Orzeł, polska superprodukcja, radzi sobie gorzej od ostatniego filmu Vegi

Film Orzeł. Ostatni patrol miał premierę 7 października i już wiemy, że debiut był wyjątkowo nieudany. W czasie pierwszego weekendu w kinach zebrało się łącznie 18 tysięcy widzów, co plasuje Orła nawet za Niewidzialną wojną Patryka Vegi, którą zobaczyło 30 tysięcy osób. Wynik był o tyle martwiący, że film kontrowersyjnego reżysera bardzo szybko zaczął znikać z kin (via Film WP).

Przygotowanie filmu kosztowało dużo czasu i pieniędzy

Twórcy filmu zadbali, żeby scenografia Orła. Ostatniego patrolu była jak najlepiej odwzorowana. Przez ponad rok tworzono rekonstrukcję wnętrza okrętu podwodnego. W prace zostali zaangażowani między innymi historycy i konsultanci, a nawet marynarze, którzy kiedyś służyli na bliźniaczej jednostce ORP „Sęp”. A nie skończyło się wyłącznie na dokładnych konsultacjach.

Podczas budowania konstrukcji wykorzystano specjalną platformę hydrauliczną. Dzięki niej umożliwiono jak najbardziej realistyczne odwzorowanie zachowania okrętu podczas zanurzeń, wynurzeń oraz reakcji na wybuchy min głębinowych. Przy zdjęciach pomagało Ministerstwo Obrony Narodowej, a także 3. Flotylla Okrętów i 8. Flotylla Obrony Wybrzeża.

Powiązane:SkyShowtime z intrygującymi nowościami na nadchodzące miesiące. Kinowe hity akcji, kontynuacja Dextera, wyczekiwane sci-fi oraz nowy serial z gwiazdą Rodu smoka

Niestety, praca nie przełożyła się na wyniki. Zdaniem Przemysława Romanowskiego z Film WP produkcja cierpi na problemy związane ze scenariuszem. Ciekawa, prawdziwa historia została przełożona w nudny i nieangażujący widza sposób. Nie wiadomo, czy nieduża widownia sprawi, że Orzeł. Ostatni patrol podzieli los Niewidzialnej wojny. Nadzieja pozostaje w szkołach, które mogą tłumnie udać się na historyczną produkcję.

Więcej:Dom dobry to najpopularniejszy polski film roku. Nowe dzieło Wojciecha Smarzowskiego widziało w kinach już prawie 1,8 mln widzów

• polskie filmy i seriale
• dramaty (filmy/seriale)
• premiera (filmy/seriale)
• ciekawostki filmowe