Newsroom Wiadomości Najciekawsze Komiksy Tematy RSS
Wiadomość opinie 8 października 2022, 11:37

Nie dajmy się samym ocenom, czytajmy recenzje gier

Proces wyrabiania zdania jest zjawiskiem delikatnym. Wystarczy strzępek informacji bądź nagłówek, by opinię scementować i posadowić w naszym umyśle. W przypadku dóbr popkultury ratunkiem jest recenzja oparta na wzajemnej relacji czytelnik-recenzent.

Źródło fot. Sony Interactive Entertainment / Miramax
i

Kilka kresek chaotycznie i, zdawałoby się, bezmyślnie nakreślonych na kartce papieru. Paleta barw raczej przypadkowa, brak wyraźnej tendencji, nie mówiąc o wykorzystaniu światłocienia. Szczątkowo zarysowana kompozycja. Przekaz artystyczny? Żaden. O dziwo, opisywane „dzieło” uzyskało najwyższą ocenę recenzentów. Jak to możliwe? Recenzentami byli moi rodzice, artystą – dwuletni ja.

Nie była to moja pierwsza ani ostatnia ocena. Proces ten towarzyszy mi tak naprawdę... od chwili narodzin. Na świecie przywitała mnie skala Apgar, oceniająca stan noworodków. Chcąc nie chcąc, stałem się mimowolnym uczestnikiem wszechobecnego konkursu. Czy to poprzez system edukacji, komisje wojskowe, pracodawcę, czy w końcu podczas ubiegania się o kredyt – bez przerwy jesteśmy oceniani. Nie twierdzę, że takie próby uchwycenia rzeczywistości są jednoznacznie złe. Stwierdzam fakty. Sam swoje za uszami mam. Jak niemal każdy z nas. Oceniamy, wartościujemy, klasyfikujemy praktycznie wszystko. Nie ulega jednak wątpliwości, że proces ten, cóż, delikatnie mówiąc, pogłębia się. A jako że już trochę się znamy, oszczędzę Wam zbędnych eufemizmów i powiem wprost – ryje on tak głęboko, że zbudził Balroga.

Panoptyzm

Kojarzycie odcinek serialu Black Mirror przedstawiający alternatywny, dystopiczny świat, w którym każdy człowiek jest oceniany przez społeczeństwo i na podstawie średniej noty otrzymuje, bądź nie, dostęp do określonych przywilejów? Jak to powiedzieć... Przedstawiona rzeczywistość nie jest już tak alternatywna, jakby się zdawało. Chiński system zaufania społecznego (Social Credit System) robi wszystko, by urzeczywistnić czarny scenariusz serialu Netflixa. Co prawda „Zarys planu budowy systemu oceny wiarygodności społecznej na lata 2014–2020” przygotowany i oficjalnie zatwierdzony przez chiński rząd nie został jeszcze w pełni zrealizowany, jednak sporo z jego postulatów funkcjonuje, a w części chińskich prowincji systemy punktowe działają już w formie pilotażowej. Co więcej od 2014 roku działają tzw. czarne i czerwone listy zarezerwowane nie tylko dla przedsiębiorstw czy instytucji publicznych, ale i dla pojedynczych obywateli.

W przypadku osób prywatnych wpisanie na czarną listę może być skutkiem naruszenia przepisów, unikania płacenia podatków, braku stosowania się do decyzji sądu (dotyczących np. alimentów) czy łamania norm społecznych i nieobyczajnego zachowania. Dla delikwentów mających zbyt niski poziom punktowy lub znajdujących się na czarnej liście chińscy decydenci wprowadzili cały wachlarz ograniczeń i kar, począwszy od upublicznienia listy, przez zmianę sygnału telefonicznych połączeń przychodzących na ostrzeżenie o naszym statusie na liście, na problemach z przemieszczaniem się, utrudnieniach w załatwianiu spraw administracyjnych czy braku dostępu do usług prestiżowych (wyższe uczelnie, luksusowe hotele lub nawet część zakresu opieki medycznej) kończąc.

Nie dajmy się samym ocenom, czytajmy recenzje gier - ilustracja #1

fot. Black Mirror, Netflix, 2011-

W naszej części świata z oczywistych powodów wygląda to nieco mniej orwellowsko niż w ChRL. Nieco. Chcesz wyjść do knajpy, znaleźć salon fryzjerski, mechanika lub jakąkolwiek inną usługę? Sprawdzasz ocenę w sieci. Brak ocen w Google’u lub na Facebooku? Pewnie nikt tam nie chodzi! A może zakup nowego sprzętu AGD? Testy, rankingi, benchmarki opanowują wyniki wyszukiwania po wpisaniu dowolnej nazwy. Nie inaczej dzieje się w przypadku dóbr kultury, takich jak książki, filmy, komiksy czy w końcu gry. Na takim etapie nasza cywilizacja wszechobecnego plebiscytu obecnie się znajduje. Jak do tego doszło? Behawioryści i socjolodzy jak jeden mąż jako odpowiedzialnych wskażą internet i serwisy społecznościowe. To ich łapki, serduszka i reakcje były tym wiadrem, który głupi Tuk nieopatrznie wtrącił do studni i nawet jeśli nie rozpoczął, to zintensyfikował proces budzenia demona. Obyśmy nie podzielili losów Durina.

Efekt masy

Problemem nie jest samo ocenianie, w gruncie rzeczy naturalne i dające pewien obraz danego zagadnienia, ani nawet sposób reprezentacji jego wyników w postaci intuicyjnych, bo wpojonych nam od najmłodszych lat, liczb, cyferek, znaków. Problemem jest to, że one nam wystarczają.

Średnie ocen użytkowników Metacritica lub Steama, podane w przystępnej formie niewymagającej głębszej analizy, w wielu przypadkach wydają się wyroczniami w wyrabianiu sobie zdania o danym tytule. Szybki rzut oka na noty, jakie gra otrzymuje, i już! Tak znacząca ich rola w procesie decyzyjnym to nic innego jak kolejna trywializacja i kondensacja przekazu informacji, mająca na celu uprościć i uprzyjemnić konsumentowi życie. Ale co najważniejsze – akt wiary w społeczność będącą swoistym jury.

Problem w tym, że za dziesiątkami, setkami czy tysiącami opinii stoją... no właśnie, kto? Nie zawsze jest to klarowne, a i sami gracze nierzadko bywają tendencyjni, krótkowzroczni czy zwyczajnie okrutni w swoich osądach. A może to osoby równie obiektywne jak rodzice, oceniający moje słodkie bohomazy? Poza tym – co tak naprawdę społeczność ocenia? Produkt? Jakość jego wykonania? A może jest to ocena niezwiązana bezpośrednio z samą grą, tylko np. próba wymierzenia kary jej twórcom za decyzje PR-owe, projektowe bądź sprzedażowe? Może czysty, nieskrępowany i nieuzasadniony hejt?

Cóż w takim razie począć? Za czyim głosem podążać? Gdzie szukać informacji? Rozwiązania są dwa – możemy podążyć za radą i słowami kogoś, kogo znamy i komu ufamy, lub wyrobić sobie własną opinię na podstawie suchych faktów i rzetelnych danych. W obydwu przypadkach z pomocą przychodzi nie kto inny jak stara, dobra, klasyczna recenzja.

Nie dajmy się samym ocenom, czytajmy recenzje gier - ilustracja #2

Oceny, oceny, wszędzie oceny. fot. Opencritic.com

Hello review my old friend

Oczyśćmy atmosferę – zacznijmy od minusów. Recenzja wymaga czasu i uwagi. Tak, trzeba ją przeczytać. Oczywiście można ograniczyć się do esencji zebranej w postaci tzw. „plusów i minusów” oraz oceny. I choć jako tako przybliżają nas one do stanu umysłu recenzenta w chwili pisania tekstu, nie spełniają powierzonej recenzji misji. Z definicji bowiem ma ona nie tylko charakter wartościujący i przedstawiający opinię autora, ale przede wszystkim informacyjny i analityczny. Umożliwia prześledzenie całego procesu przyczynowo-skutkowego, którego owocem są „ochy” i „achy” bądź „echy” i „uchy” recenzenta.

Analiza jest tu słowem kluczowym, gdyż lakoniczne średnie ocen lub wypunktowane wady i zalety mają siłę przekazu porównywalną z niemal beztreściowymi słowami nadużywanymi w nowomowie, typu „fajny”, „sympatyczny”. Dobrze napisana recenzja, częstująca nas rzetelną porcją wiedzy pozwala zrozumieć, czy dany tytuł jest dla nas, czy odnajdziemy w nim to, co w grach sprawia nam radość, wzbudza nasze emocje bądź nas rozwija. Recenzja, nie gorzej niż wypróbowanie dema gry lub obejrzenie „letspleja”, poprawi nam percepcję i wyreguluje celownik, dzięki czemu polowanie na tytuł odpowiadający naszym gustom będzie zdecydowanie bardziej skuteczne.

Wartość recenzji wzrasta zaś proporcjonalnie do wiedzy, jaką posiadamy o jej autorze, jego charakterze, preferencjach, doświadczeniu. Nic nie stoi wtedy na przeszkodzie, by zamiast samemu przedzierać się przez gąszcz niezliczonych premier, zdać się na myśliwego, który upoluje za nas co lepsze okazy, i zaufać jego osądom. Warto jednak wiedzieć, za jaką zwierzyną ugania się najchętniej. Dajcie Jordanowi katanę i możecie ostrzyć sobie zęby na soczystą japońską ośmiornicę, Karol z dwururką w dłoni dostarczy Wam smacznego „indyka”, a Draug zapewne uganiać się będzie za najlepszą samochodówką. Zaufanie budowane na podstawie długoletniej znajomości na linii czytelnik–recenzent procentuje i daje pewność otrzymywanych informacji, właśnie dzięki wiedzy na temat wspólnych preferencji, upodobań, awersji. Innymi słowy – poznajmy się przez recenzję!

Nie dajmy się samym ocenom, czytajmy recenzje gier - ilustracja #3

Na grach też się można ZNAĆ. fot. Two Point Campus, SEGA, 2022

„Recenzjoznawstwo”

A to dopiero początek. Kto powiedział, że recenzję czyta się najlepiej przed podjęciem decyzji o zakupie danego tytułu? Lub inaczej – czy czytanie jej musi być spowodowane pobudkami czysto komercyjnymi? Nie, nie i jeszcze raz nie.

Gry to nieodłączny już element popkultury i zdaniem wielu sztuka. Co za tym idzie, ważna dziedzina wiedzy rozwijająca się w sposób naturalny na wzór filmoznawstwa, muzykologii czy w końcu – jako istotna gałąź kulturoznawstwa. Recenzja jest jednym z kanałów pozwalających na pogłębienie naszej wiedzy. I to wiedzy nierzadko wykraczającej poza standardową formułę „fabuła-rozgrywka-audiowizualia”, a dającej szerszą perspektywę – historie stojące za kulisami powstania gry, sylwetki osób czy zespołu za dany tytuł odpowiedzialnych, odniesienia do poprzednich pozycji z serii oraz wiele innych informacji i kontekstów branżowych lub kulturowych.

Kocham czytać recenzje gier już przeze mnie zaliczonych. Powiem więcej – kocham czytać recenzje gier zaliczonych nawet po tysiąckroć, gdy wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że dany autor nie podziela mojego entuzjazmu w stosunku do opisywanego tytułu. Niesamowicie ciekawym i rozwijającym doświadczeniem jest zgłębianie odczuć innych, mając pewien bagaż własnych przemyśleń. Poznanie innego punktu widzenia. Innego kontekstu. Szczególnie gdy czytany tekst prezentuje wysoki poziom, a dziennikarz operuje rzeczowymi argumentami. Zdecydowanie warto mieć własne zdanie, jednak by je ugruntować, konieczne są mocne fundamenty w postaci wiedzy, doświadczenia i opinii. Oprócz swojej, opinii kogoś, kogo warto słuchać. Dlatego słuchajmy, czytajmy. Nie wstydźmy się zmiany zdania, bo to oznacza, że nasz umysł jest jeszcze otwarty i chłonny.

Koniec końców w recenzji każdy może znaleźć coś dla siebie. Może ona stanowić znakomite narzędzie w procesie zakupowym, skarbnicę wiedzy czy w końcu dłuto, które w kamieniu naszego umysłu wyryje interesujące idee, poglądy, opinie. Znajdą się zapewne i tacy, którym takowa lektura, ubrana w szaty prozy, liryki, eseju, listu czy dowolnej innej formy literackiej, posłuży jako doskonały sposób na spędzenie wolnego czasu.

Życie, życie jest recenzją

Opinie... każdy z nas ma prawo do własnej. Kwestią fundamentalną jest to, co naszą opinię powołało do życia. Nagłówek artykułu przeczytanego podczas pobieżnego przeglądu porannych newsów? Śmieszny mem z dużą ilością lajków? Średnia ocen na platformie zakupowej? Często strzępki informacji docierających do naszego mózgu urastają do rangi głosu, który wydaje się być naszym osądem na dany temat. Naszą opinią, która wyrosła z trefnego ziarna i rozrosła się w sposób niekontrolowany. A o opinię trzeba dbać, by była warta nieco więcej niż powietrze, potrzebne do jej wygłoszenia. I tu dłoń wyciąga do nas recenzent, podając na tacy gotowe argumenty, fakty, przemyślenia. A czy jest to dłoń pomocna, czy zdradziecka? Jakby to powiedzieć... musicie to ocenić sami. Here we go again.

Rafał Sankowski

Rafał Sankowski

Para się publicystyką; jego teksty ukazują się zarówno na GRYOnline.pl, jak i na łamach CD-Action. W grach ceni przede wszystkim uniwersa, których może stać się częścią i uwierzyć w ich autentyzm. Patrzy na świat z dystansem. Gdy nie gra, spaceruje po lasach, śpi pod namiotem, słucha muzyki Jeremy’ego Soule’a i narzeka, że w lesie nie podają ramenu, za którym przepada.

więcej