Za Hordę, za Pustkowia i za BFG! Wspominamy 3 legendarne planszówki na podstawie gier
Gracz lubi grać. To oczywiste. Czasami jednak warto wstać od konsoli czy komputera i zasiąść do stołu. Planszówki bazujące na grach wideo to nie tylko Cyberpunk czy Wiedźmin: Stary Świat firmy Go On Board. Tradycja uplanszawiania wirtualnej rozrywki sięga bowiem czasów Tetrisa i Pac-Mana. Popatrzmy zatem na nie najnowsze już pozycje (ale też i nie najstarsze).

Spokojnie, aż tak bardzo w przeszłość cofać się nie będziemy. Przeskoczymy do pierwszej dekady XXI wieku i czasów trochę późniejszych, kiedy zbieranie pieniędzy na produkcję gry planszowej w serwisach wsparcia społecznościowego (takich jak np. Kickstarter) nie było jeszcze popularne. Obecnie bowiem hasło „żadnych pre-orderów”, tak często powtarzane w przypadku gier wideo, zupełnie nie idzie w parze z grami planszowymi. Takie serwisy jak wspomniany Kickstarter czy nasz polski Gamefound (który stał się potęgą na rynku społecznościowego fundowania gier planszowych i RPG, prześcigając nawet w tym segmencie Kickstartera) zbierają miliony dolarów na długo przed premierą danego produktu.
Pozycje takie jak Cyberpunk, Frostpunk, Descent, Helldivers 2 czy Wiedźmin: Stary Świat i Heroes of Might and Magic dzięki ufundowaniu społecznościowemu zyskują nie tylko pieniądze, ale też followersów, którzy z zapartym tchem będą czekać na ich wydanie. Chcę Wam jednak opowiedzieć o trzech grach planszowych na podstawie gier wideo, które nie miały kampanii na Kickstarterze, niemniej bazowanie na znanych markach i tak zapewniło im niezłą sprzedaż. Poza tym są całkiem dobre, choć pewne rozwiązania trącą już myszką. Oto przed Wami strategia czasu rzeczywistego, zwiedzanie pustkowi i pierwszoosobowy shooter. A to wszystko – ze znajomymi, przy stole, na planszy.
Na pustkowia!
Takie hity jak Fallout musiały się doczekać swoich edycji bez prądu. Zabawa na planszowych pustkowiach to przede wszystkim gra Fallout: The Board Game.
Shelter przy stole
Świetna jest też planszówka Fallout Shelter. Nie dość, że została cudownie wydana (ta metalowa puszka!), to zapewnia prostą do opanowania zasad rozgrywkę dla 2–4 graczy, w tym nawet dla dzieci. Polega mniej więcej na tym samym co jej mobilny odpowiednik – na budowaniu pomieszczeń w schronie, zdobywaniu niezbędnych zasobów (woda, prąd i jedzenie) oraz walce z przeciwnościami losu (pożary, ataki zmutowanych karaluchów albo najeźdźców itp.). To świetna metoda, by na przykład wciągnąć młodsze pokolenie w świat postapokaliptycznych pustkowi. Nie wiem dlaczego, ale niedawny serial Fallout jakoś bardziej klimatem przypomina mi właśnie Sheltera – zarówno growego, jak i planszówkowego. Oczywiście tak popularne uniwersum jak Fallout doczekało się też bitewniaka i własnej wersji... Monopoly. Pewnie przy okazji drugiego sezonu serialu pojawią się kolejne gry.
Pozycja ta, wydana w 2017 roku przez Fantasy Flight Games, przenosi graczy do postapokaliptycznego świata zniszczonej Ameryki, pozwalając na eksplorację pustkowi, walkę z potworami i dokonywanie trudnych moralnie wyborów.
Gra, dla maksimum 4 osób, trwa zwykle około 2 godzin, może nawet 3. Źródłem dla tej planszówki, najmłodszej w niniejszym zestawieniu, są światy Falloutów Bethesdy, głównie „czwórki”. Na podzielonej na heksy planszy gracze wcielają się w ocalałych, którzy próbują zdobywać wpływy, ekwipunek i doświadczenie. Kluczową rolę odgrywa tutaj talia ponad 150 kart zadań i spotkań, rozwijających fabułę i sprawiających, że każda rozgrywka to nowa historia. Można też powalczyć (co poza opowieścią jest, nie oszukujmy się, najistotniejszą częścią Falloutów) ze znanymi z ekranu przeciwnikami. Dobrać nam się do planszowego tyłka będą próbowali ghule, supermutanty, raiderzy, no i oczywiście Deathclaw. Zapewniam – kiedy ten przeciwnik pojawi się na planszy, zrobi się gorąco.
W 2018 roku pojawił się dodatek Fallout: New California, który wprowadził nowe scenariusze, postacie, kafle mapy oraz długo oczekiwany tryb kooperacji, a także nawiązania do pierwszego Fallouta i Fallouta 2. Jeśli mam być szczery – zdecydowanie warto się weń zaopatrzyć, bo bez niego w podstawowym Falloucie ma się uczucie, jakby każdy gracz grał solo, jakoś nie czuć tej drużynowości.
Mimo że ta gra jest najmłodsza z wszystkich tu przedstawianych, pochodzi sprzed czasów crowdfundingowych, co widać. Ma pewne wady – m.in. sporą losowość, która nie każdemu pasuje. Niemniej mimo wszystko spotkała się z dobrym przyjęciem i zdecydowanie ją Wam polecam – ale tylko z dodatkiem, choć obecnie cały zestaw może być trudny do dostania za rozsądne pieniądze.
Za Azeroth! Za Hordę!
Jeśli chcemy na planszy zaznać przygód w świecie Azeroth, mamy kilka możliwości. Fan WoW-a może sięgnąć po dość nowe Small World of Warcraft albo World of Warcraft Wrath of Lich King, ale może też dorwać wielgachną planszówę World of Warcraft the Board Game. Wydana w 2005 roku, doczekała się dodatków (ale nie tylu co jej komputerowy odpowiednik) i obecnie jest to naprawdę biały kruk wśród kolekcjonerów planszówek. Kiedy niewiele na rynku było tak pokaźnych i pełnych wszelakiego dobra pudeł z grami planszowymi (jak pisałem: obecnie wypełnione po brzegi kartony to standard), planszowy WoW mocno się wyróżniał. Zawierał około 1000 elementów (wliczając karty)! Ta gra, wraz z wydanym wcześniej Twilight Imperium, ugruntowała pozycję Fantasy Flight Games jako wydawcy najbardziej bogatych edycji gier planszowych... I po prostu dobrych gier – głównie na licencji. Tak, to ta firma od 2011 wydawała gry bitewne i planszowe spod znaku Star Wars.
Ale jest jeszcze jedna gra stołowa Warcraft. Wyszła wcześniej niż wspomniany planszowy WoW i tym razem spece z Fantasy Flight Games wzięli na warsztat komputerową strategię Warcraft III. Zamiast klikać myszką, gracze przesuwają figurki po modularnej planszy złożonej z heksów. Każdy startuje ze swoim ratuszem, kilkoma robotnikami i armią, a celem – jak w komputerowym pierwowzorze – jest powiększanie bazy, zbieranie złota i drewna oraz doskonalenie swoich możliwości bojowych wraz z rozwojem swoich jednostek.
Gra odbywa się w turach, w których naprzemiennie eksplorujemy mapę, wydobywamy surowce, rośniemy w siłę i walczymy o kontrolę nad kluczowymi lokacjami. Bitwy rozstrzygane są poprzez rzuty kością – niestety o zwycięstwie często decyduje sprytne ustawienie jednostek i losowość. Jeśli zdecydujecie się na zagranie w tę grę (choć mechanika dzisiaj może się już wydawać dość toporna), musicie poszukać trochę w internecie na temat modyfikacji zasad, bo balans jednostek pozostawia sporo do życzenia. Jednostki mamy bowiem latające, dystansowe i walczące wręcz... I szybko przekonujemy się, które z nich są zdecydowanie silniejsze od pozostałych.
Wygrać można na dwa sposoby: eliminując przeciwnika lub zdobywając punkty zwycięstwa za strategiczne miejsca i rozwój armii. W 2004 roku gra doczekała się dodatku, który wprowadził znane z Warcrafta III elementy: bohaterów, przywołańców i neutralne potwory, ale tego dodatku nie udało mi się znaleźć w cenie, która nie zwalałaby z nóg.
Doom przy stole? To możliwe
Myślałem, że nie da się przenieść tak dynamicznej gry jak Doom na planszę. Myliłem się. Legenda strzelanek doczekała się już dwóch planszowych adaptacji autorstwa Fantasy Flight Games. Pierwsza edycja (z 2004 roku) była inspirowana Doomem 3 i przypominała mechanikami późniejsze Descent: Journeys in the Dark. Gracze wcielali się w drużynę marines lub w Overlorda zarządzającego zastępami demonów, zatem do gry potrzeba było minimum dwóch osób. Jedna kontrolowała wszystkie potwory, a każda pozostała była jednym marine’em. Kolejne scenariusze stanowiły osobne misje – eksplorowało się klaustrofobiczne korytarze, kompletowało ekwipunek i próbowało przetrwać kolejne fale potworów. Nie wiadomo było, co czyha za następnymi drzwiami, a jeśli wspomniany Overlord okazywał się wredny, mógł napsuć graczom krwi. Rozgrywka była asymetryczna: jeden kontra wszyscy, a sukces zależał od sprytu, kości i odpowiedniego zarządzania kartami.
W 2016 roku, wraz z rebootem serii gier wideo, ukazała się nowa edycja – Doom: The Board Game. Mechanicznie bazowała na dopracowanych rozwiązaniach z wcześniejszej gry, ale też np. z Posiadłości Szaleństwa, a osadzono ją w świecie Dooma (tego z 2016 roku). Marines otrzymali talie broni i zbroi do personalizacji, a sama walka nabrała tempa dzięki mechanice Glory Kill, przeniesionej wprost z komputerowego pierwowzoru.
To, co było fajne (a teraz w dobie Kickstartera stało się popularne), to całkiem sporo ciekawych i szczegółowych figurek demonów i żołnierzy. Kilku moich znajomych, siedzących na co dzień w bitewnym Warhammerze, zdecydowało się na pomalowanie tych figurek. Wyglądały obłędnie! Poza tym gra ma do zaoferowania dwanaście scenariuszy podzielonych na dwie minikampanie.
Pozycja ta oddawała klimat bezwzględnej walki, wymuszając szybkie decyzje i pełną współpracę w drużynie marines. Z kolei gracz kontrolujący demony miał do dyspozycji szeroki arsenał zagrywek i kart, co zapewniało dynamiczne, asymetryczne starcia. Emocje były naprawdę spore, kiedy współpracujący marines próbowali pokonać potwory, zaś to, że powierzono sterowanie złem innemu graczowi, a nie mechanice gry, dodawało sporo głębi do rozgrywki i dzięki temu zliczany ponownie scenariusz nigdy nie był taki sam. Jedyne, co okazywało się problematyczne, to długość gry. Jedna sesja potrafiła trwać nawet ponad 3 godziny, więc Doom nie nadawał się na szybką partyjkę ze znajomymi.
Dziś Doom: The Board Game – zarówno klasyka z 2004, jak i jej odświeżona wersja z 2016 roku – uchodzi za jedną z najlepszych prób przeniesienia klimatu strzelanki FPS na planszę. Jako ciekawostkę warto dodać, że projektant Dooma z 2004 roku, czyli Kevin Wilson, przygotował także planszówkę na podstawie Descenta i Cywilizacji, a poza tym współtworzył jedną z najbardziej hitowych produkcji Fantasy Flight Games, czyli Grę o tron, na podstawie znanych książek Pieśń lodu i ognia.
To kosztuje
Nie muszę mówić, że planszówki, tak jak i rzadkie wydania gier wideo, potrafią być też niezłą lokatą kapitału. Pierwsze wydanie wspomnianego wyżej Dooma w wersji nieuszkodzonej i zafoliowanej osiągnęło na eBayu cenę ponad 15 tysięcy złotych. Zapieczętowany dodatek do World of Warcraft the Board Game to kolejne 1000 złotych... Plus cło i przesyłka ze Stanów, bo w Polsce tego nie widziałem, choć może trafiłoby się gdzieś w Unii Europejskiej, gdyby dokładniej poszukać. Warcraft: The Board Game jest z kolei dość tani i dostępny, choć to najgorsza z prezentowanych w tekście gier.
Coraz więcej tego!
Obecnie mamy swoistą modę na przekształcanie znanych marek gier wideo w planszówki. Ta forma rozrywki zyskuje coraz większe grono fanów. Jest to też spowodowane tym, że gry wideo trafiają do starszych graczy – a oni niekoniecznie będą kupować figurki kolekcjonerskie czy maskotki. Dobra planszówka potrafi zapewnić sporo nowych doznań i zawsze balansuje pomiędzy przeniesieniem klimatu pierwowzoru do formy analogowej a skopiowaniem konkretnych mechanik z komputera. Cywilizacja, Frostpunk, This War of Mine, Wiedźmin: Stary Świat, The Last of Us, Heroes of Might and Magic, Assassin’s Creed, Tekken, Cyberpunk – naprawdę sporo tego jest i sporo powstaje kolejnych tytułów. Sam Wiedźmin może się już poszczycić kilkoma pozycjami, a nie zanosi się, by miały to być ostatnie produkcje z nim związane. Warto wejść w to hobby. Jak to mówią – zacznijcie kupować planszówki, nie będziecie mieli pieniędzy na narkotyki. Będziecie grali w planszówki na podstawie gier, to przynajmniej nikt Wam nie powie: „Wyłącz ten kąkuter i znajdź sobie znajomych”. Tyle wygrać.