Newsroom Wiadomości Najciekawsze Komiksy Tematy RSS
Wiadomość opinie 8 listopada 2022, 17:55

Niby płatna gra, a pozwala mi pograć ponad 100 godzin za darmo

Final Fantasy XIV to alternatywa dla World of Warcraft, która cieszy się wciąż rosnącą popularnością. Tytuł ten wymaga opłacania comiesięcznego abonamentu, ale nowi gracze mogą spokojnie spędzić w tym MMORPG ponad 100 godzin za darmo. Aż żal nie zagrać!

Źródło fot. Square Enix
i

Czy słyszeliście o chwalonym przez krytyków MMORPG Final Fantasy XIV? Posiada rozszerzoną bezpłatną wersję próbną, dzięki której możecie przetestować całe A Realm Reborn oraz nagradzane rozszerzenie Heavensward do poziomu 60 za darmo, bez ograniczeń czasu gry.

Te dwa zdania to przetłumaczona reklama, jaką przygotowało Square Enix w ramach promowania rozbudowanego darmowego triala w 2021 roku. Przeszły one do historii i stały się memem społeczności, niemniej tkwi w nich ogromne ziarno prawdy – płatne Final Fantasy XIV faktycznie zapewnia ponad 100 godzin rozgrywki za darmo, i to bez limitów czasowych! Postanowiłem to sprawdzić, ale uprzedzam, że nie zawsze było przyjemnie, zwłaszcza na początku.

Za darmo – znaczy musi być dobre?

Od razu informuję, że Final Fantasy XIV ma tragiczny początek, przynajmniej moim zdaniem. Nie będę owijał w bawełnę, ale jeśli chcecie sprawdzić to MMORPG, musicie nastawić się na prawdziwie japońskie podejście do tworzenia gier. W ciągu kilku pierwszych godzin rozgrywki czekają Was nieme filmiki z napisami, mnóstwo chodzenia oraz mało dynamiczna walka i raczej niewciągająca fabuła.

Graficznie również nie jest najlepiej. Winę za to po części ponosi fakt, że gra wychodziła równocześnie na PlayStation 3, a do tego jej budżet był mocno ograniczony. Nie starczyło więc na pełny voice acting przy wszystkich scenkach. Zresztą sama jakość głosów aktorów w „podstawce” wydaje się mocno dyskusyjna i znacznie odbiega od współczesnych standardów.

Jeśli to Was nie odstraszy, zapewniam, że z czasem robi się tylko lepiej. W dalszych przerywnikach filmowych słyszymy coraz częściej aktorów głosowych, a z kolejnymi poziomami otrzymujemy dostęp do większej liczby umiejętności. Nagle podczas potyczek trzeba śmigać palcami po klawiaturze niczym po pianinie. Problem tylko w tym, że do tego etapu musicie dotrwać, a potrzebujecie jakichś 20 godzin, aby gra zaczęła się powoli rozkręcać. W tym czasie albo dorobicie się syndromu sztokholmskiego, albo po prostu szczerze pokochacie ten tytuł. W innym przypadku najzwyczajniej go sobie odpuśćcie.

We mnie walczyły dwa wilki. Jeden koniecznie chciał zrozumieć fenomen Final Fantasy XIV, który mi po prostu umyka. Drugi z kolei wiedział, że to moje kolejne podejście do tego MMORPG, zawsze kończące się tak samo – pogram w któryś dodatek i odpuszczam. Uznałem więc, że zacznę przygodę od początku i sprawdzę, co Square Enix pozmieniało w startowym etapie rozgrywki, skoro tak hojnie go udostępnia.

Kulawe początki wielkiego hitu

Final Fantasy XIV przebyło długą drogę, aby znaleźć się w miejscu, w którym jest. Pierwotnie tytuł ten wyszedł w 2010 roku, podziałał przez dwa lata i został zamknięty. W 2013 zadebiutowała wersja A Realm Reborn, która wywróciła oryginalny projekt do góry nogami. Gra odrodziła się niczym feniks z popiołów i dzisiaj znajduje się na szczycie.

Nie ma w tych słowach ani krztyny przesady, bowiem Final Fantasy XIV to obecnie jedno z dwóch najpopularniejszych MMORPG na świecie, a w dodatku mówimy tutaj o grze opartej na modelu subskrypcyjnym. Jest to więc realna alternatywa dla World of Warcraft, w przypadku której liczba graczy cały czas rośnie. Niektórzy twierdzą nawet, że dzieło Square Enix zdetronizowało grę Blizzarda, ale póki co nie ma na to twardych dowodów.

Niby płatna gra, a pozwala mi pograć ponad 100 godzin za darmo - ilustracja #1

Square Enix

100 godzin później, a ja dalej robię fabułę

W ramach wyjścia naprzeciw oczekiwaniom graczy Square Enix skróciło nieco fabułę „podstawki”, czyli A Realm Reborn, a także odświeżyło początkowe dungeony. Teraz potrzeba jedynie około 60 godzin (wcześniej nawet 100!), aby ukończyć całość, co jest absolutnie konieczne, żeby grać w to MMORPG. W Final Fantasy XIV przejście „podstawki” to warunek odblokowania wielu aspektów rozgrywki, więc albo ją zaliczycie, albo ratujcie się płatnym przedmiotem premium, pozwalającym ją ominąć.

Mimo wszystko tego ostatniego rozwiązania nie polecam, bo główną atrakcją tego tytułu jest właśnie... opowiadana w nim historia! Niestety, dopiero jej końcowy etap w A Realm Reborn zaczął robić się interesujący. Wcześniejsze 60 godzin polegało na poznawaniu realiów świata, aby gracz wiedział na przyszłość, czemu niektórzy bohaterowie podejmują takie, a nie inne decyzje. Nie powiem, że była to przyjemna przygoda – to raczej coś obowiązkowego do odklepania.

Warto jednak było poświęcić tyle czasu, aby trafić do dodatku Heavensward, który pokazał mi fabułę Final Fantasy XIV w zupełnie innym świetle. Nie zrozumcie mnie źle, od strony mechanicznej to wciąż „przyjdź, przynieś, zabij, pozamiataj”, ale historia warta jest tych nudnych i powtarzalnych zadań. Pierwsze rozszerzenie zapewnia około 50–60 godzin gry, do tego wciąż za darmo. Tego czasu zupełnie nie żałuję!

Niby płatna gra, a pozwala mi pograć ponad 100 godzin za darmo - ilustracja #2

Square Enix

Nie samym expieniem człowiek żyje

Samo przejście kampanii fabularnej, z którą związane są dungeony oraz rajdy, to ponad 100 godzin zabawy, a należy pamiętać, że w tym czasie nie odkryjemy pełni możliwości Final Fantasy XIV. Jest to jednak obowiązkowa jego ilość, jaką trzeba poświęcić, by móc dalej rozwijać postać i przejść do kolejnego dodatku zatytułowanego Stormblood. Należy go kupić, a także opłacić abonament, jeśli chce się kontynuować swoją przygodę z tym MMORPG – darmowa zawartość teoretycznie kończy się na Heavenswardzie.

Nikt jednak nie powiedział, że grania nie można wydłużyć również bez płacenia! Final Fantasy XIV oferuje system class-jobów, dzięki któremu jedna postać może mieć różne profesje. Każdą trzeba wyexpić, ale to nie problem, bo poza główną historią gra zapewnia zadania poboczne, system FATE, hunting log i inne możliwości rozwoju kolejnej klasy. I zdecydowanie warto sprawdzić je wszystkie, gdyż diametralnie różnią się od siebie.

Do tego dochodzą profesje związane ze zbieractwem oraz tworzeniem przedmiotów, które mają osobny ekwipunek, unikalne umiejętności oraz dedykowane misje – to praktycznie klasy same w sobie. W efekcie nic nie stoi na przeszkodzie, aby wycisnąć z Final Fantasy XIV drugie tyle grania, i to bez specjalnego szukania atrakcji – te po prostu są w grze i czekają na poszukiwaczy przygód. Jest w końcu The Manderville Gold Saucer z rozmaitymi minigierkami czy The Palace of the Dead – mógłbym zresztą jeszcze trochę powymieniać. Nie brakuje zatem zajęć, dzięki którym można cieszyć się grą, i to bez płacenia.

Niby płatna gra, a pozwala mi pograć ponad 100 godzin za darmo - ilustracja #3

Square Enix

Najpierw RPG, dopiero potem MMO

Już na pierwszy rzut oka widać, że początkowy etap Final Fantasy XIV mocno się postarzał i zwyczajnie zasługuje na aktualizację. Zwłaszcza z perspektywy nowego gracza, który obecnie musi liczyć się z obowiązkiem poświęcenia rozgrywce wielu godzin, aby w ogóle dojść do etapu końcowego. Ponadto, poza tym, co to MMORPG oferuje za darmo, są jeszcze dodatki Stormblood, Shadowbringers oraz Endwalker, z których każdy zapewnia jakieś 50 godzin grania.

Z jednej strony to naprawdę dużo zawartości, z drugiej nie oczekujcie, że jeśli darmowy początek Was nie zainteresował, to później się to zmieni. Final Fantasy XIV staje się z każdym rozszerzeniem lepsze, ale rdzeń rozgrywki pozostaje taki sam. Przez wiele godzin to przede wszystkim RPG, które dopiero po dłuższym czasie pokazuje swój aspekt MMO. Szkoda jedynie, że przygody nie możemy współdzielić z innymi, a opowiadaną tu historię każdy musi przeżyć sam. Odczuwalne jest to zwłaszcza w wersji próbnej, gdzie w ogóle nie miałem wrażenia, że gram w MMORPG.

Final Fantasy XIV zdecydowanie nie każdemu przypadnie do gustu. Mnie przykładowo zwyczajnie się nie podoba, ale mimo to z czystym sumieniem mogę polecić ten tytuł. Najwidoczniej to nie moja para kaloszy, jednak dla kogoś innego będą jak znalazł. A skoro można je przymierzyć za darmo, grzechem byłoby nie spróbować. Najwyżej zrezygnujecie, a będziecie bogatsi o nabytą w ten sposób wiedzę!

Patryk Manelski

Patryk Manelski

Chciał być informatykiem, potem policjantem, a skończyło się na „dziennikarzeniu” na UŚ. Tam odkrył, że można połączyć pasję do grania z pisaniem. Następnie bytował w kilku redakcjach, próbując przekonać wszystkich, że gry MMO są najlepsze na świecie. Tak trafił do działu publicystyki na GOL-u, gdzie niestrudzenie kontynuuje swoją misję – bez większych sukcesów. W przerwach od walenia z axa hoduje cyfrowe pomidory, bawiąc się w wirtualnego farmera. Nie mając własnego ogródka, zadowala się opieką nad drzewkiem bonsai. Kręci go też jazda na rowerze, zaś czytać lubi mangę i fantastykę. A co najważniejsze, pochodzi z Sosnowca, gdzie zresztą mieszka i z czego jest dumny!

więcej