzy wykorzystali to perfekcyjnie.

Wszystkie smaki paranoi

O ile jednak bycie najgorszą wersją samego siebie jest celem podczas gry w roli sabotażysty, dla zachowania członków załogi często nie ma żadnego usprawiedliwienia. Zanim zacząłem grać w Among Us i tylko słyszałem, o co tu chodzi, zdawało mi się, że każda rozgrywka jest niczym film Coś (skądinąd fenomenalny – o ile oglądacie wersję z 1982 roku). W produkcji tej grupa naukowców co rusz wpada na kolejne pomysły zmuszenia obcego, przybierającego dowolną postać, do ujawnienia się: nieustannie oskarżają siebie nawzajem, ale ostatecznie udaje im się jakoś wymóc na monstrum pokazanie jego prawdziwej, przerażającej formy, by następnie potwora spalić. Zdrowy rozsądek, ze szczodrą pomocą miotacza ognia i dynamitu, ostatecznie przezwycięża wszechobecną paranoję. W Among Us w dziewięciu przypadkach na dziesięć wygrywa paranoja.

Ktoś za mną biegnie? SUS, EMERGENCY MEETING, VOTE GREEN!

Jestem pewien, że gdyby obcy z Czegoś trafił na grupę graczy, mógłby po swojej pierwszej ofierze rozsiąść się w fotelu z kubkiem ciepłego mleka i obserwować, jak cała reszta wyrzyna się nawzajem. Przypomnijmy, że w razie zauważenia ciała lub czegoś podejrzanego każdy może natychmiast zwołać zebranie, na którym zespół decyduje, kogo wyrzucić w przestrzeń kosmiczną. Ja sam trafiałem tam, gdzie nikt nie słyszał mojego krzyku, m.in. dlatego że:

  1. stałem w podejrzanym miejscu (sprawdzając mapę);
  2. biegłem za kimś dłużej niż przez dwie sekundy (bo mieliśmy zadania w tym samym miejscu);
  3. za długo wykonywałem zadanie (które wymagało więcej niż 10 sekund pracy);
  4. stałem na kratce wentylacyjnej (obok której musiałem przełączyć kabelki);
  5. byłem w reaktorze, gdy zaczęła się jego awaria (bo miałem tam wyznaczone zadanie).

Wykonanie zadania, którego efekt jest widoczny, to jedyny pewny sposób na zdjęcie z siebie oskarżeń. Ale nie zawsze takie dostaniecie.

I być może najbardziej frustrujący ze wszystkich powodów: na wszelki wypadek. Przebierańcy mogą być irytujący jak cholera i większość graczy, wcielając się w nich, zmienia się w autentycznych geniuszów manipulacji, zdolnych przysiąc na swoją matkę, że są niewinni, ale jeśli wyrzucacie kogoś w przestrzeń kosmiczną tylko po to, żeby spotkanie członków załogi nie okazało się zwołane na marne, jesteście prawdziwymi złoczyńcami.

Aktywność to samobójstwo. Jej brak – tym bardziej

Jeśli zdarzy się zebranie, w trakcie którego naprawdę trudno o tropy naprowadzające na tożsamości winnego, nie odzywajcie się. Jak wspominałem, w dziewięciu przypadkach na dziesięć w Among Us wygrywa paranoja, więc gdy naprawdę nie macie dobrego powodu, by wyrzucić kogoś za burtę, postarajcie się po prostu wtopić w tło. Dlaczego? Cóż, w społeczności tej gry najwidoczniej panuje przekonanie, że tylko winny się tłumaczy... albo w ogóle odzywa. Jeśli więc zaproponujecie jakiekolwiek, nawet najbardziej zdroworozsądkowe rozwiązanie – „pomińmy głosowanie”, „sprawdźmy czerwonego”, „podajmy swoje pozycje” – prędzej czy później okaże się, że najprawdopodobniej próbujecie po prostu odciągnąć uwagę od siebie. Wyrok? Wycieczka w kosmos. Na wszelki wypadek.

Przyzwyczajajcie się do tego ekranu. Będziecie go widzieć częściej niż komunikat „You Died” w Dark Souls.

„Ha!” – zakrzykniecie z triumfalnym uśmiechem. – „W takim razie po prostu nie będę się odzywać”. Kolejny błąd. Bo jedyną rzeczą, rzucającą się w oczy bardziej niż członek załogi mający się za Sherlocka Holmesa, jest członek załogi udający niemowę. Milczy – znaczy, że się kryje. Kryje się – znaczy, że ma coś na sumieniu. A co można mieć na sumieniu w tej grze? Tylko bycie sabotażystą. A najbardziej jaskrawą ze wszystkich czerwonych flag wywiesza ktoś, kto odzywa się dopiero wtedy, gdy padnie na niego cień oskarżenia, bo pamiętajcie: tylko winny się tłumaczy. A jeśli nawet jest niewinny, i tak nie zaszkodzi wysłać go na kosmiczny spacer. Wiecie, na wszelki wypadek.

Rozwiązania są dwa: albo mieć zawsze konkretne dowody na konkretnych członków załogi – nagrania wideo, zeznania czterech do siedmiu naocznych świadków oraz świadectwo akurat zabitej osoby POWINNY wystarczyć – albo opanować do perfekcji sztukę bycia ludzkim ekwiwalentem muzyki w filmach Marvela. Oczywiście zawsze tam jest, nikt nie zaprzeczy, ale do momentu, w którym nikt nie zapamięta Waszej melodii – za burtę poleci ktoś inny. Tak na wszelki wypadek.

Wszyscy Wasi znajomi to kanalie...

Są gry, które rujnują przyjaźnie. Mario Kart i odpowiednio rzucona niebieska skorupa, gol z dobitki strzelony w ostatniej minucie w FIF-ie, rachunek opiewający na tysiące dolarów w Eurobiznesie – wszyscy to znamy. Rzecz w tym, że w tych grach wcale nie chodzi o to, by być jak największą szują. W Mario Kart mamy po prostu wygrać wyścig, w FIF-ie mecz, a w Eurobiznesie... nauczyć się czegoś o krwiożerczej naturze pozbawionego regulacji kapitalizmu? W Among Us bycie kanalią jest natomiast wisienką na torcie i głównym źródłem satysfakcji.

NIE MAM ZNAJOMYCH GRACZY – CZY TO PROBLEM?

Łatwo natknąć się na stwierdzenie, że w Among Us da się grać wyłącznie ze znajomymi. To jednak nie do końca prawda. Fakt, od czasu do czasu trafi się na kogoś, kto wyjdzie z gry, gdy tylko zobaczy, że nie jest przebierańcem, albo zdradzi tożsamość innych oszustów, jeśli zostanie wyrzucony za burtę. Czasami ktoś zwyzywa Was za Wasze względem niego wątpliwości, innym razem ktoś podzieli się z całym czatem informacją na temat tego, co zrobiła mu na śniadanie Wasza mama. Ale równie dobrze możecie trafić na ekipę, w której wszyscy rozumieją zasady i starają się po prostu jak najlepiej bawić – i taka grupa zazwyczaj trzyma się razem przez przynajmniej kilka rund. Ja sam nie miałem większych problemów z regularnym znajdowaniem solidnych partnerów do rozgrywki wśród nieznajomych – może będziecie mieć tyle samo szczęścia.

Stąd też mogę z całą pewnością powiedzieć, że jeśli zdecydujecie się na grę wraz z grupą ludzi, których do tej pory uważaliście za swoich przyjaciół – szykujcie się na srogie rozczarowanie ich moralnym kręgosłupem. Robienie się w przysłowiowe bambuko wyjątkowo mocno uzależnia i zanim zdążycie się obejrzeć, znajomi, których znacie od dawna, będą kopać pod Wami dołki, spychać Was do nich i spluwać na Was z góry.

Wieloletni przyjaciel wbijający Ci nóż w plecy? W Among Us nazywamy to „powolnym wtorkiem”.

W mojej ekipie jest chłopak wyjątkowo oczytany i inteligentny – zawsze chętnie rzuci oskarżenie na każdego niewinnego, byle tylko utrzymać się przy życiu. Jest absolwent seminarium ze święceniami kapłańskimi, który bez skrupułów zadusił całą załogę, do samego końca udając, że naprawia system doprowadzania tlenu. Jest wreszcie mój przyjaciel, którego znam od przedszkola i na którego ślubie byłem świadkiem – jako pierwszy chwycił za widły, gdy pojawił się pomysł, by na wszelki wypadek wyrzucić mnie w przestrzeń kosmiczną. Więc tak, nie znam Waszych znajomych, ale dam sobie rękę uciąć, że przy pierwszej lepszej okazji zabawią się w Among Us Waszym kosztem.

...a Wy wcale nie jesteście lepsi

Docieracie do końca takiego artykułu i myślicie sobie: po jaką cholerę ten gość w ogóle w to gra, skoro zdążył już przejechać się na swoich kumplach, stracić wiarę w dobrą naturę człowieka i uznać, że w sytuacji podbramkowej wszyscy zachowujemy się jak panikujące zwierzęta? Odpowiedź jest prosta: bo niezależnie od tego, jak wysokie mniemanie macie o swojej dobroduszności, Among Us sprowadzi Was do roli złośliwie wyszczerzonego, zacierającego ręce gremlina, któremu nic nie sprawi większej przyjemności niż manipulowanie innymi tak, by pozabijali się sami.

Pamiętajcie, niezależnie od tego, co zrobicie w trakcie gry, najgorszą osobą w każdej rozgrywce i tak jest ten, kto po śmierci wychodzi i nie dokańcza swoich zadań.

Mówiłem już: podkładanie sobie świni jest jak mocny narkotyk, który szybko wprawia nas w stan ekstazy. Among Us serwuje go w wyjątkowo szczodrych dawkach, jeśli tylko nie działacie nierozważnie. Wyobraźcie sobie taki scenariusz: widzicie, jak dwóch graczy wchodzi do pokoju z elektroniką, zabijacie trzeciego tuż przed nimi, a następnie pozwalacie tej dwójce oskarżać się nawzajem, ostatecznie doprowadzając do wyrzucenia obu osób za burtę – bez śladu podejrzenia ciążącego na Was samych. Albo taki, w którym przekonujecie całą ekipę, że zupełnie niewinny członek załogi, który wszedł do pokoju tuż po Waszym morderstwie, jest tak naprawdę zabójcą, próbującym zatuszować swoją winę zgłoszeniem zbrodni. A teraz wyobraźcie sobie wszystkie te scenariusze w małych, kilkunastominutowych dawkach, z dobrymi znajomymi, których musicie przekonująco okłamywać runda po rundzie. Jakim cudem to miałoby nie być ekscytujące?

Więc porzućcie złudzenia o sztywności swojego kręgosłupa moralnego, poproście diabełka na ramieniu o podpowiedź i znajdźcie chwilę, żeby sprawdzić, jak dobrze zmanipulujecie innych w Among Us. Wasi znajomi Wam wybaczą. Kiedyś. Chyba?

Jakub Mirowski

Jakub Mirowski

Z GRYOnline.pl związany od 2012 roku: zahaczył o newsy, publicystykę, felietony, dział technologiczny i tvgry, obecnie specjalizuje się w ambitnych tematach. Napisał zarówno recenzje trzech odsłon serii FIFA, jak i artykuł o afrykańskiej lodówce low-tech. Poza GRYOnline.pl jego materiały na temat uchodźców, migracji oraz zmian klimatycznych publikowane były m.in. w Krytyce Politycznej, OKO.press i Nowej Europie Wschodniej. W kwestii gier jego zakres zainteresowań jest nieco węższy i ogranicza się do wszystkiego, co wyrzuci z siebie FromSoftware, co ciekawszych indyków i tytułów typowo imprezowych.

więcej

Among Us

Among Us