Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 19 sierpnia 2010, 23:38

007: Blood Stone - gamescom 2010

Po przeciętnym Quantum of Solace Activision próbuje wycisnąć coś jeszcze z historii o agencie Jej Królewskiej Mości, powierzając ją tym razem studiu Bizzare Creations. Na gamescomie przekonaliśmy się, jak prezentuje się James Bond 007: Blood Stone.

Stanowisko Activision na targach gamescom 2010 gościło między innymi Neila Thompsona i Petera Colliera – ludzi z Bizzare Creations, odpowiedzialnych za nową część przygód o agencie Jamesie Bondzie, opatrzoną podtytułem Blood Stone. Prezentacja gry obejmowała fragmenty dwóch etapów. Jeden z nich – polegający na walce – rozgrywał się w Istambule, natomiast drugi – oparty w całości na jeździe samochodem – umiejscowiony został na Syberii.

Pokaz otworzył elegancko opracowany przerywnik filmowy, przygotowany na silniku gry. James Bond, wyglądający dokładnie tak jak Daniel Craig, udaje się spokojnym krokiem w kierunku placu budowy, w celu odnalezienia zaginionego mężczyzny, który najprawdopodobniej wpadł w ręce terrorystów. Początek etapu kojarzy się z typową dla filmów o Bondzie ciszą przed burzą. Zgodnie z przewidywaniami po chwili bandyci przebrani za robotników próbują uśmiercić głównego bohatera. Dalszą część tej misji można rozegrać po cichu, eliminując napotkanych wrogów z ukrycia (ominąć ich praktycznie nie sposób) lub prując ołowiem we wszystko, co się rusza. Prowadzący starali się przedstawić oba style rozgrywki i o ile strzelaniny nie prezentowały niczego nadzwyczajnego, o tyle wykańczanie wrogów po cichu w walce wręcz opatrzone jest genialnie zrealizowanymi animacjami. Świetny efekt udało się osiągnąć dzięki sesji motion capture, do której zaproszono Bena Cooke’a – kaskadera, który był dublerem Daniela Craiga w filmach Casino Royale i Quantum of Solace. Kapitalne animacje ratują oprawę audiowizualną, która ogólnie wypada raczej przeciętnie.

Walka wręcz wygląda szczególnie dobrze.

Przejście tego fragmentu gry po cichu jest praktycznie niemożliwe bez używania Smartphone’a – jedynego gadżetu Bonda, jaki zobaczyliśmy na targach. Smartphone pokazuje, gdzie trzeba dalej iść, zaznacza lokalizacje celów, a także informuje o obecności strażników (nawet przez ściany) i obiektów, które możemy lub wręcz musimy zestrzelić, by otworzyć sobie drogę do dalszej części etapu. W pierwszej chwili pomyślałem, że gadżet ten jest mocno przegięty, lecz trzeba zauważyć, że w niektórych momentach przynosi on więcej szkody niż pożytku. Kiedy go trzymamy, obraz ulega zniekształceniu, a bohater nie może nikogo zastrzelić ani uderzyć. Niewykluczone, że na wyższych poziomach trudności funkcjonalność urządzenia będzie ograniczona.

Reszta etapu była czysto zręcznościowa i polegała na ucieczce przed wielkim wiertłem służącym do drążenia tuneli. W pierwszej chwili skojarzyło mi się to z serią Splinter Cell – Bond przeskakuje z kładki na kładkę, wspina się po rurach i pokonuje przepaście, idąc po wąskich występach skalnych. Wszystko wskazuje na to, że poziomy tego typu będą stosunkowo proste, a częstotliwość ich występowania niewielka.

Końcówka prezentacji koncentrowała się na pościgach samochodowych. Prowadzący sami rozegrali jazdę ulicami Istambułu, natomiast gdy odpalili etap na Syberii, kontroler od Xboksa 360 powędrował w ręce zgromadzonych w pokoju dziennikarzy. Wygląda na to, że Bizzare Creations, znane z serii Project Gotham Racing, radzi sobie śpiewająco z tworzeniem tego typu poziomów. Muszę bowiem przyznać, że są one całkiem wciągające. Model jazdy jest wyjątkowo arcade’owy, co w gruncie rzeczy wcale nie dziwi – to w końcu nie symulator, a iście filmowe widowisko. Cały czas coś się dzieje. Samochody osób postronnych zderzają i przewracają się, sceneria w ciągu paru chwil potrafi zmienić się diametralnie. Na aucie Bonda pojawiają się zadrapania, a sama trasa pościgu może ulec zniszczeniu, np. przez pociski wrogiego helikoptera bojowego. W niektórych momentach mamy możliwość wybrania drogi – jeżeli stwierdzimy, że łatwiej będzie nam jechać torami kolejowymi zamiast szosą, można spokojnie na nie zjechać. Wszystkie te atrakcje są wynikiem mocnego oskryptowania etapów, co sprawia, że Blood Stone jest raczej grą na jeden raz, o ile nie celujemy w zdobywanie osiągnięć/trofeów. Troszeczkę kłuje w oczy niemożność strzelania zza kółka, choć to akurat jest w sumie jeszcze do przełknięcia.

Jak na twórców Project Gotham Racing przystało,w Blood Stone zobaczymy sporo pościgów samochodowych.

Etapy jeżdżone mają stanowić około 30% gry, natomiast cała kampania singleplayer ma zająć od siedmiu do dziewięciu godzin. Rasowego gracza to raczej nie nasyci, dlatego twórcy pracują nad trybem rozgrywki wieloosobowej. Grupki składające się z maksymalnie szesnastu osób będą mogły zabawić się w kilku różnych grach drużynowych. Należy się więc spodziewać trybów Team Deathmatch, Capture The Flag oraz wszelkich wariacji na ich temat. Dla najlepszych graczy po obu stronach barykady przeznaczone będą bonusy punktowe, zaś postępy w zabawie sieciowej zostaną nagrodzone medalami, nowymi ubraniami i modelami broni. W multiplayerze nie uświadczymy, niestety, pościgów samochodowych.

Przypadek Blood Stone jest dość interesujący. Rzadko zdarza się, by gra czerpiąca garściami z filmu pojawiała się bez organizowanej równolegle premiery nowego dzieła kinowego. Bez związanego z tym wsparcia marketingowego może mieć problem, żeby się sama obronić. Z drugiej strony w porównaniu z Quantum of Solace zapowiada się naprawdę całkiem niezła produkcja. Premiera przewidywana jest na listopad bieżącego roku, tytuł zostanie wydany na PC, X360, PS3 i NDS.

Maciej „Sandro” Jałowiec

Maciej Jałowiec

Maciej Jałowiec

Specjalista do spraw marketingu gier wideo. Łączy pasję do gier ze spostrzeżeniami na temat branży i światowej gospodarki. Zawodowo związany z firmą Techland, a wcześniej m. in. z Activision i Perfect World.

więcej

007: Blood Stone

007: Blood Stone